WYKŁADY
PISMA ŚWIĘTEGO
Seria VI - Nowe Stworzenie
WYKŁAD VI
PORZĄDEK I KARNOŚĆ NOWEGO STWORZENIA
ZNACZENIE ORDYNOWANIA - TYLKO DWANAŚCIE SŁUG UPEŁNOMOCNIONYCH
- "KLER" I "LAICY" - WYBÓR STARSZYCH I DIAKONÓW -
NAZNACZANIE STARSZYCH W KAŻDYM ZGROMADZENIU - KTO MOŻE WYBIERAĆ
STARSZYCH I JAK? - WIĘKSZOŚĆ NIE DOSTATECZNĄ - RÓŻNE
USŁUGI - PŁATNE USŁUGI - KARNOŚĆ W ZGROMADZENIU -
MYLNE POWOŁANIE DO KAZNODZIEJSTWA - "NAPOMINANIE NIEPORZĄDNYCH"
- PUBLICZNE NAPOMINANIA NIE POWINNY BYĆ CZĘSTE - "PATRZCIE,
BYŚCIE NIE ODDAWALI ZŁEM, ZA ZŁE" - POBUDZANIE DO MIŁOŚCI
- "SPOŁECZNE ZGROMADZANIE SIĘ" - RÓŻNORODNOŚĆ
I CHARAKTER NASZYCH ZEBRAŃ - DOKTRYNA JESZCZE POTRZEBNĄ -
SPOSOBNOŚĆ DO DAWANIA PYTAŃ - POKAZANE JAKIE SĄ POŻYTECZNE
ZEBRANIA - "NIECH KAŻDY BĘDZIE UPEWNIONY W UMYŚLE
SWOIM" - SŁUŻBY POGRZEBOWE - DZIESIĘCINY - SKŁADKI
- DOBROCZYNNOŚĆ.
PRZY ZASTANAWIANIU SIĘ nad tym przedmiotem dobrze jest mieć na
uwadze jedność Kościoła i to, że chociaż Kościół
powszechny na całym świecie jest tylko jeden, to jednak nazwy
tej używamy jeszcze w innym znaczeniu, a mianowicie, nazywając
nią każde odrębne stowarzyszenie, każde zgromadzenie
wiernych, stanowiące pewną całość. Każdy
oddzielny Kościół powinien uważać Chrystusa
jako swą Głowę, zaś dwunastu apostołów
jako dwanaście gwiazd jasno świecących - nauczycieli - których
Pan trzyma w swych rękach i ma nad nimi dozór, używając
ich jako swych ust do nauczania swego Kościoła wszędzie,
gdziekolwiek się zgromadza podczas wieku ewangelicznego.
Jeżeli dwóch, albo trzech zbierze się w imię Pańskie,
stanowią oni zgromadzenie, czyli Kościół. Zgromadzenie
powinno uznawać wolę Głowy względem wszystkich spraw
swoich. Powinno ono czuć się w jedności ze wszystkimi zgromadzeniami
tej samej "kosztownej wiary" w cenną ofiarę Zbawiciela
i obietnice Boże. Każde powodzenie powinno sprawiać mu radość,
jak również i to, że Bóg, kierując Swym dziełem, ma
prawo każdego czasu używać środków, które uważa
za korzystne dla Kościoła, jako zespołu i pewnych członków
każdego zgromadzenia bez względu na to jak jest liczne. Ufni w
Bogu i badając charakter sług, którymi się On posługuje
- pokornych, gorliwych, mających dobre świadectwo i jasne
wyrozumienie Prawdy, dających dowody posiadania Ducha Świętego,
możemy oczekiwać, iż będą oni tymi sługami,
jakich potrzebuje cały Kościół, i starać się będą
uczestniczyć w ogólnych błogosławieństwach i w
udzielaniu pokarmu na czas słuszny, jak to Pan obiecał. Słudzy
ci będą pamiętać o tym, że Bóg obiecał
udzielić szczególniejszych błogosławieństw, przy końcu
tego wieku i że zaopatrzy domowników wiary w rzeczy tak stare jak i
nowe, za pomocą stosownych przewodów, według Swego wyboru -
Mat. 24:45-47.
Środkami i drogami tych błogosławieństw sam Pan
będzie kierował i miał nad nimi dozór. Wszyscy członkowie
ciała przyłączeni do Głowy, powinni z ufnością
oczekiwać wypełnienia się danych im obietnic, pomimo to
jednak powinni "doświadczać duchów", czyli badać
doktryny bez względu na to, skąd one pochodzą. Doświadczania
te nie są dowodem braku zaufania do tych, których Bóg uznał za
prawdziwych wyrazicieli Prawdy, przeciwnie dowodzi ufności względem
Boga i Prawdy, jako wyższych ponad ludzkich nauczycieli i ich zdolności
i wymowy; dowodzi również, że są oni posłuszni nie głosowi
ludzkiemu, lecz głosowi Głównego Pasterza; że słowa
Jego są dla nich ulubionym pokarmem, że z lubością spożywają
go i przetrawiają. Tacy członkowie Kościoła wzrastają
prędzej w mocy Bożej, niż inni, ponieważ więcej
dają baczenia na wskazówki Pańskie.
Ta ogólna jedność i harmonia wszystkich członków
ciała, to ogólne nauczanie za pomocą przewodów, które Pan
zamierzył dla zgromadzenia swych klejnotów przy wtórym Swym przyjściu
(Mal. 3:17; Mat. 24:31), nie stoją na przeszkodzie do uznania porządku
każdego z tych niewielkich zgromadzeń, albo kościołów.
Bez względu na to, jak małym jest zgromadzenie, powinien w nim
panować porządek. Przez wyraz "porządek", nie
mamy przez to na myśli przymusu lub przestrzegania formalności.
Porządek działający skutecznie i zadawalająco, jest
ten, którego działalność jest spokojną i nie rzucającą
się w oczy. Jeżeli zgromadzenie jest tak małe, iż składa
się z 3, 5 lub 10 osób, to jednak powinno zwracać się ku
Bogu, aby upewnić się, który z ich członków może być
uważany jako starszy, jako najwięcej posiadający znajomość
Prawdy Bożej i największe zalety, wymagane przez Boga: jak
znajomość Prawdy, zdolność nauczania, wzorowe pod względem
moralnym życie, wreszcie umiejętność przestrzegania
porządku bez ścierania się, jakie mogłoby się
zdarzyć w ich rodzinach itp.
Jeżeli małe zgromadzenie, przez i podczas sprawowania
swych czynności, będzie miało przed oczyma Słowo i
Ducha Świętego, wynik ich uchwał ogólnych, wyrażających
się w obiorze zarządu, powinien być uważany za wolę
Bożą w tym względzie. Obrani za starszych powinni bez wątpienia
być najlepsi i najodpowiedniejsi. Baczyć jednak należy, aby
wybory takie poprzedzane były przez właściwą rozwagę
i modlitwę; przeto właściwym mogłoby być
uprzednie zawiadomienie, by przestrzegano, by tylko ci, którzy uważają
się jako Nowe Stworzenia (bez względu na płeć), wyrazić
mogli w tym względzie wolę Bożą - przez głosowanie.
Do rzędu takich można zaliczyć tych, którzy odwrócili
się od grzesznej drogi, w miarę możności uczynili
poprawę swego życia i przyjęli ofiarę Jezusa za
podstawę do pojednania się z Bogiem, i którzy w zupełności
ofiarowali się Bogu, przez co otrzymali Ducha Świętego i
stali się uczestnikami wszystkich przywilejów właściwych
"domowi synów". Tacy jedynie zdolni są ocenić i
wyrazić zamysły i wolę Głowy Kościoła.
Jedynie ci stanowią Ciało Chrystusowe, inni zaś, którzy
nie ofiarowali się jeszcze, lecz wierzą w drogocenną krew
Chrystusa, mogą być uważani jako "domownicy wiary",
których postępu można się spodziewać i których dobro
należy mieć na uwadze.
POSTANOWIENIA
STARSZYCH W KAŻDYM ZGROMADZENIU
"A gdy im przez głosy postanowili starsze w każdym
zborze i modlili się z postami, poruczyli je Panu" - Dz.Ap. 14:23.
Sposób, w jaki słowa powyższe zostały wyrażone
wraz z licznym powoływaniem się na starszych, dowodzi
niezmiennego zwyczaju w Kościele pierwotnym. Wyraz "starsze",
jak widać z powyższej cytaty, obejmuje ewangelistów, pasterzy,
nauczycieli i proroków (publicznych tłumaczy Słowa Bożego);
dalej ważną jest rzeczą dowiedzieć się, co znaczy
wyraz "postanowienie". Wyraz ten używany jest dzisiaj w ogóle
do oznaczenia ceremonii przy wprowadzaniu kogoś na dany urząd.
Lecz nie jest to tłumaczeniem greckiego słowa "kierotoneo",
użytego w tekście powyższym. Wyraz ten oznacza "wybór
przez podnoszenie ręki", ogólnie rozpowszechniony dzisiaj
sposób głosowania. Określenie tego rodzaju znajdujemy w dziele
prof. Younga - "Skorowidzu wyrazów używanych w Biblii".
Takie samo znaczenie nadaje temu słowu prof. Strong, znany jako
powaga wśród Prezbiterian, jak również i wybitni Metodyści
tłumaczą to słowo, jako "podnoszący rękę",
(czyli głosujący przez podniesienie ręki).
Zupełnie inny wyraz grecki użyty jest przez Pana naszego,
gdy oświadczył apostołom: "Alem ja was obrał i postanowiłem
was" (Jan 15:16). Jest to to samo słowo "tithemi",
którego użył apostoł, mówiąc: "Jam jest
postanowiony za Kaznodzieję i Apostoła" (1 Tym. 2:7). Lecz
to "postanowienie", jak apostoł wyraźnie zaznacza, nie
pochodziło ani od ludzi, ani od człowieka, lecz było dziełem
Jezusa Chrystusa i Boga - Ojca (Gal. 1:1). Wszyscy członkowie Ciała
namaszczonego, połączeni z Głową i współuczestnicy
Jego Ducha, podobnie są postanowieni - wprawdzie nie jako Paweł
był powołany do apostolstwa, lecz jako słudzy Prawdy, a każdy
odpowiednio do swoich zdolności i sposobności (Izaj. 61:1).
Tylko dwunastu było ustanowionych, jako apostołowie,
szczególni przedstawiciele, obdarzeni pełnomocnictwem.
Powracając do uznawania i ustanawiania starszych za pomocą
głosowania zgromadzeń Nowego Stworzenia przez "podnoszenie
rąk", jak to widzieliśmy powyżej, zaznaczyć należy,
że był to zwykły sposób, ponieważ i apostoł używa
tego samego greckiego wyrazu, kiedy wspomina o tym, w jaki sposób stał
się jego pomocnikiem Tytus. "Ale też obrany jest przez głosy
od zborów za towarzysza drogi naszej". Słowo "obrany"
albo postanowiony pochodzi z greckiego "kirotoneo", które
jak mówiliśmy, oznacza "wybieranie przez podnoszenie rąk",
są dowodem, iż apostoł został obrany właśnie
w ten sposób. Nie był on postanowiony i wybrany, jako apostoł,
lecz jako misjonarz i przedstawiciel kościołów, i bez wątpienia
wysłany na ich koszt.
Widocznie jednak następne podróże misjonarskie apostoła
były bez głosowania i bez poparcia materialnego ze strony Kościoła
w Antiochii (2 Tym. 1:15). Pierwotne reguły Kościoła dawały
wszystkim wolność używania swych talentów, każdemu
według własnego sumienia. Zgromadzenia mogły przyjąć
lub odmówić usług Apostołów, jako swoich szczególnych
przedstawicieli, tak samo jak Apostołowie mogli odmówić albo
przyjąć takie stanowisko, kierując się wolnością
własnego sumienia.
Lecz czy poza wspomnianym w Nowym Testamencie wybieraniem i
naznaczaniem starszych nie ma już innego sposobu postanawiania
starszych, jak tylko przez wybory? Czy nie ma nic innego, co oznaczałoby
nadanie władzy, lub pozwolenie nauczania, jak ten wyraz "obrany",
"postanowiony" lub "wyświęcony", który jest
powszechnie używany we wszystkich wyznaniach przy udzielaniu praw
nauczania i postanawianiu duchownych, kaznodziei, itp.? Rozbierzmy tę
sprawę.
Wyraz "postanowić", o ile odnosi się do
postanawiania starszych, użyty jest tylko jeszcze w jednym miejscu, i
jest tłumaczeniem innego greckiego wyrazu, tj., "kathestemi",
który znaczy: "dać, komu posadę". "Dać
miejsce" według zdania Younga, "umieścić"
według Stronga. Wyrażenie to spotykamy u Tytusa 1:5. "Abyś
w rząd dobry wprawił i postanowił po miastach
starszych jakom ci ja był rozkazał", to jest jakom zarządził.
Na pierwszy rzut oka z tekstu powyższego można mniemać,
że Tytus był upoważniony do postanawiania (naznaczania)
starszych w zgromadzeniach (kościołach) wbrew ich woli, i właśnie
na tej podstawie katolicy, episkopalni, metodyści i inni przypisują
swoim biskupom apostolską władzę ustanawiania, umieszczania
lub naznaczania starszych dla zgromadzeń, bez podnoszenia ręki,
czyli bez woli kościoła wyrażonej przez głosy.
Powyższy tekst jest osłoną dla takiego zapatrywania
się i zdaje się, jakby podtrzymywał tę ideę, lecz
gdy weźmiemy pod uwagę słowa: "jakom ci był
rozkazał", zrozumiemy, że apostoł nie kazał
zapewne Tytusowi, aby w tej sprawie postępował inaczej niż
on sam. Sprawozdanie o postępowaniu apostoła, gdy właściwie
tłumaczone, jest bardzo jasne: "A gdy im przez głosy
postanowili starsze w każdym zborze, i modlili się z postami,
poruczyli je Panu" - Dz.Ap. 14:23.
Nie ulega wątpliwości, że polecenie apostolskie i
rady Tytusa, szczególnie polecanego braciom, jako wiernego sługę
Prawdy, byłyby nie tylko pożądane, lecz i pożyteczne,
jednak tak apostoł, jak i postępujący jego śladami,
odpowiedzialnymi czynili tych, których Bóg takimi uczynił, a
mianowicie Kościół, którego troską winno być
"doświadczanie duchów (nauki i nauczycieli), jeśli z Boga
są" (1 Jana 4:1). Jeżeli nie postępują tak, to
dowodzą, że nie masz w nich światła, "i takich się
chroń" - oto rada apostoła. Na takich nie mają głosować,
ani w jaki bądź sposób przyczyniać się do obrania ich
na nauczycieli, starszych itd.
W każdym razie wola zgromadzenia jest konieczną -
czy to wyrażona przez głosy, lub, w jaki inny sposób; przypuśćmy,
bowiem, że Tytus naznaczyłby starszych, którzy nie byliby
zadawalniający dla braci, czy długo wtedy panowałby pokój
i co zdziałałby taki starszy w danym zgromadzeniu? Zapewne nic.
Tylko przebiegłość księży, a nie nauka
naszego Pana i Jego dwunastu apostołów, jest odpowiedzialną za
podział wiernych na dwie klasy - tj. "kler" (duchownych) i
"laikat" (świeckich). Jest to raczej chytrość księży
i duch antychrystusowy, który się stara, by, w jaki bądź
sposób mógł panować nad dziedzictwem Bożym we wszelki możliwy
sposób, przez wykorzystanie nieświadomości panującej w
danym zgromadzeniu. Pan i apostołowie nie uznają starszych, lecz
Kościół jako Ciało Chrystusowe, dostojeństwa zaś
i godności, które są związane z ich urzędem jako
starszych i sług Bożych i Kościoła, są bez
uznania, o ile przywłaszczane są samowolnie lub narzucane są
przez innych starszych. Zgromadzenie winno znać tych, których ma
wybrać, znać ich cnoty chrześcijańskie i zdolności,
jakich wymaga Słowo Boże, w przeciwnym razie nie powinno się
wybrać ich na tak zaszczytne stanowisko. Żaden, więc
starszy nie ma władzy przez ustanowienie samego siebie. Kto nie
uznaje Kościoła jako Ciała Chrystusowego, kto sąd własny
uważa wyższym, nad sąd Kościoła jako całości,
dowodzi tym samym, że taki brat nie zasługuje, aby był
starszym. Pokora i uznawanie jedności Kościoła, jako Ciała
Chrystusowego, są najpierwszymi zaletami, wymaganymi od starszych
przy pełnieniu ich obowiązków.
Również nikt z braci nie powinien, o ile nie jest wybrany,
przyjmować na siebie publicznych obowiązków, jak przewodniczącego,
przedstawiciela itp., nawet gdyby był pewny, że stanowisko takie
byłoby mu powierzone bezsprzecznie. Sposób postanawiania starszych
we wszystkich kościołach polega na ogólnym wyborze przez
podnoszenie rąk przy głosowaniu. Takiego wyboru zalecanego przez
Pismo Święte, powinien domagać się, zanim zacznie pełnić
swe obowiązki starszy. Tego rodzaju wybór wzmacnia stanowisko
starszego i przypomina zgromadzeniu o jego obowiązkach i
odpowiedzialności za tenże wybór, który powinien odbywać
się w imieniu i duchu Bożym, i wyrażać wybór i wolę
Bożą. Ten biblijny porządek obowiązuje członków
zgromadzenia do zwracania uwagi na wszystkie słowa i uczynki
starszych jako ich sług i przedstawicieli. Pismo Święte
sprzeciwia się powszechnie utartemu mniemaniu, jakoby starsi rządzili
w zupełności swym zgromadzeniem, kładąc kres takiemu
sposobowi wyrażania się, jak "moi ludzie", zamiast
"lud Pana, któremu ja służę".
Czemu sprawy te nie są powszechnie rozumiane, skoro tak
dosadnie wyjaśnia je Pismo Święte? Dzieje się to z
tego powodu, że ludzka natura okazuje wielkie upodobanie do odznaczeń
i zaszczytów, daje się usidlić tym pokusom, gdyż postępowano
tak przez siedemnaście wieków, i ludzkość przekłada
taki stan nad wolność, przez którą Chrystus czyni ludzi
prawdziwie wolnymi. Również wielu sądziło, że
obyczaje Babilonu były prawe, a pochodziło to stąd, iż
nigdy nie badali w tej sprawie Słowa Bożego.
OKRES
STARSZEŃSTWA
Pismo Święte nic nie mówi, co do czasu, na jaki ma być
starszy obrany, wolno nam, przeto zastanawiać się nad tym, i mieć
swój sąd w tej sprawie. Wielu jest takich, którzy mogą być
uważani za starszych, rozwiniętych duchowo braci w Kościele
i wielce użytecznych i wysoko cenionych, a jednak nie zostają
wybrani przez zgromadzenie jako jego przedstawiciele, ewangeliści,
nauczyciele itd. O "starszych niewiastach" (zobacz rozdział
V) wspominają nieraz zaszczytnie apostołowie, nie mówią
jednak wcale o tym, aby którakolwiek była, kiedy starszą lub
nauczycielką w zgromadzeniu (kościele). Może się
zdarzyć, że z tych, którzy, jako odpowiedni, powołani
zostali do służby w zgromadzeniu, niejeden utraci swe zdolności
i przymioty, inny zaś, z pomocą Bożą dojdzie do większej
doskonałości w tych sprawach. Czasem właściwym na pełnienie
obowiązków, mógłby być rok, pół lub kwartał.
Rok, jeżeli zalety obranego zostały wypróbowane, kwartał
zaś, jeżeli okazałby się mniej zdolny. W każdym
razie, nie mając upoważnienia do dawania rad w tym względzie,
pozostawmy każdemu zgromadzeniu, aby dla swego dobra kierowało
się w każdej sprawie wolą Bożą.
LICZBA
STARSZYCH
Liczba starszych nie jest przez Pismo Święte ograniczona,
lecz od wzrostu zgromadzenia wiele zależy, ilu jest w nim
odpowiednich, uzdolnionych. (Nie należy o nikim tylko mniemać,
że jest wierzący i zupełnie poświęcony, ale słowem,
jak i czynem powinien dać nieomylne dowody o swej wierze, zupełnym
poświęceniu się na długo przed tym, zanim mógłby
być obrany za starszego). Jesteśmy za tym, aby mieć wielu
posiadających odpowiednie kwalifikacje, i służbę całą
pomiędzy nich rozdzielić. Jeżeli odznaczają się
prawdziwą gorliwością, to znajdzie się wkrótce dla
nich rodzaj pracy misjonarskiej, która będzie wymagała całkowitego
lub częściowego oddania się jej. Tak, więc każde
zgromadzenie powinno być czymś w rodzaju szkoły
teologicznej, z której by wychodzili nauczyciele zdolni do pracy na
szerszym polu działania. Starszy, któryby ujawnił zazdrość
względem innych, lub usiłował stawiać im w pracy
przeszkody, powinien być uważany jako niegodny, by pozostawał
nadal starszym; jak również żaden niekompetentny czy nowicjusz
nie powinien być wybierany dla zadowolenia tylko swojej próżności.
Kościół, czyli członkowie ciała Chrystusowego,
powinni głosować tak, jak według ich przekonania życzyłby
sobie sam Mistrz, aby głosowali.
Gdyby nie znalazł się nikt zdolny do pełnienia
takiej służby, i nie posiadał kwalifikacji przez apostołów
zalecanych, to należy wstrzymać się od wyboru starszych.
Lepiej nie mieć żadnego starszego, niż niezdolnego.
Tymczasem, póki nie znajdzie się brat zdolny do służby,
niech odbywają się zebrania bez starszych, których może
zastąpić Pismo Święte, i podręczniki brata
Russell`a pt. Wykłady Pisma Świętego i Strażnice,
które mogą reprezentować waszego starszego, jeżeliby
zgromadzenie tak sobie życzyło. Byłby on także rad,
aby w sprawach dotyczących waszego dobra i mających łączność
z Pismem Świętym, odnoszono się do niego listownie.
KTO
I W JAKI SPOSÓB MOŻE OBIERAĆ STARSZYCH?
Tylko Kościół (składający się tak z mężczyzn
jak i niewiast), to jest Nowe Stworzenie, ma prawo wybierać, czyli głosować.
Wszyscy "domownicy wiary", wierzący, którzy się
jeszcze nie ofiarowali, nie mają w tym działu, ponieważ
wybór i wola Boża, objawia się przez "Ciała Chrystusa",
posiadające Jego ducha. Wszyscy z poświęconych powinni głosować
i każdy z nich może zgłaszać nominację na ogólnym
zebraniu w tym celu zwołanym. Pożądanym jest, aby działo
się to przynajmniej na tydzień przed wyborami, aby był czas
do zastanowienia się.
Niektórzy twierdzą, że głosowanie powinno być
tajne, gdyż tylko w ten sposób każdy może wyrazić swą
wolę. Odpowiadamy, że możliwe z tego korzyści nie
przewyższyłyby ilością szkód przyniesionych, a
mianowicie: utracenie karności i kształcenia charakteru, wobec
zaleconego przez apostołów "podnoszenia rąk". Każdy
powinien być otwartym i śmiałym, a jednocześnie miłującym
i łagodnym. Zauważyć należy, iż głosowanie
jest decydującym głosem, jest głosem Pańskim, wyrażonym
przez członków w miarę zdolności rozpoznawania. Nikt nie
ma prawa uchylać się od tego obowiązku, ani przy wyborach
przekładać jednych nad drugich, z wyjątkiem, że on
wyraził przez swój głos wolę Bożą.
WIĘKSZOŚĆ
NIEWYSTARCZAJĄCA
W sprawach świeckich decyduje głos nawet małej większości,
widocznym jest jednak, że w kościele Pańskim, w ciele
Chrystusowym, sposób ten zastosowany być nie powinien. Raczej, ile
to możebne do wykonania, powinny być uwzględnione ustawy sądów
przysięgłych i usilnie starać się należy o
jednomyślny wyrok lub uchwałę. Brat otrzymujący mało
znaczną większość głosów, nie powinien uważać
się, iż został wybrany jako z woli Bożej, i
zgromadzenie powinno również uważać, iż nie jest to
wybór Pański. Zgromadzenie powinno przedstawić innego kandydata,
któryby mógł otrzymać poparcie wszystkich głosujących,
lub prawie wszystkich, przez głosowanie po głosowaniu, tydzień
po tygodniu, aż się znajdzie odpowiedni brat, lub sprawę
zaniechać, albo, żeby się wszyscy zgodzili na dwóch lub
trzech, lub więcej, którzy mogliby służyć kolejno i
tym sposobem zadowolić wszystkich. Jeżeli jednak okaże się
wyższą gorliwa miłość ku Panu i Prawdzie, połączona
z modlitwą o kierownictwo i usposobienie oddawania sobie wzajemnie
pierwszeństwa w zaszczycie, gdzie zdolności są równe, tam
łatwo będzie się zgodzić odnośnie woli Bożej
w tej sprawie. "Nic nie czyniąc spornie, albo przez próżną
chwałę" (Filip. 2:3). "Starając się, abyście
zachowali jedność ducha w związce pokoju" - Efez. 4:3.
Ten sam porządek powinien panować przy wyborze pomocników,
zwanych diakonami i diakonkami, których imię dobre należy mieć
na uwadze, jako ich kwalifikacje (1 Tym. 3:8-13). Ci mogą być użyci
do jakiejkolwiek służby, i powinni, o ile można, mieć
te same zalety, co i starsi, włączając w to zdolność
nauczania i posiadanie Ducha Świętego.
