Wykład IV
Babilon pozwany przed wielki
sąd
Świeckie, społeczne i kościelne władze
Babilonu, chrześcijaństwa, ważone są obecnie na wadze
– Postawienie w stan oskarżenia władz świeckich –
Postawienie w stan oskarżenia obecnego porządku społecznego
– Postawienie w stan oskarżenia władz kościelnych – Już
teraz, w trakcie jego ucztowania, kreślony jest wyraźny napis,
obwieszczający wyrok, mimo że rozprawa się jeszcze nie zakończyła.
“BÓG nad Bogami, Pan mówił i przyzwał
ziemię od wschodu słońca aż do zachodu jego. (…)
Przyzwie z góry niebiosa [wysokie czyli rządzące władze] i
ziemię [masy ludowe], aby sądził lud [z wyznania] swój [chrześcijaństwo].
(…)
Słuchaj, ludu mój! a będę mówił;
słuchaj, Izraelu! [nominalny duchowy Izrael – Babilon, chrześcijaństwo]
a oświadczę się przed tobą. (…) Lecz niezbożnemu
rzekł Bóg: Cóżci do tego, że opowiadasz ustawy moje, a
bierzesz przymierze moje w usta twoje? Ponieważ masz w nienawiści
karność i zarzuciłeś słowa moje za się.
Widziszli złodzieja, bieżysz z nim, a z cudzołożnikami
masz skład twój. Usta twoje rozpuszczasz
na złe, a język twój składa zdrady. Zasiadłszy mówisz
przeciwko bratu twemu [prawdziwym świętym, klasie pszenicy], a lżysz
syna matki twojej. Toś czynił, a Jam milczał; dlategoś
mniemał, żem ja tobie podobny, ale będę cię
karał, i stawięć to przed oczy
twoje.
Zrozumiejcież to wżdy teraz, którzy
zapominacie Boga, bym was snać nie porwał, a nie będzie
ktoby was wyrwał” – Psalm 50:1,4,7,16-22.
Logicznym następstwem wielkiego wzrostu wiedzy w
każdej dziedzinie, jaki został opatrznościowo udzielony w
obecnym “dniu przygotowania” do tysiącletniego królowania
Chrystusa, jest ważenie na wadze sprawiedliwości świeckich
i kościelnych <str. 76> władz chrześcijaństwa,
Babilonu, a odbywa się to na oczach całego świata. Nadeszła
godzina sądu, Sędzia zajął miejsce,
obecni są świadkowie – ogół publiczności. Na tym
etapie sądu “zwierzchności, które są”, mają możliwość
wysłuchania oskarżeń, a następnie będą mogły
wypowiedzieć się w obronie własnej. Ich sprawa prowadzona
jest przy drzwiach otwartych, a cały świat przygląda
się temu z gorączkowym zainteresowaniem.
Celem tego procesu nie jest przekonanie się
wielkiego Sędziego o aktualnej postawie owych zwierzchności, gdyż
“mocna mowa prorocka” określa z góry wyrok przeciwko nim. Nawet
ludzie mogą już czytać na murach sal bankietowych pismo
tajemniczej i złowrogiej ręki: MENE, MENE, THEKEL, UPHARSIN!
Obecny proces sądowy, pobudzający do dyskusji na temat złych
i dobrych czynów, doktryn i autorytetów, ma na celu ukazanie wszystkim
ludziom prawdziwego charakteru Babilonu tak,
aby nikt nie był już dłużej zwodzony jego bezzasadnymi
pretensjami oraz by ludzkość mogła ostatecznie wykonać
dzięki tej rozprawie sądowej zupełną sprawiedliwość
Bożą doprowadzając do całkowitego obalenia Babilonu. W
procesie tym zostaną podane w wątpliwość
wszystkie jego roszczenia – najwyższa świętość,
boskie pełnomocnictwa, przeznaczenie do rządzenia światem
– podobnie jak i jego potworne oraz sprzeczne nauki.
Z wyraźnym poczuciem wstydu i zmieszania na twarzy
wobec tego tłumu świadków władze świeckie i kościelne
za pośrednictwem swych przedstawicieli – władców i kleru –
usiłują zdać rachunek ze swych dokonań. Nigdy jeszcze
w historii nie miała miejsca taka sytuacja. Nigdy dotąd duchowni,
mężowie stanu i świeccy władcy nie byli poddawani
takiemu egzaminowi,
stawiani w ogniu krzyżowych pytań i krytykowani jak obecnie, gdy
zasiadają na ławie oskarżonych publicznego sądu, przez
który działa, ku ich zawstydzeniu, badający serca duch Pański.
Pomimo ich usiłowań i prób uniknięcia <str. 77>
przesłuchiwania i krzyżowych
pytań ducha naszych czasów, są zmuszeni, aby się temu
poddać i rozprawa jest kontynuowana.
Babilon zważony na wadze
Chociaż ludzie powszechnie i wyraźnie domagają
się obecnie, by świeckie i duchowe zwierzchności chrześcijaństwa
udowodniły zasadność rzekomego boskiego
upoważnienia do sprawowania władzy, to jednak ani oni, ani władcy
nie dostrzegają tego, że Bóg udzielił dzierżawy władzy
– a właściwie tylko na nią zezwolił*
– takim przywódcom, jakich ludzkość ogólnie była w
stanie wyłonić i znieść. Niezależnie od tego, czy
są oni dobrzy czy źli, ich władza będzie trwała
tylko dopóty, dopóki nie skończą się “Czasy Pogan”. W
tym czasie Bóg w znacznej mierze pozwolił ludzkości na zarządzanie
swoimi sprawami i na obranie własnego sposobu sprawowania władzy,
tak ażeby na końcu ludzie przekonali się, że w swym
upadłym stanie nie potrafią rządzić się sami i
że nie opłaca się szukanie niezależności czy to
względem Boga, czy wzajemnie względem siebie (Rzym. 13:1).
* Tom II, str. 80.
Przywódcy i klasy rządzące światem –
nie wiedząc o tym, lecz wykorzystując okoliczności i
przewagę, jaką mieli nad masami mniej szczęśliwych
ludzi, których przyzwolenie i tolerancja, wynikające albo z braku
wiedzy, albo inteligencji, długo pozwalały im utrzymywać się
przy władzy – usiłowali
narzucić nieoświeconym masom absurdalną doktrynę o
“boskich prawach królów” – świeckich i kościelnych. Aż
do końca utrzymywania się tej doktryny, tak korzystnej dla ich
zamiarów, podsycali oni i pielęgnowali przez wieki ciemnotę i
przesądy wśród ludu.
Dopiero w naszych czasach wiedza i wykształcenie
upowszechniły się. Stało się tak jednak na skutek działania
opatrznościowych okoliczności, a nie dzięki wysiłkom
królów i duchowieństwa. <str. 78> Najbardziej przyczyniły
się do tego prasy drukarskie i środki komunikacji parowej. Wcześniej
zaś, przed tą Boską interwencją, ludzie, w znacznym
stopniu odizolowani od siebie, nie byli w stanie dowiedzieć się
wiele więcej ponad to, co wynikało z ich osobistego doświadczenia.
Tymczasem wspomniane czynniki stały się
narzędziami przyczyniającymi się do cudownego rozwoju możliwości
podróżowania oraz wymiany społecznej i przemysłowej, tak
że ludzie niezależnie od stanu i miejsca przebywania mogą
korzystać z doświadczeń innych mieszkańców świata.
Społeczeństwo współczesne to społeczeństwo
czytające, podróżujące i myślące. Szybko staje
się też ono społeczeństwem niezadowolonym i hałaśliwym,
okazującym niewiele szacunku królom i mocarzom, którzy długo
podtrzymywali stary porządek rzeczy, powodujący obecnie
nieustanne tarcia
społeczne. Minęło zaledwie trzysta pięćdziesiąt
lat od czasu, gdy statut angielskiego parlamentu musiał regulować
zagadnienie analfabetyzmu w tym gronie. Zapis ten brzmiał następująco:
“Lord czy lordowie parlamentu albo pars czy
parowie królestwa zajmujący
miejsce albo zabierający głos w parlamencie, w swym żądaniu
albo prośbie mogą powołać się na niniejszy akt, nawet
jeśliby nie umieli czytać”. Mówi się, że z
dwudziestu sześciu baronów, którzy podpisali Wielką Kartę
Wolnościs jedynie trzech
napisało swoje nazwiska, zaś pozostałych dwudziestu trzech
narysowało znaki.
Zauważając, że tendencja do ogólnego oświecenia
mas przyczynia się do osądzenia rządzących zwierzchności
i nie sprzyja ich stabilności, rosyjski minister spraw wewnętrznych
zaproponował, aby w celu powstrzymania rozwoju nihilizmus
ograniczyć przedstawicielom uboższych klas dostęp do wyższego
wykształcenia. W roku 1887 wydał on rozkaz, z którego pochodzi
poniższy wyjątek: “Gimnazja, szkoły wyższe i
uniwersytety odmówią odtąd przyjęcia w poczet uczniów i
studentów dzieci: służących domowych, wieśniaków,
handlarzy, drobnych sklepikarzy, rolników i innych <str. 79>
podobnego stanu, których potomstwo nie powinno być awansowane ponad
klasę, z której się wywodzi, gdyż jak tego dowodzą wieloletnie
doświadczenia, staje się to przyczyną niezadowolenia ze
swego losu i gniewu przeciwko nieuniknionym nierównościom społecznym.”
Jest już jednak za późno, aby taka polityka
mogła odnieść sukces, nawet w Rosji. Takim zasadom hołdowało
niegdyś za dni swej potęgi papiestwo, jednak i ono przekonało
się, że taka polityka byłaby dziś błędem i w
rezultacie obróciłaby się zapewne przeciwko tym siłom, które
chciałyby ją stosować. Światło wzeszło nad
umysłami mas ludzkich, które nie pozwolą się już
zepchnąć w dawną
ciemność. Wraz ze stopniowym wzrostem wiedzy ludzie coraz głośniej
domagają się republikańskiej formy rządu, a monarchie
musiały się w istotny sposób zreformować, aby dorównać
przykładowi ustroju republikańskiego i żądaniom ludzi.
We wschodzącym świetle nowego dnia ludzie
zaczynają dostrzegać, że pod ochroną fałszywych
roszczeń, którym sprzyjał brak wiedzy wśród ludu, klasy
rządzące załatwiały swoje samolubne interesy,
wykorzystując naturalne prawa i przywileje reszty ludzkości.
Przyglądając się tym roszczeniom
i oceniając je, ludzie gwałtownie dochodzą do samodzielnych
wniosków, pomimo mizernych prób zadośćuczynienia, które ciągle
są podejmowane. Jednak także i oni, podobnie jak klasy rządzące,
nie są pobudzani żadnymi wyższymi zasadami sprawiedliwości
i prawdy, dlatego znajdują się od niej równie daleko, tyle
tylko, że na drugim krańcu zagadnienia. Narasta też skłonność
do pośpiesznego ignorowania prawa i porządku, podczas gdy należałoby
raczej spokojnie i bez emocji rozważać w świetle Słowa
Bożego wymogi
sprawiedliwości względem wszystkich stron.
W miarę ważenia Babilonu, chrześcijaństwa
– czyli organizacji i porządku społecznego w obecnym czasie,
tak jak są one reprezentowane przez mężów stanu i kler –
na wadze opinii publicznej, jego monstrualne roszczenia okazują się
bezpodstawne <str. 80> i absurdalne. Ciężkie zarzuty,
takie jak samolubstwo i odstępstwo od złotej reguły
Chrystusa, którego imię i autorytet zostały sobie przez niego
przywłaszczone, przeważyły już i podniosły szalę
tak wysoko, że obecnie
świat nie ma więcej cierpliwości, by wysłuchiwać
kolejnych dowodów świadczących o antychrystusowym charakterze
Babilonu.
Jego przedstawiciele nawołują, by świat
podziwiał chwałę jego królestw, triumfy ich oręża,
wspaniałość ich miast i pałaców, wartość i
potęgę ich instytucji politycznych i religijnych. Próbują
oni ponownie obudzić dawnego ducha plemiennego patriotyzmu i przesądów,
który sprawiał, że wszyscy uginali się w poddańczym i
pełnym czci poszanowaniu dla władz i rządów. Namiętnie
wołali “Niech
żyje król”, z czcią odnosząc się do tych, którzy
uważali się za przedstawicieli Boga.
Dni te należą jednak do przeszłości.
Rozwiewane są resztki dawnej ciemnoty i przesądów a wraz z nimi
uczucia plemiennego patriotyzmu i ślepej, religijnej czci. Ich
miejsce zajmuje niezależność, podejrzliwość i
nieposłuszeństwo, które zapowiadają rychłe nadejście
ogólnoświatowego konfliktu anarchii. Załogi poszczególnych
statków-państw przemawiają do swych kapitanów i sterników ze
złością i pogróżkami, a z upływem czasu zaczynają
się wręcz buntować. Twierdzą one, że celem
obecnej polityki prowadzonej przez władze jest zwabienie ich na
niewolnicze targi przyszłości, zaprzedanie ich wszystkich
naturalnych praw i narzucenie im z powrotem poddaństwa, jakiemu
podlegali ich ojcowie.
