WYKŁADY
PISMA ŚWIĘTEGO
Tom 5 - Pojednanie pomiędzy
Bogiem
a człowiekiem
Wykład
V
POŚREDNIK
POJEDNANIA
— “PODOBNY
BRACIOM” I “KTÓRY MOŻE
WSPÓŁCZUĆ
ZE SŁABOŚCIAMI NASZYMI”
Kim
są “jego bracia” – Na czym polegało podobieństwo –
W jaki sposób był “skuszony we wszystkiem na podobieństwo nas,
oprócz grzechu” – Kuszenie na puszczy – Podobieństwo do
naszych pokus – Niektóre z nich “zwiodłyby (by można) i
wybrane” – W jakim sensie nasz Pan został “przez ucierpienie
doskonałym uczyniony” – Choć był Synem, nauczył się
posłuszeństwa – W jaki sposób został uczyniony na
podobieństwo grzesznego ciała – Ale bez grzechu – W jaki
sposób może współczuć.
“Skąd
miał być we wszystkim podobny braciom, aby był miłosiernym
i wiernym kapłanem w tym, co się u Boga na ubłaganie za
grzechy ludzkie dziać miało” – Hebr. 2:17.
DWIE
MYŚLI, powszechnie znane, choć wzajemnie sprzeczne, pozostają
w sprzeczności ze wszystkimi tekstami Pisma Świętego, mówiącymi
o związku naszego Pana z ludzkością; właściwa,
trzecia myśl, jest w stanie pogodzić różne wersety, czyli
zadowolić uświęcony umysł. Jedna z tych dwóch fałszywych,
lecz popularnych teorii utrzymuje, że nasz Pan Jezus był
Wszechmogącym Bogiem, Jahwe, który jedynie przybrał ludzkie ciało,
w rzeczywistości nie odczuwając prób ludzkości, pokus i
otaczających ją okoliczności. Druga teoria mówi, że
był On grzesznym człowiekiem, uczestnikiem zmaz naszego rodzaju,
podobnie jak inni; był jednak w stanie z większym niż inni
powodzeniem walczyć z atakami grzechu i opierać się im.
Naszym celem jest wykazanie, iż obie wspomniane teorie są błędne,
a prawda znajduje się pośrodku, w fakcie, że Logos,
“będąc w kształcie Bożym”, będąc istotą
duchową, “stał się ciałem” – prawdziwym człowiekiem,
“człowiekiem Chrystusem Jezusem”, “odłączonym
od grzeszników”, doskonałym człowiekiem, przygotowanym
na to, żeby mógł się stać “równoważną
ceną” za pierwszego doskonałego człowieka, którego
upadek objął cały rodzaj ludzki i którego odkupienie także
obejmie całą ludzkość. <str. 108>
W
związku z tym, próbując ustalić biblijny pogląd na to
zagadnienie, uważamy za stosowne przestudiowanie różnych wersetów,
które zostały zniekształcone i w niewłaściwy sposób
użyte w celu wykazania, że nasz Pan nie był bez zmazy i był
poddany takim samym uczuciom, jak cały upadły ród. Twierdzimy,
że gdyby taki był jego stan, to nie byłoby możliwe –
jak niemożliwe jest dla nas – całkowite i doskonałe spełnienie
przez niego każdego szczegółu Boskiego prawa. Boskie prawo
stanowi bowiem miarę możliwości doskonałego człowieka
i sięga daleko poza możliwości jakiegokolwiek człowieka,
który nie jest doskonały. W naszym Panu nie było grzechu, był
przyjemny Ojcu, przyjęty jako ofiara za grzech, cena okupowa za Adama
(i cały rodzaj ludzki, który w nim upadł) – same te fakty są
bezpośrednim dowodem Jego doskonałości, o której, naszym
zdaniem, uczy całe Pismo Święte.
“Bracia”
naszego Pana nie byli jednak niepokalani, nie byli oddzieleni od grzeszników.
W jaki sposób mógł więc być “podobny braciom”, a
jednocześnie odłączony od grzeszników? Odpowiedź na
to pytanie znajdujemy w przyjęciu faktu, że ludzkość,
czy ogólnie mówiąc grzesznicy, nie są tymi, których Pismo
Święte nazywa “jego braćmi”. Człowiek Adam był
rzeczywiście synem Bożym od momentu swojego stworzenia aż
do chwili przestępstwa (Łuk. 3:38); potem jednak przestał
być synem Bożym. Całe jego potomstwo nazywane jest “dziećmi
gniewu” (Efezj. 2:3). Tylko ci, którzy “uszli skażenia, które
jest na świecie” i którzy przez Chrystusa powrócili do harmonii z
Bogiem, mogą z upoważnienia Pisma Świętego nazywać
siebie synami Bożymi (Jan 1:12). O pozostałych nasz Pan mówi:
“Wyście
z ojca diabła, i pożądliwości ojca waszego czynić
chcecie” – Jan 8:44. Nasz Pan nigdy nie zaliczał siebie do
“dzieci diabła” ani też do “dzieci gniewu”, lecz mówił,
że “od Boga wyszedł i przyszedł”. Nie uznawał też
za swoich braci tych, którzy nadal byli “dziećmi gniewu”.
Jedynymi osobami uznanymi za “braci Pana” są ci, którzy, uszedłszy
skażenia, zostali <str. 109> przybliżeni do Ojca przez
krew Chrystusa i otrzymali “ducha przysposobienia” do Bożej
rodziny i obietnicy pełnego “przysposobienia synowskiego” przy
ustanowieniu Królestwa (Rzym. 8:15,23; Gal. 4:5). Dzięki temu,
że są oni usprawiedliwieni, uznani za wolnych od winy
Adama i poczytani za sprawiedliwych przez krew Chrystusa, są oni w całym
znaczeniu tego słowa podobni naszemu Panu Jezusowi, są “Jego
braćmi” na podobnym poziomie Boskiej łaski i odłączenia
od świata. O poświęconych członkach tej klasy nasz Pan
mówi: “Nie sąć ze świata, jako i ja nie jestem ze świata”
i “Jam was wybrał z świata” (Jan 15:19; 17:16). Patrząc
z takiego punktu widzenia można łatwo zrozumieć, że
nasz Pan był “podobny braciom” – dokładnie,
w każdym szczególe. Nie należy sądzić, że
“bracia” byli w tym stanie już wtedy, kiedy nasz Pan “sam się
poniżył” i stał się ciałem – w tamtym czasie
nie miał braci, ta klasa była bowiem jedynie przewidziana
przez Boga (Efezj. 1:5,11; Rzym. 8:29). Zgodnie ze swoimi zasadami Bóg
przewidział, że będzie On mógł pozostać
sprawiedliwy, a jednocześnie usprawiedliwić tych, którzy przyjęli
Boską łaskę przez Chrystusa i których grzechy zostały
przez to zakryte, “przyczytane” nie im, lecz Temu, który “grzechy
nasze na ciele swojem zaniósł na drzewo”. Bóg wcześniej
zaplanował i przewidział powstanie Kościoła Wieku
Ewangelii, aby jego członkowie stali się “spółdziedzicami
Chrystusowymi” – “dziedzictwa nieskazitelnego i niepokalanego, i
niezwiędłego, w niebiesiech dla nas zachowanego”. W świetle
tego dawno ułożonego planu wszyscy członkowie tej klasy już
wcześniej byli nazywani przez proroków “braćmi” Chrystusa.
