Wykład X
Proponowane środki zaradcze – społeczne i
finansowe
Prohibic ja
i prawo głosowania dla kobiet – Uwolnienie cen srebra i protekcyjne
cła – “Komunizm” – “Wszystkie rzeczy mieli wspólne” –
“Anarchizm” – “Socjalizm” czyli “Kolektywizm” – Babbitt o
rozwoju społecznym – Herbert Spencer o socjalizmie – Przykład
dwóch społeczności
socjalistycznych – “Nacjonalizm” – Powszechne wykształcenie
mechaniczne jako środek zaradczy – “jedyny podatek” jako środek
zaradczy – Odpowiedź, jakiej Henry George udzielił papieżowi
Leonowi xiii w kwestii robotniczej – Wypowiedź dr Lymana Abbotta
na temat tej sytuacji – Sugestie biskupa kościoła
metodystyczno-episkopalnego – Inne nadzieje i obawy – Jedyna nadzieja
– “Ona błogosławiona nadzieja” – Stanowisko właściwe
dla ludu Bożego, który widzi te rzeczy – Na świecie, ale nie
ze świata.
“Izali ni e
masz balsamu w Galaad? Izali tam nie masz lekarza?” “Leczyliśmy
Babilon, ale nie jest uleczony. Opuśćmyż go, a pójdźmy
każdy do ziemi swej; bo sąd jego aż do nieba sięga”
– Jer. 8:22; 51:7-9.
ROZMAITE lekarstwa przedstawiane są jako
“panaceum” mające ulżyć wzdychającemu stworzeniu,
poddanemu działaniu obecnych warunków, które powszechnie uznawane są
za poważne. Tak więc wszyscy, którzy współczują z
cierpiącym społeczeństwem, muszą także okazać
zrozumienie dla usiłowań różnych doktorów, którzy,
postawiwszy
diagnozę, z wielką niecierpliwością domagają się,
by pacjent wypróbował ich receptę. Próby wymyślenia
kuracji i zastosowania jej są godne polecenia i znajdują
zrozumienie wśród wszystkich dobrze usposobionych ludzi. Pomimo to
zdrowy, oświecony Słowem Bożym
sąd informuje nas, że żadne z proponowanych lekarstw nie
uzdrowi tej choroby. Niezbędna będzie obecność i usługa
Wielkiego Lekarza wraz z Jego środkami zaradczymi – lekarstwami,
szynami, <str. 470> bandażami, kaftanami bezpieczeństwa i
lancetami. I tylko
skuteczne oraz wytrwałe stosowanie tych środków będzie w
stanie uzdrowić chorobę ludzkiej deprawacji i samolubstwa.
Przyjrzyjmy się jednak niektórym receptom proponowanym przez innych
doktorów, aby przekonać się, w jaki sposób niektóre z nich,
upodobniając się do mądrości Bożej, są od
niej mimo wszystko bardzo dalekie. Naszym celem nie jest sprzeczanie się,
ale wyraźniejsze zauważenie jedynego kierunku, z którego można
oczekiwać koniecznej pomocy.
Prohibicja i prawo głosowania dla kobiet
jako środek zaradczy
Te dwa zagadnienia są zwykle ze sobą
łączone, gdyż zauważono, że prohibicja nigdy nie
uzyska poparcia większości, jeśli kobiety nie będą
miały praw wyborczych – a nawet i wtedy nie jest to jeszcze takie
pewne. Obrońcy tego rozwiązania wskazują na statystyki, by
wykazać, jak wiele nieszczęść i ubóstwa w narodach
chrześcijańskich wywodzi się z obrotu napojami
alkoholowymi. Twierdzą także, że gdyby zakazać sprzedaży
alkoholu, to pokój i obfitość stałyby się zasadą,
a nie wyjątkiem.
Z całego serca sympatyzujemy z większością
twierdzeń tego rodzaju. Pijaństwo jest z pewnością
jednym z najbardziej szkodliwych owoców cywilizacji. Bardzo szybko
rozprzestrzenia się ono także na kraje półcywilizowane i
barbarzyńskie. Bardzo byśmy się cieszyli, gdyby
zlikwidowano go
teraz i na zawsze. Chętnie także przyznajemy, że likwidacja
obrotu alkoholem przyniosłaby znaczne zmniejszenie panującego
obecnie ubóstwa, gdyż przez niego marnowane są setki milionów
dolarów rocznie. Jednak usunięcie alkoholu nie uzdrowi zła
wywodzącego się
z obecnych, samolubnych warunków społecznych ani też nie zrównoważy
miażdżącego ciśnienia “prawa podaży i
popytu”, które będzie rosło nieubłaganie, jak zawsze,
wyciskając ostatnie soki życia z mas społecznych.
Kto tak naprawdę trwoni miliony dolarów rocznie
na alkohol? Bardzo biedni? Na pewno nie; bogaci! Bogaci na pierwszym
miejscu, a za nimi klasa średnia. Jeśliby od jutra zlikwidować
obrót <str. 471> alkoholem, to nie tylko że nie zmniejszyłoby
to presji finansowej dla najuboższych, ale jeszcze przyniosłoby
odwrotny skutek. Tysiące rolników, którzy uprawiają miliony
buszlis
jęczmieniu, żyta, winogron i chmielu – artykułów
stosowanych przy produkcji napojów alkoholowych – zmuszonych byłoby
do uprawy innych roślin, doprowadzając w ten sposób do jeszcze
większego ogólnego spadku cen produktów rolnych. Ogromna rzesza
dziesiątków tysięcy gorzelników, bednarzy, producentów
butelek i naczyń szklanych, woźniców, pracowników restauracji
i barmanów, zatrudnionych obecnie przy obrocie alkoholem, byłaby
zmuszona do
znalezienia sobie innego zajęcia, pogrążając jeszcze
bardziej rynek pracy i doprowadzając do dalszego obniżenia skali
zarobków. Wielomilionowy kapitał, zainwestowany obecnie w tej
dziedzinie, zostałby przeniesiony gdzie indziej, zwiększając
konkurencję w biznesie.
Wszystko to nie powinno powstrzymywać nas w dążeniu
do pozbycia się tego przekleństwa. W miarę możliwości
możemy też starać się o pozyskanie dla tej sprawy większości
społeczeństwa. Jednak taka większość nigdy
się nie znajdzie (z wyjątkiem społeczności lokalnych).
Większość składa się z niewolników tego nałogu
i ludzi, którzy są nim osobiście finansowo zainteresowani,
wprost lub pośrednio. Prohibicja nie zostanie wprowadzona aż do
czasu ustanowienia Królestwa Bożego. Chcemy tu jedynie wskazać,
że
usunięcie przekleństwa pijaństwa, nawet gdyby się udało
do tego doprowadzić, nie uzdrowiłoby obecnej choroby społeczno-finansowej.
Uwolnienie cen srebra i protekcyjne cła
jako środek zaradczy
Bez większych zastrzeżeń przyznajemy,
że usunięcie srebra z podstawy systemu monetarnego krajów chrześcijańskich
było mistrzowskim ciosem polityki samolubstwa ze strony kredytodawców,
którzy zmniejszyli w ten sposób ilość standardowych monet na
rynku, zwiększając tym samym wartość swoich kredytów.
Uszczuplenie
zasobów legalnego pieniądza pozwoliło na utrzymanie wysokich
odsetek od długów, gdy w tym samym czasie wszystkie inwestycje w
przemyśle, jak również wynagrodzenia za pracę ustawicznie
traciły na wartości na skutek zwiększenia podaży i
konkurencji.
Wielu bankierów i kredytodawców <str. 472> to “uczciwi”
ludzie, pozostający w zgodzie z prawnym standardem uczciwości.
Tylko że, niestety, standard ten w wielu przypadkach jest zbyt niski.
Zgodnie z nim mówi się: My bankierzy i kredytodawcy pilnujmy swojego
interesu, a rolnicy, którzy nie są tak sprytni, niech pilnują
swego. Będziemy zwodzić biedniejszych i mniej bystrych nazywając
złoto “uczciwym pieniądzem” a srebro “nieuczciwym pieniądzem”.
Wielu biednych stara się być uczciwymi i w ten sposób zostaną
onieśmieleni
i pozyskani do popierania naszych planów, które będzie jednak ciężko
przeprowadzić wśród “żniwiarzy”. Pod wpływem
naszego mówienia o “uczciwym pieniądzu”, dzięki naszemu
prestiżowi ludzi szanowanych oraz naszej pozycji finansistów i ludzi
bogatych,
dojdą oni do wniosku, że jakikolwiek pogląd sprzeczny z
naszym musi być błędny. Zapomną, że srebrny pieniądz
był standardem światowym od najdawniejszych czasów, zaś złoto,
podobnie jak kamienie szlachetne, było dawniej towarem handlowym, a
dopiero potem
dołączono go do srebra, aby zaspokoić zwiększające
się zapotrzebowanie na pieniądze konieczne do prowadzenia światowych
interesów. Nawet w chwili obecnej spada wysokość odsetek w
naszych centrach finansowych. O ile jeszcze obniżą się
odsetki, jeśli całe
srebro nabierze wartości monetarnej i zwiększy się ilość
pieniądza? Naszym następnym krokiem musi być wycofanie
wszystkich pieniędzy papierowych, by w ten sposób napęczniały
nasze odsetki.
Zgodnie z prawem podaży i popytu każdy pożyczkobiorca
jest zainteresowany tym, żeby było jak najwięcej pieniędzy
– srebrnych, złotych i papierowych. Zgodnie z tym samym prawem w
interesie każdego bankiera i kredytodawcy leży wycofanie pieniędzy
papierowych i zdyskredytowanie srebra, ponieważ im mniej jest pieniędzy,
którymi
można spłacić długi, tym większe jest
zapotrzebowanie na ową niewielką ilość pieniądza.
Dlatego też wraz ze spadkiem wynagrodzeń za pracę i cen
towarów handlowych, wzrasta popyt na pieniądze, a odsetki trzymają
się dobrze.
Jak już pokazaliśmy, prorocze wzmianki zdają
się wskazywać, że srebro nie zostanie już przywrócone
do tych samych przywilejów, jakimi cieszy się złoto jako
standardowy pieniądz cywilizowanego świata. Jest jednak
oczywiste, że nawet gdyby nastąpiło pełne przywrócenie
pozycji srebra, to
ulga z tego wynikająca byłaby jedynie <str. 473> doraźna
– zlikwidowałoby to dodatkowe zachęty dla przemysłowców
w Japonii, Indiach, Chinach i Meksyku. Przyniosłoby to poprawę
sytuacji rolnictwa krajów chrześcijańskich, likwidując część
obecnego napięcia,
w warunkach którego każdy stara się “wiązać koniec
z końcem”, i odwlekając być może gwałtowny
upadek na jakiś czas. Jednak najwidoczniej Bóg nie życzy sobie
takiego przekładania owego “złego dnia”. Stąd też
ludzki egoizm, ślepy na wszelkie argumenty, będzie
panował i rujnował jeszcze szybciej. Tak jak jest napisane:
“Zginie mądrość mądrych jego” oraz: “Ani srebro
ich, ani złoto ich nie będzie ich mogło wyrwać w dzień
gniewu Pańskiego” (Sof. 1:18; Ezech. 7:19; Izaj. 14:4-7 bg; Izaj.
29:14).
Protekcjonizm, m ądrze
dozowany, tak by uniemożliwiał powstawanie monopoli i rozwijał
zasoby naturalne kraju, może bez wątpienia przynosić pewne
korzyści w zapobieganiu zrujnowaniu dochodów robotniczych na całym
świecie. Najprawdopodobniej jednak będzie to tylko oznaczało
ustawienie równi pochyłej,
po której zarobki stoczą się na niższy poziom, zamiast
czekania, aż z hukiem runą w przepaść. Wcześniej
czy później, w panującym obecnie systemie konkurencyjnym, zarówno
ceny towarów, jak i wynagrodzenia za pracę będą musiały
znaleźć
się na całym świecie na mniej więcej tym samym
poziomie.
Przeto ani uwolnienia cen srebra, ani ustanowienia
protekcyjnych ceł nie można uznać za rozwiązanie
obecnych i przyszłych problemów. Jest to jedynie środek łagodzący.
Komunizm jako środek zaradczy
Komunizm proponuje system społeczny, w którym będzie
obowiązywała wspólnota dóbr. Wszelka własność będzie
posiadana wspólnie i użytkowana dla powszechnego dobra, zaś cały
zysk z pracy będzie spożytkowany dla ogólnej pomyślności
w myśl zasady: “Każdemu według potrzeb”. Do czego
zmierza komunizm, można przekonać się na przykładzie
Komuny Paryskiej. Według opisu ks. Josepha Cooka “komunizm
oznacza zniesienie <str. 474> praw dziedzicznych, rodziny, narodowości,
religii i własności”.
Niektóre z właściwości komunizmu godne
są polecenia (zob. socjalizm), jednak w całości idea ta
jest nierealna. System ten być może mógłby dobrze
funkcjonować w niebie, gdzie wszyscy są doskonali, czyści i
dobrzy oraz gdzie panuje miłość. Jednak po chwili
zastanowienia każdy człowiek,
mający jakieś poglądy i nieco doświadczenia, przyzna,
że przy obecnym stanie serc taki system jest całkowicie
nierealny. Doprowadziłby on do tego, że wszyscy ludzie staliby
się trutniami. Wkrótce konkurowaliby między sobą, kto będzie
wykonywał najmniejszą
i najgorszą pracę, a społeczeństwo prędko popadłoby
w barbarzyństwo i niemoralność, prowadzącą do
szybkiej zagłady całego gatunku.
Niektórzy jednak wyobrażają sobie, że
Biblia naucza komunizmu, a w związku z tym musi to być prawdziwy
środek zaradczy – środek Boży. Dla wielu jest to
najmocniejszy argument przemawiający za komunizmem. Bardzo popularne
jest przypuszczenie, jakoby miał on być ustanowiony przez
naszego Pana i apostołów oraz że powinien być kontynuowany
w rządach i praktyce chrześcijańskiej. Dlatego właśnie
przedstawiamy poniżej artykuł na ten temat pochodzący z
naszego własnego czasopisma.
“Wszystkie rzeczy mieli wspólne”
“A wszyscy, którzy uwierzyli byli pospołu, i
wszystkie rzeczy mieli wspólne. A osiadłości i majętności
sprzedawali, i udzielali ich wszystkim, jako komu było potrzeba. A na
każdy dzień trwając zgodnie w kościele i chleb łamiąc
po domach, przyjmowali pokarm z radością i w prostocie
serdecznej. Chwaląc Boga i mając łaskę u wszystkiego
ludu” – Dzieje Ap. 2:44-47.
Oto spontaniczn y
nastrój pierwotnego kościoła: samolubstwo ustąpiło
miejsca miłości i ogólnemu dobru. Błogosławione doświadczenie!
Niewątpliwie też podobne uczucia, mniej lub bardziej uświadomione,
rodzą się w sercach wszystkich, którzy naprawdę się
nawrócili. Gdy po raz
pierwszy zdaliśmy sobie sprawę z rzeczywistego sensu <str.
475> Boskiej miłości i zbawienia, gdy zupełnie oddaliśmy
się na służbę Panu i uświadomiliśmy sobie,
jak wielkie otrzymaliśmy od niego dary, które odnoszą się
nie tylko do obecnego życia, ale i do tego,
które dopiero ma przyjść, odczuliśmy przepełniającą
nas radość, która odkrywa w każdym współpielgrzymie
do niebiańskiego Chanaanu brata albo siostrę i sprawia, że
ufamy im jako krewnym naszego Pana i posiadającym Jego ducha. Mieliśmy
więc skłonność do
postępowania z nimi w każdej sprawie tak, jakbyśmy czynili
to naszemu Panu oraz do dzielenia z nimi wszystkiego, co posiadamy, tak
jakbyśmy to dzielili z naszym Odkupicielem. W wielu przypadkach
jednak przeżywaliśmy brutalny szok, gdy uświadamialiśmy
sobie,
że nikt – ani my, ani inni – nie jest doskonały w ciele,
że nawet jeśli lud Pański posiada obecnie wielką miarę
ducha swego Mistrza, to skarb ten przechowuje w “glinianym naczyniu”
ludzkiej słabości i ułomności.
Następnie nauczyliśmy się, że
trzeba liczyć się nie tylko ze słabościami ciała
innych ludzi, ale że także i nasze własne niedomagania
cielesne wymagają nieustannej kontroli. Stwierdziliśmy, że
mając wszyscy udział w upadku Adamowym, nie wszyscy upadamy w
taki sam sposób i pod tym samym względem.
Wszyscy utracili podobieństwo Boże i ducha miłości,
rozwijając w sobie podobieństwo do Szatana i ducha samolubstwa.
Samolubstwo, podobnie jak miłość, objawia się na wiele
sposobów. I tak, w jednym człowieku samolubstwo rozwinęło
się w formie zamiłowania do
wygody, lenistwa i bezmyślności, w innym zaś objawia się
jako energiczna gotowość do pracy w celu osiągnięcia
przyjemności doczesnego życia i samozadowolenia.
Niektórzy spośród tych aktywnie
samolubnych znajdują zadowolenie w gromadzeniu majątku, chcąc
żeby wszyscy mówili: Ale on jest bogaty. Inni karmią swój
egoizm ludzkimi zaszczytami, jeszcze inni strojami, podróżami,
rozpustą oraz najniższymi i najpodlejszymi formami samolubstwa.
Od chwili spłodzenia do nowego życia w
Chrystusie i wejścia w posiadanie nowego ducha miłości
rozpoczyna się konflikt i walka, wewnętrzna i zewnętrzna,
ponieważ nowy duch walczy z każdą formą samolubstwa i
deprawacji, które wcześniej miały nad nami władzę.
“Nowy zmysł Chrystusowy”, którego zasadami są sprawiedliwość
i miłość, broni się i przypomina woli,
że wyraziła zgodę na tę zmianę i potwierdziła
to przymierzem. Pożądliwości ciała (samolubne
pragnienia, niezależnie od ich ukierunkowania) wspomagane przez wpływy
zewnętrzne ze strony przyjaciół, sprzeciwiają się i
wszczynają dyskusję, twierdząc, <str. 476> że
nie ma potrzeby podejmowania tak radykalnych kroków, że takie postępowanie
byłoby głupie, absurdalne i nierealne. Ciało upiera się
przy tym, że stary kierunek nie powinien ulec zmianie, zgadzając
się jedynie na niewielkie modyfikacje
polegające na rezygnacji z największych skrajności.
Ogromna większość ludu Bożego zdaje
się zgadzać na takie partnerstwo, które w rzeczywistości
oznacza dalsze królowanie samolubstwa. Inni zaś nalegają,
że to duch i zmysł Chrystusowy winien sprawować kontrolę.
Walka, jaka z tego wynika, jest bardzo ciężka (Gal. 5:16,17),
jednak nowa wola winna zwyciężać, uznając starą
wolę wraz z jej samolubstwem, czyli zdeprawowanymi dążeniami,
za martwą (Kol. 2:20; 3:3; Rzym. 6:2-8).
Czy kończy to jednak walkę
raz na zawsze? Nie –
“Nie sądź, że twoim udziałem
zwycięstwo,
Albo, że twoje trudy skończone.
Niejedną próbę przejdzie twe męstwo,
Zanim zdobędziesz niebieską koronę.
O tak, musimy codziennie wznawiać tę walkę,
błagając Boga o pomoc, byśmy mogli ukończyć nasz
bieg w radości. Musimy pokonywać nie tylko naszą wolę,
ale podobnie jak to czynił apostoł, podbijać w niewolę
nasze ciało (1 Kor. 9:27). Owa nieustanna czujność wobec
ducha samolubstwa i ciągłe wspieranie i pobudzanie w sobie ducha
miłości jest wspólnym
doświadczeniem wszystkich tych, którzy “się oblekli w
Chrystusa” i przyjęli Jego wolę za swoją. Jakże słuszna
jest wobec tego uwaga apostoła: “Od tego czasu nikogo [w
Chrystusie] według ciała nie znamy”. Tych, którzy są w
Chrystusie, znamy według ich
nowego ducha, a nie według upadłego ciała. Jeśli zatem
widzimy, że upadają czasami, albo w pewnej mierze zawsze, ale
jednocześnie zauważamy u nich objawy nowego zmysłu, który
walczy o panowanie, słusznie jesteśmy skłonni raczej im współczuć
niż ich besztać
z powodu niewielkich upadków: “Upatrując każdy samego siebie,
abyś i ty nie był kuszony [przez naszą starą, upadłą
naturę, poprzez pogwałcenie niektórych wymagań doskonałego
zakonu miłości]”.