Wielu z nich gwałtownie nalega, by usunąć obecnych kapitanów
i sterników, a statkowi pozwolić dryfować w czasie, gdy
rozgrywać się będzie walka o przywództwo. Wobec tej
dzikiej i niebezpiecznej wrzawy kapitanowie i sternicy – królowie i mężowie
stanu –
walczą o utrzymanie swej pozycji władzy, krzycząc przez cały
czas “Ręce precz! Wprowadzicie statek na skały!” Następnie
występują nauczyciele religijni i <str. 81> radzą, by
lud trwał w poddaństwie. Szukając zaś sposobu, by wmówić
ludziom, że mają Boskie upoważnienie,
spiskują z władzami świeckimi, aby utrzymać lud w
ryzach. Lecz i oni zaczynają rozumieć, że ich władza
dobiegła końca i rozglądają się za sposobami jej
odzyskania. Rozmawiają więc o unii i współpracy między
sobą. Dowiadujemy się także, że nalegają
na państwo, aby udzieliło im więcej wsparcia
administracyjnego obiecując mu w zamian podtrzymywanie świeckich
instytucji swoją (przemijającą) mocą. W miarę
jednoczesnego wzmagania się sztormu i wrzawy wśród narodów,
nie będących w stanie ocenić zagrożenia,
serca tych, którzy stoją u steru statku słabną ze strachu
wobec wypadków, które nieuchronnie muszą nadejść.
Szczególnie władze kościelne odczuwają
ciążący na nich obowiązek rozliczenia się. Ich
zamiarem jest wywarcie jak najlepszego wrażenie i w ten sposób być
może odwrócenie kierującego się przeciwko nim
rewolucyjnego prądu publicznych nastrojów. Próbując jednak
usprawiedliwiać niedostatek dobrych wyników w minionych wiekach władzy,
zwiększają jedynie własne zmieszanie i zakłopotanie
oraz rozbudzają zainteresowanie prawdziwym stanem rzeczy.
Usprawiedliwienia takie ukazują się ustawicznie na łamach
prasy świeckiej i religijnej. W wyraźnym kontraście do tego
stoi odważna krytyka ze strony świata skierowana przeciwko
świeckim i kościelnym władzom chrześcijaństwa.
Poniżej przytaczamy kilka jej przykładów z bieżącej
prasy.
Postawienie w stan oskarżenia władz świeckich
“Pomiędzy wieloma dziwnymi wierzeniami rasy
ludzkiej trudno o bardziej osobliwe niż to, które głosi, że
Wszechmocny Bóg niezwykle pieczołowicie wybiera niektórych
najzwyklejszych przedstawicieli gatunku, nierzadko chorych, głupich i
okrutnych, po to, by panowali nad wielkimi społecznościami pod
Jego szczególną ochroną jako Jego przedstawiciele na ziemi” (New
York Evening Post). <str. 82>
Inny dziennik
kilka lat temu opublikował artykuł pod tytułem “Nędzny
los królów”. Oto jego fragment:
“Twierdzi się, i ma to wiele pozorów prawdy,
że król Serbii, Milan, jest umysłowo chory. Król Württembergii
jest częściowo obłąkany. Poprzedni król Bawarii popełnił
samobójstwo w przypływie szaleństwa, zaś obecny król tego
kraju jest umysłowo niedorozwinięty. Car Rosji objął
urząd, gdyż jego brat i naturalny dziedzic tronu został
uznany za niesprawnego umysłowo. A i obecny car Rosji od czasu
koronacji cierpi na depresję
i zawezwał psychiatrów z Niemiec i Francji, aby udzielili mu pomocy.
Król Hiszpanii padł ofiarą skrofułs
i prawdopodobnie nie dożyje wieku męskiego. Cesarz Niemiec ma
nieuleczalnego ropnia w uchu, który z czasem będzie miał wpływ
na funkcjonowanie mózgu. Król Danii zostawił w spadku zatrutą
krew kilku dynastiom. Sułtan turecki cierpi na depresję. Nie ma
tronu europejskiego, gdzie grzechy ojców nie byłyby jawnie
dziedziczone przez ich dzieci i potrwa to może jeszcze jedno lub dwa
pokolenia i zabraknie
Bourbonów, Habsburgów, Romanowów, Gwelfów, którzy by mogli dręczyć
ludzi swym panowaniem. Błękitna krew tego rodzaju nie będzie
w cenie po roku 1900. Ona sama pozbawia się problemu z przyszłością.
Inny pisarz w prasie codziennej oblicza koszty
utrzymania monarchii w następujący
sposób:
“Umowa zawarta z królową Wiktorią w związku
z objęciem tronu ustala jej roczny dochód na 385 000 funtów
szterlingów z prawem do zwiększenia poborów o 1200 funtów rocznie,
co daje łącznie rentę w wysokości 19 871 funtów.
W sumie oznacza to kwotę 404 871 funtów rocznie dla samej tylko
królowej, z czego 60 000 przeznaczone jest na jej osobiste wydatki,
jest to po prostu jej kieszonkowe. Księstwo Lancaster, które także
pozostaje pod zarządem korony, płaci dodatkowe 50 000 funtów
rocznie na osobiste wydatki. W ten sposób królowa może osobiście
wydać rocznie 110 000 funtów. Z tym, że pozostałe
wydatki jej gospodarstwa pokrywane są z innych funduszy Listy
Cywilnej. Jeśli ogłasza się, że królowa ofiarowała
dobroczynny dar w wysokości
50 czy 100 funtów, to wcale nie oznacza to, że owe pieniądze
pochodziły z jej prywatnej kasy, jako że w budżecie ujęta
jest oddzielna pozycja w wysokości 13 200 funtów rocznie, z
przeznaczeniem na szczodrobliwość, jałmużny i
dobroczynność królewską. Wśród
posad na dworze <str. 83> królewskim znajduje się 20
sklasyfikowanych jako polityczne z łącznymi pensjami w wysokości
21 582 funty rocznie, przy czym obowiązuje zasada, że jedna
osoba pobiera pieniądze, a inna wykonuje pracę. Oddział
medyczny zatrudnia 25
osób, począwszy od nadwornych lekarzy, a skończywszy na
chemikach i farmaceutach, wszystko po to, by utrzymać ciało królewskie
w dobrym zdrowiu, podczas gdy 36 nadwornych kapelanów i 9 nadwornych księży
dba o dobro królewskiej duszy. Żmudna i chaotyczna lista
urzędów departamentu Lorda Chamberlaina obejmuje między innymi
takie stanowiska jak: inspektor gier, poetycki laureat, konserwator obrazów,
nadzorca barek rzecznych, hodowca łabędzi i strażnik
klejnotów Tower. Najbardziej osobliwym stanowiskiem pod zarządem
Łowczego Królewskiego jest dziedziczny urząd Wielkiego
Sokolnika, obecnie piastowany przez księcia St. Albans z roczną
pensją 1200 funtów. Chociaż książę
prawdopodobnie nie potrafi odróżnić sokoła od pingwina ani
też nie zamierza się dowiedzieć, jaka
jest między nimi różnica. Od czasu swej koronacji królowa
Wiktoria zniosła wiele bezużytecznych urzędów, zaoszczędzając
dzięki temu całkiem pokaźną kwotę, która w całości
wędruje do jej pojemnej prywatnej kasy.
Zaopatrzywszy tak szczodrze swoją królową,
brytyjski naród musiał też dać coś jej mężowi.
Książę Albert otrzymał dodatkową kwotę w
wysokości 30 000 funtów rocznie, oprócz 6000, które otrzymuje
jako marszałek polny, 2933 jako pułkownik dwóch regimentów,
1120 jako gubernator zamku w Windsor i 1500 jako konserwator lasów i
ogrodów pałacowych. Łącznie mąż królowej w ciągu
21 lat małżeństwa kosztował naród 790 000 funtów,
nie mówiąc już o tym, że jest ojcem licznej rodziny, którą
również musi utrzymywać naród. Następna jest cesarzowa
Niemiec, Augusta, która
pobiera 8000 funtów rocznie oprócz 40 000, które dostała jako
posag i 5000 na przygotowanie uroczystości weselnej. Mimo tych
hojnych wypłat nie stać jej na zapłacenie sobie podróży
do Anglii, by zobaczyć się z matką, gdyż za każdym
razem otrzymuje 40 funtów
za przejazd. Z okazji osiągnięcia pełnoletności książę
Walii otrzymał skromny prezent urodzinowy w postaci 601 721 funtów.
Suma ta stanowiła łączny dochód księstwa Kornwalii za
ten okres. Od tego czasu otrzymuje on z tego księstwa średnio 61 232
funty
rocznie. Do 1871 roku naród wydał też 44 651 funtów na
remonty pałacu Marlborough, miejskiej rezydencji księcia, płaci
mu 1350 funtów rocznie jako <str. 84> dowódcy dziesiątego pułku
huzarów, dał mu 23 450 na pokrycie kosztów ślubu, zapewnił
jego żonie roczną
pensję w wysokości 10 000 funtów oraz zapłacił
60 000 funtów za jego podróż do Indii w 1875 roku.
Łącznie wyciągnął on z kieszeni angielskiego
podatnika 2 452 200 funtów (około12 mln dolarów),
nie licząc ostatnich dziesięciu lat, w ciągu których nadal
go naciągał.
Teraz młodsi synowie i córki. Księżniczka
Alicja otrzymała 30 000 funtów na swój ślub w 1862 roku
oraz pobierała rentę w wysokości 6000 funtów rocznie aż
do śmierci w roku 1878. Książę Edynburga otrzymywał
15 000 funtów rocznie po dojściu do pełnoletniości w
1866 roku oraz 10 000 funtów od czasu zawarcia małżeństwa
w 1874 roku, oprócz 6883 na wydatki weselne i na remont domu. Tyle
otrzymuje on za to, że nic nie robi, tylko jest księciem. Za
pracę jako kapitan, a ostatnio jako admirał floty, zarobił
15 000 funtów. Księżniczka Helena na ślub z księciem
Szlezwig-Holsztyna, Christianem, w 1866 r. otrzymała w posagu 30 000
funtów oraz rentę w wysokości 7000 funtów rocznie do końca
życia, podczas gdy jej mąż otrzymuje 500 funtów rocznie
jako konserwator
lasów i ogrodów pałacowych w Windsor. Księżniczka Luiza
otrzymała te same przywileje co jej siostra. Książę
Connaught od 1871 roku otrzymywał od swego ludu 15 000 funtów
rocznie, a wraz z zawarciem związku małżeńskiego w
1879 roku suma ta zwiększyła się
do 25 000. Obecnie sprawuje on dowództwo armii bombajskiej z roczną
pensją 6600 funtów wraz z wartościowymi dodatkami. Księciu
Albany przyznano w 1874 roku 15 000 funtów rocznie. Następnie
kwota ta została zwiększona do 25 000, gdy ożenił
się w roku 1882,
zaś wdowa po nim otrzymuje obecnie 6000 rocznie. Nieszczęsny książę,
był rodzinnym geniuszem. Gdyby był zwykłym obywatelem o
przeciętnych możliwościach, mógłby zarobić na
wygodne życie jako adwokat, gdyż był dobrym mówcą.
Księżniczka Beatrice na swój ślub
otrzymała zwykły posag 30 000 funtów i rentę 6000. I
tak łącznie od koronacji królowej aż do roku 1886 naród
zapłacił 4 766 083 funty za luksus książęcych
małżonków, pięciu księżniczek, czterech książąt,
nie wspominając o podróżach, bezpłatnych rezydencjach
i zwolnieniach podatkowych.
Ale to jeszcze nie wszystko. Naród musi utrzymywać
nie tylko potomstwo królowej, ale także jej kuzynki, wujów i ciotki.
Odnotuję tylko te kwoty, które królewscy pensjonariusze otrzymali
od roku 1837. Leopold I, król Belgii, <str. 85> tylko dlatego,
że ożenił się z ciotką królowej, otrzymywał
50 000 funtów rocznie aż do śmierci w 1865 roku, co daje
łącznie 1 400 000 w trakcie obecnego panowania. Okazał
on jednak pewną dozę przyzwoitości, gdyż od czasu objęcia
tronu belgijskiego
w 1834 roku przekazywał swą pensję radzie powierniczej,
pobierając jedynie rentę na opłacenie służby i na
utrzymanie pałacu w Claremont. Po jego śmierci cała kwota
została zwrócona do skarbu państwa. Inaczej było z królem
Hanoweru, wujem królowej. Wziął wszystko, co tylko było do
wzięcia, czyli od 1837 do 1851 roku 21 000 funtów rocznie, co
daje w sumie 294 000 funtów. Królowa Adelaida, wdowa po Wilhelmie
IV pobierała 100 000 funtów rocznie przez 12 lat, czyli
łącznie 1 200 000 funtów. Matka królowej, księżna
Kent, otrzymywała 30 000 rocznie od wstąpienia jej córki
na tron aż do swej śmierci, łącznie 720 000 funtów.