Proroctwo wskazuje, że nasz Pan mówi do Ojca: “Tedy opowiem imię
twoje braciom mym; w pośród zgromadzenia chwalić
cię będę” – Psalm 22:23; Hebr. 2:12. Ponieważ taki
był Boski plan – że nasz Pan będzie nie tylko
Odkupicielem ludzkości, ale także wzorcem dla “braci”,
którzy staną się współdziedzicami wraz z Nim – dlatego
wypełnienie tego Boskiego planu wymagało, aby nasz Pan we
wszystkich swoich próbach i doświadczeniach był “podobny
braciom”. <str. 110>
“Skuszony
we wszystkim na podobieństwo nas,
oprócz grzechu”
– Hebr. 4:15 –
Zauważmy,
że powyższy cytat nie mówi, iż nasz Pan był we
wszystkim kuszony tak, jak świat, lecz tak jak my – Jego naśladowcy.
Nie był kuszony względem zdeprawowanych pragnień, kierujących
się ku grzesznym rzeczom, otrzymanych jako dziedzictwo po ziemskich
rodzicach; będąc bowiem święty, niewinny, niepokalany
i odłączony od grzeszników był kuszony tak, jak Jego naśladowcy
podczas Wieku Ewangelii, którzy nie chodzą według ciała,
lecz według ducha i którzy nie są sądzeni według słabości
ich ciała, lecz według ducha ich umysłów – według
ich nowej woli i nowego serca (Rzym. 8:4; 2 Kor. 5:16; Jan 8:15).
Można
to bardzo wyraźnie zauważyć w kontekście kuszenia
naszego Pana na puszczy, które nastąpiło zaraz po Jego poświęceniu
i chrzcie w Jordanie (Mat. 4:1-11).
(1)
Na początku Szatan zasugerował naszemu Panu, aby użył
Boskiej mocy, którą właśnie otrzymał w Jordanie, do
zaspokojenia własnych potrzeb przez przemienienie kamieni w chleb.
Pokusa ta pod żadnym względem nie była następstwem
dziedzictwa lub niedoskonałości. Nasz Pan przez czterdzieści
dni nic nie jadł, zastanawiając się nad Boskim planem,
starając się dociec pod oświecającym wpływem
otrzymanego właśnie ducha świętego, jakie kroki byłyby
w Jego życiu najwłaściwsze, aby wypełnić wielką
misję, z jaką przyszedł na świat, mianowicie
odkupienie tego świata. Sugestia, aby użył zlanej nań
Boskiej mocy, której posiadania był świadomy, w celu służenia
potrzebom swego ciała, na pierwszy rzut oka wydaje się rozsądną
propozycją; nasz Pan natychmiast jednak dostrzegł, że takie
użycie duchowego daru byłoby niewłaściwe, dla
nieodpowiedniego celu i dlatego odrzucił podpowiedź Szatana, mówiąc:
“Napisano: Nie samym chlebem człowiek żyć będzie,
ale każdem słowem pochodzącem przez usta Boże”. <str.
111> “Bracia” naszego Pana często przechodzą podobne
pokusy ze strony Przeciwnika, podpowiadającego im, aby użyli
duchowych darów do zaspokojenia doczesnych potrzeb. Takie sugestie są
podstępne i bywają narzędziami, przez które poświęcony
lud Boży nierzadko zostaje sprowadzony na manowce przez Przeciwnika,
w coraz bardziej niewłaściwy sposób korzystając z Boskich
błogosławieństw.
(2)
Przeciwnik zasugerował naszemu Panu szarlatański sposób
przedstawienia Jego misji ludziom: na oczach tłumów miał rzucić
się ze szczytu świątyni do doliny poniżej budynku.
Ludzie zobaczyliby, że wyszedł cało, co stanowiłoby
dowód Jego nadludzkiej mocy. Spowodowałoby to natychmiastowe przyjęcie
Go jako Mesjasza i współpracę w wykonaniu stojącego przed
Nim dzieła. Nasz Pan zaraz jednak zauważył, że taki
sposób byłby całkowicie niezgodny z Boskim planem. Nawet fałszywe
użycie przez Przeciwnika słów Pisma Świętego (pozornie
popierających zło) nie nakłoniło Go do porzucenia
zasad sprawiedliwości. Natychmiast odpowiedział, że takie
zachowanie z Jego strony byłoby nie mającym żadnych podstaw
kuszeniem Boskiej Opatrzności i dlatego nie należy go w ogóle
brać pod uwagę. Kiedy wzywał obowiązek lub zaistniało
rzeczywiste niebezpieczeństwo, nasz Pan nie wahał się, lecz
oddawał się pod Boską opiekę; prawdziwe zaufanie do
Boga nie oznacza bowiem lekkomyślnego wystawiania się na
niebezpieczeństwa bez Boskiego rozkazu, w duchu zuchwalstwa. Pańscy
bracia również przechodzą podobne pokusy i muszą pamiętać
o tej lekcji i przykładzie, wystawionym przed nimi przez Wodza
naszego zbawienia. Nie wolno nam narażać się niepotrzebnie
na niebezpieczeństwa i uważać się z tej przyczyny za mężnych
żołnierzy krzyża. “Szaleńcze wyczyny” mogą być
na miejscu wśród “dzieci diabelskich”, ale są całkowicie
niewłaściwe dla dzieci Bożych. Ci ostatni toczą walkę
wymagającą jeszcze większej odwagi. Zostali bowiem powołani
do służby, której świat nie pochwala ani <str. 112>
nawet nie docenia, lecz raczej prześladuje. Zostali powołani do
znoszenia hańby i szyderstw świata; ludzie nieobrzezanego serca
fałszywie “mówią wszystko złe” przeciwko nim – z
powodu Chrystusa. Pod tym względem naśladowcy Wodza naszego
zbawienia przemierzają tę samą drogę, idąc w
ślady swojego Wodza. Ignorowanie wstydu i hańby świata we
wzgardzonej służbie Bogu wymaga większej odwagi niż
dokonanie jakiegoś wielkiego i wspaniałego czynu, który wywołałby
zdumienie i podziw cielesnego człowieka.
Jedna
z największych bitew tych, którzy kroczą tą wąską
drogą, toczy się przeciwko własnej woli; ich wola ma być
w całej pełni podporządkowana woli Niebiańskiego Ojca
i taką ma pozostać; muszą oni panować nad swoim sercem,
krusząc wzrastające ambicje, które są naturalne nawet w
przypadku doskonałego człowieczeństwa; muszą gasić
ten płonący ogień, stawiając swoje ciała i
wszystkie ziemskie korzyści żywą ofiarą w służbie
Panu i Jego sprawie. Takie były pokusy, w których nasz Wódz zdobył
laury zwycięstwa i takie są również pokusy Jego “braci”.