RÓŻNORODNOŚĆ
USŁUGI
Jak już widzieliśmy, starsi mogą posiadać
szczególne zdolności w tym lub innym przedmiocie - niektórzy celują
w napominaniu, drudzy w nauczaniu, inni w prorokowaniu, czyli wymowie,
inni jeszcze jako ewangeliści przez rozbudzanie zainteresowania w
wierzących, a niektórzy jako pasterze, mając ogólny dozór nad
zgromadzeniem w różnych jego sprawach, tak miejscowych, jak i ogólnych.
Przemowa apostoła Pawła do starszych Kościoła w Efezie,
wykazuje nam całą rozciągłość usług, do
których każda jednostka musi się przystosować, używając
odpowiednio swych zdolności, jako szafarz. Słowa te godne są,
aby się nad nimi zastanawiali z rozwagą i modlitwą ci, którzy
mają przyjąć urząd starszeństwa, w jakim bądź
zakresie. Powiedział on: "Pilnujcież tedy samych siebie i
wszystkiej trzody, w której was Duch Święty postanowił
biskupami, abyście paśli zbór Boży", (Dz.Ap. 20:28).
Tak więc starsi powinni przede wszystkim pilnować samych siebie,
aby przez ten mały zaszczyt z ich stanowiskiem połączony,
nie stali się pysznymi i panującymi, i aby nie przywłaszczyli
sobie władzy i honoru, należącego się Głowie,
jako Głównemu Pasterzowi. Paść trzodę jest zadaniem
Pana, jako jest napisane: "Jako pasterz trzodę swoją paść
będzie" (Izaj. 40:11). Jeżeli przeto jest ktoś wybrany
starszym, to w tym celu, aby przedstawiał Głównego Pasterza, iżby
mógł być narzędziem lub środkiem, za pomocą, którego
wielki Pasterz trzody mógłby udzielać swoim "pokarm na
czas słuszny", "rzeczy nowe i stare".
"Biada pasterzom rozpraszającym trzodę pastwiska
mego, mówi Pan. Przetoż tak mówi Pan, Bóg Izraelski do pasterzy,
którzy pasą lud mój: Wy rozpraszacie owce moje, owszem, rozganiacie
je, a nie nawiedzacie ich; oto Ja nawiedzę was dla złości
spraw waszych, mówi Pan.
Nadto postanowię nad nimi pasterzy, którzyby je paśli,
aby się więcej nie lękały, ani strachały" (Jer.
23:1,2,4).
WKŁADANIE
RĄK STARSZYCH
1. "Nie zaniedbywuj daru Bożego, który w tobie jest,
któryć dany jest przez prorokowanie z włożeniem rąk
starszych" - 1 Tym. 4:14.
2. "Tych stawili przed Apostołów, którzy pomodliwszy
się, kładli na nich ręce" - Dz.Ap. 6:6.
3. "A byli w Antiochii we zborze ... rzekł im Duch
Święty: Odłączcie mi Barnabasza i Saula i modląc
się i wkładając na nie ręce, odprawili je" -
Dz.Ap. 13:1-3.
4. "Rąk z prędka na nikogo nie wkładaj, ani
bądź uczestnikiem cudzych grzechów" - 1 Tym. 5:22.
5. "A gdy na nie Paweł włożył ręce,
zstąpił na nie Duch Święty i mówili językami i
prorokowali" - Dz.Ap. 19:6.
6. "Tedy na nie wkładali ręce, a oni przyjmowali
Ducha Świętego" - Dz.Ap. 8:17.
7. "Abyś wzniecał dar Boży, który jest w
tobie przez włożenie rąk moich" - 2 Tym. 1:6.
Zebraliśmy powyżej natchnione świadectwa wkładania
rąk w Kościele, czyli w Nowym Stworzeniu. W ostatnich trzech
znajdujemy widoczne dowody udzielania "darów", które posiadał
kościół pierwotny. Były tu wkładane ręce apostołów
na wszystkich poświęconych wiernych i przez to otrzymywali jeden
lub więcej darów Bożych, jak znajomość języków
itp. Pierwsze cztery cytaty razem wzięte mogą oznaczać ogólne
nauczanie, a mianowicie jako dowód uznania, lub potwierdzenia, nie zaś
zezwalania lub upoważniania.
1. Przybrany "syn" Pawła w posługiwaniu, "Tymoteusz",
był już ochrzczony i otrzymał już dar Ducha Świętego
i były nań już włożone ręce Apostoła
Pawła, kiedy szedł z nim do Jerozolimy (Dz.Ap. 21:15-19). Nie
ulega wątpliwości, że "Jakub i wszyscy starsi" -
apostołowie, uznając pobożność Tymoteusza i jego
ścisłe powinowactwo z Pawłem, jednomyślnie błogosławili
go, wkładając nań ręce w dowód uznania; a czynili to
nie według utartego zwyczaju, i nie wszystkim towarzyszom Pawła,
ale "przez prorokowanie", wykazując, iż do postąpienia
w ten sposób spowodowani zostali przez pewnego rodzaju dar, przepowiednie
lub wskazówki, otrzymane od Boga.
2. Ci diakoni przez włożenie na nich rąk apostołów
nie mieli polecenia ani upoważnienia do głoszenia Ewangelii,
lecz "służenia stołom", w każdym razie z
powodu, iż otrzymali Ducha Świętego, już tym samym
otrzymali pełną władzę miewać kazania, w miarę
ich zdolności i sposobności. Wiemy, że Szczepan bez
napominania, pozwolenia, upoważnienia, nie będąc przez
nikogo postanowiony, takim był gorliwym kaznodzieją, że był
pierwszym po Mistrzu, co krwią dał świadectwo Prawdzie. To
wkładanie rąk oznaczało widocznie tylko apostolskie uznanie
i błogosławieństwo.
3. Wkładanie rąk na Pawła i Barnabę nie mogło
być pozwoleniem głoszenia kazań, ponieważ byli oni już
uznani jako starsi i przez rok z górą nauczali w kościele, w
Antiochii. Prócz tego, głosili Ewangelię już poprzednio w
innych miejscach (porównaj Dz.Ap. 9:20-29; 11:26). To wkładanie rąk
oznaczało tylko potwierdzenie misjonarskiej pracy, jakiej Paweł
i Barnaba mieli się podjąć, i że Kościół w
Antiochii jednoczył się w ich posłannictwie i opłacał
ich koszta.
4. Tu Apostoł daje do zrozumienia, że wkładanie rąk
na Tymoteusza, na współpracownika w winnicy Pańskiej, oznaczało
jego przyzwolenie, czyli potwierdzenie, tak, że gdyby, kto postąpił
źle, pod jakim względem, Tymoteusz byłby współuczestnikiem
jego niepowodzenia. Musiałby on o ile możności dać
zapewnienie, że nie użyje swych wpływów na wprowadzenie
takiego, ktoby postępował ze szkodą wierzących tak pod
względem moralnym, jak i doktrynalnym. Dlatego nie należy narażać
się na niebezpieczeństwo, przez dawanie takiemu listów polecających
lub publicznego potwierdzenia. Darząc kogoś zaufaniem, należy
zachować wypróbowaną ostrożność. Tę samą
radę można zastosować do wszystkich dzieci Bożych w
stosunku do stopnia ich wpływu. Nie trzeba z tego wnioskować, by
miał zależeć od potwierdzenia Tymoteusza; to prawdziwie
stosuje się do zdolności, jaką Bóg obdarza każdego,
kto otrzymał dar Ducha Świętego.
CZY
TEGO RODZAJU USŁUGI POWINNY BYĆ PŁATNE ?
Zwyczaj płatnej usługi, tak powszechnie uważany
dzisiaj za nieuchronny i niezbędny, nie był w życiu w Kościele
pierwotnym. Nasz Pan i Jego dwunastu apostołów, o ile możemy sądzić
na podstawie Pisma Świętego, byli biedni, z wyjątkiem może
Jakuba, Jana i Mateusza. Przyzwyczajeni do dawania dobrowolnych ofiar
Lewitom, Żydzi rozciągnęli ten zwyczaj do wszystkiego, co
miało związek z religią, powołując się,
jakoby pochodził od Boga. Uczniowie mieli ogólnego skarbnika Judasza
(Jan 12:6; 13:29) i widocznie nigdy nie odczuwali braku, również
widocznym jest, że nigdy nie prosili o jałmużnę.
W słowach naszego Pana nie spotykamy ani wzmianki o tym. On zupełnie
polegał na Opatrzności Ojcowskiej i pewne zacne niewiasty służyły
Mu i im "z majętności swoich" - patrz Mat. 27:55,56;
Łuk. 8:23.
Jeżeliby kazania i przypowieści naszego Pana były
nawoływaniem o pieniądze, to utraciłyby swoją wartość
i znaczenie. Nic nie przemawia do nas więcej, jak widoczna
bezinteresowność Mistrza i Jego uczniów. Jedyny wyjątek
stanowił Judasz, i ta jego chciwość sprowadziła jego
upadek (Jan 12:5,6). Zamiłowanie pieniędzy, przepychu i żebraczy
system dzisiejszego Babilonu niweczy jego możny wpływ; i brak
tego ducha wśród wiernych Pańskich, tak teraz, jak i przy
pierwszym przyjściu, przedstawia ich korzystnie tym, którzy badają
ich jako żywe listy, choć nie zupełnie oceniają ich
nauki. W szczególniejszy sposób Pan Bóg zaopatruje we wszystko, co
potrzebne do prowadzenia pracy żniwiarskiej bez nawoływania o
pieniądze, i ufamy, że nigdy nie będziemy inaczej czynić,
wierząc, że taka jest wola Boża.
Niech chciwi rozkoszy tego świata i dostatków ubiegają
się o nie za pomocą pracy lub zyskownych stanowisk, ale niech
żaden z nich nie zostaje sługą Ewangelii i Chrystusa z
innych, jakich pobudek, prócz miłości dla Boga, Jego Prawdy i
swych braci; z miłości, przez którą będą się
radowali, niosąc w ofierze wygodę, dostatki i zaszczyty, nie z
przymusu, ale ochotnym umysłem. Lecz niestety, Chrześcijanizm z
imienia urósł wielkim i nabrał w świecie znaczenia, a słudzy
jego tytułują się wielebnymi, przewielebnymi,
najprzewielebniejszymi i doktorami Teologii, a wraz z zaszczytami i tytułami
idą pensje, nie odpowiednio do ich potrzeb, lecz na podstawie
kupieckiej oceny ich zdolności do przyciągania licznych rzesz i
ludzi bogatych. Naturalny wynik tego jest następujący: "Przedniejsi
jego sądzą, według darów, a kapłani jego za zapłatę
uczą, a prorocy jego za pieniądze prorokują, a przecie na
Panu polegają, mówiąc: Izali nie jest Pan w pośrodku nas?
Nie przyjdzie na nas nic złego." - Mich. 3:11. "Stróżowie
jego ślepi, wszyscy zgoła nic nie umieją, wszyscy są
psami niemymi, nie mogą szczekać; ospałymi są, leżą,
kochają się w drzemaniu. A są psami obżartymi, nie mogą
się nigdy nasycić; sami się pasąc, nie umieją
nauczać. Wszyscy się za drogą swoją udali, każdy
za łakomstwem swoim, z strony swej." - Izaj. 56:10,11. "Według
swoich pożądliwości zgromadzą sobie sami nauczycieli,
mając świerzbiące uszy. A odwrócą uszy od Prawdy, a
ku baśniom je obrócą." - 2 Tym. 4:3,4.
Niektórzy mają słuszność, że należy
się wystrzegać obydwu ostateczności - wielkiego
wynagrodzenia i żadnego - i mogą zawołać, przypominając
słowa Pana: "Godzien jest robotnik żywności swojej",
i słowa Apostoła: "Ponieważeśmy wam duchowne
dobra siali, wielkaż to, gdybyśmy wasze cielesne żęli"
- 1 Kor. 9:11. Musimy jeszcze przypomnieć, że najdosadniejsze
ustępy Pisma Świętego, wskazują nie na książęce
wynagrodzenie, lecz dla zaspokojenia potrzeb. Wyjaśnia to Apostoł
w słowach: "Nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu".
Wół powinien być wolny najeść się według
potrzeby, lecz nie więcej. Apostoł podał nam główną
cechę własnego pomyślnego usługiwania, mówiąc:
"A nie obciążę was, próżnując, albowiem nie
szukam tego, co jest waszego, ale was samych ... Lecz ja bardzo rad nakład
czynię i samego siebie wynałożę za dusze wasze,
aczkolwiek bardzo was miłując, mniej bywam od was umiłowany."
- 2 Kor. 12:14,15.
Postępowanie tak śladami Jezusa, jak i apostoła Pawła
nie doprowadzi nas do tego, abyśmy żądali być płatnymi.
Paweł, wskazawszy nam na to, że otrzymywanie nagrody za usługi
duchowne, nie gwałci w żaden sposób sprawiedliwości, i mówi
nam o swoim własnym w tym względzie postępowaniu, tymi słowami:
"Srebra albo złota, albo szaty nie pożądałem
od nikogo. Owszem sami wiecie, że moim potrzebom, i tych, którzy są
ze mną, służyły te ręce. Wszystkomci wam okazał,
iż tak pracując, musimy podejmować słabe, a pamiętać
na słowa Pana Jezusowe, że on rzekł: Szczęśliwsza
jest rzecz dawać, niżeli brać." - Dz.Ap. 20:33-35.
"Lecz tej mocy nie używaliśmy, (aby wymagać od was rzeczy materialnych, za duchowe), lecz
wszystko znosimy, abyśmy jakiej przeszkody Ewangelii Chrystusowej nie
dali." (1 Kor. 9:12). "A będąc u was i cierpiąc
niedostatek, nie byłem ciężki nikomu, albowiem, czego mi
nie dostawało, dołożyli bracia, którzy przyszli z
Macedonii: i we wszystkim zachowałem się wam bez obciążenia
i zachowam." - 2 Kor. 11:9.
Pod tym względem nasza wolność jest tą samą,
co i apostołów, wierność dla sprawy Bożej powinna
powodować nas do wstępowania w ich ślady tak w tej, jak i
innych sprawach. Chrystus Pan, apostołowie i ich pomocnicy, którzy
podróżowali i poświęcali cały swój czas na głoszenie
Ewangelii, przyjmowali dobrowolne ofiary od braci na pokrycie swych wydatków.
Jak to już było zaznaczone, członkowie kościoła w
Antiochii wkładali ręce na Pawła i Barnabę, kiedy
mieli oni udać się w podróż misyjną, co dowodzi,
że kościół w Antiochii pokrywał ich koszta podróży,
i tym sposobem brał udział w ich pracy. Podobnie czyni teraz "Strażnica,
Towarzystwo Biblijne i Broszur", wysyłając "pielgrzymów"
i pokrywając ich wydatki.
W Piśmie Świętym nie ma wzmianki, pośrednio lub,
wprost, aby miejscowi starsi w zgromadzeniach otrzymywali pensje; jesteśmy
przekonani, że byłoby z korzyścią dla miejscowych
zgromadzeń mieć takich, którzyby dobrowolnie pełnili usługi
dla swych członków, bez względu na to, czy byłoby ich
wielu czy mało, i czy byliby zacni lub małoznaczący. Taki
system Pisma Świętego jest lepszy, niż najemniczy, ponieważ
powoduje różnych członków do wyrabiania w sobie duchowych
zdolności i prowadzi do polegania na Panu, jako rzeczywistym Pasterzu.
W miarę, jak liczba uzdolnionych nauczycieli wzrasta, należałoby,
idąc za przykładem Kościoła w Antiochii, wysyłać
ich, jako misjonarzy, ewangelistów, pielgrzymów itd.
Jeżeli jakie zgromadzenie uważa, że pole jego działalności
jest obszerne i jeżeli dany brat mógłby z pożytkiem poświęcić
czas swój pracy misyjnej, to w razie gdyby zgromadzenie chciało
dobrowolnie pokrywać koszta tego brata, Pismo Święte, nie
sprzeciwia się praktykowaniu tego zwyczaju. Tak posługujący
starszy, jak i popierający go kościół, powinni baczyć,
aby wyznaczana suma nie przewyższała kosztów umiarkowanego
utrzymania tak jego, jak i tych, którzy od niego zależą. Również
powinni baczyć, aby wszyscy członkowie Kościoła ćwiczyli
swoje zdolności, a szczególnie tacy, którzy posiadają zdolności
do starszeństwa, w przeciwnym razie rozwinąłby się
duch Babilonu, czyli Kościelnictwa.
KARNOŚĆ
W KOŚCIELE
---
Mat. 18:15-18 ---
Przestrzeganie karności powinno być czynnością
nie tylko starszych, lecz całego zgromadzenia. Jeżeli okaże
się, że ktoś popełnił błąd lub grzech,
domniemane przewinienie powinno być wykazane błądzącemu
tylko przez tego, kto doznał krzywdy lub członka, który
pierwszy odkrył winę. Jeżeli strofowany uchyla się od
swego usprawiedliwienia i trwa w swym błędzie lub grzechu, należy
poprosić dwóch albo trzech braci, nie uprzedzonych do niego, dla wysłuchania
sprawy i udzielenia rady prowadzącym rozprawę. (Mogą oni być
starszymi lub nie, lecz ich starszeństwo nie powinno dodawać
sprawie mocy lub znaczenia, z wyjątkiem, jeżeli posiadaliby
dojrzały sąd i gdyby wpływ ich był większy.) Na
jednogłośną decyzję tego komitetu powinny zgodzić
się obydwie strony i sprawa ma być całkowicie zakończona.
Poprawa lub zadośćuczynienie powinno, o ile możności,
nastąpić prędko. Gdyby, który z tych, co pierwszy prowadził
sprawę, trwał w błędnym postępowaniu, ten, który
zrobił początkowe oskarżenie, lub ci, co powołani byli
do komitetu, albo nawet wszyscy razem, mogą wtedy, (lecz nie wcześniej)
skorzystać ze swojego przywileju i wnieść sprawę przed
zgromadzenie, to jest Kościół. Stąd jest widocznym, że
starsi nie mają być sędziami członków; przesłuchy
i sąd były pozostawione miejscowemu zgromadzeniu, czyli Kościołowi.
Gdy już dwa (powyżej wzmiankowane) przedwstępne
kroki były powzięte i starsi posiadali poświadczone fakta,
obowiązkiem ich jest zwołać ogólne zebranie zgromadzenia,
czyli poświęconych, jako sąd - dla wysłuchania sprawy
we wszystkich jej szczegółach i wydania decyzji w imieniu i z poważaniem
dla Głowy Kościoła. Sprawa powinna być tak jasną,
a postępowanie z oskarżonym tak wspaniałomyślne,
że wyrok powinien być jednomyślny, lub prawie, że
takim. Tym sposobem pokój i jedność zgromadzenia byłyby
zachowane. Skrucha z tego powodu jest możliwa nawet przed wydaniem
wyroku Kościoła. Owszem skrucha i poprawa stanowią właściwy
cel każdego kroku takiego postępowania - pozyskania winnego,
karanie zaś wcale nie jest na celu. Kara nie należy do nas, lecz
do Boga: "Mnie pomsta, a Ja oddam, mówi Pan." (Rzym. 12:19).
Gdyby winny okazał w jakimkolwiek stopniu żal podczas
prowadzenia sprawy, powinno to być dla tych, co posiadają ducha
Bożego, powodem do dziękczynienia i radości - i tacy tylko
mają być członkami ciała Chrystusowego - Rzym. 8:9.
Nawet gdyby winny wzbraniał poddać się uchwale całego
zgromadzenia, nie można nań nakładać kary. Cóż
wtedy? Zgromadzenie wtedy odmawia mu swej społeczności, nie uważając
go za brata (członka zgromadzenia). Tak, więc winny ma być
uważany "jako poganin i celnik" - Mat. 18:17.
Pod żadnym względem w sprawach takich upadki i wady
winnego nie powinny być ogłaszane publicznie, by przez to nie
stało się zgorszenie w Kościele, którego Głową
jest Chrystus. Nie powinno się mówić o nim pogardliwie nawet po
odłączeniu, podobnie jak nie szkalowalibyśmy ani lżyli
celników i pogan, jak również o nikim źle nie mówili, lecz
wszystkim czynili dobrze (Tytus 3:2; Gal. 6:10). Miłość
jest to przymiot, który wymaga absolutnego posłuszeństwa dla
tych dwóch ostatnich wymagań dla "wszystkich". O ile więcej
miłości wymagać będzie, aby "brat", współczłonek
Kościoła, Ciała Chrystusowego, nie tylko nie był
pokrzywdzony przez złe i fałszywe wieści o nim, lecz nad
to, aby jego wady lub grzechy były starannie zakryte nie tylko przed
tym bezwzględnym światem, ale także przed "Domownikami
Wiary", a nawet przed Kościołem - aż do ostatniej
chwili, kiedy okaże się niezbędna potrzeba "powiedzenia
Kościołowi". W każdym razie duch miłości
pozwoli mieć nadzieję, że ten, który pobłądził,
działał w stanie niepoczytalności i prosić będzie
Boga o mądrość i łaskę, aby mógł odwrócić
grzesznika od błędnej drogi jego, a tym sposobem, (jeżeli
możebne), zachować duszę od śmierci - Jak. 5:20.
Gdyby Duch Święty, duch miłości, mógł
mieszkać w każdym członku Kościoła obficie, wtedy
słuchanie oszczerczych wieści o kimkolwiek, a szczególnie o
swoim współczłonku, sprawiłoby mu cierpienie, usunęłoby
to więcej niż połowę nieporozumień. Ani nie byłoby
przy zastosowaniu powyższej procedury, zaznaczonej przez Pana, częstych
sądów kościelnych, lecz raczej usunęłaby powody do
nienawiści, wpoiłaby poszanowanie dla sądu Kościoła,
jako sądu Bożego i głosu Kościoła słuchanoby
i poważano. Co więcej, gdyby panował porządek i miłość,
to każdy pilnowałby samego siebie, a nie usiłowałby
gromić swego brata, naprawiać lub oddawać sprawę w ręce
komitetu lub Kościoła, chyba, że sprawa byłaby
wielkiej wagi i tyczyłaby się jego samego, Kościoła i
Prawdy.
Bez zaprzeczenia, większość kłopotów w
zgromadzeniach (jak i w towarzystwach i rodzinach) pochodzi nie z
żądzy czynienia źle, choćby nawet i nieumyślnego,
lecz z nieporozumień i po części z opacznego tłumaczenia
zamiarów i pobudek. Język jest główną przyczyną złego,
dlatego też duch zdrowego rozsądku zaleca czuwanie nad wargami,
jak również nad sercem, z którego pochodzą złe myśli.
Nowe Stworzenie - Kościół - posiada ścisłe wskazówki
swego Pana i Głowy w tej ważnej sprawie. Jego duch miłości
ma napełniać ich serca, skoro udają się sami, w
zaufaniu do osoby, oskarżonej, aby uprzednio nie porozumiewali się
ze sobą i nie rozmawiali z nikim, nie przychodzą oni, aby osobie
tej robić wymówki z powodu jej postępowania, lub łajać,
lub w inny sposób karać, lecz aby dopomóc do zaprzestania złego
i jeżeli możebne wynagrodzenia szkody poprzednio wyrządzonej.
Opowiadanie innym o błędzie tak przed, jak i po sprawie, jest
rzeczą niedobrą, pozbawioną miłości - sprzeciwia
się Słowu i Duchowi naszej Głowy. Nawet przy zasięganiu
rady, nie należy w takich razach o tej sprawie mówić: my mamy
radę Pańską i powinniśmy iść za nią. W
sprawie szczególnie ważnej, należy najmędrszych ze
starszych pytać o radę względem całego przebiegu
sprawy, przez przypuszczenie i nie ujawniać rzeczywistego stanu
rzeczy, ani osoby winnego.
Bez względu na to, czy postępujący błędnie
wysłucha, lub uchyli się od wysłuchania, od przyznania się,
należy poprzestać na osobistym zwróceniu się do niego,
chyba, że sprawa jest wielkiej wagi. Lecz jeżeli sądzić
można, że drugi krok jest konieczny, nie należy dawać
objaśnienia o sprawie tym, którzy są zaproszeni na naradę,
zanim nie zgromadzą się oni w obecności oskarżyciela i
oskarżonego. Tym sposobem uniknie się oszczerczej mowy, komitet
z braci przystąpi do sprawy nieuprzedzony, i prędzej będzie
mógł mądrze radzić stronom obydwóm, ponieważ wina może
być po obydwu stronach, a nawet całkowicie po stronie oskarżyciela,
w każdym razie przez tak słuszny sposób postępowania oskarżony
będzie przychylnie usposobiony i daleko więcej okaże się
skłonnym do poddania się decyzji radnych na wypadek, jeżeli
uznają oni sprawę jego również za złą. Lecz bez
względu na to, czy poczytywany przez komitet za winnego, zgodzi się
z ich decyzją, czy nie, cała sprawa jest jeszcze ściśle
prywatną i nawet wzmianki o niej nie wolno czynić przed nikim,
dopóki uznana za dostatecznie ważną nie będzie wniesiona
przed zgromadzenie i doprowadzona do końca. Wtedy pierwszy raz staje
się ona własnością zgromadzenia i stosownie do ich uświęcenia
nie będą oni pragnąć mówić do nikogo o ułomnościach
i grzechach innych więcej, niż to potrzeba. Prowadzenie dochodzeń
przez sąd zgromadzenia spoczywa na każdym z osobna, stąd każdy
sam musi rozpoznać sprawiedliwość wyroku. Kara wyłączenia
ze społeczności ma na celu naprawę ku sprawiedliwości
i jest przypisaną przez Boga. Ma ona służyć Kościołowi
za tarczę przez wyłączenie tych, którzy postępują
nieporządnie, nie według ducha miłości. Wyłączenia
tego nie należy uważać za wyłączenie na zawsze,
lecz tylko dopóki uznany winnym nie rozpozna i nie zrozumie swoich błędów,
i w miarę możności nie da zadośćuczynienia.