Książę Sussex, inny wuj, otrzymywał 18 000 funtów
rocznie przez 6 lat, czyli 108 000 funtów. Książę
Cambridge, wuj nr 7, wchłaniał 24 000 funtów
rocznie, czyli w sumie 312 000 funtów, zaś wdowa po nim, która
ciągle jeszcze żyje, otrzymywała po jego śmierci 6000
funtów rocznie, czyli łącznie 222 000 funtów. Księżniczka
Augusta, inna ciotka, odebrała w sumie około 18 000 funtów.
Landgraffina Hesji,
ciotka nr 3, zapewniła sobie około 35 000 funtów. Księżnej
Gloucester, ciotce nr 4, udało się uzyskać 14 000 funtów
rocznie przez 20 lat, czyli otrzymała w sumie 280 000 funtów.
Księżniczka Zofia, jeszcze inna ciotka, otrzymała 167 000
funtów i ostatnia
z ciotek, Zofia z Gloucester, siostrzenica Jerzego III, otrzymywała
7000 funtów rocznie przez 7 lat, czyli razem 49 000 funtów. Następnie
księciu Mecklemburgii-Strelicji, kuzynowi królowej, wypłacano
1788 funtów rocznie przez 23 lata jego panowania, czyli
w sumie 42 124 funty.
Książę Cambridge, naczelny dowódca
armii brytyjskiej, w ramach poborów za pełnioną funkcję i
dodatkowo jako dowódca kilku regimentów oraz konserwator kilku parków,
z których obszerne tereny wydzielił jako prywatne rezerwaty zabaw,
otrzymał z pieniędzy publicznych 625 000 funtów. Jego
siostra, księżna Mecklemburgii-Strelicji, otrzymała 132 000
funtów, a jego druga siostra “Gruba Maria”, księżna Teck,
dostała 153 000 funtów. Łączna suma tych wszystkich
pensji wynosi 4 357 124 funty, które
naród zapłacił na utrzymanie wujów, ciotek i kuzynów królowej
w ciągu jej panowania.
Do kwot ujętych przez Królewską Listę
Cywilną dochodzą jeszcze koszty rzeczywiste i koszty utrzymania
czterech królewskich <str. 86> jachtów, które znajdują
się na rachunku floty, choć formalnie stanowią część
wydatków królewskich. Koszt rzeczywisty wyniósł 275 528 funtów,
zaś koszty utrzymania oraz pensje załogi i utrzymanie jej przez
okres 10 lat kosztowało 346 560 funtów, łącznie 622 088
funtów za tę jedną pozycję.
Sumując
to wszystko, utrzymanie licznych wujów, ciotek i kuzynów kosztowało
4 357 124 funty, utrzymanie męża, synów i córek –
4 766 083 funty, utrzymanie królowej i jej dworu – 19 838 679
oraz utrzymanie jej jachtów – 622 088. Łącznie wynosi to
29 583 974 funty
[blisko 150 mln dolarów], które naród brytyjski wydał na
utrzymanie monarchii w czasie panowania obecnej królowej [do roku 1888].
Czy jest to gra warta świeczki? Suma, jaką trzeba zapłacić
za utrzymanie stabilizacji jest dość zawrotna, gdyż oznacza
ona,
że ludzie muszą być opodatkowani aż do granic swych możliwości,
aby utrzymać w bezczynności pewną liczbę ludzi, którzy
mogliby być znacznie pożyteczniejsi dla kraju, gdyby uczciwie
zarabiali na życie.”
Spektakularna koronacja cara Rosji stanowiła
dobitny przykład królewskich ekstrawagancji. Została
zaplanowana, jak i inne paradne królewskie wybryki, tak aby wywrzeć
wrażenie na masach, jakoby ich władcy na tyle przewyższali
ich chwałą i godnością, że jako istoty wyższego
rodzaju godni są tego, by lud okazywał
im cześć oraz nędzne, służalcze posłuszeństwo.
Mówi się, że owa wielka demonstracja władzy królewskiej
kosztowała 25 mln dolarów.
Poniżej cytujemy fragment komentarza angielskiej
gazety, dotyczący owej ekstrawaganckiej uroczystości, stojącej
w tak ogromnym kontraście do nędznych warunków życia
milionów chłopów mieszkających w tym kraju, których bieda stała
się powszechnie wiadoma w świecie w czasie głodu 1893 roku:
“Niełatwo jest zagłębiać się
w opisy przygotowań do rosyjskiej koronacji, gdyż czyta się
je tak, jakby miały być pisane złotem na purpurowym
jedwabiu. Trudno się przy tym pozbyć uczucia niesmaku, tym
bardziej, że jednocześnie czytamy o masakrach Ormian, którym
Rosja odmówiła ochrony, chociaż miała taką możliwość.
Nie bez wysiłku udaje się opisać
wspaniałą scenerię Moskwy, z jej azjatycką architekturą,
połyskującą <str. 87> kopułami, z ulicami
pełnymi wspaniałych europejskich mundurów i jeszcze
wspanialszych azjatyckich sukni. Biali książęta w czerwieni,
żółci książęta w granacie, ciemnoskórzy książęta
w złocie, władcy plemion z dalekiego wschodu, dyktator Chin i
ciemnoskóry generał japoński, przed którym ów dyktator
pospiesznie pada na twarz, ramię w ramię z członkami
wszystkich europejskich domów panujących oraz przedstawicielami
wszystkich kościołów, z wyjątkiem mormonów, wszystkich
ludów poddanych carowi, których jest, jak nam się wydaje,
osiemdziesiąt oraz wszystkich armii Zachodu. Wszystko to się
porusza, oddziały wojska w najprzeróżniejszych mundurach zdają
się nie mieć końca, a wokół miliony
uniżonych poddanych – lud na pół azjatycki, na pół
europejski – ogarniętych podnieceniem i oddaniem dla swego
ziemskiego pana. Można już sobie wyobrazić ryk
nieprzebranych tłumów, brzmienie chórów złożonych z tysięcy
mnichów, huk armatnich salw, które rozlegają
się powtarzane przez kolejne baterie, aż wreszcie w całej północnej
części świata, od Rygi po Władywostok, wszyscy ludzie
w tym samym momencie usłyszą, że car założył
koronę na głowę. Anglik czyta to tak, jakby to był
wiersz Moore’a i ogarnia go jednocześnie
zachwyt i obrzydzenie. Czyż to wszystko nie jest zbyt wspaniałe
dla wspaniałych? Czy nie jest to opera życia? Czy nie ma
poczucia winy w imperium takim jak Rosja? Tam gdzie cierpią miliony
obywateli, wydaje się gigantyczne sumy na urządzenie bajecznego
widowiska. Pięć milionów funtów szterlingów za taką
ceremonię! Czy jest jakieś uzasadnienie, które mogłoby
zadowalająco usprawiedliwić taki wydatek. Czy nie jest to
marnotrawstwo Balsazara, pokaz obłąkanej pychy, pławienie
się w bogactwach, tak jak
pławili się w przepychu królowie Wschodu, tylko po to, by połaskotać
żądze chwały jednego przesyconego zbytkiem umysłu.
Anglika nic by nie skłoniło do wydania takiej kwoty na ten cel.
A przecież w Anglii znalazłoby się tyle pieniędzy
dziesięć razy łatwiej
niż w Rosji.
Można się jednak obawiać, że ci, którzy
rządzą Rosją, są mądrzy jak na swoje czasy i
że beztroskie szafowanie wysiłkiem i pieniędzmi obliczone
jest na to, by z ich punktu widzenia mogło przynieść w
rezultacie adekwatne korzyści. Celem ich działania jest pogłębienie
w Rosji wrażenia, że pozycja cara ma cechy nadnaturalności,
że jego zasoby są tak niewyczerpane jak jego władza, że
ma on szczególny związek z boskością, <str. 88> a
jego koronacja jest najbardziej uroczystym poświęceniem i posiada
takie znaczenie dla ludzkości, że żaden wysiłek w celu
uzewnętrznienia tych faktów nie powinien się wydawać
przesadny. Można zatem zebrać ludzi, aby gapili się na to
bez ujmy, a chwilowa cisza i pokój, o które tak pieczołowicie
zadbano w całym północnym świecie, nie są skutkiem
zapanowania porządku, ale oczekiwania na wielkie wydarzenie. Rządzący
Rosjanie uwierzyli też, że zamierzony cel został osiągnięty
i że wrażenie, jakie wywarła w carstwie uroczystość
koronacyjna, będzie równoznaczne z odniesieniem zwycięstwa,
które kosztowałoby niemniej pieniędzy i znacznie więcej
łez. Powtarzają oni te uroczystości przy każdej
sukcesji tronu, za każdym razem zwiększając przepych i
rozmach obchodów, co ma odpowiadać rosnącemu znaczeniu Rosji,
wyznaczanemu według ich mniemania,
przez posępny regres w Japonii, uległość Chin i przez
uniżoną służalczość władców
Konstantynopola. Wydaje im się nawet, że uroczystość
koronacyjna podniosła prestiż ich władcy w Europie, że
wspaniałość jego imperium, liczebność armii, fakt
posiadania
wszelkich zasobów cywilizacyjnych, jak i posiadanie sił barbarzyńskich
zakorzenią się w zbiorowym sposobie myślenia Zachodu i
jeszcze bardziej zniechęcą wszystkich do prób przeciwstawienia
się wielkiemu Mocarstwu Północy. W Berlinie, myślą
sobie, wszystkich
ogarnia większy strach na myśl o inwazji, w Paryżu –
uniesienie, gdy przypomną sobie, jakiego mają sprzymierzeńca,
w Londynie panuje pełne zastanowienia milczenie, ponieważ
tamtejsi przywódcy zawsze się namyślają, jak powstrzymać
albo zawrócić kolejny
przypływ lodowca. Czy może jest ktoś w pełni
przekonany, że przywódcy Rosji całkowicie się mylą,
czyli że na skutek owego narodowego święta dyplomacja
rosyjska przez następny rok nie będzie odważniejsza, a opór
tych, którzy się jej sprzeciwiają, bardziej
nieśmiały, skoro już oczyma wyobraźni zobaczyli sceny,
które w skrócie można by opisać jako przegląd imperium
zamkniętego w murach swej stolicy albo marsz wzdłuż północnej
Europy i Azji na cześć naczelnego dowódcy?
Może to być złudne, ale jednego możemy
być pewni, że sceny takie, jak opisana powyżej koronacja,
kształtują jedno z zagrożeń dla świata. Muszą
one prowadzić do demoralizacji <str. 89> najpotężniejszego
człowieka świata. O obecnym carze nie wiadomo nic poza tym,
że jest człowiekiem bardzo uczuciowym,
jak utrzymuje ktoś, kto go osobiście blisko poznał. Musi
jednak wyrastać ponad przeciętność, jeśli on,
potomek Aleksandra I, który podpisał traktat w Tylżys,
mógł poczuć się przez tych kilka dni centralnym punktem
uroczystości koronacyjnych, jeśli uznał, że właściwie
może być czczony jak władca Niniwy, bez odwoływania się
do marzeń sennych. A królowie przeważnie marzą o panowaniu.
Znane jest nam zjawisko upojenia urzędem oraz upojenia władzą.
Człowiek, na którego zwrócone są oczy wszystkich, wobec którego
każdy książę wydaje się niepozorny, musi rzeczywiście
bardzo panować nad swoim umysłem, jeśli ani przez moment
nie czuje przekonania, że jest naprawdę najważniejszym człowiekiem
świata. Władcy Rosji mogą się jeszcze przekonać,
że wywyższając cara, umocnili
co prawda poczucie lojalności i pogłębili posłuszeństwo,
ale jednocześnie spowodowali rozkład siły powściągliwości,
która stanowi niezbędną ochronę umysłu.”
Najlepszym dowodem na to, że władcy tak
zwanych chrześcijańskich królestw ogólnie pozbawieni są
prawdziwych chrześcijańskich uczuć, a wręcz nawet
że brak im zwykłego ludzkiego współczucia, jest fakt,
że w tym samym czasie, gdy trwoni się rozliczne bogactwa na
utrzymanie dworu królewskiego oraz jego próżnego przepychu i
wystawności, gdy do ich dyspozycji
stoją pod bronią miliony doskonale uzbrojonych żołnierzy
i marynarzy, z niewzruszonym spokojem wysłuchują oni wołania
biednych ormiańskich chrześcijan, których Turcy torturują
i zabijają, a liczba ofiar sięga dziesiątków tysięcy.