Tak więc w “obecnych utrapieniach”, gdy każdy
musi czynić wszystko, co tylko potrafi, by utrzymać pod kontrolą
swe ciało i ducha miłości, zdrowy rozsądek, jak również
doświadczenie i Biblia, podpowiadają nam, że lepiej nie
komplikować sytuacji próbami wprowadzenia komunizmu. Zamiast tego,
każdy powinien, na ile to tylko
możliwe, czynić koleje proste nogami swymi, iżby to, co
jest <str. 477> chromego, z drogi nie ustąpiło, ale raczej
uzdrowione było.
(1) Zdrowy
rozsądek podpowiada,
że skoro święci z Boską pomocą muszą
ustawicznie walczyć o to, by miłością pokonywać
samolubstwo, to w takiej przypadkowej osadzie czy społeczności z
pewnością nie udałoby się ustanowić prawa, które
jest całkowicie obce dla większości jej członków. Nie
byłoby także możliwe utworzenie takiego komunistycznego
osiedla dla świętych, ponieważ my nie
umiemy czytać serc i tylko “Pan zna, którzy są jego”. A
gdyby nawet udało się zorganizować taką osadę
zamieszkałą wyłącznie przez świętych i gdyby
im się dobrze powodziło we wspólnocie wszystkich dóbr, to
wtedy wszelkiego rodzaju źli ludzie usiłowaliby zagarnąć ich własność
albo przynajmniej mieć udział w ich pomyślności. Gdyby
zaś takowych wyeliminować z tej społeczności, to
opowiadaliby o niej wszystko, co najgorsze, tak że nawet gdyby
przedsięwzięcie to w ogóle się utrzymało, to nie mogłoby
w rzeczywistości
okazać się sukcesem.
Niektórzy święci, jak również wiele
ludzi w świecie popadło w samolubną nieudolność,
tak wielką, że tylko konieczność zmusza ich do tego,
by byli “w pracy nie leniwi, duchem pałający, Panu służący”.
Zaś inni są tak samolubnie ambitni, że muszą zostać
poturbowani przez niepowodzenia i przeciwności, by złagodnieli i
okazali współczucie innym, albo nawet zaczęli wobec nich
sprawiedliwie postępować. W przypadku obu tych kategorii ludzi
“wspólnota” utrudniłaby jedynie opanowanie przez
nich właściwych i koniecznych lekcji.
Takie wspólnoty, pozostawione pod zarządem większości,
zniżyłyby się do poziomu większości, gdyż
postępowa, aktywna mniejszość, stwierdziwszy, że ich
aktywność i gospodarność nie przynosi żadnego pożytku
wobec beztroski i lenistwa innych, również stałaby się
beztroska i bezmyślna. Gdyby zarządzali w nich organizatorzy o
silnej woli, w charakterze członków rady nadzorczej kierującej
życiem na zasadach paternalistycznych, to skutek byłyby może
finansowo bardziej korzystny,
jednak członkowie społeczności, pozbawieni osobistej
odpowiedzialności, staliby się wyłącznie narzędziami
i niewolnikami takich zarządców.
Zdrowy rozsądek wskazuje zatem, że koncepcja
indywidualizmu, wraz z jej wolnością i odpowiedzialnością,
jest najlepsza z punkt widzenia rozwoju inteligentnych istot, nawet jeśli
w wielu sytuacjach sprawia ona wielu ludziom wiele trudności.
Zdrowy rozsądek wskazuje, że komunizm mógłby
się powieść, gdyby na ziemi zostało ustanowione Tysiącletnie
Królestwo pod zarządem obiecanych na ten czas <str. 478>
boskich władców, gdyby zostali oni wsparci nieomylną mądrości
i pełnią mocy dla jej wykorzystania, wykonując “sąd
według sznuru, a sprawiedliwość według wagi” i rządząc
nie za pozwoleniem większości, ale zgodnie ze sprawiedliwym
sądem sprawowanym “laską żelazną”. W takich
okolicznościach komunizm mógłby się powieść i
okazać się, być może, najlepszym rozwiązaniem, a
jeśli tak, to zostanie ono zastosowane przez Króla królów. Na to
jednak przyjdzie nam jeszcze poczekać. Skoro zaś
nie dysponujemy ani mocą, ani mądrością potrzebną
dla ustanowienia takiej teokratycznej władzy, to duch zdrowego zmysłu
każe nam oczekiwać na czas przewidziany przez Pana, a na razie
modlić się: “Przyjdź Królestwo Twoje, bądź
wola Twoja, jako w niebie tak
i na ziemi”. Gdy zaś Królestwo Chrystusowe przyprowadzi wszystkich
chętnych do Boga i sprawiedliwości oraz gdy zniszczy wszystkich
opornych, wtedy możemy się spodziewać, że na ziemi rządzonej
przez miłość, która już panuje w niebie, ludzie będą
wspólnie
dzielili się własnością wszystkich dobrodziejstw,
podobnie jak aniołowie korzystają z obfitości nieba.
(2) Doświadczenie
dowodzi, że metody komunizmu są nieskuteczne w obecnym czasie.
Było już kilka takich społeczności. Żadna z nich
nie zakończyła się jednak sukcesem. Od dawna wiadomo już
o niepowodzeniu wspólnoty Oneida w Nowym Jorku. Inna wspólnota, Harmony
Society [Towarzystwo Harmonii] z Pensylwanii, szybko zawiodła
nadzieje swych założycieli, gdyż panujące tam
nieporozumienia doprowadziły już do podziału.
W okolicy Pittsburgha, w Pasadenie, założono jej filię znaną
pod nazwą Economites. Na początku prosperowała ona
znakomicie, ale tylko do czasu, obecnie zaś obumiera, a własność
jej majątku jest przedmiotem sporu zarówno w Towarzystwie, jak i na
salach
sądowych.
Obecnie zakładane są kolejne stowarzyszenia
komunistyczne, które odniosą jeszcze mniejszy sukces niż tamte,
ponieważ czasy się zmieniły. Panuje większa niezależność,
zmniejszyło się poczucie respektu i szacunku, dominują
opinie popierane przez większość. W tej sytuacji, bez
nadludzkich przywódców, społeczności te z pewnością
upadną. Przywódcy kierujący się mądrością
światową liczą na samych siebie, tymczasem mądrzy
chrześcijanie kierują swą uwagę w całkowicie inną
stronę, będąc posłuszni poleceniu
Pańskiemu: “A ty poszedłszy, opowiadaj królestwo Boże”.
(3) Biblia
nie naucza komunizmu, a za to naucza miłującego, rozważnego
indywidualizmu. Chyba, że weźmiemy pod uwagę komunizm
rodzinny, gdzie w tym znaczeniu każda rodzina występuje jako
jedna całość, której głową jest ojciec, a jego
żona, stanowiąca jego część, jest z nim współdziedzicem
łaski życia, partnerem w każdej radości i przywileju,
jak również w każdej przeciwności i smutku. <str.
479>
Prawdą jest, że Bóg dozwolił na to, by
pierwotny Kościół został zorganizowany na sposób w pewnym
sensie “komunistyczny”, o czym wspomnieliśmy na początku
naszego artykułu. Być może miało to jednak na celu
ukazanie nam braku mądrości w tej metodzie. Niechaj też
nikt spośród obecnych zwolenników tej idei
nie twierdzi, że apostołowie
nie zalecali i nie organizowali takich wspólnot tylko
dlatego, że brakowało
im mądrości potrzebnej dla obmyślenia i zrealizowania
takiego planu, jako że w nauczaniu naszego Pana i apostołów nie
znajdujemy ani jednego słowa, które zalecałoby zasady
komunizmu; można za to przytoczyć liczne cytaty świadczące
o czymś przeciwnym.
Prawdą jest, że apostoł Piotr (oraz
prawdopodobnie inni apostołowie) wiedział o tym pierwszym porządku
“komunistycznym” i współdziałał z nim, nawet jeśli
nie nauczał takiego systemu. Niektórzy dochodzą także do
wniosku, że śmierć Ananiasza i Safiry stanowi dowód na to,
że oddawanie wszystkich dóbr przez wiernych było przymusowe.
Nie jest to prawdą. Ich grzechem było kłamstwo, jak
oświadczył Piotr po zbadaniu tej sprawy. Jeśli posiadali
ziemię, którą nabyli w uczciwy sposób, to zatrzymując ją,
nie uczyniliby nic złego. Także sprzedanie jej nie było złem.
Zło polegało na fałszywym oświadczeniu, że suma
pieniędzy, jaką oddawali była wszystkim,
co posiadali, skoro tak nie
było. Usiłowali oszukać innych, chcąc mieć udział
w ich wszystkich dobrach, podczas gdy sami nie oddali wszystkiego.
W rzeczywistości chrześcijańska wspólnota
w Jerozolimie okazała się niepowodzeniem. “Wszczęło
się szemranie (…), iż były zaniedbywane w posługiwaniu
powszednim wdowy ich.” Chociaż Kościół pod nadzorem
apostolskim był czysty i wolny od “kąkolu”, a wszyscy
posiadali skarb nowego ducha, czyli “zmysł Chrystusowy”, to
jednak wyraźnie widać, że skarb ten znajdował się
w zniekształconych i pokręconych
naczyniach glinianych, które nie były w stanie ze sobą współpracować.
Apostołowie prędko przekonali się,
że zarządzanie taką społecznością w sposób
istotny przeszkadzałoby ich rzeczywistej działalności – głoszeniu
Ewangelii. Dlatego zostawili te sprawy dla innych. Apostoł Paweł
i inni apostołowie podróżowali od miasta do miasta głosząc
Chrystusa, i to tego ukrzyżowanego. Jednak na ile wynika z przekazów,
nigdzie nie wspomnieli o “komunizmie” ani też nie zorganizowali
żadnej wspólnoty. Zaś apostoł Paweł
oświadcza: “Albowiem nie chroniłem się, żebym wam
nie miał oznajmić wszelkiej rady Bożej”. Dowodzi to,
że komunizm nie jest częścią Ewangelii ani rady Bożej
dla obecnego wieku. <str. 480>
Wprost przeciwnie, apostoł Paweł pouczał
Kościół i nawoływał do postępowania, które byłoby
całkowicie niemożliwe, gdyby tworzył on społeczność
komunistyczną – pouczał, by każdy “miał staranie o
swoich”, by “pierwszego dnia w tygodniu każdy odkładał
u siebie” pieniądze na służbę Pańską wedle
tego, jak mu się powodzi, żeby
słudzy byli posłuszni swoim panom, wypełniając służbę
z podwójnie dobrą wolą, jeśli ich pan był jednocześnie
bratem w Chrystusie, by panowie tak traktowali swych sług, jakby
mieli zdać z nich rachunek przed wielkim Mistrzem, przed Chrystusem
(1 Tym. 5:8; 6:1; 1 Kor. 16:2; Efezj. 6:5-9).
Nasz Pan Jezus Chrystus nie tylko nie założył
wspólnoty, ale nawet nie nauczał, żeby takowa miała być
ustanowiona. Wprost przeciwnie, w swych przypowieściach nauczał,
że nie każdy otrzymał taką samą liczbę
talentów, lecz każdy jest szafarzem i powinien indywidualnie
(a nie kolektywnie jako komuna) zarządzać swymi własnymi
sprawami i sam zdać swój rachunek (Mat. 25:14-28; Łuk.
19:12-24; zob. także Jak. 4:13,15). Umierając, nasz Pan oddał
matkę pod opiekę swego ucznia, Jana, i według zapisu
Ewangelii Jana (19:27) “Od onej godziny wziął ją on uczeń
do siebie”. A przeto Jan mieszkał oddzielnie. Tak samo Marta, Maria
i Łazarz. Gdyby nasz Pan założył wspólnotę, to
bez wątpienia jej właśnie, a nie Janowi, poleciłby
opiekę nad swoją
matką.
Ponadto tworzenie wspólnoty wiernych jest przeciwne
celowi i metodom Wieku Ewangelii. Celem obecnego wieku jest świadczenie
światu o Chrystusie, wybieranie ludu dla imienia Bożego. I z tą
właśnie myślą wszyscy wierzący są zachęcani
do tego, by byli płonącym i jaśniejącym światłem
dla ludzi – całego świata – a nie tylko wzajemnie dla
siebie. Tak więc Pan dozwolił na założenie pierwszej
wspólnoty chrześcijańskiej po to, by wykazać, że brak
ustanowienia takich wspólnot nie był skutkiem jakiegoś niedopatrzenia.
Następnie jednak wspólnota ta została przez Niego zlikwidowana,
a jej wierzący uczestnicy rozproszeni, by głosili Ewangelię
wszystkiemu stworzeniu. Czytamy: “I wszczęło się onegoż
czasu wielkie prześladowanie przeciwko zborowi, który był w
Jeruzalemie, i rozproszyli
się wszyscy po
krainach ziemi Judzkiej i Samarii, oprócz <str. 481> apostołów.”
“A ci, którzy byli rozproszeni, chodzili opowiadając słowo Boże”
(Dzieje Ap. 8:1,4; 11:19).
Zadaniem ludu Bożego jest więc dalsze świecenie
jako światła w pośrodku
świata, a nie zamykanie się w zakonach, klasztorach i wspólnotach.
Obietnica raju nie zostanie urzeczywistniona poprzez przyłączanie
się do takich wspólnot. Pragnienie przystępowania do takich
“sprzysiężeń” jest niczym innym, jak tylko częścią
powszechnego ducha naszych dni, przeciwko któremu zostaliśmy ostrzeżeni
(Izaj. 8:12). “Poddaj się Panu, a oczekuj go”. “Przetoż
czujcie, modląc się na każdy czas, abyście byli godni
ujść tego wszystkiego, co się dziać ma, i stanąć
przed Synem człowieczym” –
Łuk. 21:36.
Anarchia jako środek zaradczy
Anarchiści żądają wolności
wykraczającej poza granice prawa. Najwidoczniej doszli oni do
wniosku, że zawiodły wszystkie sposoby współpracy między
ludźmi i dlatego proponują zniesienie wszelkich ograniczeń.
Anarchia jest więc dokładnym przeciwieństwem komunizmu,
chociaż niektórzy je mylą. Podczas gdy komunizm dąży
do zniszczenia wszelkich przejawów indywidualizmu oraz pragnie zmusić
cały świat do dzielenia wspólnego losu, to anarchia chce obalić
wszelkie prawa i ograniczenia
społeczne tak, by każdy mógł czynić to, co mu się
podoba. Na ile da się stwierdzić, anarchia jest ideologią
wyłącznie destruktywną i nie zawiera żadnych cech
konstruktywnych. Jej zwolennicy uważają prawdopodobnie, że
zniszczenie świata jest wystar czająco
wielkim zadaniem na obecny czas i trzeba pozwolić przyszłości,
by sama stoczyła walkę w zakresie odbudowy.
Poniższe fragmenty szesnastostronicowej broszury,
opublikowanej przez londyńskich anarchistów i rozpowszechnianej w
czasie ich wielkiego pochodu pierwszomajowego, dają wyobrażenie
o ich dzikich i desperackich ideach.
“Przekonanie, że musi być jakiś rząd
i że trzeba mu się podporządkować, leży u podłoża
wszystkich naszych nieszczęść. Jako rozwiązanie tego
problemu proponujemy walkę na śmierć i życie przeciwko
wszystkich rządom – rządom rzeczywistym, tak jak funkcjonują
one w ramach państwa, oraz rządom doktrynalnym, będącym
skutkiem wielowiekowej ciemnoty <str. 482> i uprzedzeń, jak choćby
religia, patriotyzm, posłuszeństwo prawu, wiara w poży teczność
rządu, poddaństwo bogaczom i urzędnikom – słowem,
walkę ze wszystkimi oszustwami wymyślonymi w celu ogłupienia
i zniewolenia ludu pracującego. Robotnicy muszą koniecznie obalić
władze, gdyż ci, którzy czerpią z niej zyski, na pewno
tego nie uczynią. Patriotyzm
i religia są przybytkami i twierdzami łajdaków. Religia jest
największym przekleństwem rodzaju ludzkiego. Mimo to są
ludzie skłonni sprofanować szlachetne słowo ‘praca’,
łącząc go z budzącym wstręt określeniem
‘kościół’ w terminie ‘Kościół Pracy’.
Równie dobrze można by mówić o ‘Policji Pracy’.
Nie podzielamy poglądów tych, którzy wierzą,
że państwo może zostać przekształcone w pożyteczną
instytucję. Przemiana ta byłaby podobnie trudna, jak zrobienie
owcy z wilka. Nie wierzymy także w centralizację produkcji i
konsumpcji, do czego zmierzają socjaliści. Nie byłoby to
nic innego, jak obecne państwo w nowej postaci ze zwiększonymi
uprawnieniami, prawdziwe monstrum tyranii i niewolnictwa.
Celem anarchistów jest taka sama wolność dla
wszystkich. Ludzie różnią się od siebie pod względem
posiadanych talentów i uzdolnień. Każdy wie najlepiej, co umie
robić i czego pragnie. Prawa i uchwały stoją jedynie na
przeszkodzie, zaś wymuszona praca nie jest nigdy przyjemna. W stanie,
do którego dążą anarchiści, każd y
będzie wykonywał pracę, która mu najbardziej odpowiada i
zaspokajał swoje potrzeby we wspólnym magazynie zgodnie ze swymi
upodobaniami.”
Wyd aje się, że nawet człowiek o bardzo
niewyrobionych poglądach i niewielkim doświadczeniu
uzna takie propozycje za przejaw kompletnego braku rozumu. Nie widać tu żadnej propozycji ani
żadnej nadziei na znalezienie środka zaradczego, a jedynie
zgrzytanie zębami bezradnych i zrozpaczonych ludzi. Mimo to, jest to
krańcowość, której ulegają wielkie rzesze ludzi na
skutek działania
okoliczności wywoływanych przez samolubstwo.
Socjalizm albo kolektywizm jako środek zaradczy
Socjalizm jako forma rządów świeckich
proponuje odnowę społeczną, wzrost dobrobytu oraz <str.
483> bardziej równomierny podział wypracowanego produktu dzięki
społecznej własności ziemi i kapitału (bogactwa innego
niż posiadłość ziemska) oraz społecznemu zarządzaniu
całą gospodarką. Jego mottem jest: “Każdemu według
zasług”.
Różni się on od “nacjonalizmu” tym,
że nie proponuje jednakowego wynagrodzenia dla wszystkich. Różni
się od komunizmu tym, że nie opowiada się za wspólnotą
dóbr i własności. W ten sposób unika on błędów obu
tych ideologii i jest systemem zupełnie realnym, gdyby udało się
go wprowadzić stopniowo i za pośrednictwem mądrych,
umiarkowanych i n iesamolubnych
ludzi. System ten zdziałał już bardzo dużo dobrego na
niewielką skalę w różnych miejscowościach. W wielu
miastach w Stanach Zjednoczonych zarządza się na tej zasadzie
wodociągami, systemem dróg, szkołami, strażą pożarną
i policją, dla korzyści
ogółu. Europa wyprzedza nas jednak pod tym względem, gdyż
wiele linii kolejowych i połączeń telegraficznych jest tam
prowadzonych w taki sposób. Francuski przemysł tytoniowy wraz z
zyskami stanowi własność rządu i narodu. Rosyjski
przemysł spirytusowy został
przejęty przez rząd i odtąd ma być przez niego zarządzany
dla powszechnej korzyści finansowej oraz, jak się twierdzi, także
dla dobra moralnego.
Poniższe interesujące statystyki pochodzą
z artykułu:
Rozwój społeczny
autorstwa E. D. Babbitta, doktora praw College of Fine
Forces z New Jersey.
“W 68 krajach rząd jest właścicielem
połączeń telegraficznych.
W 54 krajach rząd jest właścicielem
linii kolejowych, częściowo lub w całości, zaś w
19, między innymi w Stanach Zjednoczonych, koleje są prywatne.