“Kto opanowuje siebie samego [w pełni podporządkowując się
woli Bożej], więcej znaczy, niż zdobywca miasta” (Przyp.
16:32 nb); znaczy on więcej niż ten, kto fałszywie pojmując
wiarę, skoczyłby ze szczytu świątyni lub uczynił
coś równie nieroztropnego. Prawdziwa wiara w Boga nie polega na
ślepej łatwowierności i ekstrawaganckich założeniach
względem Jego opatrznościowej opieki; wręcz przeciwnie,
polega ona na cichej ufności w niebywale wielkie i kosztowne
obietnice, uczynione przez Boga, polega na zaufaniu, które pozwala
wiernym opierać się różnorodnym usiłowaniom świata,
ciała i Szatana, próbującym odwrócić ich uwagę.
Zaufanie to usilnie stara się pozostawać w zgodzie z nakazami
wiary i posłuszeństwa, wyznaczonymi dla nas w Boskim słowie.
(3)
Trzecia pokusa naszego Pana polegała na tym, że w zamian za
kompromis Przeciwnik proponował Mu ziemskie panowanie i szybkie
ustanowienie Jego Królestwa, tak aby nie musiał cierpieć, umrzeć
i nieść krzyża. Przeciwnik stwierdził – i jego
zdanie nie zostało podważone – że <str. 113> świat
znajduje się pod jego kontrolą i że dzięki jego współpracy
Królestwo Sprawiedliwości, którego wprowadzenie było celem
przyjścia naszego Pana, mogłoby być ustanowione bardzo
szybko. Szatan sugerował, że zmęczyło go już
prowadzenie świata do grzechu, ślepoty, przesądów,
niewiedzy i dlatego sympatyzuje z misją naszego Pana, która miała
polegać na pomaganiu biednemu, upadłemu rodzajowi ludzkiemu.
Chciał jednak zachować wpływy, dające mu władzę,
czyli kontrolę nad światem; dlatego za nawrócenie świata
na sprawiedliwą drogę, za współpracę w restytucyjnym
błogosławieniu świata nasz Pan miał zapłacić
Szatanowi określoną cenę: miał uznać go za władcę
odnowionego świata – w ten sposób nasz Pan miał oddać mu
hołd.
Musimy
pamiętać, że bunt Szatana przeciwko Boskiemu panowaniu był
spowodowany ambicją, aby samemu stać się monarchą –
“równym Najwyższemu” (Izaj. 14:14). Pamiętamy, że
stanowiło to podstawowy bodziec do przeprowadzenia udanego ataku na
naszych pierwszych rodziców w Edenie – zamierzał on oddzielić,
odłączyć ich od Boga i w ten sposób uczynić swymi
niewolnikami. Możemy przypuszczać, że wolałby być
monarchą poddanych szczęśliwszych niż “wzdychające
stworzenie”: wolałby panować nad poddanymi mającymi
życie wieczne. Wydaje się jednak, że Szatan nie uznaje
faktu, iż wieczne życie i prawdziwe szczęście mogą
istnieć tylko w harmonii z Boskim prawem. Dlatego chciał
przeprowadzić reformę wszystkiego z wyjątkiem jednego
szczegółu – jego ambicja musi być zaspokojona – on sam musi
być władcą ludzkości; czyż nie był już
“księciem tego świata”, uznawanym za takowego przez Pismo
Święte? (Jan 14:30; 12:31; 16:11; 2 Kor. 4:4). Nie oznacza to
jednak, że stał się “księciem tego świata” z
Bożego rozkazu, ale przez objęcie rodzaju ludzkiego w posiadanie,
przez niewiedzę i przez fałszywe interpretowanie dobra i zła,
przedstawianie ciemności jako światła a fałszu jako
prawdy, zdołał spowodować w świecie takie zamieszanie,
oszołomienie i ślepotę, że z łatwością
utrzymywał swoją pozycję pana czy też “boga świata
tego, który teraz jest skuteczny w synach niedowiarstwa” – ogromnej
większości ludzi. <str. 114>
Mogło
się więc wydawać, że ta szczególna pokusa zawarta w
propozycji Szatana oferowała nowe rozwiązanie kwestii
uzdrowienia człowieka z jego grzesznego stanu. Co więcej, wydawało
się także, iż kryje się w tym przynajmniej częściowa
pokuta ze strony Szatana oraz możliwość jego powrotu na
drogę sprawiedliwości, jeżeli zagwarantowana zostałaby
kontynuacja jego ambicji panowania nad poddanymi szczęśliwszymi
i lepiej żyjącymi niż wtedy, gdy byli zwodzeni przez niego
i zniewoleni przez grzech, a był to jedyny sposób, by człowiek
pozostawał wobec niego lojalny, ponieważ proporcjonalnie do
odrzucenia grzechu i doceniania świętości rodzaj ludzki
pragnie służyć Bogu i Go czcić.
Nasz
Pan Jezus nie wahał się zbyt długo. Miał absolutne
zaufanie, że mądrość Ojca przygotowała najlepszy
i jedynie właściwy plan. Nie tylko nie radził się ciała
i krwi, ale także nie targował się z Przeciwnikiem o możliwości
współpracy w dziele podźwignięcia świata.
Tutaj
widzimy jeszcze jeden spośród szczególnych podstępów
Przeciwnika, skierowanych przeciwko Pańskim “braciom”. Udało
mu się skusić kościół nominalny, nakłaniając
go na samym początku jego dziejów do porzucenia drogi krzyża, wąskiej
drogi oddzielenia od świata oraz do zawarcia porozumienia z władzą
cywilną, a w ten sposób do stopniowego zdobycia znaczącego wpływu
na światową politykę. Przez dyskretnie podtrzymywaną i
wspomaganą przez Przeciwnika współpracę z “księciem
tego świata” nominalny kościół starał się
zaprowadzić panowanie Chrystusa na ziemi przez Jego przedstawiciela
– papieża, który jak twierdzono, miał być zastępcą
Chrystusa. Widzieliśmy już zgubne skutki tej współpracy:
to fałszywe Królestwo stało się w rzeczywistości królestwem
Szatana, ponieważ spełniało jego dzieło. Widzieliśmy
te skutki podczas “ciemnych wieków”; wiemy też, że nasz Pan
nazywa ten system “Antychrystem”.*
*
Zob. Tom II, wykład IX
Chociaż
początek dzieła reformacji był bardzo śmiały, to
jednak wiemy, że Przeciwnik skierował tę samą pokusę
przeciwko reformatorom, i widzimy, że ci mężowie oparli się
jej jedynie <str. 115> do pewnego stopnia; gotowi byli pójść
na kompromis w kwestii prawdy, aby zyskać protekcję i pomoc
“królestw tego świata”, mając przy tym nadzieję,
że królestwa tego świata w jakiś sposób staną się
Królestwem naszego Pana. Widzimy jednak, że połączenie kościoła
i światowych wpływów, jakie stanowił protestantyzm, było
może mniej zgubne w skutkach niż połączenie papiestwa,
ale i tak spowodowało wiele szkód i było przeszkodą dla
wszystkich, którzy znaleźli się pod jego wpływem.