Oczywiste jest więc,
że wspaniałych armii nie organizuje się dla pożytku
ludzkości, ale wyłącznie dla realizacji egoistycznych celów
politycznych i finansowych władców tego świata, a mianowicie:
podbojów terytorialnych, ochrony interesów właścicieli
obligacji oraz zwykłego skakania
sobie do gardła w przypływie morderczej zawiści, gdy tylko
pojawi się możliwość powiększenia swego imperium
i zdobycia jeszcze większych bogactw.
W rażącej sprzeczności z królewskimi
ekstrawagancjami, które do pewnego stopnia ogarniają wszystkie kraje,
gdzie jeszcze panują rody królewskie, stoi problem kolosalnego
zadłużenia państw europejskich.
<str. 90>
Gazeta Economiste Français
opublikowała dokładnie opracowany artykuł pana Rene Stourma
na temat długu publicznego Francji. Najczęściej szacuje się
wysokość tego długu na 6,4 mld dolarów. Najbardziej ostrożne
oceny wskazują na sumę zaledwie o kilka milionów niższą.
Paul Leroy-Beaulieu oblicza wysokość tej kwoty na 6 343 573 630
dolarów. Wynik obliczeń pana Stourma wynosi 5 900 800 000
z zastrzeżeniem,
że nie uwzględnił on kwoty 432 mln dolarów na dożywotnie
renty, które inni ekonomiści traktują jako część
sumy długu. Obsługa tego długu, uwzględniająca
odsetki i obligacje, po doliczeniu rent, kosztuje rocznie 258 167 083
dolary. 2,9 mld dolarów z tego długu
obciążone jest odsetkami w wysokości 3 procent rocznie, 1 357 600 000
– 4,5 procent rocznie zaś 967 906 200 zwrotnych obligacji
ma różne obciążenia. Kwoty zobowiązań względem
różnych przedsiębiorstw i korporacji wynoszące 477 400 000
dolarów oraz 200
mln bieżącego długu uzupełniają rachunek pana
Stourma. Jest to najcięższe jarzmo narodowego długu w
historii narodów naszej planety. Tuż za Francją plasuje się
Rosja z długiem w wysokości 3 605 600 000 dolarów.
Następna jest Anglia z 3 565 800 000 dolarów
oraz Włochy z 2 226 200 000. Dług Austrii wynosi
1 857 600 000 dolarów, Węgier – 635 600 000.
Hiszpania jest zadłużona na 1 208 400 000 dolarów
a Prusy na 962 800 000. Takie liczby podaje pan Stourm. Żadne
z tych państw, z wyjątkiem Anglii i Prus, nie osiąga należytych
dochodów, które by mogły zapewnić trwałe zrównoważenie
budżetu, jednak Francja jest z nich wszystkich obciążona
najbardziej, a przy tym miała najszybszy przyrost długu w
ostatnich latach, co jest też największym zagrożeniem dla
tego państwa w
przyszłości.
“W podsumowaniu pan Stourm powiada: ‘Unikamy
zastanawiania się nad gnębiącymi refleksjami, jakie wywołują
wyniki naszych pracochłonnych obliczeń. Niezależnie od tego,
w jakim aspekcie spojrzelibyśmy na owe 29,5 mld, czy to w odniesieniu
do długu innych państw, czy do naszego długu sprzed dziesięciu,
dwudziestu lat, to i tak wydają się one kwotą astronomiczną,
przewyższającą najśmielsze wyobrażenia któregokolwiek
z narodów ziemi w jakiejkolwiek epoce. Wieża Eiffla będzie
znakomitą ilustracją tej
sytuacji. Przewyższyliśmy naszych sąsiadów i naszą
historię wysokością naszego długu (…) Najwyższy
czas, byśmy poczuli w związku z tym patriotyczny strach’.”
<str. 91>
The London Telegraph
opublikował kiedyś następujące podsumowanie narodowych
perspektyw finansowych:
“Ciemna chmura ubóstwa zawisła nad narodami
Europy. Czasy są bardzo złe nawet dla mocarstw, ale najgorsze
dla małych państw. Nie ma prawie na kontynencie takiego narodu,
którego rozliczenie finansowe za miniony rok nie przedstawiałoby
bardzo mglistych perspektyw, często zaś świadczy ono wyłącznie
o bankructwie. Szczegółowe raporty o stanie finansów poszczególnych
państw przedstawiają obraz powszechnej walki ministerstw finansów
o to, by związać koniec z końcem. Jest to doprawdy problem
o zasięgu
światowym. Wystarczy spojrzeć na USA po jednej stronie naszego
kontynentu, a po drugiej na Indie i Japonię wraz z ich sąsiadami
– wszyscy odczuwają tę powszechną presję. (…)
Wielka Republika jest zbyt rozległa i ma zbyt
wiele zasobów, aby umrzeć z powodu finansowych dolegliwości,
ale nawet i ona jest bardzo chora. Wielka Brytania także będzie
miała deficyt budżetowy w przyszłym roku, a przecież
poniosła niepowetowane straty finansowe na skutek szalonego pomysłu
strajku węglowego. Francja, podobnie jak i
nasz kraj oraz Ameryka, jest jednym z państw, które trudno wyobrazić
sobie jako niewypłacalne, ze względu na bogactwa ziemi i przedsiębiorczości
ludzi. Jej dochody wykazują jednak stały deficyt, narodowy dług
osiągnął zdumiewającą wielkość, a ciężar
utrzymania
armii i floty zniszczył nieomal przemysł tego kraju. Niemcy także
należałoby wpisać na listę mocarstw zbyt solidnych i
potężnych, by ich przygaśnięcie miało mieć
więcej niż przejściowy charakter. Tymczasem obliczono,
że w zeszłym roku państwo to straciło
25 000 000 funtów szterlingów, co stanowi niemal połowę
narodowych oszczędności. Duża część tych
strat jest wynikiem lokowania niemieckiego kapitału w akcjach przemysłu
Portugalii, Grecji, Południowej Afryki, Meksyku, Włoch i Serbii.
Jednocześnie też Niemcy
ostro odczuły zamieszanie na rynku srebra. Ciężar zbrojnego
pokoju osiągniętego przez to państwo spoczywa całym
swym przygniatającym ciężarem na barkach jego obywateli. Ze
zdziwieniem stwierdzamy, że w grupie mocarstw wypłacalnych
Austro-Węgry mają najlepsze
i najszczęśliwsze konto rozliczeniowe. (…)
Jeśli jednak odwrócimy oczy od tej wielkiej grupy
i spojrzymy na Włochy, to będziemy mieli kolejny przykład
‘wielkiego mocarstwa’ <str. 92> zrujnowanego niemal przez swą
wielkość. Rok po roku maleją dochody i rosną wydatki
tego państwa. Sześć lat temu wartość eksportu włoskiego
wynosiła 2,6 mld franków. Obecnie spadła do 2,1 mld. Włochy
muszą płacić rocznie 30 mln funtów szterlingów odsetek od
publicznego długu, oprócz premii od złota koniecznego do jego spłat. Włoskie
papiery wartościowe są niechodliwym towarem. Zdumiewająco
wysoka emisja banknotów doprowadziła do uatrakcyjnienia cen srebra i
złota. Społeczeństwo pogrążyło się w
niewyobrażalnym tutaj ubóstwie i beznadziejności, a gdy nowi
ministrowie wymyślają
kolejne podatki, wybuchają krwawe zamieszki.
Jeśli chodzi o Rosję, to jej sprawy finansowe
okryte są taką tajemnicą, że nikt nie może być
pewien, co się tak naprawdę tam dzieje. Jednak niewiele jest
powodów, by wątpić, że jedynie obszerność
terytorialna carskiego imperium zabezpiecza go jeszcze przed bankructwem.
Ludność jest tak uciskana, że niemal ostatnie krople życiodajnej
krwi zostały już wyciśnięte z przemysłu.
Najbardziej beztroski i bezlitosny minister finansów z ledwością
waży się przykręcić śrubę
podatków jeszcze choćby o pół obrotu.
Umiarkowane i dokładne źródła lokalne
piszą o sytuacji w Rosji w następujący sposób:
‘Każda kopiejka, którą wieśniakowi
ledwo udaje się zarobić, jest wydawana nie na uporządkowanie
jego spraw osobistych, ale na zapłacenie zaległych podatków.
(…) Pieniądze pobierane od ludności wiejskiej w charakterze
podatków stanowią od dwóch trzecich do trzech czwartych całkowitego
dochodu krajowego, wliczając w to ich własną dodatkową
pracę
w charakterze pracowników rolnych.’ Pozorny wysoki stan zasobów
finansowych państwa jest podtrzymywany sztucznymi środkami.
Bezpośredni obserwatorzy spodziewają się załamania zarówno
społecznego jak i finansowego sklepienia imperialnej budowli. Również
tutaj zdumiewająca zmora
zbrojnego pokoju w Europie skutecznie pomaga w paraliżowaniu przemysłu
i rolnictwa. Przykład Portugalii wykracza poza zakres naszych rozważań,
ponieważ choć to niegdyś słynne mocarstwo obecnie
bardzo podupadło, to jednak jego nieszczęsne
położenie z pewnością nie wynika z ambicji militarnych
albo rozrzutnych wydatków. Grecja z dwumilionową liczbą ludności,
choć nie ma takiego znaczenia między mocarstwami, stanowi
jaskrawy przykład ruiny, do jakiej mogą doprowadzić naród
finansowe ekstrawagancje
i nadęte pomysły. Ów ‘wspaniały pomysł’ stał
się przekleństwem niewielkiej Grecji i w związku z tym
mogliśmy ostatnio obserwować, jak usiłowała się
ona uchylać od ponoszenia ciężaru długu publicznego,
posuwając się przy tym do <str. 93> nieuczciwości
tylko częściowo powstrzymywanej wobec protestu Europy. Pieniądze
zmarnotrawione na armię i flotę można było równie
dobrze wyrzucić do morza. Polityka stała się tam zarazą,
która ogarnęła najlepszych i najbardziej uzdolnionych działaczy
publicznych.
Zwykli ludzie są za dobrze wykształceni, by pracować,
studentów kształcących się w uniwersytetach jest więcej
niż murarzy, publicznych i prywatnych długów nikt nie ma
zamiaru spłacić, pozorowana armia i flota pochłania
wszystkie fundusze, z nieuczciwości uczyniono
zasadę w polityce, zaś tajemne plany wiążą się
z kolejnymi pożyczkami albo korupcją i niebezpiecznym targowaniu
się z Rosją – te wszystkie rzeczy charakteryzują współczesną
Grecję.
Rozglądając się przeto po całym
kontynencie, można stwierdzić, że sytuacja finansowa ludności
oraz stan finansów publicznych są w wysokim stopniu niezadowalające.
Oczywiście jednym z głównych i oczywistych powodów takiego
stanu rzeczy jest zbrojny pokój w Europie, który wisi nad kontynentem
jak nocna mara i zamienia go w
stały obóz wojenny. Spójrzmy tylko na Niemcy, owo poważne i
trzeźwe cesarstwo. Nakłady na wojsko wzrosły tam z 17,5 mln
funtów szterlingów w 1880 roku do 28,5 mln funtów w roku 1893. Nowa
doktryna obronna armii powoduje zwiększenie ogromnego kapitału
obronnego Niemiec o dodatkowe 3 mln funtów rocznie.
Francja natęża swe siły do granic możliwości,
aby tylko dorównać swemu rywalowi. Nie trzeba wykazywać, jaki
wpływ wywierają owe zabezpieczenia wojenne na powszechne obecnie
dolegliwości europejskie. Nie dość, że pochłaniają
one ogromne kwoty na zakup materiałów wybuchowych i strzeleckich
oraz na budowę koszar, to jeszcze odciągają od pracy w
przemyśle miliony młodych ludzi, którzy na samym początku
swego dojrzałego życia są straceni z punktu widzenia
rodziny i
wzmocnienia populacji. Świat nie wymyślił jeszcze lepszej
izby rozrachunkowej dla międzynarodowych rozliczeń jak owa
upiorna i kosztowna świątynia wojny.”
Niezależnie jednak od poważnego zadłużenia
i finansowego zamieszania między narodami, poważni statystycy
oceniają, że aktualna wysokość budżetów armii i
flot europejskich, koszty utrzymania garnizonów i straty spowodowane
przez wycofanie siły roboczej z przemysłu <str. 94> wytwórczego
mogą wynosić około 1,5 mld dolarów rocznie, nie wspominając
już o kolosalnych stratach w ludziach. Ocenia się, że na
przestrzeni ostatnich 25 lat minionego wieku (od roku 1855 do 1880) zginęło
na wojnach 2 188 000 ludzi i to w tak straszliwych okolicznościach,
że nie sposób je w ogóle opisać. Pan Charles Dickens słusznie
zauważył,
że:
“Mówimy z uniesieniem i całkowitym zaangażowaniem
o ‘wspaniałej szarży’, o ‘wyśmienitym ataku’.