W Aus tralii
można przejechać pierwszą klasą tysiąc mil za 5,5
dolara czyli sześć mil za 2 centy, zaś kolejarze zarabiają
za osiem godzin pracy dziennie więcej niż pracownicy kolei
amerykańskich za dziesięć godzin. Czy nie zuboża to
kraju? W stanie <str. 484> Victoria,
gdzie obowiązują te stawki, dochód netto za rok 1894 był
wystarczająco duży dla opłacenia podatku federalnego.
Na Węgrzech, gdzie koleje są własnością
państwa, można przejechać sześć mil za jednego
centa, a odkąd rząd zakupił linie kolejowe, zarobki się
podwoiły.
W Belgii opłaty za przewóz towarów i osób
zmniejszyły się o połowę, a zarobki się podwoiły.
Mimo to koleje przynoszą rządowi roczny dochód w wysokości
4 milionów dolarów.
W Niemczech jedna osoba może przejechać państwowymi
kolejami cztery mile za jednego centa, jednocześnie zaś zarobki
pracowników są o 120 procent wyższe niż pod zarządem
korporacji. Czy taki system doprowadził do ruiny? Nie. W ciągu
ostatnich dziesięciu lat dochody netto zwiększyły się
o 41 procent .
W zeszłym roku koleje przyniosły rządowi niemieckiemu
czysty zysk w wysokości 25 milionów dolarów.
Szacuje się, że rządowa własność
kolei w Stanach Zjednoczonych pozwoliłaby ludziom zaoszczędzić
miliard dolarów, zapewniając jednocześnie wyższe zarobki
pracownikom, których liczba wzrosłaby wtedy z konieczności do 2
milionów wobec dzisiejszych 700 tysięcy.
Niemiecki Berlin uważany jest za najczystsze,
najlepiej wybrukowane i najsprawniej zarządzane miasto na świecie.
Jest ono właścicielem gazociągów, sieci elektrycznej,
wodociągów, tramwajów, miejskich telefonów, a nawet ubezpieczeń
pożarowych, co przynosi mu roczny dochód 5 milionów marek, czyli
1,25 miliona dolarów, oprócz wszystkich wydatków. W mieście tym
mieszkańcy mogą przejechać pięć mil, tyle razy il e
chcą w ciągu dnia, płacąc rocznie 4,5 dolara, podczas
gdy dwa przejazdy dziennie kolejką w Nowym Jorku kosztowałyby
rocznie 36,5 dolara.
Pan F. G. R. Gordon opublikował
w Twentieth
Century [Dwudziesty Wiek]
statystyki kosztów oświetlenia szeregu miast amerykańskich i
stwierdził, że średni koszt utrzymania jednej lampy łukowej
będącej pod zarządem miejskim wynosi rocznie 52,125 dolara,
podczas gdy średnia cena, jaką różne miasta płacą
prywatnym przedsiębiorstwom, wynosi 105,13 dolara rocznie za jedną
lampę,
czyli blisko dwa razy więcej, niż wtedy, gdy miasto samo
organizuje sobie oświetlenie.
W Stanach Zjednoczonych średnia cena telegramu
wynosiła w 1891 roku 32,5 centa. W Niemczech, gdzie linie
telegraficzne są własnością rządu, można
przesłać wiadomość składającą się
z dziesięciu słów do dowolnej części kraju za 5 centów.
<str. 485> Z powodu większych odległości i wyższych
zarobków musielibyśmy tutaj prawdopodobnie zapłacić od pięciu
do dwudziestu centów, zależnie od odległości. Jak
znamienne są korzyści z posiadania
przez każde miasto własnych sieci gazowych, wodociągowych,
węglowych i tramwajowych dowodzą przykłady Birmingham,
Glasgow i innych miast Wielkiej Brytanii.”
Jak na razie bardzo pięknie, odpowiadamy. Jednak
żaden rozsądny człowiek nie będzie twierdził,
że biedni ludzie w Europie cieszą się już błogosławieństwami
Tysiąclecia, nawet jeśli obecnie działają wśród
nich wszystkie te socjalistyczne teorie. Żaden dobrze poinformowany
człowiek nie odważy się powiedzieć, że
europejskie klasy pracujące osią gnęły
choćby mniej więcej ten poziom, którym powszechnie cieszą
się robotnicy w Stanach Zjednoczonych. Nasz kraj jest dla nich ciągle
rajem i trzeba nawet uchwalać prawa ograniczające liczbę
tych, którzy ciągle chcieliby w tym raju zamieszkać.
Ciesząc się z każdej poprawy sytuacji
biednych ludzi w Europie, nie zapominajmy jednak, że ruch
nacjonalizacyjny, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, nie wynika z większej
roztropności ludzi albo z życzliwości czy też
nieudolności kapitału. U jego podłoża leży
zjawisko dot yczące
samych rządów, które nie występuje w Stanach Zjednoczonych. Rządy
europejskie zmuszone były przejąć na własność
wymienione instytucje, by uniknąć bankructwa. Wynika to z
ogromnego obciążenia kosztami utrzymania armii, floty,
fortyfikacji itp., co zmusza
je do poszukiwania źródeł dochodów. Tanie opłaty kolejowe
mają na celu pozyskanie ludzi, a także przyciągnięcie
kapitału, ponieważ gdyby opłaty nie były niskie, to
ludzie przy tak niskich zarobkach nie byliby w stanie podróżować.
Jak wiadomo, wagony czwartej
klasy w Niemczech to wagony wyłącznie towarowe, które nie mają
żadnych siedzeń.
W obliczu tych faktów nie dajmy się zwieść
przypuszczeniom, jakoby środki tego typu miały rozwiązać
kwestię robotniczą, czy choćby zapewnić ulgę w
tym zakresie przez okres dłuższy niż sześć lat, a
jeśli nawet, to i tak w nieznacznym stopniu.
Mamy powody, by wierzyć, że socjalizm uczyni
w najbliższych latach znaczne postępy. Jednak na ogół nie
będzie <str. 486> on rozwijał się w sposób mądry
i umiarkowany, gdyż jego obrońcy zostaną upojeni sukcesami,
podczas gdy inni wpadną w rozpacz z powodu jego niepowodzeń, a w
tej sytuacji niecierpliwość doprowadzi do klęski. Kapitaliści
i monarchiści uważają socjalizm za swego wroga i już
mu się sprzeciwiają na ile tylko wystarcza im
odwagi
wobec opinii publicznej. Kościół nominalny, choć pełen
jest kąkolu i światowości, ciągle odgrywa w tej
sprawie znaczącą rolę, gdyż wyraża on interesy
kontrolującej go klasy średniej, a od niej zależy równowaga
w stosunkach między wyższymi i niższymi
warstwami społecznymi.
Ludzie ci mieli dotąd błędne wyobrażenie o
socjalizmie, gdyż jego dotychczasowi zwolennicy byli na ogół
ateistami. Władcy, kapitaliści i duchowieństwo, z
nielicznymi wyjątkami, wykorzystają początkowe krańcowości
socjalizmu dla przeprowadzenia
na niego napaści i haniebnego napiętnowania, zachęcając
się wzajemnie argumentami podsuwanymi przez własny interes i
strach. Doprowadzi to do chwilowego stłumienia tego ruchu.
Możemy się tylko cieszyć, gdy
realizowane są zasady równości, nawet jeśli miałoby
to mieć jedynie fragmentaryczny i doraźny charakter. Zaś
wszyscy, których interesy miałyby być przez to naruszone,
powinni starać się spojrzeć na sprawę nieco szerzej i
wyrzec się części swoich osobistych korzyści na rzecz
ogólnego dobra.
Jak już wskazywaliśmy, ruch ten zostanie stłumiony
przez połączone siły kościoła, państwa i
kapitału, co z kolei doprowadzi do wielkiego wybuchu anarchii, w której,
jak wskazuje Pismo Święte, zostaną zniszczone wszystkie
obecne instytucje – będzie to “czas uc iśnienia,
jakiego nie było, jako narody poczęły być”.
Gdyby jednak socjalizmowi udało się nawet całkowicie
zrealizować swoje zamiary, to i tak okazałoby się, że
przynosi on tylko doraźną ulgę dopóty, dopóki samolubstwo
będzie zasadą dominującą w sercach większości
ludzi. Zawsze znajdą się “urodzeni kombinatorzy”, którzy prędko
wymyślą sposób na zgarnięcie śmietanki robót
publicznych i zatrzymanie wynagrodzeń dla samych siebie. Mnożyć
się będą i kwitnąć pasożyci struktur społecznych,
<str. 487> a na każdym k roku
będą tworzyły się “układy”. Dokąd ludzie
będą uznawali i czcili samą zasadę, dotąd będą
jej mniej lub więcej wierni. Stąd też socjalizm na samym
początku może być względnie uczciwy, a jego
reprezentanci obejmujący urzędy będą wiernymi sługami
ogółu dla
powszechnego dobra. Niech jednak tylko socjalizm uzyska popularność,
a natychmiast ci sami przebiegli, samolubni kombinatorzy, którzy mu się
dzisiaj sprzeciwiają, znajdą się w jego szeregach i będą
nim kierować dla osiągnięcia swych samolubnych celów.
Kom uniści
i nacjonaliści zdają sobie sprawę z tego, że dokąd
dozwolone będzie zróżnicowanie wynagrodzeń, dotąd
samolubstwo będzie zniekształcać i wykręcać prawdę
i sprawiedliwość, a w celu zaspokojenia pychy i ambicji usunie
ono wszelkie bariery, jakie tylko człowiek
może wznieść, by zapobiec biedzie. By sprostać tej
trudności prezentują oni poglądy, które są krańcowo
nierealne, ponieważ ludzie są grzesznikami, a nie świętymi,
oraz kierują się samolubstwem, a nie miłością.
Pogląd Herberta Spencera na temat soc jalizmu
Pan Herbert Spencer, znakomity angielski filozof i
ekonomista, zwracając uwagę na oświadczenie, że włoski
socjalista Ferri popiera jego teorie, napisał: “Stwierdzenie,
że którykolwiek z moich poglądów miałby sprzyjać
socjalizmowi, napawa mnie ogromnym oburzeniem. Powstanie socjalizmu uważam
za największą katastrofę w dziejach świata.”
Chociaż wielcy myśliciele zgadzają się
co do tego, że konkurencja i “indywidualizm” mają swoje wady
i wymagają zastosowania drastycznego przeciwdziałania, to jednak
potępiają zniewolenie jednostki przez organizację społeczną,
albo raczej pogrzebanie indywidualizmu w socjalizmie, uznając, że
ostatecznie będzie to jeszcze większa katastrofa, jako że
spowodowałoby to powstanie armii pracowników publicznych, uczyniłoby
pol itykę
przedmiotem jeszcze większych targów niż obecnie, a w
rezultacie jeszcze szerzej niż kiedykolwiek otworzyłoby możliwości
tworzenia się układów oraz powszechnej korupcji.
Poniższy cytat z Literary
Digest (10 sierpnia 1895)
ma związek z rozważanym tematem i dowodzi, że <str.
488> zasady socjalizmu nie byłyby trwałe, chyba że zostałyby
wsparte rodzajem przemocy – tak silne jest samolubstwo u wszystkich
ludzi.
Dwie społeczności socjalistyczne
“Dwa praktyczne doświadczenia z socjalizmem
przyciągają uwagę studentów ekonomii społecznej na całym
świecie. W obu przypadkach pierwotnym założycielom wspólnot
socjalistycznych powodzi się nieźle, a w jednym nawet bardzo
dobrze. Jednak próba życia zgodnego z zasadami głoszonymi przez
teoretyków socjalizmu nie powiod ła
się
w obu przypadkach. Dawniejsi komuniści powrócili do metod,
które prawie nie różnią się od metod stosowanych przez
otaczającą ich burżuazję. Nie dawniej jak dwa
lata temu pewna grupa australijskich robotników, zmęczonych życiem
w płatnej niewoli, której jedynym wytchnieniem jest uciążliwość
wymuszonego bezrobocia, wybrała się do Paragwaju, gdzie otrzymała
ziemię przeznaczoną dla rolników, którzy nie dysponują
wielkimi maszynami. Swoją osadę nazwali Nowa Australia i mieli
nadzieję, że przekształcą ją
w Utopięs
dla robotników. Brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych w swym
ostatnim raporcie zawarło krótką historię ruchu, który skłonił
wielu ludzi do zamienienia Australii, ‘robotniczego Eldorado’, na Południową
Amerykę. Poniższy cytat pochodzi ze wspomnianego
raportu:
Cele osady zostały określone w jej statucie,
którego jeden artykuł brzmi następująco: ‘Naszą
intencją jest utworzenie wspólnoty, w której każda praca będzie
wykonywana dla pożytku wszystkich jej członków i w której nie
będzie możliwości wzajemnego tyranizowania się. Obowiązkiem
każdej jednostki będzie liczenie się z dobrem całej
wspólnoty, które jest celem nadrzędnym, zapewniając określony
poziom wygody, szczęścia i wykształcenia nieosiągalny
w warunkach społeczeństwa, w którym nikt nie jes t
pewien, czy nie będzie przymierał głodem’.
Ideał ten nie został urzeczywistniony.
Osiemdziesięciu pięciu kolonistów prędko zmęczyło
się ograniczeniami nałożonymi na nich przez większość
i wypowiedziało posłuszeństwo. Nowi przybysze z Australii
uzupełnili straty spowodowane tym rozłamem, będąc
jednak niezadowoleni z przywódcy ruchu, wybrali swego własnego
lidera, na skutek czego w kolonii były już trzy partie. Równy
podział dochodów <str. 489> z ich pracy wywoływał
niezadowolenie u wielu robotników, którzy niezgodnie
z zasadami socjalizmu zażądali udziałów proporcjonalnych
do wykonywanej przez nich pracy. Ścisły przymus prohibicji
stanowił kolejne źródło niezadowolenia, szczególnie
że wykroczenie przeciwko temu przepisowi karane było wydaleniem
bez prawa odzyskania
kapitału wniesionego do kolonii. Osada byłaby się już
rozpadła, gdyby pierwotny przywódca ruchu, któremu udało się
uzyskać od władz paragwajskich mianowanie na urząd sędziego,
nie otoczył się siłami policyjnymi. Obecnie pojawiła
się nadzieja, że kolonia
zacznie dobrze prosperować, ale zasady socjalistyczne zostały
zarzucone.
Doświadczenia górników z Monthieux były
nieco inne. W ich przypadku to dobrobyt spowodował porzucenie teorii
socjalistycznych. Berlińs ki Gewerbe Zeitung
w następujący sposób relacjonuje ich historię:
‘W Monthieux, w pobliżu St. Etienne, znajduje się
kopalnia, która kilka lat temu została porzucona przez spółkę,
będącą jej właścicielem, a górnicy zostali
zwolnieni. Ponieważ w okolicy nie było szans na zatrudnienie,
robotnicy błagali spółkę, by przekazała im kopalnię.
Właściciele zaś, nie wierząc, że kopalnia może
przynieść zyski, zgodzili się. Górnicy nie mieli maszyn,
jednak pracowali z zapałem i udało im się znaleźć
nowe pokłady. Dzięki nadludzkiemu wysiłkowi udało im
się za oszczędzić
nieco pieniędzy na zakup maszyn i w ten sposób owe porzucone
kopalnie w Monthieux stały się źródłem bogactwa dla
nowych właścicieli. Wówczas poprzedni właściciele usiłowali
odzyskać swoją własność, ale przegrali proces sądowy,
a prasa robotnicza nie omieszkała
wskazać na różnicę między chciwością
kapitalistów a szlachetnością górników, którzy równo
dzielili się dochodami swojej pracy. Kopalnie w Monthieux zostały
uznane za przykład triumfu, jaki kolektywizm odniósł nad
prywatnym kapitałem. W międzyczasie
górnicy zwiększyli zakres swej działalności i nie mogli już
podołać całej pracy bez uzyskania pomocy. Sprowadzono
innych górników, którzy pracowali najlepiej jak tylko potrafili, by
wesprzeć tę pracę. Jednak ludzie, którzy pierwsi podjęli
się przywrócenia
opłacalności kopalni, nie zgodzili się na równy podział
z przybyszami. Wiedzieli, że bogactwo, które znajdowało się
pod ich stopami, zostało <str. 490> odkryte dzięki ich
nadludzkiemu wysiłkowi. Można powiedzieć, że stworzyli
oni coś z niczego, dlaczego
więc mieli się dzielić rezultatami swej pracy z nowymi
przybyszami, którzy co prawda w tym czasie także pracowali, ale
gdzie indziej? Dlaczego mieliby oddawać nowym towarzyszom część
żniwa, które nie było owocem ich siewu? Nowi robotnicy powinni
być dobrze
opłaceni, lepiej niż w innych kopalniach, ale nie powinni być
udziałowcami. Wtedy to nowi przybysze wszczęli rozruchy, zaś
‘kapitalistyczni’ robotnicy sprowadzili policję i wyrzucili ich z
sali posiedzeń.’”
Nacjonalizm jako środek zaradczy
Nacjonalizm jest kolejnym stopniem rozwoju teorii
socjalistycznych. W myśl tej ideologii cały przemysł
powinien być kierowany przez naród na bazie ogólnego obowiązku
pracy i powszechnej gwarancji zapewnienia wszystkim środków
utrzymania. Wszyscy robotnicy mieliby
wykonywać tę samą ilość pracy i otrzymywać
takie same wynagrodzenia.
Nacjonaliści twierdzą, że:
“Zjednoczenia, trusty i syndykaty, na które obecnie
ludzie narzekają, dowodzą użyteczności naszych
podstawowych zasad stowarzyszania się. Naszym dążeniem jest
jedynie rozszerzenie tej zasady tak, by cały przemysł działał
w interesie wszystkich obywateli, pod kierownictwem narodu –
zorganizowanego ludu – organicznej jedności wszystkich ludzi.
Obecny system przemysłowy dowodzi swej
nieprzydatności z powodu ogromnej ilości zła, jakie
wytwarza. Dowodzi swej absurdalności z powodu ogromnych strat energii
i materiału, które jak się przyznaje, nieodłącznie mu
towarzyszą. Przeciwko temu systemowi wznosimy nasz protest, zobowiązujemy
się uroczyście uczynić wszyst ko
w
celu obalenia niewolnictwa, które on spowodował i do którego
kontynuacji dąży.”
Niektóre pozytywne elementy, które są wspólne
dla obu tych ideologii, wymieniliśmy w podrozdziale “Socjalizm albo
kolektywizm jako środek zaradczy”. Jednak w całości
nacjonalizm jest zupełnie nierealny. Zastrzeżenia do niego są
zasadniczo takie same jak te, które przedstawiliśmy wobec komunizmu.
Chociaż nacjonalizm nie grozi bezpośrednim zniszczeniem rodziny,
tak jak komunizm, to jednak z pewnością <str. 491> będzie
zmierzał w
tym kierunku. Wśród jego zwolenników jest wielu ludzi o szerokich
horyzontach i filantropijnym nastawieniu, którzy nie dążąc
do osiągnięcia osobistych korzyści pomogli w założeniu
kolonii, gdzie miałyby być wypracowane zasady nacjonalizmu o
charakterze ogólnego
przykładu. Niektóre z nich upadły, zaś inne, które
praktycznie odniosły sukces, zostały zmuszone do zarzucenia zasad
nacjonalizmu w stosunkach ze światem zewnętrznym, a także,
jak można było się spodziewać, we wszystkich występują
znaczne tarcia wewnętrzne. Jeśli nawet święci Boży,
żyjący zgodnie z zasadą: “jeden Pan, jedna wiara i jeden
chrzest”, mają trudności z zachowaniem “jedności ducha
w związce pokoju” i potrzebują napomnienia, by “znosili
jedni drugich w miłości”, to jak można oczekiwać od przypadkowego
grona ludzi, którzy nie starają się o taką duchową
wieź, by udało im się pokonać samolubnego ducha świata,
ciała i diabła?
Wiele takich kolonii, działających na
zasadach nacjonalizmu, powstało i upadło w ciągu kilku
ostatnich lat w Stanach Zjednoczonych. Jednym z największych
niepowodzeń zasłynęła kolonia w Kalifornii pod nazwą
Altruria, założona przez ks. E. B. Payne pod hasłem
“Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Miała ona wielką
przewagę nad innymi koloniami,
gdyż jej członkowie byli dobierani w szczególny sposób.