“Bracia” muszą więc nieustannie walczyć, aby oprzeć
się tej pokusie Przeciwnika i mocno stać w wolności, w której
nas Chrystus wolnymi uczynił – nie wśród świata, ale w
odłączeniu od niego.
Co
więcej, widzimy, że ta sama pokusa przychodzi na wszystkich “braci”,
ale jej forma ulega od czasu do czasu niewielkiej zmianie; wielki
Przeciwnik w bardzo podstępny sposób usiłuje w każdym
przypadku postępować z nami podobnie, jak z Panem, to znaczy
przedstawić siebie jako przywódcę reformy, którą popiera
– pozornie okazując głęboką sympatię dziełu
błogosławienia świata. Jego najnowsza odmiana tej pokusy to
proponowana “reforma socjalna”, którą z powodzeniem zaszczepia w
umysłach wielu spośród “braci”. Sugeruje on obecnie, że
dawniejsze podążanie “wąską drogą”, drogą
krzyża było konieczne, ale teraz tej konieczności już
nie ma; doszliśmy bowiem do miejsca, w którym cała rzecz może
być dokonana łatwo i szybko, a świat jako całość
został podniesiony na wyższy poziom pod względem społecznym,
intelektualnym, moralnym i religijnym. Proponowane przez niego plany
zawsze jednak obejmują połączenie się z nim: w
omawianym przypadku wszyscy współpracownicy reformy społecznej
mają stać się członkami ruchów społecznych
i politycznych, które doprowadzą do pożądanego
rezultatu. Szatan stał się tak dumny i tak pewny poparcia większości,
że nie udaje już swojego poparcia dla reformy polegającej
na indywidualnym odwróceniu się od grzechu, zbawieniu spod przekleństwa
i pojednaniu się z Ojcem przez osobistą wiarę w Pana Jezusa
Chrystusa i poświęcenie się Jemu: Przeciwnik sugeruje teraz
reformę socjalną, która nie będzie brała pod uwagę
<str. 116> indywidualnej odpowiedzialności i grzechu, lecz
skoncentruje się jedynie na warunkach społecznych, tak aby społeczeństwo
stało się “czyste” na zewnątrz. Chciałby, abyśmy
zapomnieli o nauce naszego Pana, mówiącej o tym, że jedynie ci,
którzy przychodzą do Ojca przez Niego, są “synami Bożymi”
i Jego “braćmi”. Szatan pragnie, abyśmy w zamian za to
uwierzyli, że wszyscy ludzie są braćmi, że Bóg jest
Ojcem całej ludzkości, że nikt nie jest “dzieckiem gniewu”,
że wiara w słowa naszego Pana o pochodzeniu niektórych od
“ojca diabła” jest wielce niechrześcijańska i
pozbawiona miłosierdzia. W ten sposób, nigdy tego otwarcie nie
precyzując, Szatan chce doprowadzić nas do pominięcia i
zaparcia się tego, że człowiek popadł w grzech,
do pominięcia i zaparcia się okupu za grzech, a także
całego dzieła pojednania; wszystko to pod pozornie słusznym,
a jednocześnie zwodniczym hasłem: “Boskie Ojcostwo i ludzkie
braterstwo” oraz pod znakiem Złotej Reguły.
Ta
pokusa Przeciwnika, skierowana dziś przeciwko “braciom”, zwodzi
wielu, a prawdopodobnie zwiedzie wszystkich oprócz “wybranych” (Mat.
24:24). Owi wybrani “bracia” to ci, którzy uważnie kroczą
śladami Mistrza i którzy, zamiast słuchania podpowiedzi
Przeciwnika, słuchają słowa Pańskiego. Zamiast
przyjmować własne zrozumienie i sofizmaty Szatana, wierzą
oni w przewyższającą wszystko mądrość Jahwe
i Jego Boski plan wieków. Dlatego wszyscy oni są “wyuczeni od Boga”
i dzięki temu wiedzą, że dziełem obecnego wieku jest
wybranie “braci” Chrystusa, ich wypróbowanie, a na koniec uwielbienie
z Panem w Królestwie jako nasienie Abrahamowe, w celu błogosławienia
ludzkości; w następnym wieku nadejdzie Boski “słuszny
czas”, aby podnieść świat pod względem umysłowym,
moralnym i fizycznym. Dlatego wybrani nie mogą zostać zwiedzeni
przez żaden z tych pozornie prawdziwych argumentów i sofizmatów ich
podstępnego wroga. Co więcej, owi “bracia” nie pozostają
w nieświadomości, jeżeli chodzi o jego narzędzia,
ponieważ zostali wcześniej ostrzeżeni i patrzą na
Jezusa, który stał się nie tylko Wodzem ich wiary poprzez
ofiarowanie samego siebie, ale także ma być jej dokończycielem,
kiedy da im udział w pierwszym zmartwychwstaniu i <str. 117>
uczyni ich uczestnikami Jego wspaniałej chwały i Boskiej natury.
Na
takie pokusy wystawieni są “bracia”, na takie same pokusy
wystawiony był też ich Wódz. Był “skuszony we
wszystkiem na podobieństwo nas”; wie zatem, jak przyjść
z pomocą tym, którzy są kuszeni i którzy pragną przyjąć
Jego pomoc w taki sposób, w jaki On ją daje – przez nauki Jego słowa
i przez “bardzo wielkie i kosztowne obietnice”. Dziedziczone przez nas
słabości nie były przedmiotem pokus, jakie przechodził
nasz Pan. Nie odczuwał skłonności pijaka, gniewu mordercy
ani chciwości złodzieja; był święty, niewinny i
odłączony od grzeszników. Jego “bracia” również nie
podlegają takim pokusom. Ci, którzy stali się Pańskimi
“braćmi” przez wiarę, poświęcenie i spłodzenie
ze świętego ducha przysposobienia, utracili skłonności
do szkodzenia innym; w zamian za to otrzymali nowy umysł, umysł
Chrystusowy, ducha Chrystusowego, ducha zdrowego zmysłu, ducha świętego
– ducha miłości, który na pierwszym miejscu stara się
szukać woli Ojca, a potem, o ile ma czas, dobrze czynić
wszystkim, a najwięcej domownikom wiary (Gal. 6:10).W ciałach
tych “Nowych Stworzeń”, posiadających nowy umysł, czyli
nową wolę, pozostaje jeszcze dziedziczna słabość,
skłonności do gniewu i walki; dlatego muszą mieć
się na baczności i niekiedy mogą popełnić
błąd, zupełnie przeciwny ich woli. Te mimowolne upadki nie
są im jednak policzone jako grzechy, ani jako uczynki “Nowego
Stworzenia”, lecz jako niedostatki należące do starej natury,
które – dokąd sprzeciwia im się nowa natura – uznawane
są za przykryte zasługą okupu – wielkiej ofiary za grzech,
złożonej przez Wodza naszego zbawienia. Tylko “Nowe Stworzenie”,
a nie uznane za umarłe ciało, jest doświadczane, próbowane,
dopasowywane, polerowane i przygotowywane do współdziedziczenia z
Chrystusem w Jego Królestwie. <str. 118>
“Przez
ucierpienie doskonałym uczyniony”
“Albowiem
należało na tego [na Ojca], dla którego jest wszystko, i przez
którego jest wszystko, aby wiele synów do chwały przywodząc,
wodza zbawienia ich przez ucierpienie doskonałym uczynił” –
Hebr. 2:10.