SKARGI
PRZECIWKO STARSZYM
"Przeciwko starszemu nie przyjmuj skargi, chyba za dwoma albo
trzema świadkami" - 1 Tym. 5:19.
Apostoł w tym oświadczeniu rozpoznaje dwie zasady:, 1)
że starszy już był uznany przez zgromadzenie, jako posiadający
dobry i szlachetny charakter, jako szczególnie gorliwy dla Prawdy i
oddany Bogu; 2) takie jednostki, ze względu na ich wybitne
stanowisko w zgromadzeniu, byłyby ze szczególnych powodów narażane
na ataki przeciwników - z powodu zazdrości, podstępu, nienawiści
i współzawodnictwa ze strony niektórych, jak to nawet nasz Pan
przestrzegał: "Nie dziwujcie się, jeśli was świat
nienawidzi" - 1 Jana 3:13 - "Wiedzcie, że mnie pierwej, niżeli
was miał w nienawiści" - Jan 15:18. "Jeślić
gospodarza Belzebubem nazywali, o ile więcej domowników jego nazywać
będą" - Mat. 10:25. Im więcej wiary i zdolności
brat posiada i im więcej naśladuje swego Mistrza, tym można
być pewniejszym, że będzie miał jako nieprzyjaciół,
nie tylko szatana i jego posłańców, lecz tych wszystkich, których
szatan zdoła zwieść i na złą drogę wprowadzić.
Te powody powinny ręczyć za starszego przed obmową
ze strony każdego, o ile z drugiej strony życie jego byłoby
bez nagany. Co do wieści i pogłosek, to nie powinno się na
nie wcale zwracać uwagi, ponieważ żaden prawdziwy współpracownik,
znając przepisy Pańskie (Mat. 18:15), nie rozszerzałby pogłosek
lub dawał wiarę tym, którzy lekceważyli przepisy Mistrza.
Oskarżyciele, chcąc, aby im zupełnie wierzono, powinny być
świadkami. Nawet gdyby dwóch lub więcej świadków
wniosło oskarżenie, sprawa powinna być wysłuchaną
w sposób nie inny, jak wyżej określony. Każdy, podnoszący
zarzut przeciw starszemu, gdy osobista z nim rozmowa nie poskutkowała,
powinien wziąć ze sobą dwóch albo trzech innych, którzyby
w ten sposób stali się świadkami tego uporu. Wówczas sprawa ta,
nie będąc jeszcze naprawioną, mogłaby być, przez
którego ze starszych, lub, kogo innego wniesioną przed Kościół
itd.
Rzeczywiście, wymaganie odnoszące się do wszystkich
braci, by oskarżenie podtrzymane było przez dwóch albo trzech
świadków, pozwala przypuszczać, że Apostoł domagał
się jedynie, aby starszy miał wszelkie prawa i przywileje, jakie
zagwarantowane są każdemu z braci. Być może, że
niektórzy skłonni byli mniemać, że odkąd starszy
musiał posiadać dobre imię nie tylko w Kościele, lecz
u obcych, powinien był ze względu na swoje wpływowe
stanowisko być stawiony przed sądem z powodu najbłachszych
obwinień. Lecz słowa Apostoła pod tym względem wykazują,
że starsi mają te same prawa, co i inni.
Ta sprawa świadków powinna być głęboko wyryta
w umyśle każdego Nowego Stworzenia. Co niektórzy twierdzą,
iż wiedzą i co w sposób oszczerczy opowiadają, nie powinno
się temu nie tylko wierzyć, ale nie powinno nawet słuchać.
Jeżeli dwóch albo trzech, idąc za wskazówkami Pana, wniosą
oskarżenie przed zgromadzenie - nie zaocznie lub oszczerczo, nawet
wtedy nie powinno znaleźć wiary; lecz kiedy przyjdzie czas właściwy
dla wysłuchania tej sprawy przez zgromadzenie - wysłuchania
stron obydwu, w obecności każdej z nich, wtedy nastąpi w
imieniu Bożym decyzja i napomnienie, wyrażone w ten sposób, aby
pomogło winnemu powrócić na drogę sprawiedliwości,
nie zaś, aby pogrążyć go w "ciemności zewnętrzne".
UROJONE
POWOŁANIE DO GŁOSZENIA SŁOWA BOŻEGO
Wielu twierdzi, że zostali przez Boga powołani do głoszenia
Ewangelii; być może, iż także powiedzą, że
nigdy nie wiedzieli, dlaczego; albo, że wiedzą, iż nie
posiadają szczególnych zdolności do służby, albo,
że okoliczności, jak się zdaje, stawały im na
przeszkodzie, aby odpowiedzieć powołaniu. Badając tę
sprawę odnośnie do natury "powołania", okazuje się,
że było ono jedynie wyobraźnią albo urojeniem. Ktoś
w pewnym czasie swych doświadczeń (może zanim stał się
chrześcijaninem w ogóle), doznał wrażenia, że
powinien poświęcić się Bogu i służbie Jego i
najwyższy ideał służby Bożej powziął na
podstawie znajomości nominalnego kościoła, wyobrażonego
przez kaznodziejów, których słuchała jego rodzina. Inny uczuwał
w sobie pragnienie wyróżnienia się przez noszenie odmiennego
ubioru, otrzymywanie szacunku, tytułu i pensji kaznodziei, choćby
drugo lub trzeciorzędnego? Mógłby także znaleźć
się i taki, który zbyt dużo myśląc o sobie, wyobrażałby
sobie, że tak, jak apostołowie, którzy byli "nieuczonymi i
prostakami", to możebne, że i jego Bóg specjalnie wybrał,
uwzględniając jego brak zdolności i nauki. Chociaż Bóg
uwzględnił wielu i dał możność, by
sprawowali dzieło Boże, to jednak nie znaczy, aby to pozwalało
na urzeczywistnienie się ich ambitnych pragnień opacznie tłumaczonych,
jakoby był powołanym do głoszenia Ewangelii.
Jak już zaznaczono, każdy członek Nowego Stworzenia
powołany jest do głoszenia Słowa Bożego; nie
dla dogodzenia swoim ambicjom i imaginacjom, lecz przez Słowo, które
wzywa wszystkich, którzy nie na próżno przyjęli łaskę
Bożą, aby "opowiadali cnoty Tego, który was powołał
z ciemności ku dziwnej swojej światłości" - 1
Piotra 2:9. To powołanie obejmuje, przeto wszystkich posiadających
ducha Prawdy - tak mężczyzn jak i niewiasty, niewolników i
wolnych, bogatych i biednych, wykształconych i niewykształconych
- rasy ludzi czarnych, brunatnych, czerwonych, żółtych lub białych.
Jakiegoż więcej potrzeba nam polecenia, jak to: "A włożył
w usta moje pieśń nową", a nawet "wszystkie litości
Jehowy" - Ps. 40:3; 107:43.
Prawda, że Bóg szczególnie wybrał i osobliwie
powołał dwunastu apostołów do szczególnej pracy, prawda również,
iż tak dalece jak lud Jego będzie słuchał słów
Jego, On "ułoży członki, każdy z nich z osobna w
ciele" (1 Kor. 12:18), według swego upodobania - niektórych do
jednych posług, drugich do innych, "każdemu według
przemożenia jego" (Mat. 25:15). Lecz jasno On wykazuje, że
wielu będzie starało się naznaczyć samych
siebie jako nauczycieli; że obowiązkiem Kościoła jest
zwracać się ustawicznie ku Chrystusowi, jako Głowie i
Przewodnikowi, nie zaś schlebiać i popierać ambitnych braci;
że lekceważenie tego obowiązku będzie oznaczało
lekceważenie Jego słów, a przez to brak miłości i posłuszeństwa;
że napewno będzie to szkodą duchową tak zgromadzenia,
jak i samozwańczych nauczycieli.
Prawo Boże w tym przedmiocie jest jasno wykazane:, "Kto
się wywyższa, poniżony będzie i kto się poniża,
wywyższony będzie" (Łuk. 14:11). Kościół ma
słuchać tego prawa, tej woli Ducha we wszystkich sprawach, w których
będzie się starał znać i słuchać swego Pana.
Bóg wywyższy tylko tego, którego gorliwość, głęboka
wiara i cierpliwa wytrwałość w czynieniu dobrze ujawniła
się w rzeczach małych. "Kto wierny jest w małym, i w
wielu wierny jest" (Łuk. 16:10). "Nad małem byłeś
wierny, nad wielem cię postanowię" (Mat. 25:21,23).
Sposobności do osiągnięcia zaszczytów zawsze jest dosyć.
Kto chce, nie potrzebuje czekać na sposobność służenia
Bogu, Prawdzie i braciom, lecz zacząć od niższych posług,
którymi pyszni pogardzają i lekceważą, oglądając
się za urzędami bardziej zaszczytnymi z punktu widzenia ludzi.
Wierni będą radować się z każdej posługi, i
tacy będą mieli coraz więcej sposobności do usługiwania.
Taka, więc wola Boża okazaną jest przez mądrość
pochodzącą z góry, którą każdy członek Nowego
Stworzenia powinien naśladować - zwłaszcza przy głosowaniu,
podnoszeniu ręki, jako członek Ciała Chrystusowego, dla
wyrażenia woli Głowy.
Brat szukający chwały swojej, choćby był i
zdolny, powinien być pominięty; raczej powinien być wybrany
na starszego brat mniej zdolny, lecz pokornego ducha. Tego rodzaju
strofowanie byłoby korzystnym dla wszystkich, nawet gdyby udzielający
jej nie przytoczył wcale pobudki do tego. W razie gdyby starszy był
zdolnym, lecz okazywał ducha dyktatorskiego, lub uważałby
siebie wyższym ponad zgromadzenie i chciałby być odrębnym,
lub uważałby, iż posiada prawo od Boga do nauczania niezależne
od zgromadzenia, tj. od Kościoła, a zatem byłoby to nie
tylko przysługą, ale i obowiązkiem naznaczyć go na
mniej zaszczytne stanowisko, albo usunąć go od wszelkich szczególnych
posług, dopóki nie przyjmie tej łagodnej nagany i nie uwolni się
z sideł przeciwnika.
Wszyscy powinni pamiętać, że ambicja,
podobnie jak i inne władze umysłowe, konieczną jest w kościele,
jak i w świecie; lecz, że w Nowym Stworzeniu powinna ona
pochodzić nie z pobudek samolubnych, aby się stać wielkim i
wybitnym, lecz być ambicją z miłości służenia
Bogu i Jego ludowi, choćby nawet najniższym. Wszyscy wiemy, jak
pycha doprowadziła szatana do upadku - z tego, który posiadał
łaskę Bożą i służył Bogu, stał się
wrogiem swego Stwórcy i przeciwnikiem wszystkich Jego sprawiedliwych zarządzeń.
Podobnie wszyscy ci, co przyjmują jego sposób postępowania, mówiąc:
"wstąpię na niebo nad gwiazdy Boże (postawię się
nad innych synów Bożych) ... będę równy Najwyższemu
(rządcą między nimi, przywłaszczycielem Boskiej
zwierzchności bez Boskiego ustanowienia, i przeciw Boskim rozporządzeniom)"
- ci napewno przez Boga będą zgromieni i odrzuceni. Wpływ
takich, podobnie jak szatana, napewno będzie szkodliwym. Jak szatan
byłby niepewnym nauczycielem, tak również wszyscy posiadający
jego usposobienie, napewno odwodziliby od światła a prowadzili
do ciemności, ponieważ nie mają właściwego
usposobienia, aby otrzymać światłość i być
krzewicielami tejże wśród innych.
Jeżeli tedy brat, jaki uważa napewno, że powołany
jest do piastowania urzędu publicznego kaznodziei, chociaż nie
został upoważniony do tego stosownie do obowiązujących
przepisów; jeżeli skłonny jest do narzucania się
zgromadzeniu, chociaż nie pożąda go ono jednomyślnie;
albo będąc wybrany przewodniczącym lub starszym, chce
miejsce to dla siebie zatrzymać, sądząc, że ma do tego
prawo bez zwykłego głosowania ze strony zgromadzenia, albo
żąda od czasu do czasu przedłużenia swego urzędu,
wtedy można stanowczo powiedzieć, że albo taki brat nie
pojmuje istoty rzeczy, albo też szukając swego wywyższenia
nie nadaje się do żadnej służby. W każdym razie
byłoby najstosowniejszym zaprowadzić zmianę przy następnych
wyborach; a jak już było o tym wspomniane, że
najodpowiedniejszym czasem byłaby pierwsza niedziela roku, pół
roku, lub kwartału, jako najłatwiejsze do zapamiętania.
"NAPOMINAJCIE
NIEPORZĄDNYCH"
"A prosimy was, bracia, napominajcie nieporządnych,
pocieszajcie trwożliwych, podtrzymajcie słabych, cierpliwymi bądźcie
względem wszystkich. Patrzcie, aby nikt nikomu złem za złe
nie oddawał, ale zawsze gońcie za tem, co jest dobre i dla was
wzajemnie i dla wszystkich" - 1 Tes. 5:14,15.
To napomnienie nie dotyczy starszych, lecz cały Kościół,
włączając starszych. Poświadcza ono fakt, że
chociaż cały Kościół, jako Nowe Stworzenie w
Chrystusie Jezusie jest w Nim doskonały, to jednak każdy i
wszyscy posiadają swoje niedoskonałości pod względem
ciała; pokazuje ono dalej to, o czym wszyscy wiemy, mianowicie,
że są różnice w stopniach i rodzajach naszych niedoskonałości
cielesnych, tak, że podobnie jak różne usposobienia dzieci
ziemskiej rodziny wymagają różnego postępowania z nimi
rodziców, o wiele większe w rodzinie Bożej są różnice,
wymagające szczególniejszych względów jeden dla drugiego.
Dopatrywanie się niedoskonałości u innych i krytykowanie
ich przynosiłoby wielką krzywdę nam samym; uprawiając,
bowiem w sercach naszych usposobienie do upatrywania wad w innych, bylibyśmy
skorzy do wytykania wad i niedoskonałości drugich i może w
równej mierze skłonni do przeoczania wad swoich własnych. Takie
krytykowanie jest zupełnie obce duchowi i celowi napominania Apostoła.
Jest ono skierowane ku tym, którzy otrzymali ducha Prawdy, ducha uświęcenia,
ducha pokory i miłości. Tacy, o ile wzrastają w łaskach
Ducha, będą lękali się upadku i krytykowali głównie
swoje własne wady, podczas gdy ich miłość ku innym będzie
powodem, że w sercu wiele im będą przebaczać i pobłażać,
o ile to możebne. Lecz gdy ten duch miłości właściwie
pobłaża urazom i słabościom braci, to powinni jednak
czuwać, aby uczynić im dobrze nie przez sprzeczki, kłótnie,
spory, strofowanie, nagany i obmawianie jeden drugiego, lecz w sposób, który
pochwaliłaby Złota Reguła Miłości. Z łagodnością,
delikatnością, cierpliwością, wytrwałością
należy starać się o wzajemne pobłażanie swych słabości,
i jednocześnie dopomagać sobie do pozbycia się ich, przy
czym każdy ma pamiętać o pewnych własnych niedoskonałościach.
Niepostępujących według prawa nie należy
pocieszać i podtrzymywać i zachęcać w ich złym
postępowaniu, lecz grzecznie i z miłością napominać,
że Bóg jest Bogiem porządku, i stosownie do tego jak wzrastamy
w podobieństwie i łasce, musimy praw porządku przestrzegać.
Powinni oni być napominani, że nic tak nie odbiega od Boskiego
porządku jak anarchia (bezrząd), i skoro nawet ludzie świeccy
uznają zasadę, że najgorsza forma rządu lepszą
jest niż anarchia, to jest bezrząd, to tym więcej taką
samą zasadę w Kościele powinien uznawać lud Boży,
który otrzymał ducha zdrowego rozsądku - Ducha Świętego;
i Apostoł napomina nas abyśmy ulegali sobie wzajemnie dla dobra
ogólnej sprawy Bożej. Gdybyśmy byli wszyscy doskonali i doskonałym
byłby sąd nasz o woli Bożej, myślelibyśmy wszyscy
jednakowo - nie byłoby wtedy szczególnej potrzeby ulegania sobie;
lecz nasze sądy się różnią, koniecznym jest mieć
wzgląd na sposób widzenia i sąd innych, i starać się
poświęcić coś na korzyść ogólnego pokoju, a
nawet poświęcić wszystko dla zachowania jedności Ducha,
w związce pokoju w Ciele Chrystusowym, z wyjątkiem jeżeliby
przez to miały być pogwałcone zasadnicze Boże prawa.
Niesforni albo nieporządni nie są być może całkowicie
winni za swoje postępowanie. Wielu ludzi urodziło się już
ze złymi skłonnościami w sprawach życiowych. Nieporządek,
przeto stanowi część ich ułomności, do której
należy się odnosić ze współczuciem, grzecznie, lecz
pomimo to nie należy pozwalać wyrządzać krzywdy Kościołowi
Bożemu, stać na przeszkodzie jego użyteczności,
zapobiegać jego współdziałaniu w badaniu i służeniu
Prawdzie. Nie jest to wolą Bożą, aby lud Boży posiadał
taką łagodność, która przy postępowaniu z
nieporządnymi przeszłaby w słabość. Grzecznie z
miłością, lecz stanowczo należy wskazać na to,
że porządek jest szanowany przez tych, którzy mają zmysł
Boży; i byłoby to grzechem, gdyby zgromadzenie jednemu, dwóm
lub więcej członkom pozwalało gwałcić urządzenia
Boskie, jakie wyrażone są w Słowie Bożym i ogólnie
zrozumiane przez zgromadzenie, z którym on ma społeczność.
NAPOMINANIE
NIE NALEŻY DO WSZYSTKICH
Byłoby jednak wielkim błędem przypuszczać,
że Apostoł w swej ogólnej mowie do Kościoła miał
na myśli to, że każdy członek zgromadzenia ma prawo
czynić takie napomnienia. Napominać mądrze, skutecznie,
jest rzeczywiście bardzo delikatną sprawą i bardzo niewielu
posiada do tego zdolności. Przez wybór starszych ze strony
zgromadzenia, należy rozumieć wybór z liczby tych, którzy są
najwięcej duchowo rozwinięci w połączeniu z
naturalnymi zdolnościami, aby mogli być wybrani
przedstawicielami zgromadzenia, nie tylko pod względem prowadzenia
zebrań, itp., ale i utrzymania porządku podczas posiedzeń i
napominania niesfornych, mądrze, łagodnie, stanowczo. Że
taką jest myśl Apostoła, jasno jest pokazane w dwóch
poprzednich wierszach, w których mówi:
"Prosimy was, bracia, abyście poznali tych, którzy
pracują między wami i którzy są przełożonymi
waszemi w Panu i napominają was, abyście ich jak najbardziej miłowali
dla ich pracy. Pokój też zachowajcie między sobą" - 1 Tes. 5:12,13.
Jeżeli rzeczywiście starano się poznać Boską
mądrość i właściwie kierowano się nią
przy wybieraniu starszych zgromadzenia, to wynika, że tym sposobem
wybrani byli wysoko cenieni; wobec tego, że nowicjusze nie mają
być wybierani, wynika, że słudzy zborowi wybrani zostali
dla swoich zasług, ponieważ bracia zauważyli, że
posiadali oni w znacznej mierze ducha miłości, mądrości
i łagodności, obok pewnych naturalnych darów i zdolności
do pełnienia takiej służby. Słowa Apostoła "pokój
też zachowajcie między sobą" znaczą, że
zgromadzenie wybrawszy starszych jako swoich przedstawicieli, spodziewa się,
że powierzone obowiązki będą wypełniali, nie ma
zaś znaczyć, aby mogli przywłaszczać sobie prawo do
strofowania i napominania. Poprzednio było już pokazane, że
lud Boży nie powinien sądzić jeden drugiego, lecz tylko
zgromadzenie, jako całość, może wykluczyć kogoś
ze społeczności i pozbawić przywilejów zebrania. A to może
nastąpić, jak widzieliśmy, tylko po zastosowaniu różnych
zabiegów prywatnych, i kiedy już wszystkie usiłowania
naprawienia zła okażą się bezskuteczne, i sprawy
zgromadzenia w ogóle są poważnie zagrożone przez złe
postępowanie winnego. Lecz w słowach swych Apostoł upomina
nas, że zgromadzenie powinno znać, to jest rozpoznać, wglądać
w postępowanie tych, których wybrało jako swych przedstawicieli,
i spodziewać się od nich, iż będą czuwać nad
dobrem zgromadzenia i upominać postępujących nagannie dopóty,
dopóki sprawa nie stanie się dość poważną, aby
należało wnieść ją przed zgromadzenie, jako sąd.
PUBLICZNE
NAPOMINANIA NIE POWINNY BYĆ CZĘSTE
Napominanie to mogłoby być zrobione w pewnych razach
jawnie wobec zgromadzenia; taką myśl poddaje Apostoł
Tymoteuszowi: "A tych, którzy grzeszą, strofuj przed wszystkimi
(publicznie), aby i drudzy bojaźń mieli" (1 Tym. 5:20). Aby
można strofować publicznie grzech, koniecznie musi on być jawny
i ciężki. Z powodu jakiegokolwiek uchybienia przepisom porządku,
starsi w imię prawa miłości powinni uważnie "przypatrywać
się jeden drugiemu ku pobudzaniu się do miłości i
dobrych uczynków". Mając to na uwadze, przekonaliby się,
że słowa wypowiedziane na osobności, więcej
prawdopodobnie oddziałałyby na daną jednostkę, aniżeli
publiczne strofowanie, które mogłoby ciąć, ranić lub
stać się szkodliwym dla jej czułej natury, kiedy zadawanie
ran byłoby zupełnie niepotrzebnym, gdzie miłość
nadawałaby sprawie inny kierunek. Lecz gdyby nawet starszy miał
strofować publicznie przewinienie ważnej wagi, należałoby
to uczynić nie mniej z miłością i z pragnieniem, ażeby
upomniany mógł się poprawić i być pozyskany z
powrotem, nie zaś by gardzić nim i odrzucić go. Nie wchodzi
tu również w zakres czynności starszego strofować kogoś
aż do wyłączenia go od przywilejów, jakie zgromadzenie
daje. Do napominania w tym stopniu, jak już widzieliśmy, ma
prawo tylko Kościół, jako całość i to po zupełnym
zbadaniu sprawy, w której oskarżony ma zupełną sposobność
obrony lub naprawy swego postępowania i otrzymania przebaczenia.
Zgromadzenie - Kościół - czyli poświęceni Bogu jako
całość, jest przedstawicielem według wyrażenia
woli Bożej, starsi są przedstawicielami jedynie zgromadzenia. Kościół,
przeto, nie starsi, stanowią sąd, ostatnią instancję
we wszystkich podobnych sprawach; z tego powodu postępowanie
starszego podlega rozważeniu lub poprawkom całego zgromadzenia,
podług zgodnego pojmowania woli Bożej.
Kiedy rozważamy tę sprawę, to możemy na chwilę
w tym miejscu przerwać, aby dowiedzieć się, jak daleko
zgromadzenie ma prawo wykonywać obowiązek napominania nieporządnych
pośrednio, lub bezpośrednio, albo przez starszych, a w razie,
czego wyłączenia ich ze zgromadzenia. Przypuśćmy,
że brat, który zawinił przeciwko bratu albo całemu
zgromadzeniu, powraca i mówi: "Żałuję swego
poprzedniego postępowania i przyrzekam starać się jak najwięcej
czynić dobrze na przyszłość", lub coś w tym
rodzaju - takiemu bratu mamy przebaczyć zupełnie, chętnie i
tak szczerze, jak mamy nadzieję, że Bóg przebaczy winy
wszystkich. Nikt, tylko Bóg ma władzę, czyli moc wyłączenia
kogoś na zawsze, ma moc odciąć gałązkę od
latorośli. W 1 Liście Jana 5:16 mamy powiedziane, że jest
grzech śmiertelny, grzech na śmierć, za którym byłoby
bezpożytecznym modlić się; należy się spodziewać,
że taki rozmyślny grzech, który w ten sposób sprowadziłby
karę wtórej śmierci, byłby tak widoczny, tak szkaradny,
że łatwo byłby poznany przez pozostających w społeczności
z Panem. Nie powinniśmy sądzić kogoś za to, co czuje w
sercu, ponieważ serca jego nie znamy i czytać nie możemy;
lecz jeżeli popełni rozmyślny grzech na śmierć,
to ujawni się on na zewnątrz - przez jego usta i jeżeli to
są przestępstwa dotyczące doktryn, zaprzeczające ważności
odkupienia, lub dotyczące niemoralnego prowadzenia się, to jest,
gdyby powrócili do postępowania według ciała, jak napisano,
że "wróciła się świnia umyta do walania się
w błocie" (2 Piotra 2:22). To odnosi się do tych, o których
wspomniano w liście do Żydów 6:4-8; 10:26-31 - Apostoł
przestrzega nas, abyśmy z takimi nie mieli nic do czynienia, z nimi
nie jadali, ani nie przyjmowali w swych domach, ani nie pozdrawiali ich (2
Jana 9-11); tacy, bowiem, którzy by utrzymywali z nimi łączność,
uważani by byli, jako okazujący się nieprzyjaciółmi
Bożymi, biorącymi udział w złych uczynkach, naukach,
lub jakkolwiek miałaby się sprawa.