Ponadto jej zarząd zorganizowany był na zasadzie loży i był
bardzo starannie kontrolowany. Założyciel kolonii, podając
w czasopiśmie Examiner
(San Francisco, 10 grudnia 1896) przyczyny jej niepowodzenia,
powiedział:
“Altruria nie była całkowitą klęską
(…) pokazaliśmy, że zaufanie, dobra wola oraz szczerość
– które przeważały przez pewien czas – stały się
podstawą szczęśliwego życia społeczności, zaś
z drugiej strony, że podejrzliwość, zazdrość i
samolubne pobudki deprawują naturę ludzką i pozbawiają
życie człowieka wszelkiej wartości (…) Nie wytrwaliśmy
we wzajemnym zaufaniu i szacunku, jakie panowały na samym początku,
lecz powróciliśmy do metod postępowania reszty świata.”
To, co niektórzy l udzie
pokazują przez swe doświadczenia, inni poznają na zasadach
logicznego rozumowania opartego na znajomości ludzkiej <str.
492> natury. Jeśli ktoś pragnie przekonać się, jak
daremne są nadzieje na uzdrowienie sytuacji tymi metodami, w czasie,
gdy samolubstwo
ciągle jeszcze dominuje w sercach ludzi, może tanio zdobyć
to doświadczenie zakwaterowując się na tydzień w
trzech lub czterech “pensjonatach” drugiej kategorii.
Powszechne wykształcenie mechaniczne
jako środek zaradczy
Kilka lat temu w The Forum uka zał
się artykuł napisany przez pana Henry Holt, w którym usiłuje
on wykazać, że wykształcenie powinno mieć charakter ogólno-techniczny,
tak by zapewniało mechanikom możliwość łatwej
zmiany zawodu – powinni oni “opanować tuzin” zawodów. Być
może w ten sposób
dałoby się pomóc niektórym ludziom przez pewien czas, jednak
oczywiste jest, że nie rozwiąże to problemu. Wystarczająco
zła jest obecna sytuacja, w której tynkarze i murarze mogą mieć
zatrudnienie, podczas gdy szewcy i tkacze są bezrobotni. Co zaś
wyniknęłoby
z tego, gdyby szewcy i tkacze nauczyli się murować i tynkować?
Zapewnienie bezrobotnym możliwości ubiegania się o
aktualnie poszukiwaną pracę zwiększyłoby jedynie
konkurencję w każdym zawodzie. Mimo to autor dobrze ujął
dwie istotne prawdy, które decydują
o konieczności wykształcenia. Pisze on:
“Prostszą z tych prawd jest nieuchronna, a nawet
okrutna konieczność doboru naturalnego. Nie mówię, że
jest to sprawiedliwe. Natura nie ma pojęcia o sprawiedliwości.
Jej maszyneria ciężko i bezlitośnie posuwa się naprzód
w trudnych warunkach, ostatecznie jednak wyciska z tych warunków
wszystko, co najlepsze. Prawdą jest, że natura rozwinęła
w nas inteligencję, która w niewielkim stopniu pozwala nam kierować
biegiem jej spraw. I właśnie w procesie wykorzyst ania
tej
inteligencji wyłania się funkcja sprawiedliwości. Naturą
możemy jednak kierować tylko w zakresie wyznaczanych przez nią
kierunków, inaczej zostaniemy przez nią pochłonięci.
Żaden z jej kierunków nie jest szerszy i wyraźniej wyznaczony
niż dobór naturalny,
zaś przy korzystaniu z naszych niewielkich swobód i praw wyborczych
nigdy nie jesteśmy tak mądrzy jak wtedy, gdy się zderzamy z
działaniem tego prawa – gdy na przykład powołaliśmy
Lincolna z jego chaty. Jednak póki co mamy znacznie większą skłonność
do wybierania
demagogów i wtedy cierpimy. Socjalizm proponuje <str. 493> rozciągnięcie
tego zagrożenia cierpieniem na obszar produkcji. Przywódcy
gospodarczy są obecnie wybierani wyłącznie na zasadzie
doboru naturalnego, od którego jedynym odchyleniem są prawa
dziedziczne, jednak anomalia podlega szybkiej samonaprawie, gdyż jeśli
syn nie odziedziczył odpowiednich cech potrzebnych w tej dziedzinie,
to nie będzie miał szans na przeżycie. Jednak w warunkach
rozwoju wolnej konkurencji i możliwości wynajęcia kapitału
przez uzdolnionych ludzi bez pieniędzy, zasadniczą prawdą
jest to, że we współczesnym przemyśle działa prawo
doboru naturalnego. Socjaliści zaś proponują, by dobór
naturalny zastąpić sztucznym wyborem, i to na zasadzie
powszechnego głosowania. Powszechna wiedza o wyższości dróg natury pozwoliłaby uzdrowić
to szaleństwo.
Ważniejsza jest jednak inna prawda, której wyraźne
przedstawienie nie jest tak łatwe, lecz można podać pewien
zarys. Trudność nie polega na tym, że wymagane jest tutaj
pewne wstępne wykształcenie, ile raczej na tym, że dogmat
zwalczał tę prawdę przez tysiące lat i nadal z nią
walczy. Dla większości czytelników każde z poniższych
stwierdzeń wyda się prawdopodobnie dziwne, jeśli prawdę
tę nazwiemy – przy użyciu znanej terminologii – u niwersalnym
panowaniem prawa. Faktem jest, że zastępy ludzi, którzy sądzą,
iż wierzą w tę prawdę, modlą się każdego
dnia, żeby tak nie było, żeby w ich przypadku został
uczyniony wyjątek. Ludzie, na ogół – dotyczy to także
ustawodawców – mając problemy fizjologiczne
posłaliby po doktora, w kłopotach z urządzeniami szukaliby
mechanika, w sprawach chemicznych – chemika, a następnie z dziecięcą
wiarą kierowaliby się ich opiniami. Jednak w sprawach
ekonomicznych nie chcą słuchać żadnych opinii, z wyjątkiem
swoich własnych.
Nie mają pojęcia, że zagadnienia te, podobnie jak zjawiska
fizyczne, znajdują się pod kontrolą naturalnych praw, których
odkrycie, albo poznanie tych, które już zostały odkryte, wymaga
specjalnych studiów, zaś postępowanie sprzeczne z tymi prawab
katastrofy, tak samo
zgubnej jak w przypadku innych zboczeń. (…)
Dla zrozumienia zarysu prawa naturalnego robotnikom nie
wystarczy zatem wykształcenie otrzymane w szkołach zawodowych i
świadomość pewnych faktów z zakresu ekonomii, ale
musieliby posiąść wiedzę naukową i historyczną.
Na tej podstawie można by dopiero wyrobić sobie pewne pojęcie
o działaniu praw natury zarówno w dziedzinie społecznej, jak i
w świecie materialnym. Można by także zyskać świadomość ,
że prawo ludzkie jest bezowocne, albo nawet szkodliwe, jeśli na
drodze gruntownych badań i <str. 494> ostrożnych
eksperymentów, nie zostanie dostosowane do prawa naturalnego. Stąd
też wyniknęłoby przekonanie, że żadne prawo
ludzkie nie jest w stanie zapewnić przetrwania tym, którzy nie są
wyposażeni w odpowiednie cechy, chyba że czyimś kosztem,
oraz że jedynym sposobem zapewnienia im samodzielnego przetrwania
jest przystosowanie ich.”
O tak, dobrze by było, żeby wszyscy
dowiedzieli się, że te dwa prawa rządzą w naszym
obecnym systemie społecznym i że nie leży w mocy człowieka
zmienianie natury ani jej praw. A stąd wynika, że człowiek
może jedynie łatać dziury w obecnych warunkach społecznych
i doraźnie je trochę poprawiać. Wprowadzenie nowych i
bardziej pożądanych praw koniecznych w doskonałym i
idealnym społeczeństwie będzie wymagało nadnaturalnej
mocy. Nauczenie się tej lekcji pomoże osiągnąć
stan “pobożności z przestawaniem na swym” (zamiast
niezadowolenia, które prowadzi do jeszcze większego rozdrażnien ia)
w ramach oczekiwania na Królestwo Boże z modlitwą: “Przyjdź
Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na
ziemi”.
Jedyny podatek jako środek zaradczy
Zapewne widząc wskazane powyżej skutki
komunizmu, nacjonalizmu i socjalizmu, pan Henry George nakreślił
pewien nie pozbawiony wartości plan, znany pod nazwą “teoria
jedynego podatku”. Można by powiedzieć, że pod pewnymi
względami jest to odwrócenie socjalizmu. Wiele istotnych cech tej
teorii bazuje na indywidualizmie.
Opowiada się ona za tym, by każda jednostka czerpała z
zasobów własnego charakteru, wysiłku i środowiska. Jedynym
wyjątkiem jest nieodłączne prawo każdego człowieka
do udziału we wspólnym błogosławieństwie Stwórcy –
błogosławieństwie powietrza, wody i ziemi. Proponuje ona
wprowadzenie
niewielkiej, bezpośredniej poprawki do obecnego systemu społecznego.
Wychodząc z założenia, że obecne nierówności majątkowe,
na ile są one krzywdzące i szkodliwe, są wyłącznie
skutkiem prywatnej własności ziemi, w teorii tej proponuje się,
by ziemię uczynić
ponownie wspólną własnością całego rodzaju
Adamowego. Twierdzi się także, że dzięki temu
samorzutnie naprawią się szybko wszystkie wady obecnego systemu
społecznego. Proponuje się, <str. 495> żeby owej
redystrybucji ziemi dokonać nie na drodze proporcjonalnego
podziału między wszystkich członków rodziny ludzkiej, ale
poprzez potraktowanie jej jako jednej wielkiej posiadłości,
pozwalając każdej osobie użytkować na zasadach dzierżawy
dowolnie wybraną część obecnej własności
oraz pobieranie podatku gruntowego
oraz czynszu dzierżawnego od każdego użytkownika w wielkości
proporcjonalnej do wartości ziemi (wyłączając wartość
budynków i innych usprawnień znajdujących się na niej).W
ten sposób działki niezabudowane byłyby obciążone tak
samo wysokim podatkiem i czynszem,
jak zabudowane, a nieużytki – jak przyległe pola uprawne.
Ustanowiony w ten sposób podatek tworzyłby fundusz, z którego opłacane
byłyby wszelkie przedsięwzięcia na rzecz wspólnego dobra
– szkoły, ulice, szlaki kolejowe, wodociągi itp. oraz lokalne
i
ogólne rządy. Stąd właśnie wywodzi się nazwa
tej teorii – “jedyny podatek”.
Skutkiem takiego prawa byłoby oczywiście
udostępnienie tysięcy działek miejskich i nieużytków
dla rzeczywistego osadnictwa. Gdyby zaś wszystkie podatki – od bydła,
maszyn, transakcji i wszelkich innych urządzeń – miały
zostać zastąpione jednym podatkiem gruntowym, to musiałby
on być dość pokaźny. Byłby on jednak zróżnicowany,
tak by nie występowało żadne uprzywilejowanie. Ubogie
ziemie rolnicze albo tereny odległe od szlaków kom unikacyjnych
byłyby opodatkowane niżej w stosunku do lepszych gruntów i
tych, które położone są bliżej dróg. Działki
miejskie byłyby oszacowane przy uwzględnieniu wartości,
lokalizacji i otoczenia.
Takie prawo, gdyby wprowadzić go w życie, po
dziesięciu latach działania doprowadziłoby nieuchronnie do
spadku wartości nieruchomości, a z czasem sprawiłoby,
że miliony hektarów ziemi i tysiące działek miejskich
zostałoby udostępnionych dla wszystkich, którzy chcieliby z
nich skorzystać, płacąc wyznaczony czynsz.
Pan Henry George skorzystał
z okazji, że Papież Leon XIII wydał encyklikę na temat
świata pracy, by opublikować broszurę stanowiącą
odpowiedź, zatytułowaną: “List otwarty do Papieża
Leona XIII” itd. Ponieważ tekst ten zawiera wiele wartościowych
myśli, mieszczących
się w ramach naszego tematu, a poza tym podaje dalszy opis <str.
496> teorii, którą właśnie rozważamy, zacytujemy z
niego obszerne fragmenty.
Wyjątek z otwartego listu pana Henry George do
papieża Leona XIII, w odpowiedzi na wydaną ostatnio encyklikę
na temat niepokojącej kwestii świata pracy
“Wydaje się, że Wasza Świątobliwość
przeoczył jej rzeczywiste znaczenie, przez stwierdzenie, że
Chrystus, stając się synem cieśli i pracując jako cieśla,
pokazał jedynie to, że ‘nie powinien się wstydzić
ten, kto pracą swych rąk zarabia na chleb’. Wobec takiego
stwierdzenia równie dobrze można by powiedzieć, że nie
okradając nikogo pokazał, iż nie należy się
wstydzić uczciwości. Jeśli Wasza Świątobliwość
rozważy, jak słuszny jest w każdym szerszym ujęciu
podz iał
wszystkich ludzi na robotników, żebraków i złodziei, to
przekona się także, że z moralnego punktu widzenia było
rzeczą niemożliwą, by Chrystus w czasie swego pobytu na
ziemi mógł być kimkolwiek innym, jak tylko robotnikiem, skoro
ten, który przyszedł wykonać
prawo, musiał zarówno uczynkiem jak i słowem okazać posłuszeństwo
Boskiemu prawu pracy.
Proszę zobaczyć, jak pełną i jak piękną
ilustrację tego prawa stanowi życie Chrystusa na ziemi.
Przychodząc na ziemię w słabości niemowlęctwa,
zgodnie z tym, jak postanowiono każdemu, by przez to przeszedł,
z miłością przyjął to, co z miłością
zostało wyznaczone przez naturalny porządek – utrzymanie
zapewnione przez pracę, które każde pokolenie zobowiązane
jest zapewnić swym potomkom. Osiągnąwszy dojrzałość,
sam z arabiał
na swe utrzymania przez wspólną pracę, którą musi
wykonywać i wykonuje większość ludzi, by zarobić
na swe utrzymanie. Następnie, przechodząc do wyższej – a
nawet do najwyższej – sfery pracy, zarabiał na swe utrzymanie
dzięki nauczaniu prawd moralnych
i naukowych, otrzymując za to materialne wynagrodzenie w postaci
ofiar darowanych Mu z miłości przez wdzięcznych słuchaczy,
nie odmawiając nawet kosztownego szpikanardu, którym Maria namazała
jego stopy. Zgodnie z tym, wybierając swych uczniów nie udał
się
do właścicieli ziemskich czy innych monopolistów, żyjących
kosztem pracy innych, ale poszedł do zwykłych ludzi pracy. Powołując
ich do wyższej sfery pracy i posyłając ich, by uczyli prawd
moralnych i duchowych, rzekł im, by brali bez pogardy z jednej strony
i bez uczucia poniżenia z drugiej, miłościwe wynagrodzenie
za swoją pracę, <str. 497> mówiąc: ‘Godzien jest
robotnik zapłaty swojej’. Potwierdził On w ten sposób nasze
poglądy, że na całą pracę składa się
nie tylko praca fizyczna, ale każdy kto w jakikolwiek
sposób przyczynia się do materialnej, moralnej czy duchowej pełni
życia, jest także robotnikiem.*
* “Nie należy także zapominać, że
badacz, filozof, nauczyciel, artysta, poeta, kapłan, choć nie
zaangażowany przy bezpośrednim wytwarzaniu bogactw, ma jednak
nie tylko udział w produkcji przedmiotów użytkowych i tych służących
przyjemności, do których osiągnięcia bogactwa są
jedynie środkiem, ale ponadto jeszcze przez przyswajanie i szerzenie
wiedzy, stymulowanie procesów intelektualnych oraz przez rozwijanie
poczucia moralności może on w znacznym stopniu przyczyniać
się do zwiększania możliwości wytwarzania bogactw.
Ponieważ nie samym chlebem człowiek żyje. (…) Ten, kto
posługując się umysłem lub ciałem powiększa
łączne pozytywne bogactwo ludzkości, zwiększa sumę
ludzkiej wiedzy lub podnosi życie człowieka na wyższy
poziom albo dodaje mu pełni, ten jest ‘wytwórcą’, ‘człowiekiem
pracującym’, ‘robotnikiem’ w szerokim znaczeniu tego słowa
i godnie zarabia na swoją uczciwą zapłatę. Zaś
ten, kto nie robi nic, by uczynić ludzkość bogatszą, mądrzejszą,
lepszą i szczęśliwszą, żyje kosztem pracy innych,
ten – niezależnie od tego, jakie zaszczytne tytuły nosi i jak
chętnie kapłani mamony kołyszą przed nim swymi
kadzielnicami – według najnowszych analiz jest jedynie żebrakiem
albo złodziejem.”
Zakładając, że robotnicy, nawet zwykli
robotnicy fizyczni, są biedni z natury rzeczy, Wasza Świątobliwość
pomija fakt, że praca jest źródłem bogactwa, i przypisuje
tym samym naturalnemu prawu danemu przez Stwórcę niesprawiedliwość,
która wywodzi się z ludzkiego bezbożnego pogwałcenia Jego
życzliwych zamiarów. Nawet w najbardziej prymitywnym stanie rzemiosła,
przy zachowaniu sprawiedliwości, można zapewnić każdemu
zdrowemu człowiekowi możliwość zarobienia na życie.
Przy użyc iu oszczędzających
pracę wynalazków naszych czasów wszyscy powinni móc zarobić
znacznie więcej. Tak więc mówiąc, że bieda nie jest
hańbą, Wasza Świątobliwość sugeruje nierozsądne
wnioski. Bieda powinna
być uznana za hańbę, ponieważ w warunkach sprawiedliwości
społecznej oznaczałaby ona – jeśli nie wynika z nieszczęścia
– lekkomyślność albo lenistwo.
Współczucie Waszej Świątobliwości
zdaje się ograniczać wyłącznie do biednych, do
robotników. Czy tak być powinno? Czy bogaci próżniacy nie zasługują
także na litość? Wedle słowa Ewangelii to właśnie
bogaty bardziej niż biedny wymaga litości. Zaś dla każdego,
kto wierzy w przyszłe życie, stan człowieka, który ocknąwszy
stwierdza, że pozostawił za sobą umiłowane przez
siebie miliony, musi wydać się godny politowania. A le
nawet w tym życiu jakże bardzo politowania godny jest los
bogatego człowieka. Zło nie tkwi w samym bogactwie – w jego władzy
nad rzeczami <str. 498> materialnymi. Zło to posiadanie bogactw
wtedy, gdy inni popadają w nędzę, to unoszenie się tak
wysoko, że
traci się kontakt z życiem ludzkości, z jej pracą i
zmaganiem, z jej nadziejami i obawami, tak wysoko, że jest się
oddalonym od miłości będącej słodyczą życia,
od uprzejmej sympatii i wspaniałomyślnego postępowania
wzmacniającego wiarę w człowieka i zaufanie
do Boga. Proszę zauważyć, w jaki sposób ludzie bogaci
upatrują podlejszych stron ludzkiej natury, jak otoczeni są
pochlebcami i lizusami, jak znajdują narzędzia nie tylko gotowe
zaspokoić ich najbardziej podłe odruchy, ale jeszcze je pobudzające
i stymulujące,
jak muszą się ustawicznie pilnować, by nie zostali
oszukani, jak często muszą podejrzewać, że pod
uprzejmymi czynami i przyjaznymi słowami kryją się złe
zamiary, jak ich szczodrość sprawia, że otoczeni zostają
przez bezwstydnych żebraków i podstępnych
oszustów, jak często stygną w ich przypadku uczucia rodzinne, a
ich śmierci towarzyszy źle ukrywana radość tych, którzy
mają nadzieję przejąć ich majątek. Największe
zło ubóstwa nie polega na niedostatku rzeczy materialnych, ale na
zahamowaniu i zakłóceniu
rozwoju wyższych wartości. Tak też, choć w inny sposób,
posiadanie nie zasłużonych bogactw hamuje i zniekształca
rozwój najszlachetniejszych cech człowieka.
Nie można bezkarnie omijać Boskich przykazań.
Jeśli Bóg polecił, by człowiek pracą zarabiał na
chleb, to bogaci próżniacy muszą cierpieć. I cierpią.
Proszę zważyć na całkowitą bezsensowność
życia tych, którzy żyją dla przyjemności. Proszę
zważyć na obrzydliwe występki, jakie lęgną się
wśród ludzi, którzy otoczeni ubóstwem, sami sycą się
bogactwam i.