Pamiętając
o tym, co już powiedzieliśmy, łatwo dostrzeżemy,
że nasz Pan nie został uczyniony doskonałym jako człowiek
przez to, co cierpiał jako człowiek; nie znosił też
żadnych cierpień, zanim stał się człowiekiem.
Zacytowany werset mówi, że nasz Pan, będąc na świecie
już jako doskonały człowiek, obraz Ojca w ciele, święty,
niewinny, niepokalany, odłączony od grzeszników, przez swoje
cierpienia i doświadczenia osiągnął inną doskonałość,
doskonałość na innym poziomie istnienia. Po pierwsze – Logos
był doskonały, kiedy przebywał z Ojcem przed założeniem
świata; był doskonały jako istota o doskonałym sercu,
czyli woli – doskonale lojalny wobec Ojca. Po drugie, kiedy dobrowolnie
uniżył samego siebie i stał się ciałem, przyjmując
naszą – niższą naturę, był doskonały jako
człowiek: odłączony od grzeszników. Po trzecie – jest teraz
doskonały w swoim wywyższeniu jako uczestnik boskiej natury.
Nasz werset odnosi się właśnie do tej trzeciej sytuacji.
Wielkie wywyższenie, wiążące się z “chwałą,
czcią i nieśmiertelnością” “boskiej natury”, według
Boskiej mądrości wymagało zastosowania pewnych prób;
ich pozytywne przejście czyniło doskonałym
Jednorodzonego Bożego Syna, tak aby mógł mieć udział
w całym bogactwie Boskiej łaski i aby “wszyscy czcili Syna,
tak jako czczą Ojca”.
Musimy
pamiętać, że właśnie w związku z tymi próbami
posłuszeństwa przed naszym Panem została wystawiona pewna
radość, pewna przyszłość, jak napisano: “dla
wystawionej sobie radości, podjął krzyż,
wzgardziwszy sromotę” – Hebr. 12:2. Możemy przypuszczać,
że tą radością były:
(1)
Radość spełniania służby, która byłaby
przyjemna Ojcu. <str. 119>
(2)
Radość z odkupienia rodzaju ludzkiego, umożliwienia ratunku
z grzechu i śmierci.
(3)
Radość płynąca z myśli, że przez dokonanie
odkupienia zostanie przez Ojca uznany godnym stanowiska wielkiego Panującego
i Błogosławiącego, Króla i Kapłana świata;
godnym objawienia światu wiedzy o Boskim planie i podniesienia z
grzechu do Boskiej łaski wszystkich, którzy przyjmą warunki
Nowego Przymierza.
(4)
Radość przyobiecana przez Ojca: nie tylko powrót do chwały,
którą jako duchowa istota posiadał, przebywając z Ojcem
przed stworzeniem świata, lecz otrzymanie wspanialszej chwały
– wywyższenia ponad aniołów, księstwa i mocarstwa i
ponad wszelkie imię oraz stania się współuczestnikiem w Królestwie
Wszechświata, zaraz obok Ojca – po prawicy majestatu na wysokościach,
a także uczestnictwa w boskiej naturze wraz z jej przyrodzonym, czyli
nieśmiertelnym życiem.
Cała
ta wystawiona przed naszym Panem radość została jednak
uwarunkowana, czyli uzależniona od Jego pełnego posłuszeństwa
woli Ojca. Prawdą jest, że zawsze był On posłuszny
Ojcu, zawsze znajdował upodobanie w Jego drogach, ale nigdy nie został
wystawiony na podobną próbę. Do tej pory wypełnianie woli
Ojca było zaszczytem i przyjemnością; obecna próba miała
wykazać, czy nadal spełniałby tę wolę w warunkach
przygnębiających, bolesnych, upokarzających – w warunkach,
które ostatecznie zaprowadziłyby go na śmierć, i to na
haniebną śmierć krzyżową. Wytrzymał tę
próbę i nigdy nie upadł, nigdy się nie zachwiał, lecz
w każdym szczególe i w najwyższym stopniu okazał wiarę
w Ojcowską sprawiedliwość, miłość, mądrość
i moc, bez wahania znosząc wszystkie sprzeciwy grzeszników, a także
wszystkie inne zasadzki Przeciwnika; w taki sposób, przez ucierpienie, “uczynił
doskonałym” swoje prawo do wszystkich wystawionych przed Nim
radości, a w rezultacie został uczyniony doskonałą
istotą najwyższej rangi, istotą o boskiej naturze. I tak
prawdziwym okazało się zdanie wypowiedziane o Jednorodzonym Ojca:
<str. 120>
“A
choć był Synem Bożym, wszakże z tego, co cierpiał,
nauczył się
posłuszeństwa. A tak doskonałym będąc,
stał się wszystkim sobie posłusznym przyczyną
zbawienia wiecznego”
– Hebr.
5:8-10. –
W
ten sposób natchniony apostoł wyjaśnia, że nasz Pan był
już niepokalany, doskonały, był już “Synem”, był
już w pełni posłuszny Ojcu w sprzyjających warunkach, nauczył
się zaś, co oznacza posłuszeństwo w warunkach
jak najbardziej niesprzyjających; został zarazem wypróbowany i
znaleziony godnym doskonałości na najwyższym poziomie
istnienia – boskiej natury. Został w niej uczyniony doskonałym,
kiedy Ojciec wzbudził Go z umarłych do wspaniałości
wystawionej przed Nim chwały – aby najpierw stał się
Wybawicielem Kościoła, który jest Jego Ciałem, a potem,
“w słusznym czasie”, wszystkich tych, którzy poznawszy Prawdę,
będą Mu posłuszni.
Zwróćmy
uwagę na zgodność tych słów ze świadectwem
apostoła Piotra: “Bóg on ojców naszych wzbudził Jezusa (...)
tego Bóg za książęcia i zbawiciela wywyższył
prawicą swoją” – Dzieje Ap. 5:30,31.
W
taki sposób nasz Pan Jezus okazał przed Ojcem, przed aniołami i
przed nami, Jego “braćmi”, swoją wierność Ojcu i
zasadom Ojcowskich rządów. Jednocześnie uwielbił i zacnym
uczynił prawo Boże, wykazując, że nie było ono
zbyt wymagające, że nie przekraczało możliwości
doskonałej istoty nawet w najbardziej niekorzystnych warunkach. My,
Jego naśladowcy, możemy radować się wraz z całym
posłusznym i inteligentnym stworzeniem Bożym, mówiąc:
“Godzien jest ten Baranek zabity, wziąć moc i bogactwo,
i mądrość, i siłę, i cześć, i chwałę,
i błogosławieństwo” – Obj. 5:12.