Co się tyczy takich, którzy postępują "nieporządnie",
przepisy względem nich znacznie się różnią. Brat lub
siostra wyłączeni, nie powinni być uważani za
nieprzyjaciół, lecz jako brat, który zbłądził; jak
Apostoł zaznacza w tym samym liście:, "Jeżeli kto jest
nieposłuszny słowu naszemu w tym liście [jeżeli byłby
niesfornym, nie chciał poddać się rozumnym i szlachetnym
przepisom porządku tego], naznaczcie go i nie łączcie się
z nim, aby się zawstydził, wszakże nie miejcie go za
nieprzyjaciela, ale napominajcie jako brata" (2 Tes. 3:14,15). Takie
publiczne sprzeciwienie się przepisom zaznaczonym przez Apostoła
i występowanie przeciwko prawdziwym zasadom, powinno być
zganione przez zgromadzenie, które może zadecydować, czy postępujący
w ten sposób brat potrzebuje odpowiedniego napomnienia. Jeżeli
jednak nie zgadza się na tak rozumne słowa, pochodzące od
Boga a wspomniane przez Apostoła, powinien być uważany jako
postępujący wbrew przepisom Bożym i nie powinien mieć
więcej łączności z braćmi, dopóki nie uzna tych
rozumnych przepisów za słuszne wymagania. Na ulicy nie powinien być
pomijany, lecz traktowany grzecznie; wyłączenie powinno być
jedynie w pozbawieniu udziału w przywilejach zgromadzenia i
braterskiej społeczności, która jest szczególnym przywilejem
wiernych. Myśl ta zawiera się w słowach Jezusa: "Niech
ci będzie jako poganin i celnik". Nasz Pan nie rozumiał,
abyśmy krzywdę czynili poganinowi lub celnikowi, ani obeszli się
z nim niegrzecznie, lecz jedynie abyśmy nie mieli z nimi tej społeczności,
co z braćmi, nie starali się pozyskać ich zaufania, ani też,
jako Nowe Stworzenia darzyć ich zaufaniem. Domownicy wiary mają
być związani i połączeni ściśle wzajemną
miłością i sympatią, okazywaną w różny sposób
na zewnątrz. Będąc wyłączony ze społeczności
z braćmi, taki brat cierpi moralnie, dopóki nie zmieni sposobu swego
postępowania i nie uczuje potrzeby poprawy, iżby mógł powrócić
do społeczności dawnej. Wierzymy, iż między członkami
Ciała Chrystusowego powinny panować ciepło, serdeczność
i miłość braterska.
"POCIESZAJCIE
TRWOŻLIWYCH"
Rozbierając w dalszym ciągu słowa Apostoła
zacytowane przez nas, zaznaczamy, iż zadaniem Kościoła jest
pocieszać bojaźliwych. Zauważyliśmy, że
otrzymanie Ducha Świętego nie przekształca naszych śmiertelnych
ciał do tego stopnia, aby nieudolności ich były całkowicie
przezwyciężone. Są ludzie o słabych zdolnościach
umysłowych, jak również inni o słabych ciałach, i każdemu
należy okazać współczucie z powodu jego słabości.
Nie należy oczekiwać, aby słabe umysły miały być
uleczone w cudowny sposób; ani też, dlatego, że nie mogą
ogarnąć umysłem planu Boskiego w całym jego rozmiarze,
by z tego powodu nie stanowiły części Ciała
Chrystusowego. Przeciwnie, jak Bóg nie szuka dla swego Kościoła
jedynie tych, którzy są doskonale rozwinięci fizycznie, silnych
i zdrowych, tak podobnie nie szuka wyłącznie tych, którzy
posiadają tęgi umysł i zdolni są rozumować i
roztrząsać nawskroć wszystkie szczegóły i zarysy
Boskiego planu. Znajdą się w zgromadzeniu tacy, którzy będą
do tego stopnia uzdolnieni, lecz inni są słabszego umysłu i
nie posiadają nawet średnich zdolności. Jaką pociechę
dać im powinniśmy? Odpowiadamy, iż starsi przedstawiający
Prawdę, jak i całe zgromadzenie powinni pocieszać takich,
nie koniecznie przez wykazywanie ich wad i przebaczanie takowych, lecz
pocieszać w ogóle, nie oczekując, aby wszyscy członkowie
rodziny Bożej posiadali ten sam stopień doskonałości i
rozumnego sądu o rzeczach. Nikt nie ma prawa utrzymywać, iż
obdarzeni takimi ułomnościami, przez to samo nie należą
do Ciała Chrystusowego.
Jeżeli na nowo wnikniemy w treść tego, co czytamy:
"Pocieszajcie trwożliwych", nauka stąd dla nas ta sama.
Niektórym z natury brak odwagi do walki z przeciwnościami, i chociaż
mają jak najlepsze chęci, nie mogą w tym samym stopniu, co
inni, należący do zgromadzenia, "zmacniać się w
Panu", ani "bojować dobry bój wiary". Bóg jednak
widzi napewno ich chęci i zamiary, że chcą być odważnymi
i wiernymi - w podobny sposób powinni postępować i bracia, o
ile chcą otrzymać stopień zwycięzców.
Wszyscy powinni wiedzieć, że Bóg sądzi lud Swój
podług serca jego, i jeżeli ci słabego umysłu lub słabego
serca posiadali dość rozumu i dobrej woli, aby zrozumieć
podstawy Boskiego planu odkupienia przez Jezusa Chrystusa i ich własnego
usprawiedliwienia przed Bogiem przez wiarę w Odkupiciela, i jeżeli
na tej podstawie wszystko poświęcili Panu, należy postępować
z nimi pod każdym względem w ten sposób, aby mogli odczuwać,
iż są zupełnie i całkowicie członkami Ciała
Chrystusowego, należy również mieć na uwadze, że ci,
chociaż nie mogą tłumaczyć lub zrozumieć
wszystkich szczegółów Boskiego planu i stać w jego obronie tak
odważnie jak inni, nie mają być jednak uważani za
takich, którzy nie mogą być przyjęci przez Pana. Takich
należy zachęcać, aby poświęcali się na służbę
Bożą odpowiednio do swych zdolności na chwałę
Pana i błogosławieństwo Jego ludu, pocieszać tą
myślą, że wszyscy trwający w Chrystusie, uprawiający
owoce Jego Ducha, postępujący Jego śladami ofiarowania się,
będą mieli nowe ciała obdarzone doskonałą zdolnością,
w których wszyscy członkowie będą zdolni poznawać tak,
jak oni są poznawani - a tymczasem Bóg upewnia nas, iż o tyle
więcej moc Jego ujawnia się w naszych słabościach.
"PODTRZYMUJCIE
SŁABYCH"
Z powyższego możemy wnioskować, że w
zgromadzeniu jedni są mniej zdolni niż drudzy; nie słabsi
jedynie pod względem fizycznym, lecz słabi duchowo - w tym
znaczeniu, że mają organizm skażony, jako Nowe Stworzenie,
napotykają na większe trudności w wzrastaniu i rozwijaniu
się duchowo. Tacy nie mają być odrzuceni od zgromadzenia,
lecz przeciwnie, powinniśmy zrozumieć, że jeżeli Bóg
uznał ich za godnych, aby poznali Jego łaskę, to może
On sprawić, iż zostaną zwycięzcami przez Tego, który
nas umiłował i odkupił swą drogocenną krwią.
Należy ich podtrzymać takimi obietnicami, jakie znajdujemy w Piśmie
Świętym, w tej nadziei, iż chociaż słabi sami w
sobie możemy być mocni przez Pana i siłę Jego mocy,
powierzając Mu wszystkie nasze troski, i za pomocą wiary
otrzymując Jego łaski. W chwilach słabości i pokus spełni
się obietnica: "Dosyć masz na łasce mojej, albowiem
moc moja wykonywa się w słabości" (2 Kor. 12:9). Całe
zgromadzenie może okazać pomoc w tym pocieszeniu i
podtrzymywaniu, chociaż rozumie się, starsi mają szczególne
polecenie i odpowiedzialność w stosunku do takich, ponieważ
są oni wybrani, jako przedstawiciele Kościoła, a stąd
i Pana. Apostoł Paweł, mówiąc o różnych członkach
ciała i wspomniawszy o pasterzach i nauczycielach, mówi również
o pomocnikach (1 Kor. 12:28). Widocznie życzeniem Pana byłoby,
aby każdy członek zgromadzenia starał się zająć
w swej pracy takie stanowisko, aby nie tylko dopomagał starszym,
wybranym jako przedstawiciele Kościoła, lecz również, aby
wszyscy dopomagali sobie wzajemnie, czyniąc dobrze według możności
wszystkim w ogóle, lecz szczególnie domownikom wiary.
"CIERPLIWYMI
BĄDŹCIE WZGLĘDEM WSZYSTKICH"
Zgodnie z tym napomnieniem zachowania cierpliwości we
wzajemnych stosunkach pod każdym względem, Nowe Stworzenia zauważą,
że nie tylko uczą się właściwie postępować
ze swymi współbraćmi, lecz, że pielęgnują w
sobie jedną z najwspanialszych łask Ducha Świętego -
cierpliwość. Cierpliwość jest to łaska Ducha, która
we wszystkich sprawach życiowych musi być zachowaną tak
względem tych, co nie należą do zgromadzenia, jak i tych,
co do niego należą, i powinniśmy pamiętać, że
cały świat ma prawo żądać od nas cierpliwości.
Rozumiemy to tylko wówczas, gdy dobrze pojmujemy stan wzdychającego
stworzenia, objawiony przez Pismo Święte. W tym widzimy historię
upadku i jego szkodliwe skutki dla wszystkich, w tym widzimy Bożą
cierpliwość względem grzeszników i zadziwiającą
miłość w ich odkupieniu i w zamiarach, postanowionych nie
tylko dla błogosławienia i podźwignięcia swego Kościoła
z błota i strasznego padołu grzechu i śmierci, lecz widzimy
również wspaniały plan dla całej ludzkości. Widzimy również,
na jakie trudności napotyka ludzkość, łudzona przez
naszego przeciwnika "boga tego świata", który obecnie zaślepia
ją i zwodzi - 2 Kor. 4:4.
Świadomość tego powinna niezawodnie udzielić
nam cierpliwości. A jeżeli mamy cierpliwość względem
świata, o ile więcej powinniśmy być cierpliwi względem
tych, którzy za pomocą łaski Bożej, pod warunkiem
przebaczenia w Chrystusie Jezusie, zostali przyjęci do Jego rodziny i
teraz usiłują wstępować w Jego ślady. Jakąż
miłościwą i jak wytrwałą powinna być
cierpliwość względem współuczniów, którzy są
członkami ciała Chrystusowego! W istocie nic nam nie pozostaje,
jak mieć cierpliwość względem nich; i bez wątpienia
nasz Pan i Mistrz szczególnie ganiłby i strofował brak
cierpliwości z naszej strony względem kogokolwiek z takich. Prócz
tego wobec teraźniejszego ucisku, niedoskonałości i walki
ze światem, ciałem i szatanem, należy, abyśmy
zachowali wielką cierpliwość względem samych siebie.
Jeżeli nauczymy się cenić powyższe prawdy, będzie
to dla nas pomocą, abyśmy byli więcej cierpliwymi względem
wszystkich.
"PATRZCIE,
ABY NIKT NIKOMU ZŁEM ZA ZŁE NIE ODDAWAŁ"
Jest to więcej, aniżeli osobista rada; jest to polecenie
dane Kościołowi, jako całości i stosujące się
do każdego zgromadzenia ludu Bożego. Naprowadza ono na wniosek,
że jeżeli kto z domowników wiary jest skłonny oddawać
wet za wet, mścić się nie tylko na braciach-członkach,
ale i na innych, to Kościół nie brałby udziału w
takich sprawach, tylko jako wtrącająca się strona w czyjeś
sprawy przez zwracanie uwagi na tego rodzaju stan rzeczy. Jest to obowiązkiem
Kościoła, by na to zwracał uwagę. "Patrzcie, aby
kto złem za złe, komu nie oddawał", znaczy zwrócić
wagę na to, aby wśród braci zachowany był duch właściwy.
Jeżeliby, przeto dowiedzieli się starsi o podobnym wypadku, mającym
łączność z powyższym poleceniem, obowiązkiem
ich dać bratu lub siostrze łagodne napomnienie odnośnie do
Słowa Bożego; a jeśli nie usłuchają, obowiązani
są wnieść sprawę przed zgromadzenie itd. Tkwi w tym również
polecenie, aby zgromadzenie zwróciło uwagę na niewłaściwe
postępowanie którejkolwiek strony. W ten sposób powinniśmy nie
tylko zwracać na siebie uwagę. lecz pilnować się
wzajemnie, z oględną dbałością, aby nikt nie postępował
źle, lecz uważać, aby każdy czynił to, co jest
dobre. Powinniśmy z radością wskazywać i polecać
wszelkie drogi prawego postępowania, tak osobiście, jako też
jako zgromadzenie ludu Bożego. Postępując według
polecenia Apostoła, możemy radować się zawsze i słusznie.
Przy takiej wzajemnej pomocy miłość w ciele Chrystusowym
zwiększy się i będzie ono coraz więcej uzdalniać
się, do współdziedzictwa z Nim w Królestwie.
"PRZYPATRUJMY
SIĘ JEDNI DRUGIM KU POBUDZANIU SIĘ DO MIŁOŚCI
I
DO DOBRYCH UCZYNKÓW"
---
Żyd. 10:24 ---
Jak piękna i pełna miłości myśl wyrażona
jest tutaj. Podczas gdy są tacy, co przypatrują się swym
towarzyszom, by znaleźć ich błędy i zniechęcać
ich, lub w samolubnych celach wykorzystać ich wady, Nowe Stworzenie
powinno postępować przeciwnie: starannie badać skłonności
wzajemne w tym celu, by uniknąć tych słów, lub czynu, które
by niepotrzebnie mogły zranić, podniecić lub rozgniewać,
lecz aby pobudzać się do miłości i dobrego postępowania.
I dlaczego nie? Czy stan, w jakim znajduje się świat cały,
ciało i szatan, nie pobudza do zawiści, samolubstwa, nienawiści
i zazdrości, czy nie jest wielką pobudką do grzeszenia myślą,
słowem i uczynkiem? Czy wtedy Nowe Stworzenia Ciała
Chrystusowego nie powinny powstrzymywać się od takiego postępowania,
które pobudza gniew tak względem siebie, jak i innych, zamiast,
przeciwnie, pobudzać i zachęcać do miłości i
dobrych uczynków? Nie ulega wątpliwości, że jak to, tak i
każde napomnienie Słowa Bożego jest słuszne i pożyteczne.
WZAJEMNE
ZGROMADZANIE SIĘ
"Nie opuszczając społecznego zgromadzenia naszego,
jako niektórzy obyczaj mają, ale napominając jedni drugich, a
to tem więcej, czem więcej widzicie, iż się on dzień
przybliża" - Żyd. 10:25.
Rozkaz Pański dany przez Apostoła, zgadza się
najzupełniej z jego własnymi słowami: "Albowiem gdzie
są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem w pośrodku
ich" (Mat. 18:20). Cel tych zgromadzeń wskazany jest jasno;
odbywają się one w celu postępowania naprzód w sprawach
duchowych; dają sposobność do pobudzania się do coraz
większej miłości względem Boga i siebie i do częstszych
dobrych uczynków pod każdym względem, które byłyby
uwielbieniem Ojca naszego, błogosławieństwem braterstwa i
które czyniłoby dobrze wszystkim, w miarę możności.
Jeżeli znajdzie się taki, co mówi: "Ja miłuję
Boga", a jednak nienawidzi brata swego (1 Jana 4:20) nie wiedząc,
co mówi i zwodząc samego siebie, podobnie, wierzymy, mylą się
ci, którzy mówią: "Ja pragnę być z Panem, radować
się Jego błogosławieństwem i społecznością
z Nim", a tymczasem zaniedbują sposobności zgromadzania się
z braćmi i nie mają przyjemności znajdować się w
ich towarzystwie i utrzymywać z nimi przyjaźni.
W naturze ludzkiej leży, że każda istota ludzka musi
szukać jakiegoś towarzystwa; a doświadczenie stwierdza
prawdziwość przysłowia, że "swój do swego lgnie".
Jeżeli przeto nie cenimy obcowania z duchowo myślącymi, nie
pożądamy go i nie zabiegamy o nie, jeżeli nie staramy się
mieć lepszej pod tym względem sposobności, aby się nią
cieszyć, możemy być pewni, iż to źle świadczy
o naszym duchowym stanie. Człowiek w ogóle rad przebywać z ludźmi
i znajdować się w ich towarzystwie, snuć plany i wprowadzać
je w czyn wraz z tymi, którzy z nim do jednego stowarzyszenia należą;
tak, co do rozrywek lub spraw materialnych, pomimo że światowe
nadzieje i plany bardzo ograniczone posiadają znaczenie wobec nader
wielkich i kosztownych nadziei Nowego Stworzenia. Chociaż umysły
nasze odnowione przez Ducha Świętego i przeistoczone, to jednak
nasze pragnienie obcowania z ludźmi nie ginie, lecz otrzymuje inny
kierunek; wtedy dla społeczności otwiera się rozległe
pole, aby czynić badania i z upodobaniem prowadzić rozmowy o
skutkach grzechu i wzdychającym stworzeniu (ludzkości) tak w
przeszłości jak i obecnie; o Boskim planie odkupienia i zbliżającym
się wybawieniu wzdychającego stworzenia; o naszym wielkim powołaniu,
do współdziedzictwa z Panem; o rzeczach świadczących, iż
nasze wyzwolenie zbliża się itd. Co za obfite pole do myślenia,
studiowania przyjacielstwa i współżycia.
Nic dziwnego, więc, gdy mówimy, że ci, którzy nie
oceniają korzyści łączenia się z drugimi dla
rozważania powyższych rzeczy, są pod pewnymi względami
chorzy duchowo, bez względu na to, czy domyślają się,
w jakim znajdują się stanie, czy też nie. Być może,
iż są oni dotknięci pewnym rodzajem pychy lub zarozumiałości,
i z tego powodu mówią: Ja nie potrzebuję schodzić się
z innymi, aby się uczyć; ja mogę na osobności uczyć
się od Pana w swym domu i On uczyć mnie będzie oddzielnie
rzeczy głębszych i więcej duchowych. Wielu dotkniętych
tym duchowym samolubstwem uważa się za lepszych od innych braci
i sądzi, że działaliby wbrew zwyczajowi i sposobom, określonym
w Słowie Bożym, chcąc służyć w sposób
odmienny, jedynie, dlatego, że myślą o sobie więcej niż
powinni i ponieważ żądają tego. Tacy bracia winni pamiętać,
że żadna obietnica błogosławieństwa nie jest ich
udziałem, dopóki tak czują i postępują. Przeciwnie,
"Bóg się pysznym sprzeciwia, ale pokornym łaskę daje"
(Jakub 4:6). Pan błogosławi tych, którzy słuchają i
zachowują Jego przepisy, mówiąc:, "Jeśli Mnie miłujecie,
przykazania Moje zachowajcie" (Jan 14:15). Ci, którzy są
prawego serca, uważają za dostateczne, iż Pan zlecił
nam schodzić się w Jego imieniu i że obiecał udzielić
błogosławieństwa nawet tak małej liczbie, jak dwóm
albo trzem, o ile będą Mu posłuszni, że Kościół
przedstawia Jego ciało i powinien rozwijać się pomyślnie
"podług skuteczności stosownej do każdego członka"
(Efez. 4:16) i budować się wzajemnie we wszystkich łaskach
i owocach Ducha. Zdarza się często, że postępowanie
takie nie pochodzi z duchowego egoizmu, lecz z powodu lekceważenia Słowa
Bożego i polegania na ludzkim sposobie wyrozumienia w przypuszczeniu,
że obietnica "będą wszyscy wyuczeni od Boga" (Jan
6:45) oznacza nauczanie osobiste, oddzielnie od drugich. Takiemu
przypuszczeniu przeciwne są zwyczaje apostołów, ich nauki i doświadczenie
ludu Bożego.
Z drugiej jednak strony, nie powinniśmy dbać jedynie o
liczbę i wystawność, lub o popularność, lecz mamy
pamiętać, że Pańska obietnica błogosławieństwa
odnosi się do "dwóch lub trzech" i znów napomina Apostoł
do "społecznego zgromadzenia naszego". Ani Pan, ani apostołowie
nie wpajają w nas ducha sekciarskiego, kiedy mówią, że
zgromadzenia nie powinny być zgromadzeniami światowymi, lecz
zgromadzeniami chrześcijańskimi, zgromadzeniami tych, którzy
znają łaskę Bożą i przyjęli ją przez
zupełne oddanie się Bogu i Jego służbie. Ludzi światowych
nie należy przynaglać do przychodzenia na te zebrania. Oni nie są
z was, tak jak wy "ze świata nie jesteście"; gdyby zaś
pociągnęła ich muzyka lub inne powody, duch przykazania
Boskiego byłby zatracony, gdzie, bowiem przewyższałyby
światowość i pragnienie, aby pociągnąć jak
najwięcej ludzi światowych, tam właściwe zamiary
zebrania minęłyby się ze swym celem. Właściwy cel
wyjaśnia Pismo Święte: "budujcie się na najświętszej
wierze waszej", "budujcie jeden drugiego", "pobudzajcie
się do miłości i do dobrych uczynków" - Juda 20; 1
Tes. 5:11; Żyd. 10:24.
Ludzie źli niech się zgromadzają, jeżeli chcą;
ludzie moralni również niech zgromadzają się z podobnymi
sobie; i posiadający Ducha Bożego niechaj zgromadzają się
i postępują naprzód dla wzajemnego budowania się stosownie
do Słowa Pańskiego. Jeżeli jednak zaniedbują tego,
niech wina za przykre następstwa nie spada na Głowę Kościoła,
ani też na wiernych apostołów, którzy dobitnie wskazali właściwy
sposób postępowania i przykładem swym dowiedli jak postępować
należy.
To nie znaczy również, że dla obcych wstęp na
zebrania Kościoła jest wzbroniony, o ile w dostateczny sposób
interesują się Prawdą, mają chęć przyjść
i "widzieć wasz porządek", otrzymać błogosławieństwo
z przysłuchiwania się waszym rozmowom i napominaniom ku dobrym
uczynkom, słuchać wykładów o Boskich obietnicach itp. Wyraźnie
zaznacza to Apostoł w 1 Liście do Koryntian 14:24. Mamy tu na myśli,
że "zgromadzenie nasze" nie jest zgromadzeniem niewierzących,
które ustawicznie czyni zabiegi, aby poruszyć serca grzeszników.
Ludzie światowi powinni mieć wolność przychodzenia na
zebrania, lecz należy pozostawić ich w spokoju, by mogli widzieć
porządek i miłość wśród poświęconych
Panu, by tym sposobem mając tylko częściowe wyrozumienie,
ich postępowanie mogło być strofowane przez poznanie ducha
świątobliwości i czystości w Kościele, i uznać
swe błędne przekonania, widząc, jaki panuje między
ludem Bożym porządek i zgoda przy rozpoznawaniu Prawdy. Porównaj:
1 Kor. 14:23-26.
To prowadzi nas do zastanawiania się w ogóle nad:
CHARAKTEREM
ZEBRAŃ LUDU BOŻEGO
Spostrzegamy przede wszystkim, że tak w danej sprawie, jak i
innych, lud Boży nie podlega żelaznym prawom i przepisom, ma on
swobodę przystosowania się do zmiennych warunków kraju i czasu,
ćwiczenia ducha zdrowego rozsądku, szukania mądrości
pochodzącej z góry i wykazania, o ile osiągnął
podobieństwo Boże, będąc posłusznym Prawu miłości.
Można mieć pewność, że to Prawo miłości
spowoduje nas do zachowania umiarkowania i oględności przy
wprowadzaniu pewnych zmian w zwyczajach pierwotnego Kościoła;
napewno wiemy, że będzie się ono wahało zaprowadzić
zasadnicze zmiany, chyba, że uzna to za konieczność, a
nawet wtedy będzie się starało postępować według
ducha napomnienia, przepisów i zwyczajów pierwotnego Kościoła.
W pierwotnym Kościele przykładem są apostołowie,
jako specjalni nauczyciele. Mamy przykład starszych sprawujących
pracę pasterską, ewangeliczną i prorokowanie, czyli
publiczne głoszenie Słowa Bożego; a z jednego zwłaszcza
wyjaśnienia danego w 1 Liście do Koryntian w rozdziale 14, możemy
sądzić, że każdy członek zgromadzenia był
zachęcany przez apostołów do rozwijania w sobie jakiejkolwiek
posiadanej zdolności lub daru, w celu wielbienia Pana i służenia
braciom, by tym sposobem rozwijać doskonałość w samym
sobie i wzrastając w mocy Bożej i Prawdzie, pomagać innym i
na odwrót otrzymywać pomoc od innych. Sposób zbierania się
apostołów nie mógłby być w zupełności i w
szczegółach zastosowany dzisiaj z powodu owych "darów Ducha",
chwilowo udzielonych pierwotnemu Kościołowi dla przekonywania
innych, jak również dla osobistego zachęcania się w tym
czasie, kiedy bez tych darów byłoby niemożebnym dla ówczesnych
wiernych budować się lub otrzymywać do pewnego stopnia
korzyści. Pomimo to, z tego pierwszego zwyczaju zaświadczonego
przez Apostoła, możemy wynieść pewną cenną i
owocną naukę, z której mogą korzystać małe
zgromadzenia ludu Bożego, stosownie do okoliczności.