Proszę zważyć na straszliwą karę nudy,
o której biedacy wiedzą tak niewiele, że nie potrafią
zrozumieć tego uczucia. Proszę zważyć na pesymizm, który
narasta wśród bogatych klas – owo odgradzanie się od Boga,
owa pogarda dla ludzi, która sprawia, że istnienie samo w sobie
wydaje się złem, a pomimo strachu przed śmiercią
pojawia się tęsknota za unicestwieniem.
Chrystus, mówiąc bogatemu młodzieńcowi,
który go szukał, by sprzedał wszystko, co ma i rozdał
ubogim, nie myślał o ubogich, ale o młodzieńcu.
Dlatego jestem przekonany, że wśród bogatych, a szczególnie wśród
tych, którzy sami się wzbogacili, jest wielu takich, którzy z
czasem coraz wyraźniej zaczynają odczuwać, że ich
bogactwa są szaleństwem, i obawiać się zagrożeń
i pokus, na jakie wystawią one ich
dzieci.
Jednak siła dawnego przyzwyczajenia, podszepty pychy, podniecenie
zdobywaniem i zatrzymywaniem dla siebie kolejnych bogactw, co jest już
dla nich tylko atrakcją żetonu z karcianego stołu,
oczekiwania rodziny, które nabrały charakteru <str. 499> należnych
praw oraz rzeczywiste trudności w zrobieniu dobrego użytku ze
swego bogactwa sprawiają, że są oni przywiązani do
swego brzemienia jak objuczony osioł do ładunku, aż potkną
się nad przepaścią wyznaczającą granicę tego
życia.
Ludzie, którzy mają pewność zdobycia pożywienia,
gdy będą go potrzebowali, jedzą tylko tyle, by zaspokoić
swój głód. Są jednak plemiona żyjące na obrzeżach
zamieszkałego świata, których życie składa się z
głodowania albo z ucztowania. Wielodniowe znoszenie głodu i
strach przed nim powodują,
że gdy uda im się upolować jakąś zwierzynę,
to podobnie jak anakonda, napychają żołądki do pełna.
Oto co stanowi przekleństwo bogactwa i jednocześnie popycha człowieka
do ubiegania się o nie, co czyni z bogactwa przedmiot zazdrości
i podziwu – strach
przed niedostatkiem. Tak jak nadmierne bogactwo jest reakcją na
nadmierne ubóstwo, tak niszczące duszę przymioty bogactwa są
jedynie odbiciem niedostatku, który prowadzi do zezwierzęcenia i
wynaturzenia. Rzeczywiste zło tkwi w niesprawiedliwości, z której
wynika zarówno nienaturalne posiadanie, jak i nienaturalna strata.
Trudno byłoby jednak obciążyć
odpowiedzialnością za tę niesprawiedliwość jakieś
pojedyncze osoby czy klasy. To zjawisko prywatnej własności
ziemi jest owym wielkim złem społecznym, na skutek którego
cierpi całe społeczeństwo i którego ofiarami są zarówno
bardzo bogaci, jak i bardzo biedni, choć na przeciwległych
biegunach. Wiedząc o tym, wydaje nam się, że mówienie o
osobistej odpowiedzialności bogatych za cierpienia biednych jest pogw ałceniem
miłości chrześcijańskiej. Jednocześnie zaś
czyniąc to, Wasza Świątobliwość nalega, by nie
tykać przyczyny
owego kolosalnego bogactwa i poniżającej nędzy. Oto mamy człowieka
ze zniekształcającą i niebezpieczną naroślą.
Jeden lekarz uprzejmie, łagodnie, ale zdecydowanie usunie ją.
Inny zaś będzie nalegał, by nie usuwać narośli,
jednocześnie zaś uczyni jej biedną ofiarę obiektem
nienawiści i kpin. I który z nich postąpił słusznie?
Starając się przywrócić ludzi do ich równych
i naturalnych praw, nie szukamy korzyści dla jednej klasy, ale dla
wszystkich, gdyż obydwaj wiemy dzięki wierze i widzimy poprzez
fakty, że niesprawiedliwość nie może nikomu przynieść
zysku, zaś sprawiedliwość będzie korzyścią
dla wszystkich.
Nie dążymy także do ‘daremnej i śmiesznej
równości’. (…) Równość, którą chcielibyśmy
ustanowić, nie polega na równości majątkowej, ale na równych
możliwościach naturalnych. (…)
Przejmując zaś na użytek społeczny
to, co w naszym przekonaniu jest z całą pewnością
wielkim funduszem przewidzianym w Boskim porządku dla całego społeczeństwa,
nie nakładamy nawet najmniejszego podatku na posiadaczy bogactw,
niezależnie od wielkości ich majątku. Nie tylko uważamy
<str. 500> takie podatki za pogwałcenie prawa własności,
ale jesteśmy wręcz przekonani, że n a
mocy wspaniałego stosowania się praw Stworzyciela na polu
ekonomii, niemożliwe jest, by ktokolwiek uczciwie posiadł
bogactwo bez jednoczesnego powiększenia bogactwa świata. (…)
Wasza Świątobliwość daje tego przykład
w swej encyklice. Zaprzeczając równości praw do materialnej
podstawy życia, a jednocześnie zdając sobie sprawę z
istnienia prawa do życia, Wasza Świątobliwość
potwierdza prawo robotników do zatrudnienia i otrzymywania od pracodawców
pewnej zapłaty o nieokreślonej wysokości. Takie prawa nie i stnieją.
Nikt nie ma prawa domagać się zatrudnienia u innego człowieka
albo żądać wyższego wynagrodzenia niż ktoś
inny chce zapłacić. Nie wolno także wywierać żadnego
rodzaju presji na drugich, by podnieśli wynagrodzenia wbrew własnej
woli. Nie może być żadnego
lepszego moralnego usprawiedliwienia dla takiego żądania
robotników wobec ich pracodawców niż to, które mogliby przedstawić
pracodawcy, domagając się, by robotnicy musieli dla nich pracować
także wtedy, gdy nie mają na to ochoty i żeby zaakceptowali
wynagrodzenia
niższe, niż gotowi byliby przyjąć. Wszelkie pozorne
usprawiedliwienia mają źródło we wcześniejszym błędzie,
polegającym na odmówieniu robotnikom ich naturalnych praw. (…)
Chrystus usprawiedliwił Dawida, gdy ten przyciśnięty
głodem dopuścił się czynu, który w normalnych
warunkach zostałby uznany za świętokradztwo, zabierając
z świątyni chleby pokładne. Mówiąc to jednak daleki
był od stwierdzenia, że okradanie świątyni jest właściwym
sposobem zapewnienia sobie utrzymania.
W encyklice zaleca jednak Wasza
Świątobliwość stosowanie w zwykłych stosunkach
życiowych, w normalnych okolicznościach, zasad, które etyka
dopuszcza jedynie w nadzwyczajnych warunkach. Skłonność
Waszej Świątobliwości do potwierdzania fałszywych praw
wynika z zaprzeczenia praw słusznych.
Naturalnym prawem każdego człowieka nie jest domaganie się
zatrudnienia i wynagrodzenia od innego człowieka, lecz zatrudnienie
samego siebie, a to poprzez odwołanie się swą własną
pracą do niewyczerpanych zasobów magazynu, jaki Stwórca zapewnił
wszystkim ludziom w postaci ziemi.
Gdyby magazyn ten został otwarty, czego dokonalibyśmy wprowadzając
zasadę jedynego podatku, to naturalne zapotrzebowanie na pracę
dotrzymywałoby kroku podaży. Człowiek, który sprzedał
pracę i człowiek, który ją kupił wymieniliby się
swobodnie między sobą dla obopólnej korzyści i ustałyby
wszelkie przyczyny sporów między robotnikami i pracodawcami. W
takiej sytuacji bowiem, gdyby każdy miał <str. 501> swobodę
zatrudnienia, praca przestałaby wydawać się łaską.
Dlatego też nikt nie
pracowałby dla drugiego za mniejsze wynagrodzenie, biorąc pod
uwagę wszystkie składniki, niż mógłby zarobić
pracując dla samego siebie. Płace wzrosłyby do swej pełnej
wartości, a związki między robotnikami i pracodawcami układałyby
się na zasadach obopólnej
korzyści i wygody.
Jest to jedyny sposób, w jaki można zadowalająco
uregulować te sprawy.
Wasza Świątobliwość zdaje się
uważać, że jest jakaś sprawiedliwa stawka wynagrodzeń,
którą pracodawca powinien chętnie zapłacić, a
robotnicy powinni z zadowoleniem przyjąć, oraz wyobraża
sobie, że uchwalenie takiej stawki położyłoby kres
sporom. Pensja, o której zapewne Wasza Świątobliwość
myśli, powinna robotn ikom wystarczyć na skromne życie i być
może, przy ciężkiej pracy i ścisłej
oszczędności, pozwolić odłożyć jakąś
niewielką sumę.
W jaki sposób można jednak ustalić taką
stawkę wynagrodzeń bez ‘rynkowego targowania się’?
Podobnie niemożliwe byłoby ustalenie w taki sposób
sprawiedliwych cen zbóż, świń, statków czy obrazów? Czy
arbitralne regulacje w tym czy innym przypadku nie hamowałyby tego
wzajemnego oddziaływania, które najskuteczniej pobudza ekonomiczne
przystosowanie się sił produkcyjnych? Dlaczego kupujący
pracę mieliby w większym stopniu niż kupujący inne
towary zostać zmuszeni
do płacenia wyższych cen niż musieliby zapłacić
na wolnym rynku? Dlaczego sprzedający pracę mieliby się
zadowolić zapłatą niższą niż oferuje wolny
rynek? Dlaczego robotnicy mieliby zadowolić się skromną
pensją, skoro świat jest tak bogaty? Dlaczego
mieliby się godzić
na całe życie ciężkiej pracy i wyrzeczeń, gdy
świat obfituje w dostatki? Dlaczego nie mieliby pragnąć
zaspokojenia swych wyższych potrzeb, delikatniejszych gustów?
Dlaczego mieliby się zadowolić podróżowaniem pod pokładem,
gdy inni cieszą
się wygodnymi kabinami?
Nigdy się tak nie stanie. Poruszenie naszych czasów
nie wynika jedynie z faktu, że robotnikom jest coraz trudniej utrzymać
ten sam poziom wygody życia. Inną, może nawet ważniejszą,
przyczyną jest to, że następuje rozwój ich pragnień,
który domaga się wyższego poziomu wygody życia. Ten rozwój
pragnień musi postępować dalej, gdyż robotnik jest człowiekiem,
a człowiek to jest takie zwierzę, które nigdy nie jest
zadowolone.
Nie jest on wołem, któremu można powiedzieć:
tyle trawy, tyle ziarna, tyle wody i nieco soli i będzie <str.
502> zadowolony. Przeciwnie, im więcej człowiek ma, tym więcej
pragnie. Gdy ma pod dostatkiem jedzenia, to chce lepszego jedzenia. Gdy ma
dom, to chce, by był on wygodny i ładny. Gdy te zwierzęce
potrzeby są zaspokojone,
pojawiają się potrzeby umysłowe i duchowe.
Nieustanne niezadowolenie leży w naturze człowieka
– w tej szlachetniejszej naturze, która stawia go o całe niebo wyżej
od zwierząt i stanowi dla niego dowód, że istotnie został
stworzony na podobieństwo Boże. Nie należy się temu
sprzeciwiać, gdyż jest to motor wszelkiego postępu. Dzięki
temu powstała katedra św. Piotra, a na matowych, martwych płótnach
zajaśniały anielskie twarze Madonny. Dzięki temu zważono
słońce, dokonano analizy gwiazd i odkrywano strona
po stronie cudowne dzieła twórczej inteligencji. Dzięki temu
zmniejszono Atlantyk dla oceanicznych przewozów, a błyskawicę
nauczono przenosić nasze depesze do najodleglejszych krajów. To
otwiera przed nami możliwości, w obliczu których wszystkie dokonania
współczesnej cywilizacji wydają się być niczym. Nie
można tego stłumić bez degradacji i zezwierzęcenia człowieka,
bez zdegradowania Europy do roli Azji.
Dlatego też bez zaoferowania zarobków w sytuacji
wolnej od wszelkich ograniczeń w zakresie pracy w warunkach równego
dostępu do możliwości, jakie zapewnia natura, nie jest możliwe
ustalenie żadnych stawek zarobkowych, które zostałyby uznane za
sprawiedliwe, a jednocześnie zapobiegłyby dalszemu dążeniu
robotników do tego, by zarabiać jeszcze więc ej. Stawki
te nie tylko nie zapewniłyby im satysfakcji z niewielkiej choćby
poprawy warunków życiowych robotników, a wręcz przeciwnie,
spowodowałyby z pewnością jeszcze większe ich
niezadowolenie.
Nie jest domaganiem się sprawiedliwości
także i to, że Wasza Świątobliwość zwraca się
do pracodawców, by płacili swoim pracownikom więcej niż
muszą, wynagrodzenie wyższe od tego, jakie musieliby zapłacić
innemu robotnikowi, który przyszedłby do nich pracować. Wasza
Świątobliwość domaga się miłosierdzia,
gdyż nadwyżka, którą zapłaci bogaty pracodawca nie będzie
w rzeczywistości wynagrodzeniem za pracę, tylko jałmużną.
Mówiąc o praktycznych metodach poprawy sytuacji
świata pracy, które proponuje Wasza Świątobliwość,
nie wspomniałem jeszcze o tym, na co Wasza Świątobliwość
kładzie największy nacisk – o miłosierdziu. Jednak w
zaleceniach tych trudno dopatrzyć się jakiegokolwiek realnego
środka, który pozwoliłby zlikwidować ubóstwo, nikt też
nie będzie na nie zważał. Gdyby dało się
zlikwidować ubóstwo przez dawanie jałmużny ,
to
w chrześcijaństwie nie byłoby ubóstwa. <str. 503>
Miłosierdzie jest istotnie szlachetną i piękną
cnotą, wdzięczną dla ludzi i przyjemną dla Boga.
Jednak miłosierdzie musi być budowane w oparciu o sprawiedliwość.
Nie może ono zastępować sprawiedliwości.
O złych
warunkach pracy w świecie chrześcijańskim decyduje to,
że klasa pracująca jest ograbiana. Dokąd zaś Wasza
Świątobliwość będzie usprawiedliwiać
uprawianie tej grabieży, dotąd próżną rzeczą
jest nawoływanie do miłosierdzia. Takie postępowanie –
zalecanie
miłosierdzia jako formy zastępczej względem sprawiedliwości
– jest w swej istocie pokrewne herezji potępionej przez poprzedników
Waszej Świątobliwości, która głosiła, że
Ewangelia zastąpiła prawo oraz że miłość Boża
uwalnia ludzi od zobowiązań moralnych.
Wszystko, czego może dokonać miłosierdzie
tam, gdzie panuje niesprawiedliwość, to złagodzenie tu i ówdzie
skutków niesprawiedliwości. Nie może ono ich usunąć.
A nawet i to niewielkie złagodzenie skutków niesprawiedliwości
ma swoje złe strony. Gdyż to, co w tej sytuacji może zostać
uznane jedynie za cnotę drugorzędną, rozwija zło tam,
gdzie brakuje cnoty fundamentalnej albo podstawowej. W tym znaczeniu cnotą
jest trzeźwość i cnotą jest pilność. Jednak
trzeźwy i pilny złodziej jest niezwykle niebezpieczny .
W taki sposób cnotą jest cierpliwość. Jednak cierpliwość
w stosunku do zła prowadzi do lekceważenia zła. W tym
sensie cnotą jest zdobywanie wiedzy i dbanie o rozwój swych możliwości
intelektualnych. Jednak człowiek niegodziwy dzięki inteligencji
ma jeszcze
potężniejsze możliwości czynienia zła. Diabły
są w naszych wyobrażeniach zawsze inteligentne.
W taki sposób owo pseudo miłosierdzie, które
odrzuca i neguje sprawiedliwość, przynosi złe skutki. Z
jednej strony demoralizuje ono swego odbiorcę, przynosząc ujmę
godności ludzkiej tego człowieka – którego jak Wasza Świątobliwość
sam pisze ‘nawet Bóg traktuje z szacunkiem’ – czyniąc go
żebrakiem i nędzarzem, który przecież potrzebuje tylko
przywrócenia mu tego, co mu darował Bóg, by mógł stać się
samodzielnym i samoszanującym
się obywatelem. Z drugiej strony miłosierdzie działa jako
środek otępiający sumienia tych, którzy żyjąc z
grabieży swych bliźnich, pielęgnują owe moralne złudzenia
i duchową pychę, którą miał zapewne na myśli
Jezus, gdy powiedział, że łatwiej jest wielbłądowi
przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do
królestwa niebieskiego. Dzieje się tak, gdyż pozwala ono
ludziom pogrążonym w niesprawiedliwości, by przy użyciu
swych pieniędzy i wpływów podpierali swoją niesprawiedliwość
i myśleli, że dając
jałmużny wykonują coś więcej niż swój obowiązek
względem innych ludzi, a dzięki temu zasługują na to,
by Bóg dobrze o nich myślał. Znajdują się oni na błędnej
drodze skłonności do przypisywania sobie dobroci, która w
rzeczywistości <str. 504> zalicza
się
do dobroci Bożej. Proszę się bowiem zastanowić:
Któż jest Dawcą wszystkiego? Kto jest tym, który, jak Wasza
Świątobliwość pisze, ‘zapewnia człowiekowi
magazyn, który nigdy nie zawiedzie’ i który ‘człowiek może
odkryć wyłącznie w niewyczerpanej urodzajności
ziemi’. Czy nie jest to Bóg? A jeśli tak, to człowiek
pozbawiony obfitości swego Boga jest zdany na obfitość
swych współstworzeń i czy zatem owe stworzenia, jak to ma
miejsce, nie stawiają się na miejscu Bożym przypisując
sobie zasługę za wypełnianie
zobowiązań, które wedle słów Waszej Świątobliwości
powierzył im Bóg?
Być może jednak gorszy od wszystkiego innego
jest sposób, w jaki owo zastąpienie jasnych wymogów sprawiedliwości
fałszywymi zaleceniami miłosierdzia udostępnia nominalnym
nauczycielom religii chrześcijańskiej wszelkich odłamów i
społeczności łatwe sposoby zjednywania sobie mamony pod
pozorem służenia Bogu. (…)
O nie, Wasza Świątobliwość, tak jak
wiara bez uczynków jest martwa, jak człowiek nie może oddać
swych powinności Bogu, odmawiając jednocześnie bliźniemu
praw, których mu tenże Bóg udzielił, tak miłosierdzie nie
wsparte sprawiedliwością nie może uczynić nic w
kierunku rozwiązania obecnych problemów świata pracy. Choćby
więc bogaty ‘wynałożył na żywność
ubogich wszystką majętność swoją, i choćby
wydał ciało swoje, aby był spalony’, to i tak nie
zlikwiduje to nędzy, dopóki będzie istniała prywatna własność
ziemi.
Weźmy pod uwagę przypadek bogatego człowieka
obecnych czasów, który uczciwie pragnie poświęcić swoje
bogactwo w celu poprawy warunków życia świata pracy. Co może
on uczynić?
Czy może użyczyć swych bogactw tym, którzy
są w potrzebie? Może pomóc niektórym, którzy na to zasługują,
ale nie poprawi ogólnych warunków, a naprzeciwko dobra, które może
uczynić, stanie groźba wyrządzania k rzywdy.
Wznosić kościoły? W cieniu kościołów
jątrzy się bieda i lęgnie występek, który ma w niej
swe źródło.
Budować szkoły i uczelnie? Poza umożliwieniem
ludziom zauważenia niegodziwości, jaka tkwi w prywatnej własności
ziemi, rozwój szkolnictwa nie jest w stanie nic zdziałać dla
zwykłych robotników, ponieważ wraz z rozpowszechnieniem wykształcenia
spadają wynagrodzenia dla wykształconych.
Zakładać szpitale? Po co, już teraz
robotnikom wydaje się, że jest zbyt wielu ludzi szukających
pracy, więc ratowanie i przedłużanie życia zwiększy
jedynie tę presję.
Budować modelowe mieszkania czynszowe? Jeśli
nie obniży on opłat za takie mieszkania, to odpędzi jeszcze
dalej klasę ludzi, którym chce pomagać, <str. 505> jeśli
zaś obniży czynsze, to przyczyni się do zwiększenia
bezrobocia i obniżenia wynagrodzeń.