Ponieważ
nasz uwielbiony Pan jest Wodzem naszego zbawienia, można wyciągnąć
wniosek, że wszyscy żołnierze krzyża, naśladowcy
tego Wodza i współdziedzice <str. 121> Królestwa, muszą
w podobny sposób być uczynieni doskonałymi jako “Nowe
Stworzenia” przez próby i cierpienia. Cierpienia, przez które nasz Wódz
został uczyniony doskonałym, spowodowane były przez
sprzeciw świata, ciała i Szatana; znosił je przez podporządkowanie
swojej woli woli Ojca. Podobnie dzieje się w naszym przypadku: nasze
cierpienia to nie zwykłe odczuwanie bólu, będące udziałem
“wzdychającego stworzenia”, a do pewnego stopnia także i
naszym, jako członków rodzaju ludzkiego. Cierpienia policzone jako
rozwój “Nowego Stworzenia” ponoszone są dobrowolnie i ochotniczo
dla Pana, Pańskiego Słowa i Pańskiego ludu – to trud, który
znosimy jako dobrzy żołnierze Pana Jezusa Chrystusa, starając
się nie postępować według naszej własnej woli,
lecz udoskonalić w nas wolę naszego Wodza, wolę naszego
Niebiańskiego Ojca. Tak właśnie mamy postępować
Jego śladami, mając świadomość Jego opieki i
korzystając z możliwości pomocy, o którą możemy
zwracać się do tronu niebiańskiej łaski; pokładając
przy tym ufność w Jego obietnicy, że wszystkie rzeczy
dopomagają nam ku dobremu i że nie będziemy “kuszeni nad
możność”, ale wraz z każdą pokusą będziemy
mogli dostrzec sposób jej przezwyciężenia; w każdej próbie
udzieli nam On odpowiedniej łaski – kiedy tylko znajdziemy się
w potrzebie. W taki sposób Jego “bracia” podlegają teraz próbie
i są czynieni doskonałymi jako Nowe Stworzenia w
Chrystusie – “abyśmy byli uczestnikami dziedzictwa świętych
w światłości” (Kol. 1:12).
“W
podobieństwie grzesznego ciała”
Czego
nie mógł dokonać Zakon, w czym był słaby z powodu ciała
[ponieważ wszystko ciało było zdeprawowane przez upadek i
absolutne posłuszeństwo wobec Zakonu było dla niego niemożliwe],
tego dokonał Bóg, posławszy swojego Syna w podobieństwie
ciała takiego, jakie ma rodzaj ludzki [i które znalazło się
pod panowaniem grzechu], przez ofiarę za grzech, która choć potępiła
grzech w ciele, otworzyła nową drogę życia, dzięki
której sprawiedliwość Zakonu może być wypełniona
w nas [którzy nie chodzimy według ciała, ale według ducha].
Dla takich nie ma więc teraz potępienia, ponieważ Zakon
ducha żywota w Chrystusie Jezusie [przez drogocenną krew] uwolnił
nas spod Przymierza Zakonu, które obwiniało wszystkich niedoskonałych
jako grzeszników i skazywało ich na śmierć (Rzym. 8:1-4,
parafraza). <str. 122>
Ci,
którzy w mniejszym lub większym stopniu uważają naszego
Pana za grzesznika, członka upadłego rodzaju, uchwycili się
tego wersetu i usiłują go pozbawić zgodności z rozsądkiem
i z innymi wersetami, czyniąc go argumentem dla poparcia swojej
teorii, aby udowodnić, że Chrystus został uczyniony na dokładne
podobieństwo “grzesznego ciała”, a nie ciała, które
nie zgrzeszyło – takiego, jakie miał Adam przed popełnieniem
przestępstwa. Wierzymy jednak, że sparafrazowany powyżej
tekst jasno przedstawia umysłowi angielskiego czytelnika myśl
apostoła. Nasz Pan opuścił chwałę duchowej natury
i “stał się ciałem” tego samego rodzaju, czyli natury,
jak rasa, którą przyszedł odkupić – rasa, której natura,
czyli ciało, znalazła się w niewoli grzechu, została
zaprzedana grzechowi przez nieposłuszeństwo jej pierwszego
rodzica, Adama. Oprócz błędnego wrażenia, spowodowanego
przekładem, nic tutaj nie wskazuje jednak, że nasz Pan sam był
grzesznikiem. Właściwie niewiele rzeczy łatwiej zrozumieć
niż fakt, iż gdyby był On grzesznikiem lub w jakikolwiek
sposób uczestnikiem przekleństwa, jakie ciążyło na
ludzkiej rodzinie, nie mógłby być naszą ofiarą za
grzech, ponieważ jeden grzesznik nie może być ofiarą
za innego grzesznika. Według Boskiego prawa “zapłatą za
grzech jest śmierć”. Gdyby nasz Pan w jakimkolwiek sensie lub
stopniu był grzesznikiem, postradałby własne życie, a
jednocześnie byłby bez wartości jako cena okupu za
Adama lub jakiegokolwiek innego grzesznika.
“Niemocy
nasze na się wziął”
–
Mat. 8:17 –
“Zaiste
on niemocy nasze wziął na się, a boleści nasze własne
nosił; a myśmy mniemali, że jest zraniony, ubity od Boga i
utrapiony. Lecz on zraniony jest dla występków naszych, starty jest
dla nieprawości naszych; kaźń pokoju naszego jest na nim, a
sinością jego jesteśmy uzdrowieni” – Izaj. 53:4,5.
Doskonałość
jest przeciwieństwem słabości; fakt, iż nasz Pan miał
jakieś słabości, mógłby z logicznego punktu widzenia
stanowić argument, że był niedoskonały – że
odziedziczył pewne wady upadłej rasy. Pamiętamy, że
podczas nocy śmiertelnego boju w Ogrodzie Getsemane nasz <str.
123> Pan pocił się, “a był pot jego jako krople krwi”;
niektóre autorytety medyczne twierdzą, iż jest to choroba, która,
choć rzadka, dotykała i innych członków ludzkiej rodziny.
Mamy tu znak wielkiego napięcia nerwowego i osłabienia. Tradycja
mówi również, że w drodze na Golgotę naszego Pana
zmuszono do niesienia krzyża, że niosąc go, omdlał, i
że z tego właśnie powodu Szymon Cyrenejczyk musiał nieść
Jego krzyż przez pozostałą część drogi (Mat.
27:32). Dalej twierdzi się, że śmierć naszego Pana na
krzyżu, która nastąpiła szybciej niż zwykle, była
spowodowana literalnym pęknięciem serca, zerwaniem mięśnia,
czego dowodem było wypłynięcie zarówno wody i krwi z rany
w Jego boku, zadanej Mu po śmierci. W tych wszystkich przypadkach
nasz Pan nie wykazał pełni życia widocznej w Adamie,
pierwszym doskonałym człowieku, którego witalność
pozwoliła mu żyć przez 930 lat. Powstaje więc pytanie:
czy te dowody słabości ze strony naszego Pana nie świadczą
o Jego niedoskonałości? O tym, że poprzez dziedziczenie lub
w jakiś inny sposób, brakowało Mu sił doskonałego człowieka
i dlatego był człowiekiem niedoskonałym?