Głównym owocnym skutkiem jest nauka wzajemnego wspomagania się
- "budując jeden drugiego na najświętszej wierze".
Nie było w zwyczaju, aby jeden lub nawet kilku starszych głosili
Słowo Boże stale, ani próbowano by sami mieli sprawować
napominania i utwierdzenia. Było zwyczajem, że każdy członek
zgromadzenia sprawował powierzony mu obowiązek; urzędy
starszych były ważniejsze ze względu na ich zdolności
i dary. Możemy stąd wnosić, że takie zarządzenie
byłoby owocnym i sprowadzałoby błogosławieństwo
nie tylko dla pełniących obowiązki, lecz również dla
wszystkich uczestników. Któż, bowiem nie wie, że najmniej
uczony, lub nawet najgorszy mówca, jeśli będzie miał serce
pełne miłości ku Panu i z poświęceniem się,
że taki może nasunąć myśli, które będą
"drogocennymi" dla wszystkich, którzy będą je słyszeć?
Rodzaj zebrań przytoczony tu przez Apostoła był widocznie
wzorem większości zebrań prowadzonych przez pierwotny Kościół.
Z opisu widzimy, że były to zebrania urozmaicone, podczas których,
gdybyśmy chcieli je zastosować do naszych czasów, to jeden mógłby
napominać, drugi wykładać, inny odmówić modlitwę,
inny jeszcze zażądać odśpiewania hymnu lub odczytania
jakiegoś wierszu, co stosowałoby się do okoliczności i
przedmiotu rozbieranego podczas zebrania. Tym sposobem Pan Bóg może
użyć pojedynczo i wszystkich członków zgromadzenia we
wzajemnym napominaniu i budowaniu się.
Nie sądzimy, aby w pierwotnym Kościele nie było zwykłych
kazań. Przeciwnie widzimy, że dokądkolwiek udawali się
apostołowie, uważani byli jako szczególnie uzdolnieni tłumacze
Słowa Bożego; prawdopodobnie byli oni tylko krótki czas i być
może wygłaszali podczas swego pobytu wszystkie mowy, chociaż
nie wątpimy, że miały miejsce i inne również wspólne
zebrania dostępne dla wszystkich. W podobny sposób jak Apostołowie,
głosili bez wątpienia Słowo Boże i inni, którzy
apostołami nie byli, jak na przykład: Barnaba, Tymoteusz,
Apollo, Tytus itd.; a tę samą wolność posiadali i inni,
którzy jej nadużywali i wywierali wpływ wielce szkodliwy, jak
Hymeneusz, Filetus i inni - 2 Tym. 2:17.
Gdzie Bóg nie wydał określonego prawa, byłoby
niestosownym, aby ktokolwiek z nas je stanowił. Przypuszczamy
jednakowoż, że są pewne duchowe potrzeby Kościoła
wymagające posługiwania, jako to:
1) Przepisy są konieczne tak względem spraw odnoszących
się do proroctw, jak nauk moralnych i rozwijania w sobie przymiotów
chrześcijańskich.
2) Z powodu mniej lub więcej różnych sposobów
przemawiania, i z powodu mniejszych lub większych zdolności umysłowych
i różnych stopni pojmowania władzy duchowej, pożytecznym
jest, aby tak ci, którzy są niemowlętami w Chrystusie, jak i ci,
którzy otrzymali większe wyrozumienie i większą łaskę,
znaleźli sposobność ujawnienia swych wiadomości w
danej sprawie nabytych przez słuchanie lub czytanie, w tym celu, aby
jeśli ma błędne o tym pojęcie, mógł je naprawić
przez uwagi innych w tym przedmiocie.
3) Regularne zebrania powinny odbywać się często,
aby podczas nich każdy miał sposobność przedstawić
swoje, jakby mógł sądzić, odmienne pojmowanie prawdy, niż
te, ogólnie przyjęte i uznane przez zgromadzenie.
4) Doświadczenie uczy, że nie tylko zwykłe zebrania
są pożytecznymi dla ludu Bożego, ale gdy każdy członek
zgromadzenia ma możność wypowiedzenia swych uczuć, doświadczeń
i błogosławieństw otrzymanych od Boga i wyznać ustami
swoje poświęcenie się Panu.
DOKTRYNA
JESZCZE POTRZEBNĄ
Weźmy pod uwagę punkt pierwszy: żyjemy w czasie, gdy
nauka o zasadach wiary jest w ogóle wyszydzaną, i gdy bardzo wielu
jest tego zdania, że nauka i wiara nie mają żadnej wartości
wobec dobrych uczynków i moralności. Nie możemy się z tym
zgodzić, ponieważ wiemy, że nie zgadza się to zupełnie
ze Słowem Bożym, które stawia wiarę na pierwszym miejscu,
uczynki zaś na drugim. Jest to nasza wiara otrzymana od Boga i według
tej naszej wiary On nagrodzi nas, chociaż właściwie
oczekuje, że dobra wiara przyniesie tyle dobrych uczynków, ile
pozwolą słabości naszego ciała. Taką jest zasada
wiary na każdym miejscu w Piśmie Świętym zaznaczona:
"Bez wiary nie można podobać się Bogu", "Zwycięstwo,
które zwyciężyło świat, to wiara nasza" (Żyd.
11:6; 1 Jana 5:4). Nikt, przeto nie może być zwycięzcą,
chyba, że wierzy w Boga i w Jego obietnice; ażeby jednak wierzyć
w obietnice Boskie, należy je zrozumieć, ta zaś sposobność
i zdolność wzrastania mocnym w wierze będzie odpowiadała
zrozumieniu Boskiego Planu Wieków i połączonych z nim wielkich
i kosztownych obietnic. Dla tej przyczyny nauka - to jest różne
przepisy są ważne nie tylko dla umiejętności, którą
lud Boży ma posiadać i cieszyć się nią ponad
znajomość świata w sprawach tyczących się Boga,
lecz szczególnie z przyczyny wpływu, jaką ta umiejętność
będzie wywierała na wszystkie nasze nadzieje, pragnienia i postępowanie.
"A ktokolwiek ma tę nadzieję w nim, oczyszcza się"
(1 Jana 3:3), zaznacza Pismo Święte, i to zgadza się zupełnie
z poprzednimi oświadczeniami. Kto starałby się oczyszczać
samego siebie, udoskonalać swoje postępowanie, aby to uskutecznić,
musi zacząć od tego, co zaleca Pismo Święte, to jest
zacząć od serca i musi czynić postępy, a jako środka
do oczyszczania się używać Boskich obietnic. A to właśnie
oznacza zrozumienie nauki Chrystusowej.
Właściwym jest jednak, abyśmy pojmowali i odróżniali
naukę Chrystusa od nauki ludzkiej. Nauka Chrystusa jest ta, którą
On i Jego natchnieni apostołowie podali nam w Nowym Testamencie.
Doktryny ludzkie są wyrażane stosownie do wierzeń ludzkich,
z których wiele zupełnie i stanowczo stoi w sprzeczności z nauką
Boską, a wszystkie one stoją w sprzeczności z sobą. Prócz
tego, nie dosyć abyśmy raz jeden otrzymali naukę, ponieważ,
jak oświadcza Apostoł, iż te dary łaski Bożej
przebywają w słabych glinianych naczyniach, bardzo przeciekających;
gdy więc przestaniemy otrzymywać, przestaniemy posiadać; z
tego powodu koniecznym jest, abyśmy mieli "przykazanie za
przykazaniem, przepis za przepisem" (Izaj. 28:10) i abyśmy
nieustannie odnawiali i przeglądali nasze badania Boskiego planu wieków,
używając wszelkich pomocniczych środków, w jakich nas
Boska Opatrzność zaopatruje i starając się, o ile możności
być posłusznymi poleceniom Apostoła i być "nie
tylko słuchaczami zapamiętliwymi, ale czynicielami uczynku",
"czynicielami słowa" - Jakub 1:22-25.
Drugie nasze twierdzenie nie będzie może tak zaraz
ocenione, jak pierwsze. Wielu, jeżeli nie wszyscy, skłonni są
może myśleć, że ci, którzy mogą wyrazić
prawdę najjaśniej, najpłynniej, najdokładniej, powinni
jedynie być jej wyrazicielami, inni zaś powinni milczeć, słuchać
i uczyć się. Jest to rzeczą właściwą w wielu
razach. Bynajmniej nie zalecamy, aby ktokolwiek był dopuszczany do głoszenia
Słowa Bożego, lub uważany był za nauczyciela i brano słowa
takiego, jako naukę, gdy niezdolny jest do udzielania nauki lub jasno
nie rozumie Planu Boskiego. Wielka jednak zachodzi różnica pomiędzy
naznaczeniem takich do nauczania, przypuśćmy na starszych, a
odbywaniem się zebrań, na których wszyscy członkowie
Nowego Stworzenia mieliby sposobność pokrótce wypowiedzieć
się, lub uczynić zapytanie w tej myśli, że ich
zapytania, odpowiedzi, myśli, wątpliwości, lub wynurzenia
się nie stanowią jeszcze przekonań Kościoła, jako
zgromadzenia. Na takich zebraniach błędne przekonania mogłyby
być wyrażone w formie pytań, nie w zamiarze zaszczepiania
takich przekonań w innych, lub wprowadzeniu ich w wykonanie, lecz w
tym celu, by je poddać krytycznemu ocenieniu, jeżeli tego
potrzeba, lub, aby znalazły uznanie, o ile są godne pochwały.
Na taką jednak sposobność należy pozwolić tylko w
obecności kogoś, kto posiada dobrą znajomość
Prawdy, jest zdolny wykazać słuszność swych wierzeń
na podstawie Pisma Świętego, i dokładniej wskazać drogę
ku Panu. Pytanie, jaki pożytek mógłby z tego wyniknąć?
Odpowiadamy, iż często widzieliśmy korzyści, jakie się
z tego okazały. Często trudno jest, a niekiedy niemożebnym
przedstawić sprawy w sposób najprostszy i najwyraźniejszy. Również
nie wszystkie umysły, aczkolwiek szczere, mogą ująć
przedmiot równie jasno i tak samo go sobie tłumaczyć. Stąd
to pochodzi wartość pytań i rozmaitości przedstawień
tej samej sprawy, jak to wyjaśnione w przypowieściach naszego
Pana, przedstawiających przedmioty z rozmaitych punktów widzenia i
dostarczających bardziej całkowity i więcej harmonijny pogląd
na całość. Zauważyliśmy również, że słabe
i nieco nieudolne przedstawienie Prawdy może niekiedy przeniknąć
do niektórych umysłów, gdzie zdrowsze i logiczniejsze wyłuszczenie
nie odniosło skutku z powodu nieumiejętności mówcy
dostosowania się pod pewnymi względami do niższego poziomu
umysłowego i rozsądku słuchacza. Mamy radować się,
jeżeli Ewangelia opowiadaną jest i przyjmowaną jest przez
serca łaknące, w jaki bądź sposób, jak to wyjaśnia
Apostoł: "niektórzy Chrystusa opowiadają z sporu i próżnej
chwały". Możemy tylko radować się, jeżeli
niektórzy są przyprowadzeni do właściwej znajomości
Boga, chociaż nawet powinniśmy wielce żałować z
powodu niewłaściwych pobudek przedstawiania, lub jak w drugim
wypadku, z powodu niedoskonałego przedstawiania. Bóg, Prawda i
bracia są to ci, których kochamy i którym służyć
pragniemy; stąd też powinniśmy radować się
wszystkim, co przynosi pożądane rezultaty i powinniśmy
radować się wszystkim, co przynosi pożądane rezultaty
i powinniśmy nasze urządzenia uczynić takimi, aby nie stały
na przeszkodzie w tym, co uznajemy za rzeczywistość. To nie
znaczy, aby do opowiadania Ewangelii w Kościele należało
mianować nielogicznych i nieudolnych, ani też nie znaczy, abyśmy
wyobrażali sobie, że nielogiczne przedstawianie mogło być
w ogóle najskuteczniejsze. Zupełnie przeciwnie. Pomimo to nie
powinniśmy w całości ignorować tego, co widzimy,
że jest niekiedy przewodem błogosławieństwa dla niektórych
umysłów, a co było w zwyczaju w pierwotnym Kościele.
Na poparcie trzeciego naszego przedstawienia: bez względu na
ufność naszą, iż posiadamy Prawdy, niezawodnie nierozsądnym
byłoby dla nas nie dopuszczać do stawiania pytań i wyrażania
zdań przeciwnych i wykluczania zupełnie wszystkiego, co przez
przewodniczącego zgromadzenia, lub przez całe zgromadzenie mogłoby
być uważane za błędne. Jedno tylko ograniczenie
powinno być zrobione, to jest, by na zgromadzeniach Nowego Stworzenia
nie zastanawiać się nad sprawami świeckimi, nad światową
umiejętnością i wiedzą, lecz jedynie dla badania
Boskiego objawienia; i przy badaniu Bożego Słowa zgromadzenie
powinno na początku, na końcu i zawsze rozpoznawać różnicę
pomiędzy zasadniczymi podstawami nauki Chrystusowej, (której nikt
nie może zmienić lub pozwalać na to, aby była podawana
w wątpliwość) a badaniem głębokich rzeczy, które
jednak muszą być w zupełnej zgodzie z zasadniczymi
podstawami. Co do tych ostatnich, należy zawsze dać zupełną
sposobność, aby mogły być wysłuchane i powinny być
zwoływane zebrania, na których mogą być one wysłuchane.
Nie znaczy to jednak, aby to wysłuchiwanie miało się wciąż
powtarzać i aby komuś dozwolone było sprawiać
zamieszanie lub zrywać każde zebranie lub sprawę przez swój
ulubiony przedmiot. Niech jego ulubiony przedmiot będzie wysłuchany
i roztrząsany w stosownym czasie, w obecności niektórych
gruntownie doświadczonych w Prawdzie, i jeżeli byłby
odrzucony przez zgromadzenie jako niezgodny z Pismem Świętym, a
przedstawiający te myśli nie byłby przekonany, że myśl
ta nie zgadza się z Pismem Świętym, niech przynajmniej
powstrzyma się od poddawania tego przedmiotu pod uwagę
zgromadzenia przez dłuższy czas, przynajmniej przez rok, kiedy mógłby,
bez jakiejkolwiek niewłaściwości zażądać
powtórnego wysłuchania, które zgromadzenie mogłoby udzielić
lub też nie, stosownie do tego, czy rozważenie tej sprawy uważałoby
za rzecz godną, lub niegodną.
Kładziemy nacisk, że w podobnych razach możemy
napotkać dwa niebezpieczeństwa. Jedno niebezpieczeństwo to
wpaść w stan, który jak widzimy panuje w nominalnych Kościołach
Chrystianizmu, gdzie niemożebnym jest znaleźć dostęp
do ich uszu za pomocą ich regularnych zebrań kościelnych,
każda, bowiem droga zbliżenia się, jest starannie strzeżoną.
Drugie niebezpieczeństwo polega na tym, że osoba posiadająca
zapatrywania, które według jej mniemania są rozsądne, bez
względu na to, jakie one mogą być w rzeczywistości,
nigdy nie czułaby się zadowoloną, chyba, że byłaby
słusznie wysłuchaną, lecz ustawicznie narzucałaby się
z danym przedmiotem; gdyby była zaś należycie wysłuchaną,
choćby i nie przekonana o błędzie swego argumentu, zrozumiałaby
niewłaściwość narzucania takich przekonań tym, którzy
je wysłuchali i odrzucili.
Czwarte nasze przedstawienie: wzrost wiedzy może się
przyczynić do odwrócenia od pobożności - i dziwnym może
wydawać się to, że tak może być. Znajdujemy, iż
zdolności nasze są tak małe, czas nasz dla rzeczy
religijnych tak ograniczony, że usilna uwaga skierowana na jedne
rzeczy, może doprowadzić do spaczenia w innych kierunkach. Chrześcijanin
nie powinien być zupełnie głową bez serca, ani też
całkowicie sercem bez głowy. "Duch zdrowego rozsądku"
prowadzi nas do uprawiania wszystkich owoców i łask, które
uwydatniają i uzupełniają doskonały charakter. Dążenia
dzisiejsze we wszystkich sprawach mają przeciwny kierunek - wyszczególniania.
Jeden robotnik wykonuje jedną część roboty, drugi inną,
tak, że bardzo mało robotników rozumie rzemiosło w całości,
jak w czasach dawniejszych. Nowe Stworzenie powinno przeciwdziałać
tej dążności i musi odpowiednio "czynić proste
koleje dla nóg swoich", aby uprawiając jeden rodzaj łaski,
nie narazić się na niebezpieczeństwo z braku należytego
ćwiczenia innej, udzielonej przez Boga zdolności umysłowej
lub przywileju.
Przymioty pobożności znajdują się w całym
rodzaju ludzkim w większym lub mniejszym stopniu rozwoju. Te umysłowe
przymioty zowią się czcią i duchowością, a
przybierają sobie do pomocy sumienie, nadzieję, zgodę itp.
Jeżeli będą one zaniedbane to wynik będzie ten, że
zainteresowanie się i miłość ku Prawdzie zwyrodnieją;
tak, że zamiast by serca nasze skierowały się ku Bogu dla
większego ocenienia Jego miłości, i z większym
pragnieniem przypodobania się, umiłowania i służenia
Mu, to przekonamy się, że niższe przymioty będą
pozostawały ze sobą w sprzeczności, zajmując miejsce
przymiotów wyższych, a badania prowadzone będą w świetle
umysłowej filozofii, z którą łączy się
usposobienie do sprzeczek, ambicji, spór i próżna chwała. Nowe
Stworzenie, przeto powinno nie tylko mieć za zadanie zebrania,
modlitwy, wykłady i badania Pisma Świętego, modlitwę i
śpiewy pobożne, jako część każdego zebrania,
lecz sądzimy, że w dodatku powinno raz na tydzień urządzać
zebranie, połączone ze sposobnością wypowiadania
świadectw odnośnie do chrześcijańskich doświadczeń
- nie według pospolitego zwyczaju cofania się o rok, dwadzieścia
lub więcej, by mówić o pierwszym nawróceniu się, itd.,
lecz świadectwo, odnoszące się właściwie do stanu
serca w danej chwili i w ciągu tygodnia, jaki upłynął
od ostatniego zebrania podobnego rodzaju. Takie świadectwa na czasie
okazują się pomocne dla tych, którzy ich słuchają;
niekiedy zachęcają się powtórzeniem pomyślnych doświadczeń,
a niekiedy dodając sobie serca przez opowiadanie o próbach, trudnościach,
kłopotach itd., tym, bowiem sposobem poznają, że nie tylko
sami, ale także inni mają bolesne doświadczenia, a niekiedy
i usterki.
Tym sposobem mogą dokładniej poznać znaczenie słów
Apostoła: "Najmilsi! niech wam nie będzie rzeczą dziwną
ten ogień, który na was przychodzi ku doświadczeniu waszemu,
jakoby, co obcego na was przychodziło" (1 Piotra 4:12). Poznają
oni, że wszyscy, którzy są ludem Bożym, przechodzą próby
i trudności, i każdy w ten sposób uczy się sympatyzować
z drugimi; a w miarę wzrastania sympatii, wzrasta również duch
pomocy, duch miłości - Duch Święty. Na takich, śródtygodniowych
zebraniach byłoby korzystnym omawiać przedmiot podany na
poprzednim niedzielnym zebraniu; przedmiot taki, będąc w umysłach
braci, powinien natchnąć każdego do zwracania uwagi na
doznawane doświadczenia życiowe i zauważanie ich zwłaszcza
w stosunku do szczególnego przedmiotu w danym tygodniu. Bez wątpienia
każdy chrześcijanin posiada wielką ilość sposobności,
by zauważyć nauki i doświadczenia życia względem
rozmaitych spraw każdego tygodnia. Lecz większość, nie
myśląc, nie uważając, pozwala, aby te cenne lekcje
przechodziły obok nich niepoznane i uczą się głównie
przez większe i bardziej gorzkie doświadczenia życia tego,
czego mogliby się lepiej nauczyć przez baczenie na Pańskie
codzienne obcowanie z nimi przez Jego opatrzności.
Dla wyjaśnienia: przypuśćmy, że przedmiotem na
dany tydzień był "Pokój Boży" z tekstu: "A
pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, będzie strzegł
serc waszych" (Filip. 4:7). Każdy z braci powinien zauważyć
w ciągu tygodnia, w jakim stopniu słowa powyższe odnosiły
się do jego sprawy i co zdawało się przeszkadzać i
zapobiegać wprowadzeniu tego panującego pokoju, wnosząc
niepokój, niezadowolenie. Te doświadczenia i zaczerpnięta z
nich nauka, opowiedziane przez braci więcej lub mniej biegłych (mężczyzn
i niewiasty) wzajemnie sprowadzałyby uwagę nie tylko na ich własne
doświadczenia w ciągu pierwszej części tygodnia, lecz
w następnej części do ich własnych doświadczeń
dodałyby doświadczenia i naukę innych, powiększając
tym sposobem ich współczucia i przywodząc ich coraz więcej
do poznania piękności pokoju, w przeciwstawieniu do waśni -
do błogosławieństwa pokoju Bożego w sercu i wskazując,
w jaki sposób można posiadać ten pokój, nawet, gdy otoczeni
jesteśmy zgiełkiem, zamieszaniem lub zostajemy pośród
warunków sprawiających zmartwienie, a od nas niezależnych. Nabożny
charakter tych zebrań przyniesie większy pożytek. Kto najprędzej
spostrzega swoje własne wady i kto najgorliwiej stara się
wzrastać w łaskach Ducha Świętego, ten będzie najżarliwszym
w pobożności ku Panu, w swych pragnieniach podobania się mu,
aby coraz więcej stać się uczestnikiem Ducha Świętego.
Widocznym jest, że na tych zebraniach, jak i na wszystkich
innych, najwięcej dobra zdziałać można przez
zachowanie porządku; nie w tym stopniu, aby zabić ducha i wolność
zebrania, lecz w tej mierze, aby zachować najlepszą wolność
tegoż bez zaburzeń lub nieporządku, rządząc się
rozumnie, uprzejmie, łagodnie. Na przykład: charakter zebrania
powinien być zrozumiany najprzód a obowiązkiem przewodniczącego
byłoby utrzymać zebranie ze słuszną, łagodną
wyrozumiałością, aby szczególnie zamierzony cel tegoż
osiągnąć. Należy zrozumieć, że nie są
to zebrania stawiania pytań lub w ogóle dla prowadzenia rozpraw albo
głoszenia Ewangelii; że w tym celu przewidziane są inne
zebrania i ci, którzy sobie tego życzą, z przyjemnością
mogą w nich uczestniczyć, te zaś zebrania mają cel
ograniczony. Dla utrzymania tym sposobem właściwego celu
zebrania i aby uniknąć prywatnych rozpraw lub wzajemnych
odpowiedzi, jedynie tylko przewodniczący, wybrany jako przedstawiciel
całości, ma prawo do odpowiadania lub zwracania uwagi innym i
wtedy tylko, kiedy to jest koniecznym. Jest to jego obowiązkiem
dopilnować, aby jakie świadectwo nie było tak długie,
iżby było nudnym i odbierało innym sposobność do
wypowiadania się, i żeby zebranie nie przeciągnęło
się ponad czas słusznie określony. Wszystkie te rzeczy
przypadające w udziale przewodniczącemu, każą
wnioskować, że powinien być starszym zgromadzenia.
Nowicjusz, z niedostatecznym doświadczeniem, nawet przy najlepszych
zamiarach, mógłby być zbyt pobłażliwym lub za surowym
w zastosowaniu prawideł w danym wypadku; mógłby on zepsuć
zebranie przez bytnią łagodność lub obrazić,
jakiego poważnego brata lub siostrę przez nierozsądnie
wypowiedziane napomnienie przy zastosowaniu choćby właściwych
reguł. Co więcej, przewodniczącym takiego zebrania powinien
być Starszy, lub ktoś zdolny do piastowania urzędu
Starszego w Kościele, aby mógł posiadać dostateczną
znajomość Słowa Bożego, doświadczenie w łasce
i zdolności nauczania, by był zdolnym udzielić słowo
zachęty lub rady, czy też pomocy w odpowiedzi na rozmaite świadectwa,
jakie były przedstawione. "Bo słowo według czasu
wyrzeczonego, o jako jest dobre!" O ileż często daleko więcej
pomocnym, niż cały wykład w innych warunkach - Przyp.Sal.
15:23.