Laboratoria dla instytutów, szkoły naukowe,
warsztaty do przeprowadzania doświadczeń fizycznych? W ten sposób
będzie wspierał wynalazki i odkrycia, czyli siły, które
działając w społeczeństwie opartym na prywatnej własności
ziemi miażdżą klasę robotniczą jak dwa kamienie młyńskie.
Wspierać emigrację z miejsc, gdzie zarobki są
niskie, do miejsc gdzie są one nieco wyższe? Jeśli to
uczyni, to nawet ci, którym pomógł wyemigrować na samym początku,
zwrócą się wkrótce do niego z żądaniem wstrzymania
takiej emigracji, gdyż obniża ona ich zarobki.
Oddać ziemię, ile by jej nie posiadał,
odmówić przyjmowania czynszu za nią albo wydzierżawić
ją taniej niż wynosi cena rynkowa? Wesprze jedynie w ten sposób
nowych posiadaczy ziemi albo częściowych jej posiadaczy. Może
wzbogacić kilka osób, ale nie poprawi ogólnych warunków świata
pracy.
A może powinien, wzorując się na społecznie
usposobionych obywatelach z czasów antycznych, którzy wydawali ogromne
sumy na poprawę stanu swych rodzinnych miast, spróbować
przyczynić się do tego, by miasto, w którym się urodził
albo w którym mieszka, stało się piękniejsze? Niech
poszerzy i wyprostuje wąskie i krzywe ulice, niech wybuduje parki i
wzniesie fontanny, niech zaprojektuje linie tramwajowe
i kolejowe czy też w
jakikolwiek inny sposób sprawi, by wybrane przez niego miasto stało
się piękniejsze i bardziej atrakcyjne. Jaki będzie tego
skutek? Czy nie będzie tak, że ci, którzy przywłaszczają
sobie szczodrość Bożą, przywłaszczą sobie
także i jego
dary? Czy nie stanie się tak, że wartość ziemi wzrośnie,
a czystym skutkiem jego dobrodziejstwa będzie wzrost czynszów i
hojny dar dla właścicieli ziemskich? O tak, wystarczy samo ogłoszenie,
że zamierza on dokonać takich ulepszeń, a już zaczną
się spekulacje
i skokowo wzrośnie wartość ziemi.
Cóż więc może uczynić bogaty człowiek
w celu poprawy warunków świata pracy?
Nie jest on w stanie uczynić niczego, z wyjątkiem
użycia swych sił w celu obalenia wielkiego zła
podstawowego, które ograbiło człowieka z jego praw
pierworodztwa. Sprawiedliwość Boża szydzi z wszelkich prób
zastąpienia jej czymkolwiek innym.”
* * *
“Choć w pewnym wąskim zakresie ruch związków
zawodowych wspiera ideę wzajemności interesów, a często
pomaga <str. 506> rozwijać odwagę i świadomość
polityczną, chociaż umożliwia ograniczonym kręgom
robotniczym nieznaczną poprawę warunków pozwalającą
na złapanie tchu, to jednak nie zwraca on uwagi na zasadnicze
przyczyny określające pozycję robotników, walcząc
jedynie o poprawę dla niewielkiej części całej
klasy robotniczej przy użyciu metod, które nie mogą pomóc
reszcie. Zabiegając o ograniczenie konkurencji – ograniczenie prawa
do pracy, posługuje się metodami podobnymi do działań
armii, która użyta nawet w słusznym celu stanowi zagrożenie
dla wolności
i jest podatna na nadużycia, ponieważ broń ruchu związkowego,
strajk, jest z natury destruktywna, zarówno dla walczących, jak i
dla pozostałych, będąc formą pasywnej wojny.
Zastosowanie zasady związków zawodowych w odniesieniu do całego
przemysłu, o czym
marzą niektórzy, oznaczałoby zniewolenie ludzi w ramach systemu
kastowego.
Albo zastanówmy się choćby nad tak
umiarkowanym środkiem, jak ograniczenie godzin pracy oraz
ograniczenie pracy kobiet i dzieci. Patrzą oni na sytuację
bardzo powierzchownie, skoro nie widzą niczego więcej poza zapałem
mężczyzn, kobiet i małych dzieci do nadmiernej pracy, i
zdecydowanie domagają się jedynie ograniczenia nadmiaru pracy,
podczas gdy całkowicie pomijają przyczyną tego zjawiska,
owo żądło nędzy, które zmusza ludzi do zbyt ciężkiej
pracy. Zaś metody, którymi wymusza się takie ograniczenia,
prowadzą do zwiększenia liczby urzędników, mieszania się
do osobistej wolności, skłonności do korupcji i innych nadużyć.
Podobnie rzecz się ma z gruntownym socjalizmem, któremu
należy się szacunek za odwagę jego poglądów. Jego
wprowadzenie nadałoby pełny wymiar tym występkom. Przechodząc
od razu do wniosków, bez zadania sobie trudu ustalenia przyczyn,
socjalizm nie zauważa, że ucisk nie wynika z natury kapit ału,
ale ze zła, które ograbia pracę z kapitału poprzez
oddzielanie go od ziemi, co prowadzi do tworzenia fikcyjnego kapitału
będącego w rzeczywistości skapitalizowanym monopolem. Nie
zauważa też, że kapitał nie mógłby wyzyskiwać
pracy, gdyby praca miała swobodny
dostęp do naturalnych materiałów służących do
produkcji, że system wynagrodzeń ma źródło we
wzajemnym wyrachowaniu, będąc formą współpracy, w
ramach której jedna ze stron woli mieć skutek z góry ustalony niż
nieokreślony, oraz że tak zwane ‘żelazne
prawo wynagrodzeń’ nie
jest naturalnym prawem określającym zarobki, ale prawem
wynagrodzeń w tych nienaturalnych okolicznościach, w których
ludzi uczyniono bezradnymi poprzez pozbawienie ich materiałów używanych
do życia i pracy. Nie dostrzega on i tego, że domniemane zło
konkurencji jest w istocie złem ograniczonej konkurencji i wynika z
tego, że w sytuacji, w której człowiek pozbawiony jest dostępu
<str. 507> do ziemi konkurencja staje się jednostronna.
Tymczasem zaś zastosowanie metod proponowanych przez socjalizm,
polegających na zorganizowaniu ludzi w przemysłowe armie, na
kierowaniu i zarządzaniu całą produkcją i obrotem za
pośrednictwem rządowych lub półrządowych urzędów
doprowadziłoby przy pełnej ich realizacji do egipskiego
despotyzmu.
Różnimy się od socjalistów zarówno pod
względem oceny zła, jak i pod względem środków. My
nie obawiamy się kapitału, uznając go za naturalnego sługę
pracy. Naszym zdaniem odsetki same w sobie są rzeczą naturalną
i sprawiedliwą. Nie ustanawialibyśmy też żadnych limitów
majątkowych ani nie nakładalibyśmy
na bogatych żadnych ciężarów, których nie ponosiliby
biedni. Nie widzimy nic złego w konkurencji, a wręcz uważamy,
że nieskrępowana konkurencja jest konieczna do zdrowego
funkcjonowania przemysłu i społeczeństwa, podobnie
jak dla
zdrowego organizmu niezbędny jest swobodny obieg krwi. Jest
ona bowiem elementem zapewniającym najpełniejszą współpracę.
Dla wspólnoty zabralibyśmy jedynie to, co do wspólnoty należy
– wartość przypisywaną ziemi na skutek liczebnego wzrostu
wspólnoty.
Z świętym poszanowaniem pozostawilibyśmy osobom prywatnym
to, co do nich prywatnie należy. Uznając zaś niezbędne
monopole za funkcję państwa, usunęlibyśmy wszystkie
ograniczenia i zakazy z wyjątkiem tych, które odnoszą się
do zdrowia publicznego, bezpieczeństwa,
moralności i wygody.
Jest jednak pewna fundamentalna różnica – różnica,
na którą pragnę zwrócić uwagę Waszej Świątobliwości:
Socjalizm na wszystkich swych etapach uważa, że zło naszej
cywilizacji wynika z niedostosowania albo zaburzenia naturalnych relacji,
które należy sztucznie zorganizować albo naprawić. W
koncepcji tej na państwo spada obowiązek inteligentnego
zorganizowania wytwórczych stosunków między ludźmi,
skonstruowania wielkiego urządzenia, którego skomplikowane części
muszą wł aściwie
ze sobą
współpracować pod zarządem ludzkiej
inteligencji. I tu leży przyczyna, dla której socjalizm skłania
się ku ateizmowi. Nie dostrzegając porządku i symetrii
prawa naturalnego, nie może też rozpoznać Boga.
Z drugiej zaś strony my, którzy nazywamy samych
siebie Ludźmi Pojedynczego Podatku (nazwa ta wyraża jedynie
proponowane przez nas praktyczne rozwiązanie), uważamy, że
społeczne i przemysłowe stosunki między ludźmi nie są
maszyną, która wymaga skonstruowania, lecz organizmem, któremu
trzeba jedyn ie pozwolić
się rozwijać. W naturalnych prawach społecznych i przemysłowych
dostrzegamy taką samą harmonię jak w <str. 508>
organizmie ludzkim i uważamy, że rządzenie i sterowanie
tymi prawami przekracza możliwości ludzkiej inteligencji,
podobnie jak człowiek nie
jest w stanie rządzić i sterować witalnymi siłami
swego organizmu. W owych prawach społecznych i przemysłowych
dostrzegamy tak bliski związek z prawem moralnym, że oba prawa
muszą pochodzić od jednego Autora, a to dowodzi, iż moralne
prawo może być pewnym
przewodnikiem człowieka tam, gdzie inteligencja pobłądziłaby
i wywiodła nas na manowce. Wobec tego, w celu uzdrowienia zła
naszych czasów wystarczy jedynie czynić sprawiedliwość i
zapewnić wolność. Z tego powodu nasze przekonania skłaniają
się, albo wręcz
są jedynymi przekonaniami, które da się pogodzić z mocną
i pełną czci wiarą w Boga oraz z uznaniem Jego prawa za
nadrzędne prawo, któremu ludzie muszą się podporządkować,
jeśli chcą sobie zapewnić pomyślność i uniknąć
zniszczenia. To dlatego właśnie,
naszym
zdaniem, ekonomia polityczna służy jedynie ukazaniu głębi
mądrości, jaka zawiera się w prostych prawdach, które
ludzie usłyszeli z ust Tego, o którym ze zdziwieniem mówiono ‘Czyż
nie jest on cieślą z Nazaretu?’
I dlatego właśnie dopatrując się w
tym, co proponujemy – czyli w zapewnieniu wszystkim ludziom równych
naturalnych możliwości dla wykorzystywania swych umiejętności
i likwidowaniu wszystkich ograniczeń w zakresie legalnego ich użytkowania
– zgodności prawa ludzkiego z prawem moralnym, możemy z
ufnością twierdzić,
że jest to środek nie tylko wystarczający dla uzdrowienia
całego zła, które Wasza Świątobliwość tak
uderzająco przedstawia, ale że jest on jedynym możliwym
lekarstwem.
Nie ma więc żadnego innego rozwiązania.
Ludzie są zorganizowani w określony sposób, ustalone są
ich związki z otaczającym światem – czyli inaczej mówiąc
takie są niezmienne prawa Boże – że poza granicami
ludzkich możliwości twórczych leży wymyślenie innego
sposobu usunięcia zła wynikającego z niesprawiedliwości
i ograbiającego ludzi z ich praw pierworodztwa, jak czynienie
sprawiedliwości, jak udostępnienie wszystkim darów, które Bóg
przygotował dla wszystkich.
Skoro zaś człowiek może żyć
tylko na ziemi i tylko z ziemi, skoro ziemia jest owym źródłem
materiałów i sił, z których wzięte jest nawet ciało
ludzkie i do których musi on sięgać chcąc wyprodukować
jakąkolwiek rzecz, to czy z tego nieodparcie nie wynika, że
dawanie ziemi na własność niektórym ludziom, a odmawianie
innym wszelkich praw do niej, jest dzieleniem ludzi na
biednych i bogatych,
uprzywilejowanych i bezradnych? Czy z tego nie wynika, że <str.
509> ci, którzy nie mają prawa do korzystania z ziemi mogą
żyć jedynie ze sprzedawania swej siły roboczej tym, którzy
posiadają ziemię? Czy z tego nie wynika, że to, co socjaliści
nazywają ‘żelaznym prawem wynagrodzeń’, co ekonomiści
określają mianem ‘ciążenia zarobków do minimum’,
musi odebrać owym rzeszom ludzi pozbawionych ziemi – zwykłym
robotnikom, którzy sami z siebie nie mają możliwości
korzystania ze swej pracy – wszystkie
przywileje jakiegokolwiek postępu czy poprawy sytuacji, która nie
zmienia owego niesprawiedliwego podziału ziemi? Nie mając możliwości
zatrudnienia samych siebie, muszą albo jako sprzedawcy pracy, albo
jako dzierżawcy ziemi współzawodniczyć między
sobą o przywilej
wykonywania pracy. Owa konkurencja między ludźmi odciętymi
od niewyczerpanego magazynu Bożego nie ma żadnego innego
ograniczenia poza głodem i musi ostatecznie wymusić spadek
wynagrodzeń do najniższego poziomu, na którym życie nie może
być podtrzymywane i nie może być kontynuowana reprodukcja.
Nie oznacza to, że wszystkie zarobki muszą
spaść do tego poziomu, ale zarobki tej z konieczności największej
grupy robotników, którzy dysponują jedynie przeciętną
wiedzą, przeciętnymi umiejętnościami i zdolnościami,
znajdą się na pewno na tym poziomie. Zarobki szczególnych klas,
które odgrodzone są od konkurencji dzięki szczególnej wiedzy,
umiejętności, czy na skutek działania innych przyczyn, mogą
utrzymać się ponad owym przeciętnym poziomem. Na te j
zasadzie,
tam gdzie rzadka jest umiejętność czytania i pisania, jej
posiadanie zapewni człowiekowi zarobki wyższe od zwykłego
robotnika. Gdy jednak upowszechnienie szkolnictwa sprawi, że umiejętność
ta stanie się powszechna, zniknie także owa przewaga. Jeśli
więc zawód wymaga szczególnego szkolenia czy umiejętności
albo jest trudno dostępny poprzez wprowadzenie sztucznych ograniczeń,
to owo powstrzymanie konkurencji ma tendencję do utrzymywania zarobków
w takim zawodzie na wyższym poziomie. Gdy jednak postęp
wynalazczości udostępni szerzej ową szczególną
kwalifikację albo gdy zostaną złamane sztuczne
ograniczenia, to zarobki spadają do przeciętnego poziomu. Na tej
zasadzie również takie wartości, jak przedsiębiorczość,
rozwaga, zapobiegliwość tylko wtedy, gdy
są zjawiskiem wyjątkowym, mogą zapewnić ich
posiadaczowi utrzymanie na poziomie wyższym niż zwykłe przeżycie.
Gdzie stają się one powszechne, tam konkurencja musi ograniczyć
zyski i oszczędności, których źródłem są te
wartości, do ogólnego poziomu, który wobec
zmonopolizowania ziemi i bezradności świata pracy może być
położony tylko tak nisko, że następnym stopniem jest
ustanie życia.
Albo wyrażając tę samą rzecz nieco
inaczej: Jeśli ziemia jest niezbędną do życia i pracy,
to jej właściciele będą w stanie w zamian <str.
510> za pozwolenie na jej używanie otrzymać od prostych
robotników wszystko, co praca ta może wyprodukować, z wyjątkiem
tego, co wystarczy im jedynie do podtrzymania życia, które jest
potrzebne właścicielom ziemi i tym, którzy są od nich za leżni.
Tak więc tam, gdzie prywatna własność
ziemi podzieliła społeczeństwo na klasę właścicieli
ziemskich oraz klasę ludzi nie posiadających ziemi, nie jest możliwy
postęp czy rozwój ani przemysłowy, ani społeczny, ani
moralny, który byłby w stanie, bez poruszenia kwestii własności
ziemi, zapobiec ubóstwu albo ulżyć doli zwykłych robotników.
Gdyż niezależnie od tego, czy skutkiem wynalazku lub
usprawnienia będzie wzrost efektywności pracy czy też
zmniejszenie kosztów utrzymania robotnika, może on po jego u powszechnieniu
przynieść jedynie skutek w postaci zwiększenia dochodów właścicieli
ziemi, nie przynosząc w ogóle korzyści zwykłym robotnikom.
W żaden sposób ludzie ci, dysponujący jedynie zwykłą,
przeciętną siłą roboczą, siłą całkowicie
bezużyteczną bez środków
niezbędnych do wykonywania pracy, nie mogą zatrzymać więcej
z wypracowanego przez siebie dochodu jak tylko tyle, ile potrzeba do
utrzymania się przy życiu.
O prawdziwości tego stwierdzenia można
przekonać się na podstawie dzisiejszej rzeczywistości. W
naszych czasach wynalazki i odkrycia niezmiernie zwiększyły
produkcyjną moc pracy, jednocześnie też zmniejszyły
koszt wielu rzeczy potrzebnych do zaopatrzenia robotnika. Czy usprawnienia
te zwiększyły gdziekolwiek zarobki zwykłych robotników?
Czy korzyśc i
z nich płynące nie wzbogaciły przede wszystkim posiadaczy
ziemi, ogromnie zwiększając wartość ziemi?
Mówię przede wszystkim, gdyż pewna część
tych korzyści została zużytkowana na utrzymanie olbrzymich
stacjonarnych armii oraz na przygotowania wojenne, na zapłacenie
odsetek od wielkich długów publicznych oraz na opłaty dla
ukrytych przeważnie pod fikcyjnym kapitałem monopoli innych niż
monopol na ziemię. Jednak usprawnienia spożytkowane na te straty
nie przyniosły korzyści światu pracy. Powiększyły
one
jedynie
dochody właścicieli ziemi. Nawet gdyby zlikwidowano armie
stacjonarne i wszystko, co się z nimi wiąże, gdyby usunięto
wszystkie monopole z wyjątkiem monopolu na ziemię, gdyby rządy
stały się modelem ekonomicznym, gdyby pozbawiono zysków
spekulantów, pośredników
i wszelkiego rodzaju wymieniaczy, gdyby każdy był tak ściśle
uczciwy, że nie trzeba byłoby policji, sądów, więzień
i zabezpieczeń przeciwko nieuczciwości, to i tak rezultat
<str. 511> nie byłby inny od tego, co nastąpiłoby na
skutek zwiększenia efektywności
produkcji.
A nie tylko to. Czy te wszystkie błogosławieństwa
nie sprowadziłyby głodu dla wielu z tych, którym jakoś
udaje się teraz przeżyć? Czy nie jest prawdą to,
że zaproponowanie dzisiaj całkowitego rozwiązania
wszystkich armii w Europie – o co winni się modlić wszyscy
chrześcijanie – wywołałoby największe przerażenie
ze względu na konsekwencje pojawienia się na rynku pracy tak
wielu nie zatrudnionych robotników?
Wytłumaczenie tego i innych podobnych paradoksów,
które w naszych czasach wywołują niepokój ze wszystkich stron,
jest bardzo proste. Skutkiem wszystkich wynalazków i usprawnień zwiększających
moc produkcyjną, oszczędzających straty i czyniących
wysiłek bardziej ekonomicznym, jest zmniejszenie ilości pracy
potrzebnej do osiągnięcia zamierzonego
rezultatu, czyli zaoszczędzenie pracy, tak że mówimy o nich
jako o wynalazkach i usprawnieniach oszczędzających pracę.
I teraz w naturalnym stanie społeczeństwa, gdzie uznawane są
prawa wszystkich ludzi do korzystania z ziemi, usprawnienia oszczędzające
pracę mogłyby posuwać się do najdalszych granic bez
zmniejszania zapotrzebowania na ludzi, gdyż w takich naturalnych
warunkach zapotrzebowanie na ludzi wynika z osobistej radości życia
oraz mocnych instynktów, które Stwórca wszczepił w serce człowieka.