Jednak tylko nieliczni zastanawiają się nad ohydnymi szczegółami,
które stoją za tymi dwoma zwiewnymi słowami. ‘Wspaniała
szarża’ oznacza rozhukaną masę ludzi pędzących
na mocnych koniach, jak tylko umieją najszybciej, i napadających
na stojącą naprzeciwko nich masę ludzi idących pieszo.
Umysł czytelnika nie posuwa się dalej, zadowalając się
informacją, że linie przeciwnika zostały ‘przełamane’
i ‘ustąpiły’.
Ale to nie jest pełny obraz. Gdy owa ‘wspaniała szarża’
przejdzie, wykonując swe zadanie, pole bitewne przypomina scenę
przerażającego wypadku kolejowego. Znajdzie się tam pełno
grzbietów przełamanych na pół, ramion całkowicie wykręconych,
ludzi nabitych
na własne bagnety, nóg zmiażdżonych jak kawałki
drewna na opał, głów porozcinanych jak jabłka, innych głów
zgniecionych na galaretę żelaznymi kopytami koni, twarzy
zniekształconych tak, że w niczym nie przypominają człowieka.
Oto co kryje się pod określeniem
‘wspaniała szarża’. Oto skutki, zupełnie zrozumiałe,
ataku ‘naszych dzielnych towarzyszy, którzy najechali na nich w pięknym
stylu’ albo ‘wspaniale ich wycięli’.”
“Wyobraźmy sobie”, powiada inny autor,
“miliony utrudzonych ludzi na całym kontynencie europejskim uganiających
się dzień za dniem za robotą, pracujących
nieprzerwanie od bladego świtu do późnej nocy przy uprawie
ziemi, w zakładach produkcyjnych, przy wymianie towarów, w
kopalniach, fabrykach, kuźniach, portach, warsztatach, magazynach, na kolei, na rzekach,
jeziorach, oceanach, przeszukujących wnętrzności ziemi,
ujarzmiających niepokorną brutalność natury, podporządkowujących
sobie żywioły i sprawiających, że służą
one pożytkowi i dobrobytowi ludzkości, wytwarzających dzięki
temu wszystkiemu
obfitość bogactw, które mogłyby zapewnić dostatek i
wygodę każdemu człowiekowi w jego własnym domu. A
potem wyobraźmy sobie ramię władzy wyciągające się
i zagarniające jakieś sześćset <str. 95> milionów
z ich tak ciężko wypracowanych pieniędzy po to, by wrzucić je w otchłań
wydatków wojskowych.”
Poniżej przytoczony cytat z
Harrisburg
Telegram również
dotyczy tego tematu.
“‘Chrześcijańskie’ narody Europy, chcąc
ukazać swój sposób rozumienia ‘pokoju na ziemi, a w ludziach
dobrego upodobania’, muszą ponieść pewne koszty. To
znaczy muszą ponieść koszty stania w pogotowiu, aby w każdej
chwili móc wzajemnie wysadzić się w powietrze. Wykazy
statystyczne opublikowane w Berlinie pokazują wysokość
wydatków wojskowych wielkich mocarstw w ciągu trzech lat: 1888, 1889,
1890. Poniżej podajemy te kwoty w zaokrągleniu w dolarach:
Francja – 1 270 000 000; Rosja – 813 000 000;
Wielka Brytania – 613 000 000; Niemcy – 607 000 000;
Austro-Węgry – 338 000 000; Włochy – 313 500 000.
Owe sześć mocarstw wydało razem 3 954 500 000
dolarów na cele wojskowe w ciągu trzech lat, co daje nieco ponad 1 318 100 000
dolarów rocznie. Łączna kwota za trzy lata znacznie przewyższa
narodowy dług Wielkiej Brytanii i jest prawie tak wysoka, że można
by nią z górą trzy razy pokryć, wraz z odsetkami,
dług Stanów Zjednoczonych. Odnośne wydatki Stanów
Zjednoczonych wynoszą 145 000 000 dolarów, nie licząc
wojskowych emerytur. Gdybyśmy je doliczyli, nasze całkowite
wydatki na ten cel pochłonęłyby około 390 000 000
dolarów.”
“Według obliczeń statystyków niemieckich i
francuskich w wojnach ostatnich trzydziestu lat zginęło 2,5 mln
ludzi, tymczasem na prowadzenie tych wojen wydano nie mniej niż 13
mld dolarów. Dr Engel, niemiecki statystyk, podaje następującą
szacunkową ocenę najważniejszych wojen ostatnich
30 lat [w dolarach]: wojna krymska – 2 mld; włoska wojna 1859 roku
– 300 mln; wojna prusko-duńska 1864 roku – 35 mln; [amerykańska]
wojna domowa: na Północy – 5,1 mld, na Południu – 2,3 mld;
wojna prusko-austriacka 1866 roku – 330,6 mln; wojna francusko-niemiecka
1870 roku – 2,6 mld; wojna rosyjsko-turecka – 125 mln; wojna południowo-afrykańska
– 8,77 mln; wojna afrykańska – 13,25 mln; wojna serbsko-bułgarska
– 176 mln.
Wszystkie te wojny były niezwykle mordercze. Wojna
krymska, w której przeprowadzono tylko kilka bitew, pochłonęła
750 tys. <str. 96> istnień ludzkich, tylko 50 tys. mniej niż
zostało zabitych albo zmarło od ran na Północy i Południu
w czasie wojny domowej. Wyprawa meksykańska i chińska pochłonęła
200 mln dolarów i 85 tys. istnień. 250 tys.
ludzi zostało zabitych lub zostało śmiertelnie ranionych w
czasie wojny rosyjsko-tureckiej oraz po 45 tys. w wojnie włoskiej
1859 roku i prusko-austriackiej.”
W liście do deputowanego Passy z Paryża, nie
żyjący już John Bright, członek angielskiego parlamentu
pisze:
“Wszystkie
zasoby Europy są obecnie pochłaniane przez wymogi wojskowe.
Potrzeby ludzi są poświęcane na rzecz najnędzniejszych
i najbardziej karygodnych wymysłów polityki zagranicznej.
Rzeczywiste korzyści ludności zostały bezlitośnie
podeptane i zastąpione fałszywym wyobrażeniem o chwale i
narodowym honorze. Nie mogę się oprzeć myśli, że
Europa zmierza ku wielkiej katastrofie o miażdżącej sile.
Nie można w nieskończoność cierpliwie popierać
systemu wojskowego, gdyż ludność poniesiona rozpaczą może
już niedługo pozbyć się monarchii i pretensjonalnych
polityków, którzy rządzą w ich imieniu.”
I tak sąd władz świeckich odwraca się
przeciwko nim samym. A wyraża się w taki sposób nie tylko prasa,
ale mówią o tym głośno i wszędzie wszyscy ludzie,
podnosząc wrzawę przeciwko wszelkim władzom. Niepokój jest
powszechny, a z każdym rokiem staje się coraz bardziej
niebezpieczny.
Postawienie w stan oskarżenia obecnego
porządku społecznego
Dokonywany jest także przegląd porządku
społecznego chrześcijaństwa – jego uregulowań
monetarnych, machinacji i instytucji finansowych oraz wyrastającej z
nich egoistycznej polityki gospodarczej, a także podziału
klasowego opierającego się głównie na stanie posiadania,
wraz ze wszystkimi konsekwencjami tego systemu – niesprawiedliwością
i cierpieniem wielkich mas ludzkich. Cały ten porządek zostanie
potraktowany tak samo surowo na sądzie obecnej godziny jak instytucje
świeckie. Jesteśmy świadkami nie kończących się
dyskusji nad kwestią stałych cen srebra i złota oraz
wiecznych sporów
między pracą a kapitałem. Jak głos rozkołysanych
fal morskich pędzonych gwałtownym wichrem rozbrzmiewa <str. 97>
szemranie niezliczonych głosów podnoszących się przeciwko
obecnemu porządkowi społecznemu, a w szczególności tam,
gdzie widoczna jest niespójność
tego systemu z moralnymi zasadami zawartymi w Biblii, które, jak się
na ogół twierdzi, są przez chrześcijaństwo uznawane i
przestrzegane.
Zaiste znamienne jest to, że nawet świat, sądząc
chrześcijaństwo, najczęściej odwołuje się do
Słowa Bożego jako
podstawy sądu. Poganie trzymając Biblię dobitnie oświadczają:
“Nie jesteście tak dobrzy, jak wasza księga”. Wskazują
na Chrystusa, jej Błogosławionego, i mówią: “Nie
trzymacie się waszego wzoru”. I zarówno poganie, jak i masy ludowe
chrześcijaństwa posługują się złotą
regułą i prawem miłości jako probierzem wartości
doktryn, instytucji, polityki oraz ogólnego kierunku postępowania
chrześcijaństwa. I tak wszyscy zaświadczają o
prawdziwości tajemniczego napisu na ścianach jego sal balowych
– “Zważonyś na wadze,
a znalezionyś lekki”.
Świadectwo świata przeciwko obecnemu porządkowi
społecznemu rozbrzmiewa wszędzie i w każdym kraju. Wszyscy
uznają go za nieudany. Sprzeciw staje się coraz bardziej aktywny
i rozprzestrzenia się w alarmujący sposób po całym świecie,
sprawiając, że “strasznie trzęsie się” zaufanie do
istniejących instytucji, paraliżując co pewien czas przemysł
przez wzbudzanie paniki i strajków. Nie ma takiego kraju chrześcijańskiego,
gdzie sprzeciw względem obecnego porządku społecznego nie
zostałby wyrażony i to w sposób uparty i coraz bardziej groźny.
Pan Carlyle powiada: “Angielskie stosunki przemysłowe
będą niebawem przypominać jedno wielkie bagno cuchnące
zarazą moralną i fizyczną, ohydną żywą
Golgotę dusz i ciał pogrzebanych żywcem. Trzydzieści
tysięcy szwaczek prędko zapracowuje się na śmierć.
Trzy miliony nędzarzy gnijących w wymuszonej bezczynności,
pomaga swym żonom szwaczkom w umieraniu. Takie pozycje znajdujemy w
smutnym rejestrze rozpaczy.”
Z innej gazety, zwanej The Young Man
[Młody Człowiek], wybraliśmy następujący artykuł,
zatytułowany “Czy świat staje się coraz lepszy?”
Czytamy tam: <str. 98>
“Silni mężczyźni, palący się
do uczciwej roboty, znajdują się w agonii cierpienia, głodu
i nędzy, a często jeszcze spadają na nich dodatkowe smutki
spowodowane cierpieniami ich rodzin. Z drugiej zaś strony nadmiernemu
bogactwu towarzyszy skąpstwo i niemoralność. Podczas gdy
biedacy umierają powolną śmiercią głodową,
ogromna większość bogaczy ignoruje potrzeby swych braci,
dbając jedynie o to, by przypadkiem
Łazarz nie osiągnął niepożądanej, wysokiej
pozycji. Tysiące młodych ludzi jest zmuszanych do niewolniczej
pracy w dusznych warsztatach i ponurych magazynach przez siedemdziesiąt,
osiemdziesiąt godzin tygodniowo bez żadnych przerw na fizyczną,
czy
umysłową regenerację. W dzielnicy wschodniej kobiety szyją
koszule albo wyrabiają pudełka do zapałek przez cały
dzień za zapłatę, która nie wystarcza nawet na wynajęcie
łóżka – o wynajęciu samodzielnego pokoju nie ma
co nawet mówić – a często zmuszone są wybierać między
śmiercią głodową a występkiem. W dzielnicy
zachodniej ulice opanowane są przez ubrane na różowo i
wymalowane syreny zmysłowości i grzechu – a każda z nich
jest wymowną naganą słabości i nieprawości człowieka.
Tysiące młodych ludzi oddaje się
hazardowi, aż wyląduje w więzieniu albo zapija się na
przedwczesną śmierć. Chrześcijańskie (?) rządy
pozwalają na to, by domy publiczne powstawały na każdym
roku ulicy, gdy tymczasem każda szanująca się gazeta poświęca
długie artykuły wyścigom konnym. Grzech
uczyniono łatwym, występek potaniał, oszustwo dominuje w
handlu, rozgoryczenie w polityce oraz apatia w religii.”