Aczkolwiek poprzednio wykazaliśmy rozmaite korzyści,
jakie powinny być przewidziane na zebraniach, opisaliśmy szczególnie
te ostatnie, które, nawiasem mówiąc, uważamy za najważniejsze
ze wszystkich: zebranie przynoszące największą pomoc w
rozwoju duchowym. Rzućmy teraz okiem na to, co mogłoby być
dobrym urządzeniem w stosunku do innych zebrań. Zebrania te różniłyby
się ze względu na okoliczności, warunki i liczbę
stanowiącą zgromadzenie - Kościół, ciało. Gdyby
liczba stanowiła 50 lub blisko tego, a niektórzy z tej liczby byliby
szczególnie uzdolnieni do publicznego przemawiania i jasnego wykładania
Prawdy, radzimy, że jedno kazanie w tygodniu byłoby w ogóle
korzystnym, szczególnie, jeżeli na zebranie mogliby być
zaproszeni przyjaciele, sąsiedzi lub inni. Lecz jeżeli opatrzność
zrządziła, że nie ma nikogo w zgromadzeniu, kto by był
szczególnie uzdolniony do zwięzłego, logicznego, rozumnego tłumaczenia
pewnych miejsc Pisma Świętego, sądzimy, iż byłoby
lepiej, gdyby nie próbowano tej formy zebrań, albo żeby
podzielić czas między kilku posiadających nieco uzdolnienia
do rozbierania przedmiotów Pisma Świętego, zwięźle;
temat niech pozostaje tematem, a bracia niech występują kolejno.
Albo tacy starsi mogliby się zmieniać: jeden w jedną
niedzielę, drugi w następną, lub dwóch w jedną
niedzielę, a dwóch w następną itd. Okazuje się,
że największa korzyść dla całego zgromadzenia
polega na prowadzeniu naprzód i daniu sposobności wszystkim braciom w
stosunku do ich zdolności, zawsze mając na uwadze, że
nie kwiecistość i wymowa, lecz pokora i wyrozumienie Prawdy są
najprzedniejszymi zasadami.
Lecz według naszego mniemania, najpoważniejszym i
najowocniejszym zebraniem, następnym po zebraniu wzajemnego budowania
się, jest to, w którym bierze udział całe zgromadzenie,
mając za przewodniczącego raz tego, drugi raz innego. Dla tych
zebrań może być wzięty pod dyskusję przedmiot lub
tekst z Pisma Świętego, a przewodniczący, przeglądnąwszy
naprzód dany przedmiot powinien starać się podzielić go między
braci wyznaczając im, o ile możebne, ich dział tydzień
naprzód, aby mogli przyjść na zebranie przygotowanymi robić
przedstawienia stosownie do specjalnie wydzielonego im przedmiotu. Tacy,
biorący głównie udział w rozbieraniu danego przedmiotu (może
być dwóch, sześciu albo więcej, stosownie do tego jak
wymagać może liczba osób zdolnych, wzrost zgromadzenia i ważność
przedmiotu), znajdą pomoc w Wykładach Pisma Świętego i
Strażnicach. Niech oni przedstawią rzecz we własnych słowach,
lub niech odszukają szczególnie wyjątki z Wykładów Pisma
Świętego, Strażnic itd., odpowiednio do przedmiotu, który
mogliby przeczytać łącznie z niektórymi stosownym uwagami.
Gdy zebranie zostało rozpoczęte modlitwą i śpiewem,
przewodniczący mógłby po kolei wywoływać przedmioty;
potem po przedstawieniu przez wyznaczonego mówcę tekstu wywodów
stosownie do przedmiotu, takowy powinien być przedstawiony wszystkim
zebranym do zadawania pytań i robienia uwag zgodnie lub w przeciwieństwie
do tego, co było już przedstawione przez przewodniczącego w
danym przedmiocie. Jeżeli zebrani nie okazują skłonności
do prowadzenia rozpraw i potrzebują zachęty, powinien to uczynić
przewodniczący przez umiejętne pytania. Tylko przewodniczący
powinien zwracać się do mówców lub odpowiadać albo
pogodzić ich oświadczenia, chociaż rozumie się, może
on powołać jakiegokolwiek mówcę do dalszego wyjaśnienia
swych twierdzeń lub ich słuszności. Mówcy powinni
skierowywać swe uwagi do przewodniczącego, lecz nigdy jeden do
drugiego; w ten sposób można uniknąć naruszania osobistości
i sprzeczek. Przewodniczący nie powinien brać żadnego
innego udziału prócz wyżej określonego, łącznie
z prowadzeniem dyskusji, lecz powinien być zdolny zebrać w jedno
te rozmaite opinie, streszczając w krótkości cały
przedmiot ze swego punktu zapatrywania przed zakończeniem zebrania
modlitwą i śpiewem.
Każdy punkt można przedyskutować, a każdy
przedmiot można dobrze rozważyć i zbadać, tak, że
będzie jasno zrozumiany przez wszystkich. Albo w niektórych więcej
zawiłych przedmiotach lepiej by było, aby przewodniczący
zsumował wszystkie poglądy i wyraził swój przy ukończeniu
rozbioru każdego przedmiotu. Dla dokładnego badania Słowa
Bożego nie znamy żadnego lepszego, aniżeli ten rodzaj zebrań.
My uważamy je jako o wiele korzystniejsze dla większości
zgromadzeń ludu Bożego, niż zwykłe kazanie.
Tego rodzaju zebranie zawiera w sobie wszystkie właściwe
cechy objęte w poprzednich sugestiach zanumerowanych 1, 2, i 3. Co się
tyczy punktu pierwszego, to ci, którzy mają wyznaczony udział
przewodniczących, mają sposobność ćwiczenia
jakichkolwiek posiadanych przez się zdolności. Co do drugiego
punktu, wszyscy mają sposobność brania udziału przez
zadawanie pytań, czynienie uwag, zabierając głos po każdym
z mówców w różnych sprawach. Trzeci punkt przy takim jak to
zebraniu, również ma zastosowanie, ponieważ przedmioty na każdy
tydzień powinny być postanawiane tydzień naprzód przez całe
zgromadzenie, a nie przez samego przewodniczącego.
Każdy uczestniczący na takie zebranie, powinien mieć
przywilej przedkładania swej kwestii lud przedmiotu, a duch miłości,
wzajemnej pomocy i rozwagi, powinien być taki, że wszystkie właściwe
przedmioty powinny być uprzejmie wysłuchane. W sprawie szczególnego
żądania jakiegoś przedmiotu, który zdawałby się
sprzeciwiać ogólnym poglądom zgromadzenia, chociaż byłby
on zupełnie w granicach podstawowych zasad Ewangelii, osoba
żądająca, aby jej przedmiot poddany był obradom,
powinna mieć wyznaczony właściwy czas dla przedłożenia
i powinna być głównym mówcą w tej sprawie; czas powinien
być o ile możności ograniczony, przypuśćmy mniej
lub więcej do 30-minut, stosownie do ważności przedmiotu i
zainteresowania się nim zebranych. Po przedłożeniu, kwestia
powinna być otwartą dla dyskusji przez innych członków
zebrania; zadający pytanie powinien mieć udzielonych kilka minut
na krótką odpowiedź przeciw czynionym przez drugich zarzutom, a
przewodniczący przy zamykaniu zebrania ma mieć ostatnie słowo.
Inny rodzaj zebrań, który okazał się bardzo
korzystnym przy badaniu Słowa Bożego, znany jest jako "badanie
Wykładów Pisma Świętego". Zebrania te nie są
jedynie w celu czytania, lecz systematycznego badania Boskiego planu we
wszystkich jego przejawach, szczegół po szczególe. Kilka tomów Wykładów
Pisma Świętego, traktując przedmioty w nieprzerwanym porządku,
stanowią (wraz z Biblią) podręczniki do tych badań
biblijnych; lecz aby te zebrania otrzymały korzyść,
koniecznym jest, by przewodniczący i zebrani jasno odróżniali
czytanie od badania. Co się tyczy samego czytania, to wszyscy
zgromadzeni mogą tak samo, a może i lepiej, czytać sami u
siebie w domu. Celem tych badań jest wziąć pewną część
każdego przedmiotu podług tego, jak jest przedstawiony w jednym
lub więcej paragrafach, przedyskutować ją najdokładniej
między sobą powołując się na odnośne ustępy
Pisma Świętego itd.; roztrząsając tę rzecz dokładnie
i skłaniając, o ile to możebne, każdego członka
zebrania do rozważnego wyrażenia swej myśli względem
każdego szczegółu, a potem przystępować do następnego
przedmiotu. Niektórym z tych zebrań badanie jednego tomu Wykładów
Pisma Świętego zabrało rok lub nawet dwa czasu. Było
w tym wielkie zainteresowanie i pożytek.
"KAŻDY
NIECH BĘDZIE DOBRZE UPEWNIONY W UMYŚLE SWOIM"
---
Rzym. 14:5 ---
Wszystkie logiczne umysły mają upodobanie w osiąganiu
decyzji, o ile możności, względem każdego
szczegółu Prawdy; a Apostoł oświadcza, że o to starać
się powinien dla samego siebie każdy członek Kościoła
- "w umyśle swoim". Lecz jest to pospolitym błędem
próbować tę osobiście dobrą regułę stosować
do zgromadzeń lub zebrań przy badaniu Pisma Świętego -
próbować zmusić, aby wszyscy zadecydowali to samo odnośnie
znaczenia Słowa Bożego. Właściwie powinniśmy
życzyć sobie, aby wszyscy mogli widzieć "oko w oko",
lecz nierozumnym jest oczekiwać tego, gdy wiemy, że wszyscy
odpadli od doskonałości nie tylko pod względem ciała,
lecz i umysłu, i że te zboczenia są w rozmaitych kierunkach,
jak to widzimy z rozmaitych kształtów głowy, jakie znaleźć
można w jakimkolwiek zgromadzeniu ludzi. Rozmaite rodzaje i stopnie
naszego wykształcenia są również ważnymi czynnikami,
które pomagają lub przeszkadzają w posiadaniu jedności
poglądu.
Lecz czyż Apostoł nie daje do zrozumienia, że
wszyscy powinniśmy myśleć o tych samych rzeczach? - i
że wszyscy będziemy nauczeni przez Boga tak, iż wszyscy będziemy
mieli ducha zdrowego rozsądku? - i że powinniśmy spodziewać
się wzrastać w łasce i znajomości, budując się
wzajemnie w najświętszej wierze?
Tak, wszystko to jest prawdą; lecz nie jest nadmienionym, iż
będzie to osiągnięte na jednym zebraniu. Lud Boży
posiada nie tylko różnie rozwinięte głowy i różni się
doświadczeniem lub wykształceniem, lecz w dodatku jako Nowe
Stworzenie różni się wiekiem i doświadczeniem - jedni są
jako niemowlęta, inni zaś jako młodzieńcy, zaś
jeszcze inni jako już dojrzali. Niech to nas, więc nie dziwi,
że niektórzy są powolniejsi w pojmowaniu od innych, a stąd
powolniej mogą być zupełnie przekonani w umysłach
swoich względem niektórych "głębokich rzeczy" Bożych.
Muszą oni sięgnąć do podstaw - że wszyscy
byli grzesznikami; że Jezus Chrystus, nasz Przewodnik, odkupił
nas przez Swą ofiarę, dokonaną na Kalwarii; że
znajdujemy się teraz w Szkole Chrystusowej, gdzie uczymy się i
przysposabiamy do Królestwa i służby dla Niego, i do szkoły
tej mają dostęp tylko ci, którzy wszystko poświęcili
dla Pana. O tych rzeczach wszyscy muszą wiedzieć, i zawsze i całkowicie
zgadzać się na nie, w przeciwnym razie nie moglibyśmy uznać
ich nawet jako braci-niemowląt w Nowym Stworzeniu; lecz wszyscy
potrzebujemy cierpliwości jeden względem drugiego, i wyrozumiałości
na słabości innych, poza tym należy posiadać miłość,
która pomnaża każdą łaskę Ducha Świętego,
w miarę jak dochodzimy do dojrzałości.
Wobec tego wszystkie pytania, wszystkie odpowiedzi, wszystkie uwagi,
powinny być dla wszystkich obecnych na zgromadzeniu (a nie dla kogoś
osobiście lub pewnej liczby) i należy przy tym zwracać się
z nimi do przewodniczącego, który jest przedstawicielem wszystkich,
z wyjątkiem, jeżeli przewodniczący poprosi mówcę, aby
zwrócił się do słuchaczy i przemawiał wprost do
zgromadzenia. Z tej też przyczyny, po wyrażeniu swego poglądu,
każdy powinien spokojnie wysłuchać poglądów innych, a
nie czuć się powołanym do roztrząsania lub powtarzania
swego już raz postawionego poglądu. Skorzystawszy ze swej
sposobności, każdy powinien położyć ufność
w Panu, by kierował, uczył i pokazywał Prawdę, i nie
powinien nastawać na to, aby wszystkich skłonić do tego, iżby
widzieli każdy szczegół tak, jak on go wodzi, ani też
nawet, jak się na niego zapatruje większość. Jedność
w zasadzie, miłosierdzie zaś w "ubocznych rzeczach",
oto właściwa reguła, według której należy postępować.
Zgadzamy się jednak, że każdy szczegół Prawdy
jest ważny, i że najmniejszy szczegół błędu jest
szkodliwy, że wierni powinni pomodlić się i starać się
o jedność w znajomości Prawdy, ale nie należy mieć
nadziei osiągnąć to przemocą. Jedność ducha
na pierwszych zasadniczych podstawach Prawdy jest rzeczą ważną
i gdzie ta jedność jest utrzymywaną, możemy być
ufni, że wszystkich, którzy ją posiadają, Bóg doprowadzi
do wszelkiej Prawdy na czasie dla nich potrzebnej. Ma to związek z
tym, że przewodniczący trzody Pańskiej powinni posiadać
szczególną mądrość, miłość, siłę
charakteru i jasność w Prawdzie, tak, aby pod koniec każdego
zebrania ten, który je prowadził, mógł streścić
wywody Pisma Świętego i poddać wszystkie umysły pod
ich błogosławiony wpływ, wyrażając się jasno,
stanowczo dobrotliwie, lecz nigdy dogmatycznie, z wyjątkiem, jeżeli
chodzi o zasadnicze podstawy.
POSŁUGI
POGRZEBOWE
Na pogrzebach, kiedy między zgromadzonymi przyjaciółmi
panuje uroczyste skupienie, zimne i milczące ciało, zbolałe
serce, zapłakane oczy, żałoba itd., wszystko to pomaga do
wyrycia się w umysłach poglądu, że śmierć
nie jest przyjacielem ludzkości, lecz jej nieprzyjacielem. Takie
okazje bardzo sprzyjają przedstawianiu Prawdy i powinny być
wykorzystane. Wielu z tych, którzy teraz interesują się Teraźniejszą
Prawdą, otrzymało swoje pierwsze jasne wyobrażenie o niej z
mów pogrzebowych. Nadto wielu w takich wypadkach uważa i przysłuchuje
się, gdy w innych razach byliby zbyt uprzedzeni lub nie uczyniliby
zadość życzeniom swych przyjaciół, by uczestniczyć
na zwykłym zebraniu, na którym głoszona jest Prawda. Radzimy,
przeto, aby z takiej sposobności skorzystano tak skutecznie, jak
okoliczności pozwolą. Kiedy zmarły był wierzącym
i jego rodzina przeciwną, powinien był zrobić przedśmiertne
żądanie, aby ktoś z przedstawicieli Prawdy miał na
jego pogrzebie mowę. Jeżeli zmarły jest dzieckiem i jego
rodzice oboje w Prawdzie, wtedy nie byłoby żadnej w tym względzie
przeszkody; lecz jeżeli jedno z rodziców jest wierzącym, drugie
zaś przeciwne, odpowiedzialność w tej sprawie polegałaby
na ojcu, chociaż żona miałaby zupełną słuszność
przedstawić swemu mężowi swój pogląd na sprawę i
on powinien by zwrócić uwagę na jej rozsądne
przedstawienie - jednakowoż nie, dlatego tylko, by uniknąć
swej odpowiedzialności przed Bogiem jako głowy rodziny.
W wielu małych zborach znajdują się bracia zdolni
mieć zajmujące i pożyteczne mowy stosowne w takich razach,
bez dawania sugestii ze strony naszej lub czyjejkolwiek; lecz przeważnie
w tych małych grupach ofiarowanych brak jest takich, którzy by mieli
odpowiednie zdolności do takich mów, i z tego powodu nasuwamy niektóre
metody sprawowania tego rodzaju posług. Z braci sprawujących
powyższe usługi, zasługiwałby na pierwszeństwo
nie pozostający w ścisłym pokrewieństwie z umarłym;
lecz gdyby nie było innego, w takim razie może sprawować
posługę syn, mąż lub ojciec. Jeżeli zaś nie
ma takiego, co mógłby płynnie wypowiadać publicznie mowy,
i obeznany był z przedmiotem, to mógłby przyjąć
lepszy plan niżej podany, który mógłby zastosować przy
tej okazji, mowę w formie rękopisu, którą odczytałby
zebranym przyjaciołom. Pismo powinno być bardzo wyraźne;
powinno być przeczytane głośno, parę razy, aby
publicznie było czytane dobitnie i zrozumiale. Nadmieniamy dalej,
że gdyby się nie znalazł nikt z braci zdolnych, w takim
wypadku nie byłoby niestosownym, aby mowę odczytała siostra,
używając pewnego rodzaju przykrycia głowy.
Poniżej zamieszczamy wzór, według którego można by
sprawować obrządek pogrzebowy osoby będącej w Prawdzie.
1) Możemy rozpocząć odśpiewaniem stosownego
hymnu, głosem miarowym. Właściwymi do tego pieśniami
byłyby: "Opoka wieków", "Bliżej do Ciebie",
"Poranek zmartwychwstania", "Próżność tego
świata" lub inne.
2) Gdyby, w jakiej rodzinie byli członkowie należący
do któregoś z Kościołów, i pragnęli, aby ich
duchowny wziął udział w pewnej części posługi,
byłoby bardzo stosownym zaprosić go, aby przeczytał kilka
wierszy z Pisma Świętego na temat zmartwychwstania, albo odmówił
modlitwę, lub też jedno i drugie. Jeżeliby takiego
żądania nie było, można zaraz po śpiewie przejść
do mowy.
WZÓR
MOWY POGRZEBOWEJ
Drodzy przyjaciele! Zebraliśmy się tutaj, aby złożyć
hołd pamięci naszego przyjaciela i brata, którego ziemskie szczątki
mamy złożyć do grobu - proch do prochu, popiół do
popiołu. Nie zaprzeczając temu, że nie ma nic pospolitszego
na świecie nad śmierć i towarzyszące jej choroby,
dolegliwości i zmartwienia, tym nie mniej, jako ludzie myślący,
nie możemy pogodzić się z tak bolesnym potarganiem więzów
przyjaźni, domowych, miłości, braterstwa. Choćbyśmy
leczyli nasz smutek, jakbyśmy mogli, jest to jeszcze bolesnym, pomimo
tego nawet, że jak Apostoł oświadcza, my, jako chrześcijanie
"nie smucimy się jako drudzy, którzy nadziei nie mają"
(1 Tes. 4:13). I cóż mogłoby być stosowniejszym tu dzisiaj
nad rozważanie tej dobrej nadziei, postawionej przed nami w Ewangelii
jako balsam, który zdolny jest leczyć nasze ziemskie zmartwienia
lepiej, niż co innego.
Lecz, zanim zaczniemy rozważać nadzieję postawioną
przed nami w Ewangelii - nadzieję powstania z umarłych, nadzieję
przyszłego życia w daleko szczęśliwszych warunkach, niż
obecne, nie byłoby niewłaściwym zrobić zapytanie,
dlaczego potrzebujemy takiej nadziei, dlaczego nie powinniśmy być
uchronieni przed śmiercią, ale mieć daną nadzieję
zmartwychwstania? Dlaczego Bóg pozwala nam żyć zaledwie kilka
krótkich dni lub lat i to pełnych cierpienia? Dlaczego następnie
ścinani jesteśmy jako trawa? Dlaczego węzły uczuć
się przerywają, a stosunki domowe i rodzinne ulegają
rozerwaniu przez wroga naszego rodzaju, śmierć, która w ciągu
przeszło sześciu tysięcy lat pochłonęła, jak
obliczono, więcej niż pięćdziesiąt tysięcy
milionów naszego rodzaju, naszych braci, co do ciała - dzieci Adama?
Dla myślących umysłów są to kwestie ważniejsze
aniżeli jakiekolwiek inne.
Niedowiarkowie mówią nam, że będąc tylko najwyższym
stopniem zwierząt, rodzimy się, żyjemy i umieramy jak
bezrozumne zwierzęta, i że poza tym nie możemy się
spodziewać żadnego życia. Lecz, wzdrygając się na
taką myśl i nie będąc zdolni dowieść własnym
doświadczeniem, że jest przeciwnie, my, jako dzieci Boże, słyszeliśmy
słowa naszego Ojca "głoszącego pokój przez Jezusa
Chrystusa, naszego Pana". Poselstwo pokoju, które przynosi nam nasz
drogi Zbawiciel, jako swoim naśladowcom, nie jest zaprzeczeniem faktu
w tej sprawie, ani oświadczeniem, jakoby nie było ani boleści,
ani zmartwień, ani śmierci, lecz przeciwnie. On oświadcza:
"Jam jest zmartwychwstanie i żywot". On również mówi
nam, że "wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos
Jego i wyjdą". Ach, jakie to przeciwne jest głosowi
niewiary, a słodkim dla nas! Ono przynosi nadzieję, a nadzieja
przynosi pokój stosownie do tego, jak uczymy się poznawać i ufać
Ojcu, jak również i Synowi, którego słowa słyszeliśmy
i który przeprowadza wspaniały plan Ojca.
Lecz jeżeli w ten sposób Bóg obiecuje zmartwychwstanie i jeżeli
poselstwo zmartwychwstania przynosi pokój, wytchnienie i nadzieję,
jeszcze nie jest nie właściwym dla nas pytać, dlaczego Bóg
miał najpierw podać człowieka na zniszczenie, i dopiero później
wzbudzać go, mówiąc do rodzaju ludzkiego przez usta psalmisty:
"Nawróćcie się synowie ludzcy" (Ps. 90:3). Dlaczego
tedy nie zachować przy życiu? Czemu nie przeszkodzić
zmartwieniom, boleści i śmierci? Odpowiadamy, że Pismo
Święte, i tylko ono daje nam wyjaśnienie obecnego stanu;
nic innego, jak tylko ono może nas w tym względzie oświecić.
Jego świadectwo jest to, że Bóg pierwotnie stworzył rodzaj
ludzki doskonałym, prawym, na Swoje wyobrażenie i podobieństwo,
i że przez nieposłuszeństwo pierwsi nasi rodzice odpadli od
stanu doskonałego i ulegli karze grzechu, którym jest śmierć,
i że ta kara za grzech, jaka spadła na Adama, obejmuje cały
rodzaj ludzki drogą naturalną. Wielkość grzechu powiększała
się wraz z rozmnażaniem się ludzi i odpowiednio wzmagały
się choroby, boleści i śmierć.
Wszystkich nas fałszywie uczono, że przekleństwem,
czyli karą za grzech Adama, mają być wieczne męki;
że my i cały rodzaj ludzki odziedziczyliśmy tę straszną
karę, jako rezultat grzechu pierworodnego i że tyko ci, którzy
stali się naśladowcami Jezusa, ofiarowani święci,
że tylko oni mogą uniknąć wiecznych mąk. Lecz
znajdujemy, drodzy bracia, że Słowo Boże nie potwierdza
tego niesprawiedliwego i nielitościwego planu, i że Pismo Święte
jasno zaznacza, że karą za grzech jest śmierć; że
wieczne życie jest darem Bożym, i że nikt nie może
otrzymać tego daru z wyjątkiem tych, którzy stali się
żywotnie połączeni z drogim Synem Ojca. Stąd widzimy,
że niesprawiedliwi nie odziedziczą żywota wiecznego, a
zatem nie mogą też wiecznie cierpieć żadnej niedoli. Oświadczenie
Pisma Świętego jest bardzo jasne i bardzo słuszne:, iż
Bóg "wszystkich niepobożnych wytraci" - Ps. 145:20.
Warto zauważyć, jak jasno Bóg określił Adamowi,
kiedy go poddał próbie, nawet czas i miejsce, lecz nade wszystko
powinniśmy zwrócić uwagę na Słowa naszego Niebiańskiego
Ojca, jaka miała być kara Jego sprawiedliwego gniewu, (czyli,
jaką On postanowił karę za grzech). Oświadczenie brzmi,
że Bóg hojnie wyposażył naszych pierwszych rodziców, między
różnymi drzewami żywota znajdowało się w raju jedno
szczególne, które postawił jako próbę posłuszeństwa
przez zabronienie spożywania lub nawet kosztowania albo dotykania
owoców tego wyjątkowego drzewa. Nieposłuszeństwo było
powodem wygnania z raju, wyłączeniem od drzew żywota, a to
sprowadziło stopniowy stan umierania, który jeszcze panuje i zwiększa
się; wszystkim nam wiadomo, że przeciętny wiek życia
ludzkiego jest obecnie daleko krótszy, niż Adama, który żył
dziewięćset trzydzieści lat.
Słowa Pańskie wyrażone w Księdze Rodzaju są:
"Dnia, którego jeść będziesz z niego, umrzesz".