Jednak w nienaturalnym stanie społeczeństwa, w którym masy
ludzkie wydziedziczone zostały z wszystkiego z wyjątkiem siły
roboczej, gdy inni stworzą im możliwość jej
wykorzystania, zapotrzebowanie na nich staje się zwykłym
zapotrzebowaniem na ich usługi
dla tych, którzy mają możliwość dać
zatrudnienie, a człowiek jako taki staje się towarem. Z tego
zatem wynika, że pomimo naturalnego efektu usprawnień oszczędzających
pracę, którym jest zwiększenie zarobków, w nienaturalnych
warunkach stworzonych przez prywatną
własność ziemi skutkiem nawet tak moralnych usprawnień
jak rozwiązanie armii i oszczędzanie pracy ustanowionej przez
występek jest, w rezultacie zmniejszenia popytu handlowego, obniżenie
zarobków i skazanie zwykłych robotników na życie w głodzie
albo nędzy.
Jeśliby wynalazki i usprawnienia oszczędzające pracę
mogły być prowadzone aż do całkowitego zniesienia
potrzeby pracy, to jaki byłby tego skutek? Czy nie stałoby się
tak, że właściciele ziemi mogliby wejść w
posiadanie wszystkich bogactw, które ziemia
jest w stanie wyprodukować, całkowicie bez potrzeby zatrudniania
robotników, którzy musieliby w tej sytuacji albo umrzeć z głodu,
albo żyć jako pensjonariusze zdani na łaskę właścicieli
ziemi? <str. 512>
Tak więc, dopóki będzie dozwolona własność
ziemi, dopóki jedni ludzie będą traktowani jako właściciele
ziemi, a inni będą mieli prawo życia na niej tylko za ich
przyzwoleniem – dopóty ludzka mądrość nie będzie w
stanie wymyślić żadnego sposobu uniknięcia zła
naszej obecnej sytuacji.”
Owa teoria wolnej ziemi
(z wyjątkiem podatku od niej) cechuje się szerokością
horyzontów i sprawiedliwością. Bylibyśmy zadowoleni, gdyby
mogła ona zostać natychmiast wprowadzona w życie, chociaż
osobiście nie odnieślibyśmy z tego żadnych korzyści.
Na pewno przyniosłaby ona społeczeństwu doraźną
ulgę, aczkolwiek pozbawienie ziemi jej wartości byłoby
szokiem równym, albo znacznie większym, niż przyjęcie
propozycji socjalizmu, chyba że reforma ta zostałaby wprowadzona
w życie, jak to zostało powyżej zasugerowane, w sposób
stopniowy
po uprzednim ogłoszeniu. Łatwo można by ją połączyć
z niektórymi bardziej umiarkowanymi elementami socjalizmu, przez co nabrałyby
one ciężaru gatunkowego. Gdyby bowiem ziemia, która jest
jedynym źródłem bogactwa, znalazła się w rękach wszystkich
ludzi na takich warunkach, to
nie byłoby takiej konieczności, by zdrowi, przedsiębiorczy
ludzie musieli cierpieć głód: wszyscy mogliby przynajmniej
wyprodukować żywność na swoje potrzeby. Chociaż
więc jesteśmy przekonani, że byłoby to mądre i
sprawiedliwe rozwiązanie,
pozostające w zgodności z Boskim prawem, jak bardzo umiejętnie
dowiódł tego pan George, to jednak środek ten nie stanowiłby
panaceum na wszystkie choroby ludzkości. Wzdychające stworzenie
wzdychałoby nadal aż do całkowitego ustanowienia sprawiedliwości
i prawdy na ziemi, gdy wszystkie serca znajdą się z nimi w
harmonii. Dokąd się to nie stanie, samolubstwo zawsze znajdzie
możliwość zgarnięcia śmietanki i zostawienia dla
drugich tylko trochę chudego mleka dla zaspokojenia jedynie ich
podstawowych potrzeb.
Na dowód tego, że jedyny podatek od gruntu nie byłby
w stanie sam zaspokoić wymogów stawianych przez trudności społeczne
i finansowe ani nie powstrzymałby zbliżającej się
katastrofy i ruiny społecznej, cytujemy poniżej przykład
niepowodzenia tej koncepcji. Indie przez długie stulecia miały
jedyny podatek, tylko podatek gruntowy – ziemia była wspólną
własnością użytkowaną pod kontrolą wsi. W
rezultacie około dwóch trzecich populacji było rolnikami, co
stanowi znacznie wyższą proporcję niż w jakimkol wiek
innym narodzie świata. <str. 513> Prywatna własność
ziemi została wprowadzona tam dopiero w ostatnich latach przez Anglików,
i to jak dotychczas na bardzo ograniczonym terytorium. O mieszkańcach
Indii można powiedzieć, że są to ludzie zadowoleni
i spokojni, nie wynika
to jednak bynajmniej z faktu, że są oni bogaci czy opływają
w luksusy i wygody. Współczesne urządzenia gwałtownie
rewolucjonizują ich rzeczywistość, zmniejszając i tak
już skąpe zarobki i zmuszając ich do coraz uboższego
życia lub śmierci głodowej. Cytowaliśmy już
świadectwa poważnych autorytetów dowodzące, że masy
tamtejszych biedaków rzadko mogą sobie pozwolić na to, by najeść
się do syta choćby najprostszych pokarmów (zob. str. 381).
Stwierdzamy więc, że propozycja wprowadzenia
jedynego podatku, czyli wolnego dostępu do ziemi, mogłaby
stanowić jedynie doraźną ulgę. Nic ponadto nie możemy
o tym rozwiązaniu powiedzieć, gdyż jeśli samolubstwo
dozna niepowodzenia z jednej strony, to natychmiast znajdzie sobie ujście
z drugiej. Efektywnie może
tu pomóc jedynie “nowe serce” i “nowy duch”, a tego nie potrafi
zapewnić ani teoria jedynego podatku, ani żadna inna ludzka
teoria.
Przypuśćmy na przykład, że ludzie
mieliby ziemię. Zjednoczenia kapitałowe mogłyby jednak z
łatwością odmawiać zakupu produktów rolnych, jeśli
nie byłyby one sprzedawane po wyznaczonych przez kapitał cenach,
które ledwo wystarczyłyby na to, by rolnicy mogli utrzymać się
przy życiu. Z drugiej zaś strony kapitał mógłby
kontrolować i ustalać wysokie ceny na wszystkie produkty, kt óre
rolnicy muszą kupować, począwszy od nawozów i narzędzi
rolniczych, a skończywszy na ubraniach i meblach.
Takie właśnie okoliczności z pewnością
jeszcze nastaną – prawo podaży i popytu działa zbyt
wolno, by mogło zadowolić dzisiejsze pożądanie
bogactw. Świat pracy nie może powstrzymać działania
tego prawa i jest przepełniony zarówno maszynami, jak i wzrastającą
liczbą ludności. Jednak kapitał jest w stanie przeciwdziałać
temu prawu, choćby tylko częściowo, przez tworzenie trustów,
zjednoczeń, syndykatów itp.
w celu częściowego albo niemal całkowitego kontrolowania
podaży i cen. Przykładem tego jest trust węglowy. <str.
514>
Cóż mógłby, pytamy, zdziałać
jedyny podatek przeciwko duchowi samolubstwa? Byłby całkowicie
bezsilny!
Przypuśćmy jednak, że swobodny dostęp
do ziemi i propozycja jedynego podatku zostałyby wprowadzone w życie
od jutra. Przypuśćmy, że ziemie uprawne zostałyby
uwolnione od wszelkich podatków, że każde gospodarstwo zostałoby
wyposażone w dom, konia, krowę, pług i inne niezbędne
wyposażenie .
Przypuśćmy, że oznaczałoby to podwojenie areału
obecnych gruntów uprawnych i podwojenie obecnych zbiorów. Zapewniłoby
to zdrowym i gospodarnym ludziom obfitość kukurydzy, pszenicy i
jarzyn. Gdyby jednak nie nastąpiły jakieś szczególnie
korzystne okoliczności,
to wysoka nadwyżka spowodowałaby tak niskie ceny, że nie
wystarczyłyby one na pokrycie kosztów transportu na rynek. Dzieje się
tak nawet w obecnych warunkach: tysiące buszlis
ziemniaków i kapusty gnije na polach, bo nie opłaca się ich
zbierać. W pierwszym roku działania takiej reformy tysiące
silnych i chętnych ludzi, pragnących pracować dla samych
siebie, zostałoby przyciągniętych z miast do wyżej
wymienionych gospodarstw. Uwolniłoby to miejski rynek pracy od nadwyżki
siły roboczej i spowodowało okresowy
wzrost zarobków dla tych, którzy pozostali w miastach. Trwałoby to
jednak tylko jeden rok. Rolnicy, stwierdziwszy, że za zboże i
ziemniaki nie są w stanie kupić ubrania i niezbędnego
wyposażenia domowego ani bezpośrednio, ani na drodze wymiany,
opuściliby
gospodarstwa i powrócili do miast podejmując ożywioną
konkurencję w walce o jakąkolwiek pracę, która mogłaby
im zapewnić cokolwiek więcej niż samo tylko przetrwanie, która
zapewniałaby im udział w komforcie i luksusie życia.
Niestety, swobodny dostęp do ziemi jest dobry jeśli
chodzi o uniknięcie głodu, jest też słusznym założeniem
wobec faktu, że nasz hojny Stwórca dał ziemię Adamowi i
jego rodzinie jako wspólne dziedzictwo. Byłoby też wielką
pomocą w naszych obecnych trudnościach, gdyby cały świat
pra ktykował
jubileusz zwrotu ziemi i umorzenia długów co pięćdziesiąt
lat, tak jak to czynili Żydzi. Byłoby to jednak obecnie tylko
środkiem łagodzącym, czego dowodzi dawna historia Żydów
i obecne losy mieszkańców Indii. <str. 515> Jedynym
rzeczywistym uzdrowieniem
może być tylko wielki pozaobrazowy
Jubileusz, który zostanie ustanowiony przez przychodzącego Króla
ziemi – Immanuela.
Inne nadzieje i obawy
Dokonaliśmy pobieżnego przeglądu
podstawowych teorii rozwiniętych w celu poprawy obecnej sytuacji, z
którego jasno wynika, że żadna z nich nie odpowiada potrzebom
chwili. Oprócz tego są jeszcze ogromne ilości ludzi, którzy
nieprzerwanie głoszą i modlą się, widząc panujące
wokół zło, którzy oczekują, by ktoś zdjął
przekleństwo ze świata, którzy jednak ani nie d ostrzegają,
ani nie proponują żadnego realnego rozwiązania.
W tym kontekście nie możemy nie wspomnieć
o niektórych uczciwych, ale całkowicie pozbawionych poczucia
rzeczywistości istotach, które na próżno wyobrażają
sobie, że jeśli kościoły ockną się i
zrozumieją sytuację, to będą potrafiły zapobiec
nadciągającej klęsce społecznej, zrewolucjonizować
społeczeństwo i następnie przywrócić porządek
oparty na nowym, lepszym fundamencie. Mówią oni: Jeśliby tylko
kościołom udało się przebudzić, to mogłyby
podbić świa t
dla Chrystusa i same ustanowić na ziemi Królestwo Boże oparte
na fundamencie miłości i wierności względem Boga oraz
równej miłości do wszystkich innych ludzi. Niektórzy z nich
twierdzą nawet, że ten właśnie Chrystusowy duch w kościołach
miałby być powtórnym
przyjściem Chrystusa.
Sugestia ta jest tak beznadziejnie nierealna, że
nawet nie trzeba tego dowodzić. Liczebność kościołów,
którą oni uważają za ich siłę, jest w istocie słabością.
Spoglądają na liczbę 300 milionów chrześcijan i mówią:
Cóż za potęga! My zaś patrzymy na tę samą liczbę
i mówimy: Cóż za słabość!
Gdyby owa ogromna liczba składała się wyłącznie
ze świętych, postępujących i kierujących
się miłością, to istotnie za tym argumentem stałaby
ogromna siła i realnym stałoby się przekonanie, że gdy
się oni ockną i właściwie ocenią sytuację,
to będą w stanie natychmiast przeprowadzić rewolucję
społeczną. Niestety jednak dominuje wśród nich “kąkol”
i “plewy”, podczas gdy klasa “pszenicy” jest nieliczna. Jak oświadczył
wielki <str. 516> Pasterz, do Nieg o
należy zaledwie “maluczkie stadko” ludzi, którzy podobnie jak
ich Mistrz “wyniszczyli samych siebie” i nie posiadają żadnych
wpływów. Między nimi jest “niewiele mądrych według
ciała, niewiele możnych, niewiele zacnego rodu” (1 Kor. 1:26).
“Słuchajcie, bracia
moi mili! azaż Bóg nie obrał ubogich na tym świecie, aby
byli bogatymi w wierze i dziedzicami królestwa, które obiecał tym,
którzy go miłują?” – Jak. 2:5.
Nie, nie! Duch Chrystusowy, który posiada Maluczkie
Stadko, nie wystarczy, by można było oddać im Królestwo!
Kościół nigdy nie był pozbawiony takich, którzy posiadali
tego ducha. To co oświadczył nasz Pan zanim nas opuścił,
że będzie z nami aż do skończenia tego wieku, wypełniło
się, tak jak powiedział. Obiecał On jednak również,
że tak jak odszedł (osobiście) przy końcu Wieku Żydowskiego,
tak powróci (osobiście) przy końcu obecnego Wieku. Zapewnił
nas, że w czasie Jego nieobecności wszyscy, którzy zachowają
względem Niego wierność, “prześladowani będą”,
że Jego współdziedzice będą “gwałt cierpieć”
aż do czasu,
gdy przyjdzie On ponownie i przyjmie ich do siebie. Wtedy w nagrodę
za ich wierność i cierpienia da im chwałę, cześć
i nieśmiertelność oraz udział w Jego tronie i władzy,
by mogli błogosławić świat w sprawiedliwym rządzie
i w znajomości Prawdy oraz ostatecznie zniszczyć świadomych
sprawców nieprawości i usunąć ich spomiędzy tych, co
czynią sprawiedliwość. Na to zaś musi czekać nie
tylko wzdychające stworzenie. Także i my, którzy mamy
pierwiastki ducha (Rzym. 8:23), musimy wzdychać i oczekiwać na
Boski czas i Boski sposób udzielenia Królestwa. Wykazał On nam,
że czas otrzymania tych błogosławieństw jest już
obecnie niedaleki i że rozpoczną się one od ukarania świata
straszliwym czasem uciśnienia, którego unikną święci,
Maluczkie Stadko, gdy zostaną
przemienieni i uwielbieni w Królestwie.
Aby jednak nikt i nigdy nie mógł powiedzieć,
że korzyści płynące z bogactwa i wykształcenia
pozwoliłyby mu na podbicie świata, Bóg udzielił
nominalnemu kościołowi, “chrześcijaństwu”,
<str. 517> takich właśnie przywilejów. Mimo to jednak
wydaje się, że możliwości te wywołują
przeciwny skutek, rozwijając pychę, wyniosłość i
brak wiary zwany “wyższym krytycyzmem”. “Ale gdy przyjdzie Syn
człowieczy, izali znajdzie [tę] wiarę na ziemi?”
Jedyna nadzieja – “Ona błogosławiona
nadzieja”
“Oczekując onej błogosławionej nadziei
i objawienia chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa
Chrystusa;” “Ku otrzymaniu wystawionej nadziei, którą mamy jako
kotwicę duszy, i bezpieczną, i pewną, i wchodzącą
aż wewnątrz za zasłonę.” “Przetoż
przepasawszy biodra myśli waszej i trzeźwymi będąc,
doskonałą miejcie nadzieję ku tej łasce, która wam
dana będzie w objawienie Jezusa Chrystusa;” – Tyt. 2:13; Hebr.
6:19; 1 Piotra 1:13.
Zastanawiając się nad dręczącym
problemem podaży i popytu, który dokonuje tak głębokiego
podziału ludzkości na dwie klasy – biednych i bogatych, na ile
tylko było to możliwe unikaliśmy ostrego krytykowania którejkolwiek
ze stron, mocno wierząc w to, co staraliśmy się wykazać,
że obecna sytuacja jest wynikiem działania ustrojowego prawa
samolubstwa (będącego skutkiem upadku Adamowego), które
dominuje wśród znacznej większości ludzkiej rodziny, zarówno
po stronie bogatych, jak i biednych. Owe głęboko osadzone prawa
ustrojowego samolubstwa są znienawidzone przez nieliczną
garstkę (głównie ludzi biednych) tych, którzy przyszedłszy
do Chrystusa i przyjąwszy z całego serca Jego ducha i prawo miłości,
chętnie porzuciliby całe samolubstwo, jednak nie potrafią.
Prawa te kierują postępowaniem drobnych kupców i kontrahentów,
jak również
pracowników. Działanie tych praw jest zaś tak niezawodne,
że gdyby dzisiaj umarli wszyscy bogaci, a ich majątki zostały
równo podzielone między pozostałych, prawa te spowodowałyby
odtworzenie obecnej sytuacji na przestrzeni kilku lat. Przecież wielu
spośród dzisiejszych milionerów było biednymi chłopcami.
Zaś dowolny system prawny, który mógłby zostać uchwalony
większością głosów, pozbawiający ludzi możliwości
realizowania swych zachłannych i samolubnych skłonności,
zniszczyłby dążenie do postępu i
znów gwałtownie skierował cywilizację na tory braku
zapobiegliwości, nieudolności i barbarzyństwa.
Jedyną nadzieją dla świata jest Królestwo
naszego <str. 518> Pana Jezusa Chrystusa – Królestwo Tysiąclecia.
Jest ono od dawna przepowiedzianym Boskim środkiem zaradczym, odłożonym
na słuszny czas, który obecnie jednak dzięki Bogu właśnie
nadchodzi. Jeszcze raz ludzka krańcowość okaże się
Boską sposobnością – “Przyjdą do Pożądanego
od wszystkich narodów”,1
a stanie się to w momencie przełomowym, kiedy bezowocnie
wyczerpana zostanie cała pomysłowość i umiejętność
ludzka w zakresie poszukiwania rozwiązań przynoszących ulgę.
Doprawdy wydaje się, że jest to Boska metoda uczenia wspaniałych
lekcji w szkołach doświadczenia. W taki sposób Żydzi bezpośrednio
(a my i wszyscy
ludzie pośrednio) nauczyli się ze swojego Prawa Zakonu ważnej
lekcji, że przez uczynki Prawa żadne (upadłe) ciało
nie może być usprawiedliwione przed Bogiem. W taki sposób Pan
polecił swym uczniom wykonywanie lepszego, Nowego Przymierza Łaski
przez Chrystusa.
1 Aggieusz 2:8 – KJ “Ziści się pragnienie
wszystkich narodów” – przyp.tłum.
Czas uciśnienia, “dzień pomsty”, którym
zakończy się obecny Wiek i rozpocznie Wiek Tysiąclecia, będzie
nie tylko słuszną odpłatą za sprzeniewierzenie
przywilejów, ale będzie zmierzał do upokorzenia zuchwałości
ludzi i uczynienia ich “ubogimi w duchu” oraz gotowymi na przyjęcie
wielkiego błogosławieństwa Bożego, które Bóg gotów
jest wylać na wszelkie ciało (Joel 2:28). W taki sposób rani On
po to, by leczyć.
Ktoś nie zaznajomiony z planem Bożym mógłby
jednak zapytać: W jaki sposób może zostać ustanowione Królestwo
Boże, skoro wszystkie te ludzkie metody zawiodły? Jaki jeszcze
inny plan może ono zaproponować? Jeśli plan ten jest
oznajmiony w Słowie Bożym, to dlaczego ludzie
nie mogą wprowadzić
go w życie i w ten sposób uniknąć ucisku?
Odpowiadamy, że władza Królestwa Bożego
nie zostanie ustanowiona głosami ludzi ani też głosami
arystokracji i władców. W słusznym czasie “ten, co do niej ma
prawo”, który prawo to nabył własną, drogocenną
krwią, “ujmie
Królestwo”. Weźmie on “moc swoją wielką i umie królestwo”.
Stanie się to przy użyciu siły “I będzie ich [pogan]
rządził laską żelazną; jako statki garncarskie
skruszeni będą” (Obj. 2:27). “Abym zebrał narody, i
zgromadził <str. 519> królestwa, abym na nie wylał
rozgniewanie moje i wszystką popędliwość gniewu mego;
ogniem zaiste gorliwości mojej będzie pożarta ta wszystka
ziemia. Bo na ten czas
[gdy upokorzą się i będą gotowi słuchać i
okazywać posłuszeństwo Jego radom] przywrócę narodom
wargi czyste, którymi by wzywali wszyscy imienia Pańskiego, a służyli
mu jednomyślnie” – Sof. 3:8,9.