W The Philadelphia Press
jakiś czas temu opublikowano następujący fragment:
“Niebezpieczeństwo tuż! Nie ma wątpliwości,
że Nowy Jork jest podzielony na dwie wielkie klasy – bardzo
biednych i bardzo bogatych. Klasa średnia ludzi o dobrej reputacji,
przedsiębiorczych, uczciwych stopniowo zanika, wznosząc się
po stopniach światowego bogactwa albo staczając się w ubóstwo
i wstyd. Nikt nie usiłuje
kwestionować tego, że między tymi klasami istnieje, oraz
gwałtownie się powiększa, pieczołowicie pielęgnowana
przez złych ludzi wyraźna, wyartykułowana, zajadła
nienawiść. Są tam ludzie, których majątek ocenia się
na 10 albo 20 mln dolarów, a o których
nic nie wiadomo. Znam jedną panią, mieszkającą we
wspaniałym domu, której życie jest tak ciche, jak winno być
życie księdza. Wydała ona nie mniej niż 3 mln dolarów
w ciągu pięciu lat, a jej dobroczynna działalność,
jeszcze przed <str. 99> śmiercią, sięgnie
kwoty 7 mln. W jej domu znajdują się obrazy, rzeźby,
diamenty, szlachetne kamienie, znakomite wyroby ze złota i srebra
oraz kosztowne wyroby z każdej dziedziny sztuki, których wartość
szacuje się na 1,5 mln, a wcale nie jest ona bogatsza niż jej sąsiedzi,
którzy mają o wiele milionów więcej. Są tam ludzie, którzy
dwadzieścia lat temu sprzedawali ubrania na ulicy Chatham, a dzisiaj
rocznie wydają na życie 100 tys. dolarów i wkładają
na siebie klejnoty kosztujące w nie najdroższych sklepach 25 tys.
Wybierzcie
się ze mną samochodem na Madison Avenue w dowolny dzień, w
deszcz albo w pogodę, między godziną 10 rano a 5, 6 po południu,
a pokażę wam samochód za samochodem z kobietami, które mają
w uszach diamenty o wartości 500 do 5000 dolarów każdy. Na ich
nie okrytych
rękawiczkami dłoniach można zobaczyć czerwone, nadęte,
błyszczące fortuny. Przejdźcie się ze mną od
starego sklepu Stewarta na rogu Dziewiątej ulicy i Broadwayu do
Trzynastej ulicy w dowolny dzień – nie mam na myśli niedzieli,
świąt, czy szczególnych
okazji, ale normalny dzień – a pokażę wam przecznica za
przecznicą kobiety w foczych futrach sięgających aż do
kostek, wartych 500 do 1000 dolarów każde, w diamentowych kolczykach,
diamentowych pierścionkach i innych drogocennych kamieniach. W ich rękach
zobaczycie elegancki portfel wypchany pieniędzmi. Reprezentują
oni klasę nowobogackich, których pełno jest teraz w Nowym Jorku.
Na tej samej ulicy, w tym samym czasie mogę pokazać
wam ludzi, dla których dolar stanowi całą fortunę. Ich
spodnie, haniebnie porozdzierane łachmany, przewiązane są w
pasie kawałkiem kabla czy sznurka albo spięte agrafką, gołe
stopy szurają po chodniku butami tak nędznymi, że strach byłoby
je oderwać od ziemi, ich twarze są pokryte krostami, brody długie
i przerzedzone, podobnie jak
włosy, poczerwieniałe dłonie kończą się
paznokciami na kształt szponów. Jeszcze tylko trochę, a tymi
szponami dopadną nowobogackich? Nie mylcie się, te emocje już
się zrodziły, te emocje rosną, te emocje wcześniej czy
później eksplodują.
Dopiero co wczoraj
wieczorem szedłem Czternastą ulicą, na której zostało
jedynie kilka rezydencji. Przed jedną z nich zadaszenie prowadziło
od krawężnika aż do drzwi, pod którym czarująco
odziane damy w towarzystwie eskorty wysiadały z karet i kierowały
się wprost do otwartych
drzwi. <str. 100> Z wnętrza wydostawał się snop
światła i dobiegały dźwięki muzyki. Stanąłem
na moment w tłumie, bardzo gęstym tłumie, i tam zrozumiałem,
że musi dojść do eksplozji, jeśli czegoś nie
uczynimy, i to szybko, aby pokonać uprzedzenia, jakie
nie tylko są żywione, ale i celowo rozniecane wśród najuboższych
przeciwko najbogatszym. Aż zgroza brała słuchać tego,
co mówiły kobiety. Nienawiść, zazdrość, zajadłe
okrucieństwo, wszystkie konieczne elementy. Zabrakło tylko przywódcy.”
Świat zauważa kontrasty między odrażającymi
warunkami eksploatacyjnego systemu ludzkiego niewolnictwa połączonego
z nędzą całej rzeszy ludzi bez pracy albo zbyt nisko opłacanych,
a luksusem i ekstrawagancją bogaczy. Przykładem tego może
być artykuł, który jakiś czas temu
ukazał się w dzienniku londyńskim:
“Skromne domy milionerów. Dowiedzieliśmy się
z Nowego Jorku, że pan Cornelius Vanderbilt, nowojorski milioner i król
kolei żelaznych, wydał wielki bal na otwarcie swego nowego pałacu.
Ten skromny dom, który ma być schronieniem dla około dziesięciu
osób przez sześć miesięcy w roku, a przez pozostałe
sześć ma stać zamknięty, położony przy skrzyżowaniu
Pięćdziesiątej Siódmej ulicy z Piątą aleją,
kosztował swego właściciela milion funtów szterlingów. Z
zewnątrz wybudowany jest
w stylu hiszpańskim z szarego kamienia z czerwonym licowaniem, z wieżyczkami
i blankamis.
Ma trzy piętra i wysokie poddasze. W środku znajduje się
największa prywatna sala balowa w Nowym Jorku długa na 22,5 m,
szeroka na 15,2 m, wykończona w bieli i złocie w stylu Ludwika
XIV. Sufit, który kosztował całą fortunę, ma kształt
podwójnej szyszki i pokryty jest malowidłami przedstawiającymi
nimfy i kupidyny. Zaokrąglony gzyms wykonany jest w formie subtelnie
rzeźbionych kwiatów, a w środku każdego z nich znajduje
się elektryczne światło. Pośrodku zawieszony jest
przeogromny kryształowy żyrandol. Tej nocy, której odbywał
się bal, ściany pokryte były od podłogi aż do
samego sufitu żywymi kwiatami, co kosztowało tysiąc funtów,
zaś koszt wszystkich rozrywek miał podobno
wynieść 5 tysięcy funtów. Z rezydencją połączony
jest najdroższy na świecie ogród w tej klasie wielkości.
Ma on wielkość normalnej działki miejskiej, ale zapłacono
za niego 70 tys. funtów, a znajdujący się na działce dom o
wartości 25 tys. funtów został
zburzony po to, by na jego miejscu założyć kilka klombów
kwiatowych.” <str. 101>
Dziennik Industry
[Przemysł], ukazujący się w San Francisco w Kalifornii,
skomentował w następujący sposób rozrzutność dwóch
bogatych obywateli naszego kraju:
“Kolacje
rodziny Wanamaker w Paryżu i Vanderbilt w Newport, które kosztują
łącznie co najmniej 40 tys. dolarów, a może nawet więcej,
należą do znaków czasu. Wydarzenia tego typu zapowiadają
wielką zmianę w naszym kraju. Te dwa przypadki, które są
jedynie wybranymi
przykładami spośród setek podobnych ostentacyjnych demonstracji
posiadania pieniędzy, można z powodzeniem porównać do
ucztowania w Rzymie przed upadkiem tego miasta, czy zbytku we Francji, który
sto lat temu poprzedził rewolucję. Oblicza się, że
pieniądze, które Amerykanie wydają za granicą, najczęściej
na zbytki i jeszcze gorsze rzeczy, o jedną trzecią przewyższają
nasz dochód narodowy.”
Poniżej podajemy interesującą informację,
którą cytujemy za National View
[Perspektywy Narodowe] z artykułu Warda MacAllistera, który był
kiedyś przywódcą elitarnego Stowarzyszenia Nowojorskiego:
“Średnie wydatki roczne na życie szanującej
się rodziny, składającej się z męża, żony
i trojga dzieci, wynoszą 146 945 dolarów. Na kwotę tę
składają się następujące koszty: wynajęcie
mieszkania w mieście: 29 000; wynajęcie domu na wsi: 14 000;
koszt utrzymania posiadłości wiejskiej: 6000; pensje dla służby:
8016; wydatki na utrzymanie gospodarstwa łącznie z pensjami dla
służby: 18 954; stroje żony: 10 000; garderoba
pana domu:
2000; ubrania dla dzieci oraz kieszonkowe: 4500; wykształcenie trojga
dzieci: 3600; rozrywki, bale i tańce: 7000; uroczyste posiłki:
6600; loża w operze: 4500; teatr i przyjęcia wydawane po
przedstawieniach: 1200; gazety i magazyny: 100; bieżące rachunki
u jubilera: 1000; materiały piśmienne: 300; książki:
500; prezenty ślubne i podarunki świąteczne: 1400; miejsce
w kościele: 300; opłaty klubowe: 425; koszty leczenia: 800;
dentysta: 500; koszty transport do posiadłości wiejskiej i z
powrotem: 250; podróże do Europy: 9000; koszty
utrzymania stajni: 17 000.”
Cytujemy Chauncey M. Depew, który miał się
wyrazić:
“Pięćdziesięciu ludzi w Stanach
Zjednoczonych, dzięki bogactwu, które kontrolują, byłoby w
stanie w ciągu dwudziestu czterech godzin zebrać się i dojść
do porozumienia, które mogłoby zatrzymać wszelkie działania
w transporcie i handlu, mogliby oni zablokować wszystkie linie
handlowe i odciąć linie <str. 102> telegraficzne. Owych pięćdziesięciu
ludzi ma możliwość kontrolowania obrotu walut i wywoływania
paniki, kiedy tylko zechcą.”
Sąd świata nad władzami kościelnymi
Krytyczne głosy względem kościelnictwa są
tak samo ostre jak względem monarchii i arystokracji, gdyż
uznaje się, że mają oni jednakowe interesy. Poniżej
podajemy kilka przykładów ilustrujących
te nastroje.
Kilka lat temu North American Review
[Przegląd Północnoamerykański] zamieścił krótki
artykuł, którego autorem był John Edgerton Raymond, zatytułowany
“Schyłek kościelnictwa”. Opisując siły, które
przeciwstawiają się kościołowi i które ostatecznie
dokonają jego obalenia, pisze on:
“Kościół chrześcijański jest w
stanie konfliktu. Jeszcze nigdy od czasu powstania chrześcijaństwa
nie było tak wiele sił, które by mu się przeciwstawiały.
Władza, którą niektórzy teolodzy nazywają ‘władzą
światową’ nigdy nie była silniejsza niż teraz.
Dzisiaj kościołowi nie sprzeciwiają się już
barbarzyńskie narody, przesądni filozofowie czy kapłani
religii mistycznych, ale najwyższa kultura i wysoki poziom wykształcenia
oraz najgłębsza mądrość oświeconych narodów.
Na całej
linii kościół spotyka się z oporem ‘władzy światowej’,
która reprezentuje najwyższe osiągnięcia oraz
najwspanialsze ideały ludzkiego umysłu.
Nie wszyscy przeciwnicy kościoła znajdują
się poza jego obrębem. W jego uroczystym cieniu, okryci jego
szatami, nagłaśniający jego nakazy, reprezentujący go
przed światem, znajdują się liczni jego członkowie, którzy
są gotowi odrzucać jego autorytet i kwestionować jego
supremację. Tłumy, które jeszcze są posłuszne jego
dekretom, zaczynają zadawać pytania, a wątpliwość
jest pierwszym stopniem w kierunku nieposłuszeństwa i odejścia.
Świat nigdy się nie dowie, ile uczciwych dusz w obrębie kościoła
boleje w duchu i jest w wielkim utrapieniu, lecz mimo to kładzie
pieczęć na usta oraz łańcuch na język ‘dla
spokoju sumienia’,
żeby tylko nie ‘zgorszyć brata’. Milczą oni nie dlatego,
że obawiają się nagany, gdyż minęły te czasy,
gdy swobodne wypowiadanie się oznaczało znoszenie prześladowań,
a sugestia, że kościół <str. 103> może nie być
nieomylny, równała się z oskarżeniem
o niewiarę.”
Powiada on, że nikt nie domaga się nowej
Ewangelii, ale starej Ewangelii o nowym znaczeniu:
“Z wszystkich stron podnoszone są żądania,
aby zasady założyciela chrześcijaństwa były głoszone
w sposób bardziej dosłowny i wierny. Dla wielu ludzi ‘kazanie na górze’
jest podsumowaniem Boskiej filozofii. ‘Głoście to! Głoście
to’, wołają wszędzie reformatorzy wszystkich nurtów. Nie
tylko głoście, ale pokazujcie to na własnym przykładzie.
‘Pokażcie nam’, powiadają oni, ‘że wasza praktyka
potwierdza te zasady,
a wtedy będziemy wam wierzyć! Naśladujcie Chrystusa, a my będziemy
naśladować was!’