Tym "dniem", jak apostoł Piotr nam wyjaśnia, był
dzień Pański, o którym mówi:, "Ale ta jedna rzecz niech
wam nie będzie tajna, najmilsi, iż jeden dzień u Pana jest,
jako tysiąc lat ..." I to był ten "dzień", w
którym Adam umarł i nikt z jego potomstwa nie przeżył całego
tysiąca lat. Po przestępstwie Adama słowo wyroku Bożego
jasno wskazują, że nie miał On zamiaru skazywać na męki
swego stworzenia, i że przekleństwo rozciągało się
nie dalej, jak do zniszczenia obecnego życia i chwilowego ucisku połączonego
ze śmiercią. Odnośnie, co do przekleństwa wyraził
się Bóg do Adama: "W pocie oblicza twego będziesz pożywał
chleba, aż się nawrócisz do ziemi, gdyżeś z niej wzięty;
boś proch i w proch się obrócisz" - 1 Moj. 2:17; 3:19; 2
Piotra 3:8.
Jest to napewno wielkim powodem do radości urzeczywistnienie
faktu, że straszna nauka o wiecznych mękach, dotycząca nie
tylko pierwszych naszych rodziców, lecz przechodząca na wszystkich
ich dzieci, że ta nauka jest fałszywą i przedostała się
do nas nie z Pisma Świętego, lecz ze średnich wieków. Pod
żadnym względem nie jest to oświadczenie Słowa Bożego.
Posłuchajmy wyjaśnienia w tej sprawie apostoła Pawła,
które to wyjaśnienie zgadza się najzupełniej z tym, co
podaje Księga Rodzaju. Mówi on: "Przetoż jako przez
jednego człowieka, grzech wszedł na świat, a przez grzech (jako
skutek) śmierć; tak też na wszystkich ludzi śmierć
przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli" (Rzym. 5:12). Czyż
może być, co słuszniejszego, niż to Boskie wyjaśnienie
śmierci? Że jest rezultatem grzechu; że nasz ojciec Adam, będąc
poddany próbie, stracił swoje prawa i przywileje przez nieposłuszeństwo
i został podległy chorobom, słabościom, zmartwieniom,
kłopotom i śmierci; i że my, nie będąc poddani
żadnej próbie (byłoby to bezużytecznym poddawać próbie
nas, którzy odziedziczyliśmy skłonności do grzechu i słabości),
jesteśmy uczestnikami tego samego Boskiego wyroku, to jest śmierci
i jako rodzaj ludzki, staczamy się stopniowo w przepaść słabości,
chorób, zmartwień - aż do grobu? Wyjaśnienie to
dostatecznie tłumaczy nasze zdanie, że dziecko, choćby
żyło tylko godzinę, dzień, tydzień, miesiąc,
staje się uczestnikiem przekleństwa i śmierci na równi z
tymi, którzy żyją kilka lat dłużej i osobiście
biorą udział w niedopełnianiu prawa sprawiedliwości.
"W nieprawości jestem poczęty, a w grzechu poczęła
(zrodziła) mnie matka moja" - oto oświadczenie pod tym względem
Pisma Świętego, "Wszyscy zgrzeszyli i nie dostaje im łaski
Bożej".
Lecz teraz, gdzie jest ta nadzieja? Co może być pomocą
wobec tak smutnego stanu rzeczy? Co może być uczynione dla tych,
którzy teraz i wszędzie smucą się, cierpią i umierają,
i co może być uczynione dla pięćdziesięciu tysięcy
milionów, którzy zszedłszy z tej ziemi, stali się więźniami
śmierci? Odpowiadamy, że oni nic nie mogą uczynić dla
siebie. Przez sześć tysięcy lat próbowano wysiłków
ludzkich w celu podźwignięcia się z chorób, przekleństwa
i śmierci, okazały się one bez wątpienia
bezskutecznymi, co do osiągnięcia tego rodzaju nadziei. Ci, którzy
mają nadzieję, muszą spoglądać ku Panu, ku Bogu
naszego zbawienia. On zamierzył zbawienie i Pismo Święte
wyjaśnia wzniosły plan wieków, który Bóg wykonywa stopniowo.
Pierwszym krokiem było odkupienie, tj. zapłacenie za nasze
grzechy - zapłatą za grzech jest śmierć. To było
spłacone przez Jezusa Chrystusa, który "umarł sprawiedliwy
za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga". Nikt z potępionej
ludzkości nie mógłby zbawić samego siebie i dlatego, jak
prorok wykazuje, "brata swego nikt żadnym sposobem nie odkupi,
ani może dać Bogu okupu jego zań" (Ps. 49:8). Lecz
niedola ludzka stała się dla Boga sposobnością i posłał
On Jezusa, który dał za nas swoje doskonałe życie, życie,
które było "święte, niepokalane, odłączone
od grzeszników", odłączone od ludzkości, znajdującej
się w stanie śmierci. Jego życie Bóg przyjął,
jako równoważny okup i przez to zniósł potępienie, jakie
sprowadził Adam, i stąd korzyści dla wszystkich nas, którzy
jesteśmy dziećmi Adama, ponieważ nie byliśmy potępieni
z powodu naszej własnej winy, lecz "przez nieposłuszeństwo
jednego człowieka"; z tej przyczyny Bóg może być
sprawiedliwy i może uwolnić nas przez posłuszeństwo i
okup jednego - Jezusa Chrystusa, naszego Pana; o Nim to pisze Pismo Święte:
"Dał samego siebie na okup za wszystkich, co będzie świadectwem
czasów jego" - 1 Tym. 2:6.
Kiedy jest mowa o tym, wiedzmy, że Jezus Chrystus nie odkupił
jedynie Kościoła, lecz jak Pismo Święte wyraźnie
oświadcza: "On jest ubłaganiem (zadośćuczynieniem)
za grzechy całego świata" (1 Jana 2:2). Tu, dzięki
Bogu, mamy podstawę dobrej nadziei, która jak Apostoł mówi
usposabia nas, byśmy się nie martwili jak inni, którzy nadziei
nie mają, albo też mają słabą nadzieję nie
opartą na wyraźnym oświadczeniu Słowa Bożego.
Lecz kto powie: Chrystus umarł już dawno, dlaczego więc
grzech i śmierć jeszcze panują i pochłaniają tyle
milionów ludzi? Na to odpowiadamy, że Bóg zwlekał z posłaniem
ofiary przez cztery tysiące lat i jeszcze zwleka z zesłaniem błogosławieństwa,
zapewnionego przez tę ofiarę, które musi być ostatecznym
wynikiem i które nastąpi "w czasie właściwym".
Powód zwłoki jak wyjaśnia Pismo Święte jest dwojaki:
Pierwsze:, aby pozwolić na powstanie dostatecznej liczby
rodzaju ludzkiego, odpowiedniego do zapełnienia, czyli zaludnienia całej
ziemi, kiedy ziemia będzie doprowadzona do doskonałości
Raju i będzie przywróconym Rajem na większą skalę. W
ciągu obecnego czasu osiągnie rodzaj ludzki pewną dozę
doświadczenia, co do grzechu i śmierci, i otrzyma częściowo
bardzo ważną naukę, a mianowicie przekona się o
okropności grzechu, jak wielce jest złym i niepożądanym.
Skoro czas Boży nadejdzie, a wierzymy, że jest bliski, spełni
Bóg obietnicę Swą i ustanowi Swoje Królestwo, które zwiąże
szatana i ukróci całą moc i wpływy, które obecnie
sprzyjają grzechowi i śmierci, i spowoduje, że znajomość
Pańska napełni całą ziemię. Tym sposobem Chrystus
będzie błogosławił rodzaj ludzki i podźwignie go
krok za krokiem ku zupełnej doskonałości, w której był
stworzony - na wyobrażenie Boże, jakie było przedstawione w
Adamie. Ten okres błogosławieństwa zowie się tysiącletnim
Królestwem i dlatego właśnie nauczył Pan nas modlić
się: "Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja
jako w niebie, tak i na ziemi". Będzie ono wymagała całego
tysiąca lat błogosławieństwa i restytucji dla
ustanowienia sprawiedliwości na trwałych podstawach na ziemi,
dla wypróbowania całej ludzkości - dla przekonania się,
kto przez posłuszeństwo Chrystusowi okaże się godnym
żywota wiecznego; lecz jeżeli kto, posiadając pełną
świadomość, będzie wolał czynić grzech niż
sprawiedliwość, taki będzie skazany na Śmierć Wtórą,
na "wieczne odtrącenie od obliczności Pańskiej i od
chwały mocy Jego". Błogosławieństwa Tysiąclecia
będą udziałem nie tylko szesnastu set milionów obecnie
żyjących, lecz także pięćdziesięciu tysięcy
milionów, którzy poszli do grobów, do więzienia śmierci, z którego
Pan nasz Jezus powoła ich, by korzystali ze sposobności Jego Królestwa,
jako Sam oświadcza "Ja mam klucze piekła i śmierci"
- Obj. 1:18.
Po wtóre: Bóg zwlekał z zesłaniem ogólnego błogosławieństwa
i sposobności dla świata od czasu, jak Chrystus nas odkupił
w tym celu, aby w ciągu tego wieku Ewangelii mógł wybrać z
pośród rodzaju ludzkiego tych, których odkupił, tj. "maluczkie
stadko", klasę "wybranych", uczni, naśladowców,
uświęconych, świętych. On szuka takich, którzy
mogliby się stać narodem Świętym "Królewskim Kapłaństwem",
aby uczestniczyli z Nim w tysiącletnim Królestwie, nie, aby mieć
udział ze światem w przywróceniu ich do pierwotnego stanu
ziemskiego, jakkolwiek doskonałego pożądanego i chwalebnego
miejsca, jakim był Raj, lecz do jeszcze większej łaski, abyśmy
się stali podobnymi swemu Panu, jako istoty duchowe, uczestnicy
Boskiej natury wyższej nad anioły, zwierzchności i państwa,
i uczestnicy Jego chwały. Jak cudowną jest ta nadzieja, jakim
natchnieniem przejmuje serce każdego, kto słyszał
zaproszenie, kto stał się uczniem, naśladowcą Jezusa i
stara się postępować Jego śladami, jak dał nam
tego przykład! O! Jak wielkim błogosławieństwem będzie
otrzymanie chwały, czci i nieśmiertelności, jakie są
obiecane Kościołowi przy Pierwszym Zmartwychwstaniu; czyż
nie wielki to przywilej uczestniczyć z naszym Panem w rozdawaniu
łask Boskich całemu wzdychającemu stworzeniu i zapraszaniu
tych, którzy pragną przyjść do wody żywota i czerpać
ją darmo? Zaiste w Królestwie Chrystusowym Duch i Oblubienica powie:
"Przyjdź", (bo wtedy będzie Oblubienica, a wesele
Baranka będzie miało miejsce przy końcu wieku Ewangelii).
"Kto chce niech bierze wodę życia darmo" (Obj. 22:17).
Czy nie są to dwa słuszne powody, dla których Bóg zwlekał
z udzieleniem błogosławieństwa od czasu jak ofiara
odkupienia była dokonaną na Kalwarii? Zaiste możemy radować
się z tej zwłoki i wynikającej stąd sposobności,
że możemy być powołanymi i możemy uczynić
nasze powołanie i wybór pewnymi.
Taką jest pokrótce chwalebna nadzieja, która ożywiała
drogą nam osobę, której pamięć dzisiaj czcimy. Te
nadzieje były kotwicą (jego lub jej) duszy i uzdalniały do
stania silnie po stronie Boga, jednocząc się w swoim szczęściu
z tymi, którzy wyznają Mistrza i niosą codziennie krzyż swój,
idąc za Nim. Posiadane szlachetne zalety dały się nie
jednemu z nas zauważyć, ale naszych nadziei i radości nie
opieramy na podstawie ludzkiej doskonałości, lecz na wiadomości,
że Jezus Chrystus był doskonałym Odkupicielem, a ktokolwiek
wierzy w Niego, nigdy się nie zawstydzi, i stanie się zwycięzcą.
Cenne przymioty, posiadane przez naszego brata (naszą siostrę),
wszyscy moglibyśmy naśladować, ale dla nas wzór ziemski
nie jest potrzebnym. Bóg sam dał nam w Synu swym chwalebny przykład,
który my wszyscy powinniśmy starać się naśladować.
Nie powinniśmy na nic innego patrzeć, jak na wzór doskonały,
Jezusa. Powinniśmy przeoczyć naturalne wady, które wskutek
upadku cała ludność posiada, i pamiętać, że
dla takich, którzy są naśladowcami Pana są one wszystkie
przykryte szatą Jego sprawiedliwości, tak, że jesteśmy
"przyjęci w Umiłowanym".
Ostatecznie, drodzy
przyjaciele, bierzmy naukę z krótkotrwałości obecnego
życia, i że, podczas gdy Bóg ma w zapasie wielkie błogosławieństwa
dla świata, my, którzy już słyszeliśmy o Jego
dobrodziejstwach i zbawieniu w Jezusie, mamy szczególne przywileje,
szczególne sposobności i odpowiednio szczególną odpowiedzialność
w połączeniu z naszą znajomością. Jak Apostoł
oświadcza:, "Kto ma tę nadzieję w Nim, oczyszcza
samego siebie, jako i On czystym jest". Jeżeli spodziewamy się
być z Panem, brać udział w Jego chwale i uczestniczyć
w Jego dziele w przyszłości, to wiemy, że ma to oznaczać,
iż charakter nasz musi być zmieniony, że nasze serca muszą
być odnowione, że musimy stać się nie tylko czystymi w
sercu, to jest w myślach, woli i zamiarach ku Bogu, lecz o ile to możliwe,
w słowach i uczynkach, tak, aby nowa wola była zdolną przy
rozmaitych okolicznościach panować nad naszym ciałem
niedoskonałym wskutek upadku. Mamy pamiętać nie tylko o tym,
aby trwać w Jezusie i być przykrytymi szatą Jego zasługi,
lecz również pielęgnować coraz więcej w sercach dary
Jego Ducha; dobre postanowienia są wielką pomocą w tym względzie.
Wobec tej uroczystej chwili, z tymi uroczystymi, lecz i radosnymi myślami,
starajmy się coraz wierniej postępować śladami Mistrza
i światło Jego Prawdy coraz więcej odzwierciedlać w
naszym życiu. Starajmy się, aby świat, w którym żyjemy,
mógł się stawać lepszym i szczęśliwszym każdego
dnia, i o ile możliwe, abyśmy wielbili Boga w naszym ciele i
duchu, które są Jego. Amen.
4) Po tym odczytaniu, czy
mowie, może nastąpić modlitwa, która powinna być odmówiona
przez samego mówcę, lub, przez jakiego brata w Prawdzie - i to
uzdolnionego. Żaden obcy duchowny nie powinien być wzywany do
modlitwy po mowie, bo możebne, iż modlitwa jego byłaby
raczej zwróconą do ludzi niż do Boga, i mógłby zniszczyć
w umysłach słuchaczy cokolwiek dobrego sprawiła mowa. W
modlitwie należy szczególnie dziękować Bogu za Jego łaski
w Jezusie Chrystusie i należy prosić o Jego błogosławieństwa
dla wszystkich obecnych, a osobliwie za pozostałych z rodziny, pogrążonych
w żałobie.
5) Obrządek powinien
być stosownie zakończony jednym lub dwoma wierszami
odpowiedniego hymnu, jakie poprzednio zaleciliśmy.
6) Po opuszczeniu trumny
do grobu, zalecamy jedynie kilka słów modlitwy.
ZMIANY W MOWIE STOSOWNIE DO RÓŻNYCH OKOLICZNOŚCI
Mowa powyższa mogłaby
być odpowiednio zastosowaną na pogrzebie w razie, gdyby osoba
zmarła była ze świata, lub niezupełnie poświęconą
Bogu, tylko należałoby zrobić pewne zmiany tak, jak się
mogą nastręczać każdemu, kto by był zdolny
wypowiedzieć podobną mowę.
W razie śmierci
dziecka, bez względu na to, czy wierzących czy niewierzących
rodziców, mowa może być stosownie zmieniona; do zmarłego
można byłoby zastosować słowa: "straszna śmierć
zabrała naszego młodego przyjaciela (lub przyjaciółkę)
w samym zawiązku wieku męskiego (lub niewieściego)";
jeżeli to było niemowlę, można by użyć
tekstu: "zawściągnij głos twój od płaczu, a oczy
swe od łez, bo będziesz miała zapłatę za pracę
swoją, mówi Pan, że się nawrócą z ziemi
nieprzyjacielskiej" (Jer. 31:16). W takich razach stosownym jest
położyć nacisk na fakt, że nie ulega wątpliwości,
iż dzieci w młodocianym wieku nie mogły dopuścić
się grzechu na śmierć, i że takie oświadczenie
udowodnione jest przez Pismo Święte, a mianowicie, że stało
się to przez nieposłuszeństwo jednego człowieka, lecz
nie przez powszechne nieposłuszeństwo, że grzech wszedł
na świat jako wynik, czyli kara za grzech.
DZIESIĘCINY, KOLEKTY
ITD.
O ile wiemy, żadne z
małych zgromadzeń ludu Bożego "tej drogi" (Dz.Ap.
22:4) nie urządza publicznych kolekt. My od początku byliśmy
za unikaniem kolekt publicznych nie, dlatego, abyśmy wierzyli, że
w czynności tej jest cokolwiek grzesznego i nie, dlatego, ażeby
Pismo Święte potępiało to, lecz ponieważ kwestia
pieniężna stała się tak głośną w całym
chrześcijaństwie wszystkich wyznań, że według
naszego zdania, zupełne unikanie przyczyniłoby się do chwały
Bożej. Ludzie, od których przez całe życie domagano się
pieniędzy, szybko przychodzą do przekonania, że większą
część kazań, nauczania itd., sprawowano dla pieniędzy,
jeżeli nie jedynie i głównie, to w znacznej mierze.
Nie tylko Pismo Święte
oświadcza, że w większości wiernych Pańskich będzie
z biednych tego świata, lecz nasze doświadczenie stwierdza to
samo, - że jest nie wiele bogatych, nie wiele zacnego rodu, lecz
"głównie ubogich na tym świecie, bogatych w wierze".
Niektórzy z tych, co przychodzą na zebrania, na których głoszona
jest Teraźniejsza Prawda, odczuwają ulgę, gdy nie ma tam
światowego ducha chciwości, i w niektórych przynajmniej razach
okoliczność ta zaleciła im Prawdę. Ci, których oczy
zostały otwarte i ujrzeli światło Teraźniejszej Prawdy,
zapałali gorliwością i energią w służeniu
Prawdzie, a światło ich tak zaczęło świecić
na chwałę Bożą, że wielu obojętnych chrześcijan
często zapytuje:, Jaka jest tego pobudka? Jaki jest tego cel? Czy ci
się to opłaci lub, co za pożytek będziesz miał z
tego, że starałbyś się zainteresować mnie, że
miałbyś pożyczyć mi książki, tracić
czas swój na to, aby skłonić moją uwagę ku tym
biblijnym przedmiotom, abym je widział tak, jak ty je widzisz?
Przychodząc na zebrania i widząc, że nawet zwykłe
kolekty i natrętne domagania się pieniędzy nie istnieją,
ci poszukujący Prawdy, są tym bardziej przekonani, że to Miłość
do Boga, dla Jego Prawdy i dla Jego wiernych natchnęła ich usiłowaniem
mieść Prawdę w granicach, w jakich mogą ją osiągnąć.
Chociaż nawet skłonni są nieco do uprzedzania się
przeciw Prawdzie, to jednak takie dowody szczerości i ducha uczynności
i szczodrobliwości same się im tłumaczą, jako wypływające
z Ducha Bożego, ducha miłości.
Lecz, podczas gdy
popieramy tę zasadę i zalecamy ją z całego serca
wszystkim wiernym Pańskim wszędzie, to z drugiej strony jest
naszym obowiązkiem zwrócić uwagę na fakt, że chociaż
ktoś w czasie jego ofiarowania się Bogu, mógł być złym,
samolubnym i skąpym, to jednak bez odniesienia w znacznym stopniu
zwycięstwa nad swym samolubnym usposobieniem, nie mógłby być
zaliczonym do "Kościoła, których imiona są zapisane w
niebie" i do Pana, Głowy tego Kościoła. Wiemy dobrze,
że samolubstwo i sknerstwo są obce Duchowi naszego Niebiańskiego
Ojca i naszego Pana Jezusa i muszą być, przeto obce dla
wszystkich, którzy będą w końcu rozpoznani, jako dzieci
swego Ojca, a wszyscy muszą mieć rodzinne podobieństwo, którego
główną cechą jest miłość - uczynność.
Jeżeli wskutek dziedziczności, złego otoczenia lub wykształcenia
duch brzydkiego skąpstwa został szeroko rozwinięty w śmiertelnym
ciele kogokolwiek z tych, którzy zostali przyjęci, jako tymczasowe
Nowe Stworzenie, to wkrótce będą musieli pod tym względem
prowadzić walkę. Jak Apostoł oświadcza, zmysł ciała
będzie walczył przeciw umysłowi ducha, Nowemu Stworzeniu i
Nowe Stworzenie musi odnieść zwycięstwo, jeśliby
ostatecznie chciało ono osiągnąć upragnione miejsce między
zwycięzcami. Samolubstwo i brzydkie skąpstwo mają być
zwyciężane; pobożność, hojność i
szczodrobliwość tak serca, jak i uczynku, mają być
starannie pielęgnowane. Tacy może nawet do samej śmierci
obowiązani są walczyć z ciałem, lecz nie może być
tutaj żadnej wątpliwości względem umysłu, czyli
nowej woli i ci, którzy znają ich dobrze, napewno dostrzegą w
ich postępowaniu dowody zwycięstwa nowego umysłu nad ciałem
i samolubstwem.
Myślą, przeto
naszą jest, aby przy unikaniu kolekt i wszystkich pieniężnych
spraw w zgromadzeniach Kościoła, nie zniechęcać do
dawania. O ile zauważyliśmy, ci, którzy dają Panu
najobficiej, z całego serca najchętniej, są najwięcej
błogosławieni przez Niego w sprawach duchowych. Można zauważyć,
że wyrażenia "ochotnego dawcę Bóg miłuje"
(2 Kor. 9:7) nie stosujemy wyłącznie do darów pieniężnych;
lecz łączymy w nim wszystkie dary i ofiary, które wierni Pańscy
mają przywilej złożyć na ołtarzu ofiarnym, a które,
jak Bóg nas powiadamia, podoba Mu się przyjąć przez zasługę
naszego drogiego Odkupiciela. Rzeczywiście, gdyby gdziekolwiek lub
kiedykolwiek było nam postawione pytanie: Czy po to mam się
bardzo gorliwie zajmować sprawami materialnymi, aby tym sposobem móc
dawać z pracy rąk moich i umysłu do rozszerzania Prawdy?
Albo, czy nie lepiej, abym się zadowolił mniejszym dochodem, a mógł
lepiej służyć w tym kierunku w inny sposób, za pomocą,
którego mógłbym udzielić więcej mego czasu i siebie na
korzyść Prawdy i głoszenia jej wśród przyjaciół,
sąsiadów itd.? Odpowiedź nasza zawsze była ta, że
czas i wpływ, dane na służenie Prawdzie, są jeszcze więcej
cenione w obliczu Pana niż dary pieniężne.
Stąd, jeżeliby,
kto posiadał zdolności do przedstawiania Prawdy i jednocześnie
możebność zarabiania pieniędzy, radą naszą
byłoby, że powinien raczej korzystać z talentu zarabiania
pieniędzy do pewnych granic, aby tyle czasu, uwagi i energii poświęcił
ile to możebne dla wyrobienia w sobie jeszcze większego talentu
służenia Prawdzie. Miałoby to w znacznym stopniu
zastosowanie przy służeniu Prawdzie, przez kolportowanie,
rozpowszechnianie pism itd.
"Szczęśliwsza
jest rzecz dawać, aniżeli brać" (Dz.Ap. 20:35) - jest
to pewnik, który mogą dobrze ocenić wszyscy wierni Pańscy,
osiągnąwszy jakikolwiek stopień rozwoju w podobieństwie
Bożym. Bóg jest wielkim Dawcą - On daje ustawicznie. Każde
stworzenie we wszystkich swych przejawach jest wynikiem tej szczodrobliwości
ze strony Boga. On dał Jednorodzonego Syna Swego, życie Jego,
przyjemności i błogosławieństwa bliskiego z Nim
obcowania. On dał anielskim synom Bożym niezliczone błogosławieństwa.
On obdarzył nasz rodzaj w osobie Adama błogosławieństwem
życia i obfitymi błogosławieństwami tego świata,
które budzą podziw nawet w ich obecnym upadłym i zdegradowanym
stanie. On nie tylko zaopatrzył nas w nasze zmysły za pomocą,
których możemy odczuwać przyjemne zapachy, piękne kolory i
ich kombinacje itd., lecz także obmyślił wszystko w naturze
zadziwiająco szczodrze, abyśmy mogli doznawać zadowolenia
zmysłów smaku w owocach, i wzroku w kwiatach, w klejnotach i gwieździstym
niebie; był On hojnym w udzielaniu swych szczodrobliwych darów człowiekowi.
Gdy zaś rozważamy
błogosławieństwa, które Bóg ma zachowane dla "maluczkiego
stadka", tj. Nowego Stworzenia, jak to jest nam objawione w Jego Słowie,
uznajemy, iż są one daleko więcej obfitsze i wyższe niż
byśmy mogli żądać lub pomyśleć. "Oko
nie widziało i ucho nie słyszało i na serce ludzkie nie wstąpiło,
co nagotował Bóg tym, którzy Go miłują; ale nam to Bóg
objawił przez Ducha Swojego" (1 Kor. 2:9,10). Przeto uczynność,
albo dawanie, dopomaganie, uszczęśliwianie innych jest częścią
podobieństwa Bożego. Cóż, więc dziwnego, że
powinniśmy cenić dawanie, jako wyższe od przyjmowania?