Użycie siły i mocy, której człowiek nie
będzie mógł się oprzeć, będzie towarzyszyło
nie tylko ustanowieniu Królestwa, ale będzie także kontynuowane
przez cały Wiek Tysiąclecia, gdyż całe królowanie ma
na uwadze specyficzny cel pokonania nieprzyjaciół sprawiedliwości.
“Bo on musi królować, póki by nie położył
wszystkich nieprzyjaciół pod nogi jego.” “Nieprzyjaciele jego
proch lizać będą.” “Każda dusz a,
która
by nie słuchała [była posłuszna] tego proroka
[chwalebny Chrystus – pozaobrazowy Mojżesz], będzie wygładzona
z ludu”, umrze wtórą śmiercią.
Szatan zostanie związany – wszystkie jego oszukańcze
i zwodnicze wpływy zostaną powstrzymane – ludziom nie będzie
się wydawało, że zło jest dobrem, albo dobro – złem,
że prawda jest nieprawdziwa, albo że fałszerstwo jest prawdą
(Obj. 20:2).
Jak już jednak wykazywaliśmy, królowanie to
nie będzie polegało wyłącznie na sile. Sile nieodłącznie
będzie towarzyszyła oliwna gałązka miłosierdzia i
pokoju dla wszystkich mieszkańców świata, którzy będą
uczyli się sprawiedliwości, gdy na ziemi będą się
odprawiały Jego sądy (Izaj. 26:9). Oczy ludzi oślepionych
grzechem zostaną otwarte, a świat zobaczy dobro i zło,
sprawiedliwość i nieprawość w świetle bardzo różniącym
się od dzisiejszego – w świetle “siedmiokrotnym” (Izaj.
30:26, 29:18-20). Zewnętrzne pokusy obecnego czasu zostaną w większości
wyeliminowane, nie będzie wolno i nie będzie można czynić
zła, zaś niezawodna kara gwałtownie spadnie na przestępcę,
wymierzona z nieomylną sprawiedliwością przez chwalebnych i
kompetentnych sędziów tej epoki, którzy będą umieli okazać
słabym współczucie (1 Kor. 6:2; Psalm 96:13; Dzieje Ap. 17:31).
<str. 520>
Owi sędziowie nie będą sądzili według
widzenia oczu swoich, ani według słyszenia uszu swoich, ale będą
wydawali sąd w sprawiedliwości (Izaj. 11:3). Nie zdarzy się
żadna pomyłka, żadna niegodziwość nie minie się
ze sprawiedliwą odpłatą, nawet usiłowanie popełnienia
zbrodni będzie musiało zostać prędko zaniechane w tych
warunkach. Wszelkie kolano skłoni się [przed władzą,
która będzie wtedy sprawowana], a każdy język będzie
wyznawał [sprawiedliwość tego systemu] (Filip. 2:10,11).
Następnie, dla wielu ludzi zapewne stopniowo, nowy porządek rzeczy
zacznie przemawiać do serc, a to, co było na początku posłuszeństwem
z przymusu, stanie się posłuszeństwem z miłości i
uznania dla sprawiedliwości. Aż na końcu wszyscy inni –
ci, którzy będą posłuszni tylko pod przymusem siły
– zostaną wytraceni wtórą śmiercią (Obj. 20:7-9;
Dzieje Ap. 3:23).
W ten sposób siłą zostaną wprowadzone
reguły i prawa miłości. Nie stanie się to za zgodą
większości, tylko wbrew jej sprzeciwowi. Będzie to wymagało
wyeliminowania z obecnej cywilizacji republikańskich przyzwyczajeń
i na pewien czas poddanie ludzkości pod panowanie systemu
autokratycznego, który będzie obowiązywał przez tysiąc
lat. Taka autokratyczna władza byłaby czymś straszliwym w rękach
okrutnego czy nieudolnego władcy, jednak Bóg uwalnia nas od
wszelkich obaw ,
informując, że dyktatorem owej epoki będzie Książę
Pokoju, nasz Pan Jezus Chrystus, któremu pomyślność
rodzaju ludzkiego tak leżała na sercu, że złożył
za nas w ofierze swoje życie, jako cenę okupową, by
uzyskać prawo do podźwignięcia nas ze skażenia
grzechem i przywrócić doskonałość oraz Boską
przychylność dla wszystkich, którzy przyjmą Jego łaskę
przez okazanie posłuszeństwa Nowemu Przymierzu.
Już na początku Tysiąclecia stanie się
dla wszystkich oczywiste, że sposób wyznaczony przez Boga jest
jedynym, który odpowiada wymogom stawianym przez sytuację chorego na
grzech i samolubnego świata. Zaiste, już teraz niektórzy zauważają,
że świat bardzo potrzebuje mocnego i sprawiedliwego rządu.
Coraz wyraźniej widzą też, że jedynymi osobami, które
bezpiecznie m ożna
by obdarzyć absolutną wolnością, są ci, którzy
<str. 521> na trwałe się nawrócili – którzy mają
odnowioną wolę, odnowione serca i ducha Chrystusowego.
Stanowisko właściwe dla Ludu Bożego
Ktoś może jednak zapytać: Co mamy jednak
c zynić teraz, my,
którzy widzimy te rzeczy we
właściwym świetle? Czy jeśli posiadamy zbywający
kawałek ziemi, to powinniśmy go oddać albo porzucić?
Nie, to nie służyłoby dobremu celowi, chyba że
podarowalibyśmy go jakiemuś biednemu sąsiadowi, który
rzeczywiście go potrzebuje, a i wtedy,
gdyby mu się nie powiodło w użytkowaniu tej ziemi, to z
pewnością surowo by was skrytykował jako współautorów
jego nieszczęścia.
Czy jeśli jesteśmy rolnikami, kupcami albo
przemysłowcami, to powinniśmy próbować prowadzić
nasze interesy na zasadach Tysiąclecia? Nie, gdyż takie postępowanie
sprowadziłoby na was finansową katastrofę, która wyrządziłaby
krzywdę waszym wierzycielom, osobom będącym na waszym
utrzymaniu oraz waszym pracownikom.
Wydaje nam się, że jedyne, co można
obecnie zrobić, to pozwolić, by nasze umiarkowanie
było wiadome wszystkim ludziom, unikać wyzyskiwania kogokolwiek,
wypłacać umiarkowane wynagrodzenia lub udziały w dochodach
albo też, jeśli to nie jest możliwe, nie zatrudnianie
nikogo, unikać nieuczciwości w jakiejkolwiek formie, “obmyśliwając
to, co jest uczciwego przed wszystkimi ludźmi”, dawać przykład
“pobożności z przestawaniem na swym”, zawsze, i słowem,
i przykładem zniechęcać innych nie tylko do używania
przemocy, ale nawet okazywania niezadowolenia, a wreszcie starać się
prowadzić
spracowanych i obciążonych do Chrystusa i słowa łaski
Bożej – przez wiarę i zupełne poświęcenie.
Gdybyście zaś z łaski Bożej mieli być szafarzami
większego lub mniejszego bogactwa, to nie czcijcie go, ani nie
starajcie się przekonać, jak wiele bogactw
bylibyście w stanie zgromadzić dla tych, co będą po
was dziedziczyć, by się kłócili i sprzeniewierzali wasz
majątek, lecz wykorzystajcie
go
zgodnie z waszym przymierzem, w służbie Bożej, poddając
się Jego kierownictwu i pamiętając, że nie należy
on do was po to, byście go zatrzymywali albo używali na własne
cele, ale Bóg powierzył go wam pod opiekę, byście
wykorzystali go w radosnej służbie na chwałę Bogu.
Jako przykład praktycznego zastosowania tych uwag
<str. 522> w sprawach codziennego życia publikujemy poniższy
list, który otrzymaliśmy od czytelnika naszego dwutygodnika, oraz
naszą na niego odpowiedź. Może okaże się to
pomocne także dla innych.
Na świecie, ale nie ze świata
Pensylwania
DROGI BRACIE. W minioną niedzielę na naszym
nabożeństwie zastanawialiśmy się nad lekcją z
Listu do Rzymian 12:1 i wśród wielu myśli, jakie wyniknęły
z tego niezwykle bogatego tematu, niektóre dotyczyły wykorzystania
naszego poświęconego czasu. Prowadzę sklep spożywczy,
a sytuacja ogólna w handlu wymaga w dzisiejszym cza sie
niemal “wiecznej czujności”.
Wiele razy zadawałem sobie pewne pytanie: Czy ja,
jako jeden z poświęconych, powinienem podejmować nadal
takie wysiłki, by zdobywać i utrzymywać klientelę, jak
to jest obecnie konieczne? Co tydzień drukuję cennik, oferuję
niejednokrotnie towary po cenach niższych od kosztów własnych,
rozdaję także często prezenty przy sprzedaży bardziej
opłacalnych towarów. Postępuję tak nie dlatego, że
podoba mi się ta forma sprzedaży, tylko dlatego, że wszyscy
moi konkurenci tak robią. Aby więc
móc utrzymać mój sklep i źródło utrzymania (ponieważ
nie jestem zamożny), zmuszony jestem postępować tak jak
inni.
Inne zastrzeżenie, jakie można by mieć
do tego rodzaju metod, polega na tym, że utrudniają one handel
moim słabszym braciom w tej samej branży handlowej. Znam dobrze
wielu z nich. Są wśród nich wdowy, które usiłują
uczciwą pracą w handlu zarobić na życie, zmuszony
jestem jednak pozbyć się wszystkich moich wyższych uczuć
i “rozpychać się łokciami” niezależnie od tego,
kto na tym ucierp i. Jest
to smutne wyznanie jak dla kogoś, kto ubiega się o pozycję
pomagania naszemu Panu w podźwignięciu ludzkości z otchłani
samolubstwa, od którego musi się uwolnić w Wieku, który jak
wierzymy jest już tak niedaleko. Moim celem nie jest skłanianie
Cię do tego,
byś usprawiedliwiał moje działanie w tej sprawie, ale pragnę
usłyszeć Twą opinię o tym, jaki powinien być sposób
postępowania godny polecenia dla poświęconego dziecka Bożego,
prowadzącego interes w obecnym czasie, kiedy to wielkie ryby połykają
płotki.
Wasz w Chrystusie
W odpowiedzi napisaliśmy: Sytuacja, którą
opisałeś, jest taka sama w prawie każdej <str. 523>
dziedzinie interesów i coraz bardziej opanowuje cały świat.
Stanowi ona część owego powszechnego “ucisku” naszych
czasów. Zarówno rozwój możliwości maszyn, jak i wzrost
liczebny rodziny ludzkiej przyczyniają się do obniżenia
wynagrodzeń i sprawiają, że brakuje pewności stałego
zatrudnienia. Coraz więcej ludzi stara się prowadzić własne
przedsiębiorstwa, a konkurencja i niewielkie zyski, choć k orzystne
dla biednych, doprowadzają do ekonomicznej zagłady małych
sklepów i wysokich cen. W rezultacie małe sklepy i małe zakłady
ustępują przed większymi, które z racji lepszej i bardziej
ekonomicznej organizacji zapewniają wyższy poziom usług po
niższych cenach.
Większe ilości nowszych towarów po niższych cenach i przy
wyższym poziomie usług są ogólnie korzystne dla
wszystkich, w porównaniu z dawniejszymi małymi sklepikami z zestarzałymi
towarami, wysokimi cenami i niedbałą obsługą, nawet jeśli
chwilowo niektóre
biedne wdowy czy inni wartościowi ludzie mogą ucierpieć na
skutek braku intelektualnych, fizycznych, czy też finansowych możliwości
dotrzymania kroku tym zmianom w sposobie działania. Ale nawet i oni,
jeśli zdobędą się na szerszą i bardziej życzliwą
ocenę sytuacji, będą
się cieszyć z tego, że ogólnie wszystkim powodzi się
lepiej, nawet jeśli prowadzi to do niekorzystnych zmian w ich własnym
położeniu. Mogą oni cieszyć się razem z tymi, którzy
odnoszą korzyści i cierpliwie czekać na przyjście Królestwa,
które w znacznie większym stopniu niż dzisiaj upowszechni dla
wszystkich błogosławieństwa Boże. Jednak takiego
niesamolubnego spojrzenia na sytuację można oczekiwać
jedynie od tych, którzy mają “nową naturę” i cechują
się właściwą dla niej miłością. Współczesna
konkurencja handlowa nie jest więc wyłącznie złem.
Jest ona jedną z ważnych lekcji, jakie udzielane są światu
w ramach studiów przygotowawczych poprzedzających ustanowienie
wielkiego Wieku Tysiąclecia, kiedy to interesy świata będą
prowadzone po większej
części, jeśli nawet nie w całości, na zasadach
“socjalistycznych” – nie dla wzbogacania i korzyści
pojedynczych osób, ale dla powszechnej pomyślności.
Tymczasem jednak samolubne więzy konkurencji
zaciskają się coraz silniej wokół tych, którzy kierują
się szlachetnymi i wspaniałomyślnymi pobudkami, niezależnie
od tego czy są chrześcijanami, czy nie. Cieszymy się,
<str. 524> że uważasz to zagadnienie za istotne i nie
jesteś zadowolony z panujących obecnie warunków.
Radzimy, abyś miał oczy szeroko otwarte i jeśli
zauważysz, że jakaś inna branża w mniejszym stopniu
obciążona jest konkurencją i w związku z tym bardziej
dogodna, żebyś dokonał zmiany. Jeśli tego nie zrobisz,
albo do czasu znalezienia bardziej dogodnego interesu czy też
korzystniejszych waru nków,
radzimy ci, żebyś pozostał tam, gdzie jesteś i do
pewnego stopnia modyfikował swe postępowanie, tj. abyś
tak równo, jak tylko potrafisz rozdzielił zagadnienia między
trzy wzajemnie sprzeczne interesy – twój własny, twoich konkurentów
oraz twoich klientów czy też bliźnich. Jeśli twój sklep
jest w stanie utrzymać się i przynieść umiarkowany
dochód, to staraj się zachować ten stan, nie walcząc o
dalszy rozwój w celu uzyskania “bogactwa”, “bo którzy chcą
bogatymi być, wpadają w pokuszenie i w sidło” (1 Tym.
6:9). Powinniśmy unikać wszelkiej nieuczciwej konkurencji, podłości
względem konkurentów oraz jakiegokolwiek fałszywego
przedstawiania swoich towarów klientom. Za wszelką cenę
trzeba uważnie pilnować sprawiedliwości i uczciwości,
a następnie dołożyć do tego “umiarkowanie” względem
twoich konkurentów, na ile podpowiada to miłość i pozwalają
okoliczności.
Nie zapominamy o poleceniu: “Nie przyłączaj
się do większości ku złemu” – 2 Mojż. 23:2
(nb), ani nie radzimy iść nawet na najmniejszy kompromis z
niesprawiedliwością. Nie pytasz, na ile dobrze rozumiemy, czy możesz
czynić niesprawiedliwość, ale czy miłość
pozwala uczynić wszystko, na co zezwala sprawiedliwość
i czemu się nie sprzeciwia przyjęty obyczaj. Światowe serce
nie wykazuje skrupułów wobec takich “błahostek”, to twoja
“nowa natura”, której prawem jest miłość, wolałaby
widzieć powodzenie u twoich konkurentów i to ona pragnie czynić
dobrze wszystkim ludziom, gdy tylko pojawia się sposobność
– a najwięcej domownikom wiary. Pielęgnuj tę “nową
naturę” pop rzez
posłuszeństwo prawu miłości w każdy możliwy
sposób. “Jeźli można, ile z was jest, ze wszystkimi ludźmi
pokój miejcie” – postępując wspaniałomyślnie i
zgodnie z miłością. Ten, kto przesycony jest duchem miłości
nie myśli nic złego o swych konkurentach, <str. 525> nie
szuka tylko własnego powodzenia i nie cieszy się z niepowodzenia
konkurenta.
Trudność polega na tym, że cały
świat postępuje w oparciu o wynaturzone zasady samolubstwa, które
są całkowicie niezgodne z miłością. Niektórzy
znajdują się na wyższym poziomie, inni na niższym,
jedni ograniczają swe samolubstwo do granic wyznaczanych przez sprawiedliwość,
inni posuwają się do niesprawiedliwości i nieuczciwości,
ale ogólnie poziom jest coraz niższy. “Nowe Stworzenie” w
Chrystusie nigdy nie może znaleźć się poniżej
poziomu sprawiedliwości i uczciwości i musi starać się
wznosić jak najwyżej ponad ten najwyższy światowy
standard, w kierunku doskonałej miłości. Winą obecnego
systemu konkurencyjnego jest to, że interesy kupującego i
sprzedającego są w ustawicznym
konflikcie. Żadna moc nie jest w stanie tego naprawić, poddać
kontroli czy zmienić, z wyjątkiem owej jedynej mocy, którą
obiecał Bóg – Królestwa Tysiąclecia, które wszystkim
narzuci regułę miłości i uwolni ich od skłonności
do samolubstwa i od jego
więzów, a ci, którzy zobaczą i poznają nową drogę,
przyjmą pomoc, jaka zostanie im zapewniona.
* * *
Przekonaliśmy się, że przy obecnym
prawie społecznym nieuchronnie musi nastąpić albo
wgniecenie mas ludzkości w błoto niewolniczej służby
dla ludzi bogatych i inteligentnych, albo obecny porządek społeczny
runie pod panowaniem anarchii. Pismo Święte zapewnia nas, że
stanie się to drugie, doprowadzając do straszliwej zemsty wobec
wszystkich ludzi, bogatych i biednych, wykształconych i pro staków,
by na tym dobitnym przykładzie wszyscy mogli się przekonać,
jak niemądre jest samolubstwo i w przyszłości ocenić mądrość
Boskiego prawa miłości. Pismo Święte zapewnia nas także,
że ten “wielki ucisk” udzieli wszystkim straszliwej, ale w
rezultacie bardzo
pożytecznej lekcji. Jesteśmy przeto przygotowani do tego, by w
następnym rozdziale rozważyć miejsca Pisma Świętego,
które mówią o upadku “Babilonu”, czyli “chrześcijaństwa”,
w wielkim zmaganiu, którym zakończy się obecny Wiek. <str.
526>
Widząc niepowodzenie chrześcijaństwa w
przyswajaniu sobie ducha nauk Chrystusowych, widząc jak wiedza i
wolność płynące z Jego nauk zostały przyćmione
duchem złości i samolubstwa oraz dostrzegając w obecnych
zapowiedziach nieuchronne zbliżanie się straszliwej klę ski
–
anarchii i wszelkiego złego uczynku – jesteśmy jednocześnie
przekonani o sprawiedliwości dozwolenia na to wszystko i rozpoznajemy
w tym Boskie prawo odpłaty. Ubolewając nad złem, jakie
towarzyszy odpłacie, zdajemy sobie sprawę z jej konieczności
i sprawiedliwości.
Przekonawszy się też, jaki będzie koniec miłosierdzia,
które ostatecznie wypłynie z zastosowania tego specyficznego środka,
nasze serca wykrzykują: “Wielkie i dziwne są dzieła
twoje, Panie, Boże Wszechmogący; sprawiedliwe są drogi
twoje, Królu narodów” – Obj. 15:3 (nb).
Oczekuj poranka – on przyjdzie niezawodnie,
Tak jak dzień, co po nocy następuje
zgodnie.
Jeszcze oczy tęskniące nic nie widzą
w mroku,
Zanim świt opromienił wątłe siły
wzroku.
Zanim światłem łzy otarł dręczącej
żałości,
Zanim p romieniem
przebił ciemność wątpliwości,
Czujesz, jak balsam rosy twoje stopy chłodzi,
Jak z uśmiechem poranka, noc w otchłań
odchodzi.
Oczekuj poranka, o ty, synu zmartwienia,
Pobity i zgnębiony bezmiarem cierpienia.
Dla spragnionych i głodnych świat nie zna
litości,
Co w cierniowej koronie nieszczęścia i złości
Próżno wśród mroków gęstych
szukają pomocy,
Gdy wokoło krąg wrogi zwiera siły
nocy,
Ty oczekuj poranka – przyjdzie niezawodnie,
Tak jak dzień, co po nocy następuje
zgodnie.
James Whitcomb Riley
<str. 527>
|