Tylko że tutaj właśnie leży
przyczyna sporu. Kościół wyznaje, iż naucza zasad
Chrystusowych, że głosi Jego Ewangelię. Świat słucha
i odpowiada: ‘Wypaczyliście Prawdę!’ I oto mamy widowisko
– niewierzący świat poucza wierzący kościół o
prawdziwych zasadach jego religii! Jest to jeden z najbardziej uderzających
i doniosłych znaków czasu. Wszystko jest tu nowe. Światu znana
była od początku riposta: ‘Lekarzu, ulecz samego
siebie!’ Ale dopiero w naszych czasach ludzie odważyli się
powiedzieć: ‘Lekarzu, przepiszemy ci lekarstwo!’
Gdy biedni, potrzebujący, uciskani i smutni, którym
każe się spoglądać na niebo i tam dopiero spodziewać
się słusznej zapłaty, patrzą na świętobliwych
kapłanów i uprzywilejowanych możnowładców odzianych w
purpurę i jedwab oraz mających się znakomicie, gdy obserwują
ich, jak gromadzą skarby tego świata, które mól i rdza psuje i
którym zagrażają złodzieje, gdy widzą ich, jak z
lekkim sercem służą i Bogu,
i mamonie, poczynają wątpić w ich szczerość.
Szybko też zaczynają się oni jeszcze
upewniać w przekonaniu, że nie cała prawda mieszka pod wieżami
kościołów oraz że kościół jest bezsilny: nie
potrafi zapobiec nieszczęściu, nie umie uzdrawiać chorych,
nie potrafi nakarmić głodnych i odziać nagich, nie umie
wskrzeszać umarłych i nie potrafi zbawić duszy. Następnie
ludzie ci zaczynają mówić, że tak słaby i tak światowy
kościół nie może być Boską instytucją.
Jeszcze trochę, a zaczną porzucać jego ołtarze. Mówią
oni: ‘Zaprzeczenie nieomylności kościoła i skuteczności
jego zarządzeń oraz prawdziwości jego wyznań wiary nie
jest równoznaczne z zaprzeczeniem skuteczności religii w ogóle. Nie
wypowiadamy wojny chrześcijaństwu, lecz <str. 104> kościelnej
wizji chrześcijaństwa.
Szacunek dla Boskiej Prawdy nie jest sprzeczny z okazaniem głębokiej
pogardy wobec kościelnictwa. Ten wspaniały Człowiek, który
stąpał po ziemi, którego dotyk oznaczał życie, a uśmiech
zbawienie, cieszy się jak najbardziej naszym szacunkiem i miłością.
Ale uczuć tych nie zamierzamy już dłużej okazywać
instytucjom, które twierdzą, że go reprezentują.
Kościół zarzuca swym oskarżycielom,
że są niewierzący i dalej postępuje tak samo, gromadząc
skarby, wznosząc świątynie i pałace, zawierając
porozumienia z królami i przymierza z mocarzami. Tymczasem uformowane siły
przeciwko niemu rosną w liczbę i znaczenie. Kościół
utracił przywódczą role, czas jego władzy minął.
Jest on wyłącznie znakiem, cieniem. Nie ma też możliwości,
by odzyskał on swe utracone panowanie
albo powrócił na tron. Marzenia o ogólnoświatowym panowaniu są
złudzeniem. Jego berło zostało złamane na zawsze.
Żyjemy już w okresie przejściowym. Ruch rewolucyjny obecnej
doby jest powszechny i nie do powstrzymania. Trony zaczynają się
chwiać. Wulkany
zaczynają dymić pod pałacami królów, a gdy przewrócą
się trony, runą także i kazalnice.
Ożywienia religijne w przeszłości były
jedynie lokalne i krótkotrwałe. Obecnie zaś spodziewamy się
ożywienia religijnego o zasięgu światowym – przywrócenia
wiary w Boga i miłości do człowieka – kiedy to spełnią
się najwspanialsze sny o powszechnym braterstwie. Dokona się to
jednak wbrew kościołowi, a nie dzięki niemu, jako reakcja
na kościelną tyranię, jako protest przeciwko formom i
ceremoniom bez treści.”
W artykule zamieszczonym w The Forum
w październiku 1890, zatytułowanym “Problemy społeczne a
kościół” autorstwa biskupa Huntington, czytamy następujący
komentarz dotyczący bardzo znamiennego i istotnego faktu:
“‘W jednej z publicznych sal w Nowym Jorku wielka,
różnorodna
publiczność oklaskiwała Jezusa Chrystusa a wygwizdała
kościół. W ten sposób nie odpowiedziano na żadne pytanie,
nie rozwiązano żadnego problemu, nie dowiedziono żadnego
twierdzenia, nie objaśniono żadnego wersetu z Biblii, a jednak
był to fakt o
takim znaczeniu, jak połowa głoszonych obecnie kazań razem
wziętych.’ Następnie wspomniał o tym, że były
takie czasy, <str. 105> gdy ludzie wysłuchiwali słów
‘Chrystus i kościół’ w poważnym milczeniu, jeśli
już nie z gorliwą pobożnością. Potem zaś
zauważył:
‘Dopiero w ostatnich czasach, kiedy ludzie pracy nauczyli się myśleć,
czytać, uzasadniać i rozważać, stało się możliwe,
że prosty tłum ordynarnie, bo już trudno to nazwać
brakiem szacunku, oddziela jedno od drugiego, jednemu oddając cześć,
a drugie z pogardą
odrzucając’.”
A oto jeszcze jeden znamienny przykład
powszechnego sądu wyrażanego za pośrednictwem prasy:
“Catholic Review
[Przegląd Katolicki] oraz inne gazety nalegają, że powinno
prowadzić się ‘nauczanie religii w więzieniach’. Słusznie.
My idziemy jeszcze dalej. Nauczanie religii powinno być prowadzone
także w innych miejscach poza więzieniami – w domach, na przykład,
i w szkołach niedzielnych. O tak, nie damy się prześcignąć
w liberalności, jesteśmy za nauczaniem religii także w
niektórych kościołach.
Nigdy nie za dużo rzeczy dobrych, jeśli korzysta się z nich
z umiarem.”
“Kapelan pewnego zakładu karnego wypowiedział
się, że dwadzieścia lat temu jedynie około pięć
procent więźniów uczęszczało wcześniej do szkoły
niedzielnej. Obecnie zaś, wśród rzeczywistych i
przypuszczalnych przestępców, jest takich siedemdziesiąt pięć
procent. Inny pastor podaje dane dotyczące jednej z izb wytrzeźwień,
gdzie odpowiednio liczba ta wynosi osiemdziesiąt procent, a jeszcze
inny twierdzi, że spośród kobiet lekkich obyczajów
wszystkie były uczennicami szkoły niedzielnej. Prasowy komentarz
do tych faktów stwierdzał, że określenie używane wcześniej
w odniesieniu do szkoły niedzielnej, że jest ona ‘żłobkiem
kościoła’, zaczyna być upiorną satyrą. Co należy
zrobić?”
W ramach
dyskusji dotyczących pytania, czy Wystawa Świata Kolumbijskiego
w Chicago powinna być otwarta w niedziele, ujawniono następującą
rzecz:
“Jest pewna pociecha. Nawet jeśli nie ma innego
wyjścia i jarmarki w rodzaju teatrów czy kasyn będą
otwarte w Chicago w niedziele, to i tak pozostaje pocieszająca myśl,
że żaden amerykański obywatel nie jest zobowiązany tam
chodzić. Nikt nie będzie pod tym względem w gorszej
sytuacji, niż to miało miejsce za czasów apostolskich i
wczesnego chrześcijaństwa. Oni nie mogli używać
policji ani rzymskich legionów do propagowania swych poglądów i
nalegania na swych bliźnich, aby ci byli bardziej pobożni niż
<str. 106> mają na to ochotę. A przecież to właśnie
pierwotne chrześcijaństwo bez żadnej pomocy ze strony państwa
– mało tego,
chrześcijaństwo prześladowane i cierpiące – naprawdę
podbiło świat.”
W ogólnym poruszeniu, jakie zapanowało w naszych
czasach, zarówno w kościele, jak i w świecie ludzie są zakłopotani
i ogarnięci wielkim zamieszaniem. Ich uczucia zostały dobitnie
wyrażone w New York Sun, gdzie czytamy:
“Pytanie, ‘Gdzie my jesteśmy? Gdzie my jesteśmy’
staje się brzemiennym pytaniem religijnym. Profesorowie w katedrach
seminaryjnych wykładają nauki, które są tak odległe
od oryginalnych poglądów ich dawnych twórców, że pewnie
przewracają się oni w grobach. Przedstawiciele kleru w czasie
ordynacji podpisują ślubowania, w które prawdopodobnie nie
wierzą nawet ci, co je wydają. Zasady są w wielu
przypadkach jedynie unoszącymi się na wodzie bojami, które
pokazują, jak bardzo okręty
kościołów oddaliły się od wyznaczonych na mapie szlaków.
‘Teraz są takie czasy, że każdy powinien postępować
tak, jak mu się podoba i każdy dla siebie’ itd. Nikt nie wie,
jak się to wszystko skończy, a ci którzy powinni być
najbardziej zainteresowani, najmniej
o to dbają.”
Tak ostra krytyka dotyczy nie tylko postępowania i
wpływów kościoła, ale także najistotniejszych doktryn.
Zauważcie, że w podobny sposób myślący ludzie
bagatelizują obecnie bluźnierczą naukę o wiecznych mękach
dla przeważającej większości rodzaju ludzkiego, przy
pomocy której przez wiele lat sprawowano kontrolę nad ludźmi
wykorzystując rozbudzane przez nią uczucie strachu. Kler zaczyna
dostrzegać gwałtowną potrzebę podkreślenia wagi
tej nauki, aby przeciwdziałać rozwojowi liberalizmu.
Pastor dr Henson z Chicago jakiś czas temu wyraził
swe poglądy na ten temat. Pewien reporter przeprowadzał potem
wywiad z innymi duchownymi na temat jego wypowiedzi. Można było
zwrócić uwagę na lekceważący, bezduszny i szyderczy
ton wypowiedzi na temat, o którym
nie mieli oni najmniejszego pojęcia, ale który wedle ich rzekomych
przekonań dotyczy wiekuistego losu milionów spośród ich współbliźnich.
Ton ten godny był doprawdy prześladowczego ducha rzymskiego
katolicyzmu. <str. 107>
Pastor dr Henson powiedział: “Hades z Nowego
Przekładu [Revised Standard Version] Biblii jest jedynie piekłem
w przebraniu. Śmierć jest śmiercią, nawet jeśli
nazwiemy ją snem, a piekło jest piekłem, nawet jeśli
nazwiemy go hadesem. Piekło jest rzeczywistością i jest ono
diabelnie przerażające.
W piekle będziemy mieli ciała. Zmartwychwstanie ciał
oznacza konkretne miejsce oraz fizyczne męki. Jednak fizyczne męki
nie są najgorsze. Duchowy ból, wyrzuty sumienia, oczekiwanie, które
sprawia, że dusza będzie wiła się w cierpieniach, tak
jak się
wije robak na rozpalonych węglach – to jest najgorsze, a takie męki
czekają grzeszników. Pragnienie i brak wody, by je zaspokoić, głód
i brak jedzenia, aby się nasycić, nóż, który wbija się
w serce po to, aby być wbity w nie jeszcze raz – bez końca i
straszliwie. Oto piekło, które nas czeka. Śmierć przynosi
uwolnienie z kieratu życia, lecz w piekle nie ma ulgi.”
Jakie wrażenie wywarło kazanie “doktora”?
Być może uda się to komuś ocenić na podstawie
wywiadów, jakie dziennikarze przeprowadzili z duchownymi następnego
poranka.
“‘Co pan sądzi o piekle? Czy rzeczywiście
wszyscy zostaniemy ochrzczeni w jeziorze roztopionej siarki i surówki
żelaza, jeśli się nie poprawimy?’ – zapytał
reporter prof. Swinga, jednego z najsłynniejszych kaznodziei w
Chicago. Następnie prof. Swing zaczął się zanosić
tak serdecznym śmiechem, że aż jego różowe policzki
zrobiły się całkowicie czerwone jak u uczennicy. Wybitny
kaznodzieja tak bębnił palcami po brzegu wykładanego stołu,
że aż
klosz jego małej lampki do czytania zaczął grzechotać,
tak jakby i on się śmiał. ‘Po pierwsze’, powiedział,
‘myślę, że zdaje sobie pan sprawę z tego, że na
temat piekła i przyszłej kary tak naprawdę to wiemy bardzo
niewiele. Tymczasem moja metoda uzgadniania
wszystkiego w Biblii polega na uduchowianiu. Uważam, że kara będzie
proporcjonalna do grzechu. Skoro jednak przyszły świat będzie
duchowy, to również nagrody i kary muszą zostać
uduchowione.’