Na
pierwszy rzut oka sprawy tak właśnie wyglądają i tylko
pod przewodnictwem Boskiego Słowa możemy w odpowiedni sposób
wyjaśnić naszym umysłom, a także innym osobom, zgodność
tych faktów z zapewnieniem Pisma Świętego, że nasz
Odkupiciel był “święty, niewinny, niepokalany, odłączony
od grzeszników”. Klucz do tego zagadnienia został nam dany w
wersecie, który właśnie rozważamy. Prorok stwierdza to, co
w naturalny sposób i nam, i innym wydawałoby się prawdą:
że nasz Pan, jak i pozostali członkowie tego samego rodzaju, był
zraniony, był pod wyrokiem śmierci, był ubity od Boga i
utrapiony – tak samo pod wyrokiem śmierci, jak i cała reszta
rodzaju ludzkiego. Potem jednak prorok wykazuje, że takie mniemanie
nie jest zgodne z faktami; wyjaśnia on, że to z powodu naszych
grzechów, a nie swoich własnych, nasz Pan cierpiał; Jego słabości
były skutkiem noszenia naszych niemocy i zmagania się z
brzemieniem naszych boleści; Jego śmierć była następstwem
zastąpienia nas <str. 124> przed Boskim prawem i cierpienia
“sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga”.
Wypowiadając się w imieniu Izraela istniejącego podczas
pierwszego przyjścia, prorok mówi: “Myśmy mniemali, że
jest zraniony, ubity od Boga i utrapiony”. Wyjaśniając,
że takie spojrzenie jest błędne, stwierdza: “Lecz on
zraniony jest dla naszych występków, starty jest dla nieprawości
naszych”; nasz pokój z Bogiem został zagwarantowany przez kaźń
grzechu, który poniósł; nasze uzdrowienie było zapewnione
przez karanie, jakie za nas znosił.
Mateusz
zwraca uwagę na wypełnienie tego właśnie proroctwa, mówiąc:
“Przywiedli do niego wiele opętanych: i wyganiał duchy słowem;
i wszystkie, którzy się źle mieli, uzdrawiał; aby się
wypełniło, co powiedziano przez Izajasza proroka, mówiącego:
On niemocy nasze na się wziął, a choroby nasze nosił”
– Mat. 8:16,17.
Dla
większości tych, którzy czytają powyższy fragment,
związek pomiędzy dokonanym przez naszego Pana uzdrowieniem z
choroby a Jego wzięciem na siebie niemocy, nie jest zbyt jasny. Ogólnie
przypuszcza się, że nasz Pan jedynie używał mocy
uzdrawiania, która Jego samego nic nie kosztowała – że miał
niewyczerpaną moc z duchowego, niewidzialnego źródła, która
umożliwiała dokonywanie wszelkiego rodzaju cudów bez
najmniejszego uszczerbku Jego siły, Jego żywotności.
Nie
kwestionujemy faktu, że “moc Najwyższego”, jaką nasz
Odkupiciel posiadał bez miary, pozwoliłaby Mu dokonywać
wielu rzeczy całkowicie nadnaturalnych i dlatego zupełnie nie
wyczerpujących Jego sił; nie kwestionujemy także, iż
nasz Pan używał tej nadludzkiej mocy – na przykład
przemieniając wodę w wino lub w cudowny sposób karmiąc tłumy.
Na podstawie zapisu Pisma Świętego rozumiemy jednak, że
dokonywane przez naszego Pana uzdrawianie chorych nie odbywało się
przez tę nadprzyrodzoną moc, jaką miał do dyspozycji,
lecz, wręcz przeciwnie, uzdrawiając chorych, przekazywał im
część własnej żywotności: wynika z
tego, że im więcej osób uzdrowił, tym więcej tracił
energii życiowej, siły. Aby to udowodnić, <str. 125>
przypomnijmy sobie historię biednej kobiety, która “cierpiała
płynienie krwi ode dwunastu lat, i wiele ucierpiała od wielu
lekarzy, i wynałożyła wszystko, co miała; a nic jej
nie pomogło, owszem się jej tem więcej pogarszało”
itd. Pamiętamy, jak z wiarą przecisnęła się między
ludem, by znaleźć się blisko naszego Pana i dotknęła
Jego szaty, mówiąc do siebie, że “jeśli się tylko
dotknie szaty jego, będzie uzdrowiona”. Biblia mówi, że
“zarazem wyschło źródło krwi jej, i poczuła w ciele,
że uzdrowiona była od choroby swojej. A wnet poznawszy Jezus,
że z niego moc [żywotność] wyszła, obrócił
się do ludu i rzekł: kto się dotknął szat moich?
I rzekli mu uczniowie jego: Widzisz, że cię ten lud ciśnie,
a mówisz: Kto się mnie dotknął? I spojrzał w koło,
aby ujrzał tę, która to uczyniła: ale niewiasta ona, z
bojaźnią i ze drżeniem, wiedząc, co się przy niej
stało, przystąpiła i upadła przed nim, a powiedziała
mu wszystkę prawdę. Zatem jej on rzekł: Córko! wiara twoja
ciebie uzdrowiła, idźże w pokoju, a bądź zdrowa
od choroby twojej” (Mar. 5:25-34).
Zwróćmy
także uwagę na relację Łukasza (6:19), który pisze:
“A wszystek lud szukał, jakoby się go dotknąć;
albowiem moc [żywotność] wychodziła z niego, i
uzdrawiała wszystkich”. W takim więc sensie nasz drogi
Odkupiciel przyjął niemoce rodzaju ludzkiego, znosząc nasze
choroby. Skutkiem tego codziennego korzystania z tej energii życiowej
przy uzdrawianiu innych było nic innego jak osłabienie Jego własnej
siły, jego własnej żywotności. Musimy pamiętać,
że to dzieło uzdrawiania, tak obficie wykorzystujące Jego
energię życiową, wiązało się z Jego podróżami
i głoszeniem, niemal nieprzerwaną pracą naszego Pana
podczas trzech i pół roku Jego służby.
Wszystko
to nie wydaje się nam również dziwne, kiedy pomyślimy o
naszym własnym życiu: któż z nas nie zauważył,
że każda współczująca osoba w pewnym ograniczonym
stopniu doświadczyła tego, że przyjaciel może podzielić
troski przyjaciela i w pewnej mierze ulżyć załamanemu,
dodając mu żywotności i lekkości ducha. Taki wzmacniający
wpływ i odczuwanie niemocy innych są jednak zależne od
stopnia współczucia, będącego natchnieniem tej
osoby, <str. 126> która pociesza chorego i strapionego. Co więcej,
wiemy, że niektóre zwierzęta w pewnej mierze są w stanie
okazywać współczucie; na przykład gołąb, jeden z
najdelikatniejszych i najbardziej współczujących ptaków, był
w epoce Mojżesza jednym z symboli przedstawiających naszego Pana.
Ponieważ w wielu sytuacjach okazało się to pomocne, gołębie
przynosi się niekiedy do pokoju, w którym przebywa chory, co pomaga
cierpiącemu. Być może z powodu tej współczującej
natury gołąb przejmuje na siebie pewną część
choroby i oddaje choremu część własnej żywotności.
Okazuje się, że ptaki chorują (ich kończyny sztywnieją,
tak jak w przypadku reumatyzmu), a pacjent proporcjonalnie do tego
odzyskuje zdrowie.
Jeśli
pamiętamy o tym, że nasza miłość i współczucie
przez sześć tysięcy lat podległe były upadkowi, a
nasz drogi Odkupiciel był doskonały i dlatego w Nim ta cecha współczującej
miłości obfitowała w wielkiej mierze, możemy w
niewielkim stopniu zrozumieć, jak “współczuł ze słabościami
naszymi”. Odczuwał współczucie, ponieważ Jego natura była
delikatna, doskonała, uczuciowa – nie zaś twarda, znieczulona
samolubstwem i grzechem z powodu dziedzictwa lub osobistego doświadczenia.
Czytamy o Nim także, iż “użalił się”, że
powiedział: “żal mi tego ludu”, a kiedy widział płacz
Żydów, Marty czy Marii, był poruszony i “zapłakał
Jezus”. To współczucie bynajmniej nie świadczy o słabości
Jego charakteru, lecz o cechach wręcz przeciwnych: prawdziwy
charakter człowieka na obraz i podobieństwo Stworzyciela nie
jest twardy, bez serca i gruboskórny, lecz delikatny, łagodny, miłujący
i współczujący. Dlatego wszystkie te rzeczy pokazują nam,
że Ten, który mówił, jak “nigdy jeszcze człowiek nie
przemawiał”, współczuł również tak, jak nikt spośród
upadłego rodzaju nie mógł współczuć upadłemu
stanowi, troskom i cierpieniom ludzkości.
Co
więcej – musimy pamiętać o celu przyjścia naszego
Pana na świat. Tym celem nie było <str. 127> jedynie
okazanie mocy bez poniesienia żadnych kosztów, lecz – jak sam to
wyjaśnił – Syn Człowieczy przyszedł służyć
innym i oddać swoje życie na okup za wielu. To prawda,
że zapłatą za grzech nie jest cierpienie, lecz śmierć;
dlatego też samo cierpienie naszego Pana nie mogłoby stanowić
zapłaty za grzech; konieczne było, aby “za wszystkich śmierci
skosztował”. Dlatego czytamy: “Chrystus umarł za
grzechy nasze według Pism” – 1 Kor. 15:3. Niemniej jednak,
zajmując miejsce grzesznika nasz Pan musiał doświadczyć
wszystkiego, co przekleństwo – kara śmierci – pociągało
za sobą; podobnie jak rodzaj ludzki umierał przez stopniową
utratę życia, przez słabości, choroby i niemoce, tak i
nasz drogi Odkupiciel musiał przejść te same doświadczenia.
Ponieważ zaś sam nie był grzesznikiem, całe związane
z grzechem karanie, jakie na Nim spoczęło, musiało być
rezultatem zastąpienia grzesznika i poniesienia za nas
wyroku sprawiedliwości.
Jeżeli
chodzi o ból i słabości, nasz Pan uczynił to w najlepszy i
najbardziej zupełny sposób, mianowicie oddając swoje życie
dzień po dniu, przez trzy i pół roku swojej służby,
rozdając swoją żywotność tym, którzy nie
doceniali nawet Jego pobudek – Jego łaski, jego miłości.
W taki sposób, jak zostało zapisane, “wylał na śmierć
duszę [istotę, istnienie] swoję”; “położył
ofiarą za grzech duszę [istotę] swą” (Izaj.
53:10,12). Bez trudu widzimy, że od momentu poświęcenia się,
kiedy miał trzydzieści lat i został ochrzczony przez Jana w
Jordanie, aż do Kalwarii nieustannie wylewał duszę
swoją; żywotność bez przerwy uchodziła z Niego,
by udzielać pomocy i uzdrawać tych, którym służył.
Wszystko to nie byłoby wystarczającą ceną za
nasze grzechy, ale stanowiło część procesu umierania,
przez jaki przechodził nasz drogi Odkupiciel; proces ten osiągnął
punkt kulminacyjny na Kalwarii, gdy zawołał: “Wykonało się”
i zgasła w Nim ostatnia iskra życia.
Wydaje
się, że takie właśnie ofiarowanie się naszego
Pana, dzielenie się siłami życiowymi i <str. 128>
dotknięcie doświadczeniami naszego procesu umierania było
tak samo konieczne jak to, że na krzyżu nasz Pan przez krótką
chwilę musiał poznać, co czuje grzesznik całkowicie
odłączony od Niebiańskiego Ojca i co oznacza odebranie
wszelkiej nadludzkiej mocy; stało się to wtedy, gdy zawołał:
“Boże mój! Boże mój! czemuś mnie opuścił?”
Jako zastępujący grzesznika musiał ponieść
karę grzesznika we wszystkich szczegółach i Jego ofiarnicza
misja nie została zakończona, dopóki się to wszystko nie
wykonało. Dopiero wówczas, gdy wiernie to wszystko zniósł,
przeszedł wszystkie próby, jakie zostały zamierzone przez Ojca,
aby mógł stać się “Wodzem naszego zbawienia” i dostąpił
wywyższenia ponad aniołów, księstwa i mocarstwa, będąc
u boku Ojca współuczestnikiem na tronie wszechświata.
Wszystkie
te doświadczenia, które Niebiański Ojciec przygotował
dla swojego Umiłowanego Syna, zanim wywyższył Go aż do
miejsca po prawicy swojego majestatu i powierzył Mu wielkie dzieło
błogosławienia wszystkich rodzajów ziemi, były nie tylko
próbami wierności Jednorodzonego, Logosa: Pismo Święte
zapewnia nas, że były dla naszego Pana niezbędne, aby mógł
współczuć z tymi, których w ten sposób odkupił, aby mógł
współczuć i “ratować” tych, którzy przezeń powrócą
do pełnej społeczności z Bogiem – z Kościołem w
obecnym wieku, a w ciągu Tysiąclecia – ze światem: “aby
był miłosiernym i wiernym najwyższym kapłanem w tem,
co się u Boga (...) dziać miało”; “skuszony we
wszystkiem na podobieństwo nas”; współczujący
pozbawionym znajomości i tym, którzy zeszli z właściwej
drogi, ponieważ On sam był “obłożony krewkością”.
“Przetoż i doskonale zbawić może tych, którzy przezeń
przystępują do Boga.” Zaprawdę, “takiegoć przystało
nam mieć najwyższego kapłana, świętego,
niewinnego, niepokalanego, odłączonego od grzeszników, i któryby
się stał wyższy nad niebiosa” (Hebr. 2:17,18; 4:15,16;
5:2; 7:25,26). <str. 129>