Pastor M. V. B. Van Ausdale śmiał się,
gdy czytał sprawozdanie z kazania dr Hensona a następnie
powiedział: ‘Owszem, on musi mieć rację. Znałem się
z dr Hensonem przez jakiś czas i głosowałbym na niego z
zamkniętymi oczami. Każdy z nas przyznaje, że istnieje piekło,
czyli miejsce odpłaty i odpowiada ono wszystkim właściwościom
przypisanym mu przez dr Hensona.’
Dr Ray przyjrzawszy się drukowanej wersji kazania
stwierdził, że dr <str. 108> Henson wyraził takie
samo stanowisko, jakie i on by zajął w tej sprawie.
Duchowni kongregacjonalni zgromadzeni w Grand Pacific
na zwykłym posiedzeniu,
przy drzwiach zamkniętych i bezpiecznie strzeżeni, wpuścili
jednak na salę reportera Evening News
[Wiadomości Wieczorne], który po zakończeniu zebrania zapytał,
czy czytali lub słyszeli o kazaniu dr P. S. Hensena na temat piekła,
które wygłosił poprzedniego wieczoru.’
Jednym z zainteresowanych uczestników tego spotkania
był dr H. D. Porter z Pekinu w Chinach. Wstał on tego dnia wcześnie
i zdążył pobieżnie przejrzeć wydrukowane w
gazetach kazanie dr Hensona. Powiedział on: ‘Nie znam dr Hensona,
ale sądzę, że jego odczucia są właściwie słuszne.
U nas w Chinach nie będę głosił o siarce i
rzeczywistych fizycznych mękach. Nie będę też mówił,
że piekło będzie miejscem, gdzie realne cierpienia zostaną
zastąpione wyłącznie intensywnymi cierpieniami
psychicznymi i udrękami umysłu. Przyjmę stanowisko pośrednie,
które określa piekło jako miejsce odpłaty, która
łączy w sobie cierpienia fizyczne i psychiczne i ucieleśnia
zasady ogólnie przyjęte wśród współczesnych duchownych.’
Inny przyjezdny pastor
Spencer
Bonnell z Cleveland w Ohio zgodził się z dr Hensonem w każdym
szczególe. ‘Nadchodzi czas’, powiedział, ‘aby rozwijać
jakieś powszechne koncepcje piekła, które doprowadziłyby
każdy umysł do takiego samego rozumienia. Pastor H. S. Wilson
nie miał wiele do powiedzenia, ale przyznał, że zgadza się
z dr Hensonem. Pastor W. A. Moore wyraził podobne przekonania.
Pastor W. H. Holmes napisał: ‘Dr Henson jest
wspaniałym kaznodzieją, który dobrze rozumie swoje przekonania
oraz umie je wyrazić jasno i dobitnie. Streszczenie to dowodzi,
że wygłosił on, jak zwykle, bardzo interesujące
kazanie. Jego stanowisko w tym zakresie zostało na ogół dobrze
przyjęte. Co do materialnego ciała, to nie wiem – ’
‘Nie wie Pan?’
‘Nie, jak ktoś umrze, to się przekona.’
Duchowni baptystyczni
uważają, że ortodoksyjne kazanie dr Hensona na temat piekła
było niemal całkowicie słuszne, a ci, którzy podjęli
dyskusję na ten temat na porannym zebraniu, wyrażali się o
nim w ciepłych słowach pochwał. <str. 109> Reporter Evening
News pokazał
sprawozdanie z kazania kilkunastu duchownym. Wszyscy twierdzili, że
zgadzają się z wyrażonymi tam poglądami, ale tylko
czterech było gotowych podjąć dyskusję na ten temat.
Pastor C. T. Everett, wydawca czasopisma Sunday-School
Herald, stwierdził,
że poglądy wyrażone przez dr Hensona są ogólnie
uznawane przez duchownych baptystycznych. ‘Nauczamy o wiecznym i przyszłym
karaniu za grzechy tego świata’, powiedział. ‘Co się zaś
tyczy rzeczywistego piekła z ogniem i siarką, to raczej zbyt
wiele się na ten temat nie
mówi. Wierzymy w karanie i wiemy, że będzie ono surowe, ale większość
z nas zdaje sobie sprawę, że nie sposób dowiedzieć się
w jaki sposób będzie ono wymierzane. Jak powiada dr Henson, jedynie
ludzie prymitywni mogą uważać, że piekło oznacza
cierpienia wyłącznie
fizyczne. Najgorszy jest ból psychiczny, a tak właśnie będą
musieli cierpieć biedni grzesznicy. Dr Perrin wyraził się z
wielkim przekonaniem, że marnuje czas każdy, kto usiłuje
dowieść, że nauczanie dr Hensona nie ma podstaw biblijnych,
gdyż są to
rzeczy jak najbardziej słuszne.
Pastor, pan Ambrose, duchowny o długiej karierze,
był bardzo zadowolony z tego kazania. Wierzy on w każde słowo,
które wygłosił dr Henson na temat przyszłych mąk dla
biednych grzeszników. ‘Większość kaznodziei
baptystycznych wierzy w piekło’, stwierdził, ‘a także
je głosi’.
Pastor pan Wolfenden powiedział, że nie czytał
jeszcze relacji na temat owego kazania, ale jeśli było w nim coś
na temat piekła i przyszłej kary, to zgadza się z doktorem
i uważa, że większość duchownych baptystycznym
podziela te poglądy, jakkolwiek jest kilku, którzy nie wierzą w
piekło w ściśle ortodoksyjnym ujęciu tego zagadnienia.
Na podstawie tego wszystkiego, co zebrał reporter
można śmiało powiedzieć, że gdyby pojawiły
się wątpliwości w tym temacie, to duchowni baptystyczni nie
byliby wcale zacofani udzielając pełnego poparcia dla poglądów
dr Hensona o rzeczywistym, staromodnym, ortodoksyjnym piekle.
Tak więc duchowieństwo wyraża swoje poglądy,
jakoby wieczne męki dla ich współbliźnich były kwestią
zwykłej konsekwencji w rozumowaniu, o czym można rozmawiać
używając nonszalanckich żartów i śmiejąc się
i co można uznać za prawdę nie podając ani jednego
dowodu lub biblijnej argumentacji. Tymczasem świat zwraca uwagę
na taką zarozumiałą arogancję i wyciąga
w tym zakresie wnioski dla siebie. <str. 110>
W czasopiśmie
Globe
Democrat [Światowy
Demokrata] czytamy: “Dobre wieści docierają z Nowego Jorku,
gdzie Amerykańskie Towarzystwo Traktatów proponuje, by wycofać
z obiegu cały duchowy pokarm, jaki oferowało przez ostatnie pięćdziesiąt
lat i chce całkowicie zrewidować swoje poglądy religijne.
Faktem jest, że świat wyrósł z ostrych i pikantnych potraw,
które odpowiadały poprzedniemu pokoleniu, i wywołanie reakcji u
słuchaczy całkowicie przerasta dziś siły kilku gorliwych dżentelmenów.
Także kościoły wolnym krokiem, spokojnie przechadzają
się wraz z resztą świata, głosząc tolerancję,
humanitaryzm, przebaczenie, dobroczynność i miłosierdzie.
Być może to wszystko nieprawda, a my ciągle powinniśmy
czytać i wierzyć w najwłaściwsze
dla nas granatowo-czarne proroctwa. Tyle że ludzie tego ani nie czynią,
ani nie mają na to ochoty.”
Inne czasopismo stwierdza:
“Dr Rossiter W. Raymond, sprzeciwiając się
wysłaniu składek na rzecz Amerykańskiej Rady Misji
Zagranicznych, powiedział dość energicznie: ‘Mam już
naprawdę dość ciągłego tolerowania żebraniny
Amerykańskiej Rady o poparcie ich misjonarzy, którzy niezmiennie
wierzą w potępienie pogan i potępieńczą herezję,
że Bóg nie kocha pogan. Mam już dosyć tego całego nędznego
oszustwa
i nie dam ani grosza na propagowanie wieści o potępieniu. Nie
pozwolę, aby nauka ta była głoszona za moje pieniądze.
To, że Bóg jest miłością, jest dobrą nowiną,
lecz stała się ona starą, wyświechtaną prawdą
dzięki tym właśnie ludziom, którzy wleką swe miażdżące wozy
przez pogańskie kraje i każą nam żywić bestie, które
je ciągną. Moim chrześcijańskim obowiązkiem jest
nieudzielanie żadnego poparcia tym, którzy nauczają pogan,
że ich ojcowie poszli do piekła.”
Widzimy więc, jak obecny porządek rzeczy
chwieje się na wadze opinii publicznej. Nadszedł czas wyznaczony
na jego obalenie. Wielki Sędzia całej ziemi unosi wagę
ludzkiego rozumu i wskazuje na odważniki prawdy i sprawiedliwości,
a zwiększając strumień światła rozwoju wiedzy,
nawołuje świat do sprawdzenia
i doświadczenia sprawiedliwości Jego decyzji skazującej na
zniszczenie puste szyderstwo fałszywych roszczeń chrześcijaństwa.
Świat stosuje ten sprawdzian stopniowo, ale szybko, aż w końcu
wszyscy dojdą do tego samego wniosku: Babilon – <str. 111>
wielkie
miasto zamieszania, wraz ze swymi wyniosłymi władzami świeckimi
i kościelnymi, wraz z całym domniemanym dostojeństwem,
bogactwem, tytułami, wpływami, zaszczytami, całą próżną
chwałą – jak wielki kamień młyński zostanie
wrzucony do morza (niespokojnego morza
nieopanowanych ludzi), aby już nigdy nie powstać (Obj. 18:21;
Jer. 51:61-64).
Jego zniszczenie dokona się całkowicie przy
zakończeniu wyznaczonych “Czasów Pogan” – w 1915 roku.1
Wydarzenia gwałtownie rozwijają się w kierunku takiego
przesilenia i zakończenia. Chociaż rozprawa nie jest jeszcze
zakończona, już dziś ludzie widzą napis obwieszczający
jego wyrok – “Zważonyś na wadze, a znalezionyś lekki”!
Stopniowo zostanie wykonany wyrok na Babilonie, na chrześcijaństwie.
Stare przesądy, które od dawna przedłużały
jego istnienie, zostały już prawie usunięte. Stare wyznania
wiary i przepisy prawne, tak dawniej szanowane i bez wahania popierane, są
obecnie otwarcie kwestionowane. Wykazuje się ich niespójność
oraz wyśmiewa namacalne błędy. Ludzie nie kierują się
jednak w stronę Biblijnej Prawdy i zdrowego rozsądku, ale
popadają w niewiarę, która szerzy się tak poza nominalnym
kościołem, jak i w jego obrębie. Wśród tych, którzy
uznają samych siebie za Kościół Chrystusa, Słowo Boże
nie jest już ani zasadą wiary, ani
przewodnikiem życia. Jego miejsce zajmują ludzkie filozofie i
teorie. Kwitną pogańskie wymysły tam, gdzie dawniej nie miałyby
przystępu.
1
Zob.
Przedmowa z 1916 roku oraz “Nadszedł Czas” (II Tom), str. 5-6 –
przyp.tłum.
Jedynie niewielu członków wielkich kościołów
nominalnych jest na tyle trzeźwych, żeby zdać sobie sprawę
ze swego opłakanego stanu, jeśli nie brać pod uwagę
stanu liczebnego i finansowego. Ich członkowie, ci siedzący w
ławkach i ci stojący za mównicami, są jednak do tego
stopnia odurzeni i
oszołomieni duchem światowości, zostali przez niego tak
pochłonięci, że nie są w stanie zauważyć
jego duchowego upadku. Jednak pod względem liczebnym <str. 112>
oraz finansowym to osłabienie odczuwa się bardzo dotkliwie,
bowiem z jego trwałością powiązane
są interesy, perspektywy i przyjemności obecnego życia, aby
je zaś zaspokoić powstaje konieczność ciągłego
wykazywania, że realizowane jest to, co oni uważają za
podstawowe polecenie od Boga – nawrócenie świata. Miarę jego
sukcesu w tym zakresie stwierdzimy
w następnym rozdziale.
Gdy patrzymy na to, jak Babilon został pozwany,
aby się tłumaczył w obecności całego świata,
z całą siłą przychodzi nam na myśl proroctwo
Psalmisty o tych wydarzeniach, które zacytowaliśmy na początku
tego rozdziału! Chociaż Bóg milczał przez całe wieki,
gdy zło triumfowało w Jego imieniu, a prawdziwi święci
cierpieli różne prześladowania, to jednak nie pozostanie
niepomny na te rzeczy. I właśnie teraz nadszedł czas, o którym
powiedział On przez proroka mówiącego: “Ale będę
cię karał, i stawięć to przed oczy twoje”. Niech
więc wszyscy, którzy czuwają i są po właściwej
stronie w tych niesłychanie ważnych czasach, zwracają na to
uwagę i zauważą jak doskonale pasują do siebie
proroctwo oraz jego wypełnienie. <str. 113>