W miarę jak uczymy
się oceniać rzeczy duchowe, i w miarę jak mamy społeczność
z Bogiem i stajemy się uczestnikami Jego Ducha, i w miarę jak
ten duch miłości, szczodrobliwości i wspaniałomyślności
jest rozlany w sercach naszych, w równej mierze znajdujemy przyjemność
w czynieniu dobrze wszystkim, szczególnie domownikom wiary. Miłość
w nas, jak i w naszym Ojcu Niebieskim, stara się wyłącznie
nie o swój własny pożytek i powodzenie, lecz ustawicznie czuwa,
jakie błogosławieństwa mogą być udzielone i innym,
w jaki sposób życie innych można rozjaśnić i
rozweselić, w jaki sposób mogą być pocieszani w swych
smutkach i wspomagani w swych potrzebach. Istotnie, dzieje się to w
miarę, jak ten nowy umysł rozlewa się w nas, w stosunku jak
przekształcamy się przez odnowienie naszych umysłów, i
przemieniamy się z chwały w chwałę, przychodząc
do ocenienia tego wielkiego dzieła, które Bóg nakreślił
dla nas na przyszłość - to jest dzieła błogosławienia
wszystkim rodzajom ziemi, by być Jego czynnikami w podziale niebiańskich
szczodrobliwości, które On obmyślił dla wszystkich, którzy
przyjdą do harmonii z Nim. Nowe Stworzenia, przeto rozumieją,
że w miarę jak wzrastają w łasce, chociaż nadal
oceniają obietnice osobistej chwały, zaczynają myśleć
szczególnie o przywilejach, jakie otrzymają przez współdziedzictwo
z Panem swym, dostarczania restytucji z wszystkimi połączonymi z
nią błogosławieństwami nędznemu wzdychającemu
stworzeniu, podnosząc do doskonałości ludzkiej, od której
wszyscy odpadli.
O ile w obecnym czasie
wzrasta w sercach naszych ten duch miłości, to pragnienie dawać,
ta żądza dopomagać innym, o tyle prowadzi nas nie tylko do
szczodrobliwości względem innych, lecz również do
szczodrobliwości w postępowaniu - do chętnego ofiarowania
naszego czasu, talentów i wpływu dla innych, aby tak jak my i oni
mogli być błogosławieni światłem Teraźniejszej
Prawdy. I choćbyśmy nie mieli żadnych zdolności do
nauczania i wykładania, ten sam duch jednak prowadzi nas do starania
się zużytkować nasz czas przez rozdawanie gazet z dodaniem,
choć kilku słów we właściwym czasie. Duch ten
prowadzi nas dalej, jeżeli posiadamy talenta finansowe, do obrócenia
tychże na szerzenie Ewangelii. Rzeczywiście wierzymy, że
jak zawsze, tak i dzisiaj Bóg ceni ducha biednej wdowy, która wrzuciła
dwa pieniążki do skarbnicy Pańskiej, a przeto okazała
zaparcie siebie, choć przez tak małą ofiarę, co jak
Pan oświadcza, wywyższyło ją w oczach Jego, a zatem w
oczach Ojca, jako Dawcy Najwyższego, według Jego własnego
serca: "Ta z niedostatku swego wszystką żywność,
którą miała, wrzuciła" (Łuk. 21:4). Ona, więc
dla ogólnej sprawy tego rodzaju postąpiła tak, jak to nasz Pan
sam czynił. On dawał nie tylko rzeczy utrzymujące życie,
lecz ofiarował nawet samo życie, co dzień, co godzina w służeniu
innym, a następnie na Kalwarii w najzupełniejszym tego słowa
znaczeniu dokonał dzieła.
Zdawałoby się,
że Chrystus Pan powinien do pewnego stopnia zwrócić uwagę
biednej wdowy, że uczyniła ona więcej niż było
jej obowiązkiem, że posiadając tylko dwa pieniążki,
powinna była obydwa, a przynajmniej jeden zachować na swe własne
potrzeby. Gdyby to był ktoś inny, nie Pan lub jeden z apostołów,
który zauważywszy ten postępek, pochwaliłby go bez słowa
przestrogi pod tym względem, czulibyśmy się wolni do
dawania tej przestrogi. Przypuszczamy jednak, że nie wielu potrzebuje
przestróg, co do samoobrony. Bardzo mało jest takich, których
trzeba ostrzegać, by nie dawali całych swoich środków
utrzymania. Bywają tacy, lecz jesteśmy pewni, że jak stało
się z biedną wdową, tak i z tymi nie wieloma, to jest,
że Pan Bóg wynagrodziłby im w jakiś sposób to, co uważalibyśmy
za zbytnią szczodrobliwość. Ufamy zupełnie, że
lepiej by było, aby błądzili oni pod tym względem, niż
przeciwnie. "Niejeden udziela szczodrze, a wżdy mu przybywa, (jeżeli
nie nastąpi w sprawach materialnych, to niezawodnie będzie w
rzeczach duchowych), a drugi skąpi więcej, niż trzeba (ci,
którzy są zbyt dbający o siebie, zbyt ostrożni, skąpi,
zbyt zachowawczy) a wżdy ubożeje (niekiedy pod względem
materialnym, lecz napewno zawsze duchowo)" - Przyp.Sal. 11:24.
Odkąd Pan nie
postanowił żadnego prawa ludowi Swemu względem
szczodrobliwości, lecz pozostawił sprawę tę do woli
tych, którzy ofiarowali Mu wszystko, widocznie zamierza On poświęcenie
ich mierzyć stosownie do ich przyszłego postępowania - ich
ofiarowywania się, ich zaparcia samego siebie. Wobec tego, każdemu
nasuwa się pytanie: Ile powinienem oddawać swego czasu, wpływu
i swych pieniędzy Panu? Odpowiadamy, że jeżeli pytanie to
postawił ktoś, co się ofiarował zupełnie i stał
się Nowym Stworzeniem, na to może być tylko jedna odpowiedź,
to jest, że taki nie ma nic do dania, taki dał Panu wszystko, co
posiadał. Jeżeli zaś zatrzymał, wtedy nie uczynił
zupełnego ofiarowania, i może być pewnym, że nie był
zupełnie przyjęty przez Pana.
Lecz przyznając,
że oddaliśmy Panu wszystko, w jaki sposób możemy być
pewni, jaka jest wola Boża, co do użycia tych darów?
Odpowiadamy, że każdy powinien uważać się za
szafarza swego własnego czasu, wpływu i pieniędzy, i każdy
powinien starać się by użyć, o ile będzie mógł
najlepiej, swych talentów na chwałę Mistrza. A ponieważ ma
on udzielony przywilej łaski, znaczy, że jeżeli ma wątpliwości,
co do sposobu zastosowywania tych zdolności, może prosić
Boga, który szczodrze udziela Swej mądrości, nie czyniąc
wyrzutów proszącemu. Kierowany tą mądrością
pochodzącą z góry, odpowiednio do codziennego wzrostu jego miłości
i gorliwości dla Pana przez znajomość Prawdy i osiągnięcie
jej ducha, znajdzie coraz więcej czasu, coraz więcej swego wpływu
i coraz więcej środków, jakie posiada, ku służeniu
Prawdzie; będzie on w dodatku obmyślał, w jaki sposób
ograniczyć osobiste i rodzinne zobowiązania, by móc powiększać
swe ofiary.
Ostatecznie, drodzy
przyjaciele, bierzmy naukę z krótkotrwałości obecnego
życia, i że, podczas gdy Bóg ma w zapasie wielkie błogosławieństwa
dla świata, my, którzy już słyszeliśmy o Jego
dobrodziejstwach i zbawieniu w Jezusie, mamy szczególne przywileje,
szczególne sposobności i odpowiednio szczególną odpowiedzialność
w połączeniu z naszą znajomością. Jak Apostoł
oświadcza:, "Kto ma tę nadzieję w Nim, oczyszcza
samego siebie, jako i On czystym jest". Jeżeli spodziewamy się
być z Panem, brać udział w Jego chwale i uczestniczyć
w Jego dziele w przyszłości, to wiemy, że ma to oznaczać,
iż charakter nasz musi być zmieniony, że nasze serca muszą
być odnowione, że musimy stać się nie tylko czystymi w
sercu, to jest w myślach, woli i zamiarach ku Bogu, lecz o ile to możliwe,
w słowach i uczynkach, tak, aby nowa wola była zdolną przy
rozmaitych okolicznościach panować nad naszym ciałem
niedoskonałym wskutek upadku. Mamy pamiętać nie tylko o tym,
aby trwać w Jezusie i być przykrytymi szatą Jego zasługi,
lecz również pielęgnować coraz więcej w sercach dary
Jego Ducha; dobre postanowienia są wielką pomocą w tym względzie.
Wobec tej uroczystej chwili, z tymi uroczystymi, lecz i radosnymi myślami,
starajmy się coraz wierniej postępować śladami Mistrza
i światło Jego Prawdy coraz więcej odzwierciedlać w
naszym życiu. Starajmy się, aby świat, w którym żyjemy,
mógł się stawać lepszym i szczęśliwszym każdego
dnia, i o ile możliwe, abyśmy wielbili Boga w naszym ciele i
duchu, które są Jego. Amen.
4) Po tym odczytaniu, czy
mowie, może nastąpić modlitwa, która powinna być odmówiona
przez samego mówcę, lub, przez jakiego brata w Prawdzie - i to
uzdolnionego. Żaden obcy duchowny nie powinien być wzywany do
modlitwy po mowie, bo możebne, iż modlitwa jego byłaby
raczej zwróconą do ludzi niż do Boga, i mógłby zniszczyć
w umysłach słuchaczy cokolwiek dobrego sprawiła mowa. W
modlitwie należy szczególnie dziękować Bogu za Jego łaski
w Jezusie Chrystusie i należy prosić o Jego błogosławieństwa
dla wszystkich obecnych, a osobliwie za pozostałych z rodziny, pogrążonych
w żałobie.
5) Obrządek powinien
być stosownie zakończony jednym lub dwoma wierszami
odpowiedniego hymnu, jakie poprzednio zaleciliśmy.
6) Po opuszczeniu trumny
do grobu, zalecamy jedynie kilka słów modlitwy.
ZMIANY W MOWIE STOSOWNIE DO RÓŻNYCH OKOLICZNOŚCI
Mowa powyższa mogłaby
być odpowiednio zastosowaną na pogrzebie w razie, gdyby osoba
zmarła była ze świata, lub niezupełnie poświęconą
Bogu, tylko należałoby zrobić pewne zmiany tak, jak się
mogą nastręczać każdemu, kto by był zdolny
wypowiedzieć podobną mowę.
W razie śmierci
dziecka, bez względu na to, czy wierzących czy niewierzących
rodziców, mowa może być stosownie zmieniona; do zmarłego
można byłoby zastosować słowa: "straszna śmierć
zabrała naszego młodego przyjaciela (lub przyjaciółkę)
w samym zawiązku wieku męskiego (lub niewieściego)";
jeżeli to było niemowlę, można by użyć
tekstu: "zawściągnij głos twój od płaczu, a oczy
swe od łez, bo będziesz miała zapłatę za pracę
swoją, mówi Pan, że się nawrócą z ziemi
nieprzyjacielskiej" (Jer. 31:16). W takich razach stosownym jest
położyć nacisk na fakt, że nie ulega wątpliwości,
iż dzieci w młodocianym wieku nie mogły dopuścić
się grzechu na śmierć, i że takie oświadczenie
udowodnione jest przez Pismo Święte, a mianowicie, że stało
się to przez nieposłuszeństwo jednego człowieka, lecz
nie przez powszechne nieposłuszeństwo, że grzech wszedł
na świat jako wynik, czyli kara za grzech.
DZIESIĘCINY, KOLEKTY
ITD.
O ile wiemy, żadne z
małych zgromadzeń ludu Bożego "tej drogi" (Dz.Ap.
22:4) nie urządza publicznych kolekt. My od początku byliśmy
za unikaniem kolekt publicznych nie, dlatego, abyśmy wierzyli, że
w czynności tej jest cokolwiek grzesznego i nie, dlatego, ażeby
Pismo Święte potępiało to, lecz ponieważ kwestia
pieniężna stała się tak głośną w całym
chrześcijaństwie wszystkich wyznań, że według
naszego zdania, zupełne unikanie przyczyniłoby się do chwały
Bożej. Ludzie, od których przez całe życie domagano się
pieniędzy, szybko przychodzą do przekonania, że większą
część kazań, nauczania itd., sprawowano dla pieniędzy,
jeżeli nie jedynie i głównie, to w znacznej mierze.
Nie tylko Pismo Święte
oświadcza, że w większości wiernych Pańskich będzie
z biednych tego świata, lecz nasze doświadczenie stwierdza to
samo, - że jest nie wiele bogatych, nie wiele zacnego rodu, lecz
"głównie ubogich na tym świecie, bogatych w wierze".
Niektórzy z tych, co przychodzą na zebrania, na których głoszona
jest Teraźniejsza Prawda, odczuwają ulgę, gdy nie ma tam
światowego ducha chciwości, i w niektórych przynajmniej razach
okoliczność ta zaleciła im Prawdę. Ci, których oczy
zostały otwarte i ujrzeli światło Teraźniejszej Prawdy,
zapałali gorliwością i energią w służeniu
Prawdzie, a światło ich tak zaczęło świecić
na chwałę Bożą, że wielu obojętnych chrześcijan
często zapytuje:, Jaka jest tego pobudka? Jaki jest tego cel? Czy ci
się to opłaci lub, co za pożytek będziesz miał z
tego, że starałbyś się zainteresować mnie, że
miałbyś pożyczyć mi książki, tracić
czas swój na to, aby skłonić moją uwagę ku tym
biblijnym przedmiotom, abym je widział tak, jak ty je widzisz?
Przychodząc na zebrania i widząc, że nawet zwykłe
kolekty i natrętne domagania się pieniędzy nie istnieją,
ci poszukujący Prawdy, są tym bardziej przekonani, że to Miłość
do Boga, dla Jego Prawdy i dla Jego wiernych natchnęła ich usiłowaniem
mieść Prawdę w granicach, w jakich mogą ją osiągnąć.
Chociaż nawet skłonni są nieco do uprzedzania się
przeciw Prawdzie, to jednak takie dowody szczerości i ducha uczynności
i szczodrobliwości same się im tłumaczą, jako wypływające
z Ducha Bożego, ducha miłości.
Lecz, podczas gdy
popieramy tę zasadę i zalecamy ją z całego serca
wszystkim wiernym Pańskim wszędzie, to z drugiej strony jest
naszym obowiązkiem zwrócić uwagę na fakt, że chociaż
ktoś w czasie jego ofiarowania się Bogu, mógł być złym,
samolubnym i skąpym, to jednak bez odniesienia w znacznym stopniu
zwycięstwa nad swym samolubnym usposobieniem, nie mógłby być
zaliczonym do "Kościoła, których imiona są zapisane w
niebie" i do Pana, Głowy tego Kościoła. Wiemy dobrze,
że samolubstwo i sknerstwo są obce Duchowi naszego Niebiańskiego
Ojca i naszego Pana Jezusa i muszą być, przeto obce dla
wszystkich, którzy będą w końcu rozpoznani, jako dzieci
swego Ojca, a wszyscy muszą mieć rodzinne podobieństwo, którego
główną cechą jest miłość - uczynność.
Jeżeli wskutek dziedziczności, złego otoczenia lub wykształcenia
duch brzydkiego skąpstwa został szeroko rozwinięty w śmiertelnym
ciele kogokolwiek z tych, którzy zostali przyjęci, jako tymczasowe
Nowe Stworzenie, to wkrótce będą musieli pod tym względem
prowadzić walkę. Jak Apostoł oświadcza, zmysł ciała
będzie walczył przeciw umysłowi ducha, Nowemu Stworzeniu i
Nowe Stworzenie musi odnieść zwycięstwo, jeśliby
ostatecznie chciało ono osiągnąć upragnione miejsce między
zwycięzcami. Samolubstwo i brzydkie skąpstwo mają być
zwyciężane; pobożność, hojność i
szczodrobliwość tak serca, jak i uczynku, mają być
starannie pielęgnowane. Tacy może nawet do samej śmierci
obowiązani są walczyć z ciałem, lecz nie może być
tutaj żadnej wątpliwości względem umysłu, czyli
nowej woli i ci, którzy znają ich dobrze, napewno dostrzegą w
ich postępowaniu dowody zwycięstwa nowego umysłu nad ciałem
i samolubstwem.
Myślą, przeto
naszą jest, aby przy unikaniu kolekt i wszystkich pieniężnych
spraw w zgromadzeniach Kościoła, nie zniechęcać do
dawania. O ile zauważyliśmy, ci, którzy dają Panu
najobficiej, z całego serca najchętniej, są najwięcej
błogosławieni przez Niego w sprawach duchowych. Można zauważyć,
że wyrażenia "ochotnego dawcę Bóg miłuje"
(2 Kor. 9:7) nie stosujemy wyłącznie do darów pieniężnych;
lecz łączymy w nim wszystkie dary i ofiary, które wierni Pańscy
mają przywilej złożyć na ołtarzu ofiarnym, a które,
jak Bóg nas powiadamia, podoba Mu się przyjąć przez zasługę
naszego drogiego Odkupiciela. Rzeczywiście, gdyby gdziekolwiek lub
kiedykolwiek było nam postawione pytanie: Czy po to mam się
bardzo gorliwie zajmować sprawami materialnymi, aby tym sposobem móc
dawać z pracy rąk moich i umysłu do rozszerzania Prawdy?
Albo, czy nie lepiej, abym się zadowolił mniejszym dochodem, a mógł
lepiej służyć w tym kierunku w inny sposób, za pomocą,
którego mógłbym udzielić więcej mego czasu i siebie na
korzyść Prawdy i głoszenia jej wśród przyjaciół,
sąsiadów itd.? Odpowiedź nasza zawsze była ta, że
czas i wpływ, dane na służenie Prawdzie, są jeszcze więcej
cenione w obliczu Pana niż dary pieniężne.
Stąd, jeżeliby,
kto posiadał zdolności do przedstawiania Prawdy i jednocześnie
możebność zarabiania pieniędzy, radą naszą
byłoby, że powinien raczej korzystać z talentu zarabiania
pieniędzy do pewnych granic, aby tyle czasu, uwagi i energii poświęcił
ile to możebne dla wyrobienia w sobie jeszcze większego talentu
służenia Prawdzie. Miałoby to w znacznym stopniu
zastosowanie przy służeniu Prawdzie, przez kolportowanie,
rozpowszechnianie pism itd.
"Szczęśliwsza
jest rzecz dawać, aniżeli brać" (Dz.Ap. 20:35) - jest
to pewnik, który mogą dobrze ocenić wszyscy wierni Pańscy,
osiągnąwszy jakikolwiek stopień rozwoju w podobieństwie
Bożym. Bóg jest wielkim Dawcą - On daje ustawicznie. Każde
stworzenie we wszystkich swych przejawach jest wynikiem tej szczodrobliwości
ze strony Boga. On dał Jednorodzonego Syna Swego, życie Jego,
przyjemności i błogosławieństwa bliskiego z Nim
obcowania. On dał anielskim synom Bożym niezliczone błogosławieństwa.
On obdarzył nasz rodzaj w osobie Adama błogosławieństwem
życia i obfitymi błogosławieństwami tego świata,
które budzą podziw nawet w ich obecnym upadłym i zdegradowanym
stanie. On nie tylko zaopatrzył nas w nasze zmysły za pomocą,
których możemy odczuwać przyjemne zapachy, piękne kolory i
ich kombinacje itd., lecz także obmyślił wszystko w naturze
zadziwiająco szczodrze, abyśmy mogli doznawać zadowolenia
zmysłów smaku w owocach, i wzroku w kwiatach, w klejnotach i gwieździstym
niebie; był On hojnym w udzielaniu swych szczodrobliwych darów człowiekowi.
Gdy zaś rozważamy
błogosławieństwa, które Bóg ma zachowane dla "maluczkiego
stadka", tj. Nowego Stworzenia, jak to jest nam objawione w Jego Słowie,
uznajemy, iż są one daleko więcej obfitsze i wyższe niż
byśmy mogli żądać lub pomyśleć. "Oko
nie widziało i ucho nie słyszało i na serce ludzkie nie wstąpiło,
co nagotował Bóg tym, którzy Go miłują; ale nam to Bóg
objawił przez Ducha Swojego" (1 Kor. 2:9,10). Przeto uczynność,
albo dawanie, dopomaganie, uszczęśliwianie innych jest częścią
podobieństwa Bożego. Cóż, więc dziwnego, że
powinniśmy cenić dawanie, jako wyższe od przyjmowania?
W miarę jak uczymy
się oceniać rzeczy duchowe, i w miarę jak mamy społeczność
z Bogiem i stajemy się uczestnikami Jego Ducha, i w miarę jak
ten duch miłości, szczodrobliwości i wspaniałomyślności
jest rozlany w sercach naszych, w równej mierze znajdujemy przyjemność
w czynieniu dobrze wszystkim, szczególnie domownikom wiary. Miłość
w nas, jak i w naszym Ojcu Niebieskim, stara się wyłącznie
nie o swój własny pożytek i powodzenie, lecz ustawicznie czuwa,
jakie błogosławieństwa mogą być udzielone i innym,
w jaki sposób życie innych można rozjaśnić i
rozweselić, w jaki sposób mogą być pocieszani w swych
smutkach i wspomagani w swych potrzebach. Istotnie, dzieje się to w
miarę, jak ten nowy umysł rozlewa się w nas, w stosunku jak
przekształcamy się przez odnowienie naszych umysłów, i
przemieniamy się z chwały w chwałę, przychodząc
do ocenienia tego wielkiego dzieła, które Bóg nakreślił
dla nas na przyszłość - to jest dzieła błogosławienia
wszystkim rodzajom ziemi, by być Jego czynnikami w podziale niebiańskich
szczodrobliwości, które On obmyślił dla wszystkich, którzy
przyjdą do harmonii z Nim. Nowe Stworzenia, przeto rozumieją,
że w miarę jak wzrastają w łasce, chociaż nadal
oceniają obietnice osobistej chwały, zaczynają myśleć
szczególnie o przywilejach, jakie otrzymają przez współdziedzictwo
z Panem swym, dostarczania restytucji z wszystkimi połączonymi z
nią błogosławieństwami nędznemu wzdychającemu
stworzeniu, podnosząc do doskonałości ludzkiej, od której
wszyscy odpadli.
O ile w obecnym czasie
wzrasta w sercach naszych ten duch miłości, to pragnienie dawać,
ta żądza dopomagać innym, o tyle prowadzi nas nie tylko do
szczodrobliwości względem innych, lecz również do
szczodrobliwości w postępowaniu - do chętnego ofiarowania
naszego czasu, talentów i wpływu dla innych, aby tak jak my i oni
mogli być błogosławieni światłem Teraźniejszej
Prawdy. I choćbyśmy nie mieli żadnych zdolności do
nauczania i wykładania, ten sam duch jednak prowadzi nas do starania
się zużytkować nasz czas przez rozdawanie gazet z dodaniem,
choć kilku słów we właściwym czasie. Duch ten
prowadzi nas dalej, jeżeli posiadamy talenta finansowe, do obrócenia
tychże na szerzenie Ewangelii. Rzeczywiście wierzymy, że
jak zawsze, tak i dzisiaj Bóg ceni ducha biednej wdowy, która wrzuciła
dwa pieniążki do skarbnicy Pańskiej, a przeto okazała
zaparcie siebie, choć przez tak małą ofiarę, co jak
Pan oświadcza, wywyższyło ją w oczach Jego, a zatem w
oczach Ojca, jako Dawcy Najwyższego, według Jego własnego
serca: "Ta z niedostatku swego wszystką żywność,
którą miała, wrzuciła" (Łuk. 21:4). Ona, więc
dla ogólnej sprawy tego rodzaju postąpiła tak, jak to nasz Pan
sam czynił. On dawał nie tylko rzeczy utrzymujące życie,
lecz ofiarował nawet samo życie, co dzień, co godzina w służeniu
innym, a następnie na Kalwarii w najzupełniejszym tego słowa
znaczeniu dokonał dzieła.
Zdawałoby się,
że Chrystus Pan powinien do pewnego stopnia zwrócić uwagę
biednej wdowy, że uczyniła ona więcej niż było
jej obowiązkiem, że posiadając tylko dwa pieniążki,
powinna była obydwa, a przynajmniej jeden zachować na swe własne
potrzeby. Gdyby to był ktoś inny, nie Pan lub jeden z apostołów,
który zauważywszy ten postępek, pochwaliłby go bez słowa
przestrogi pod tym względem, czulibyśmy się wolni do
dawania tej przestrogi. Przypuszczamy jednak, że nie wielu potrzebuje
przestróg, co do samoobrony. Bardzo mało jest takich, których
trzeba ostrzegać, by nie dawali całych swoich środków
utrzymania. Bywają tacy, lecz jesteśmy pewni, że jak stało
się z biedną wdową, tak i z tymi nie wieloma, to jest,
że Pan Bóg wynagrodziłby im w jakiś sposób to, co uważalibyśmy
za zbytnią szczodrobliwość. Ufamy zupełnie, że
lepiej by było, aby błądzili oni pod tym względem, niż
przeciwnie. "Niejeden udziela szczodrze, a wżdy mu przybywa, (jeżeli
nie nastąpi w sprawach materialnych, to niezawodnie będzie w
rzeczach duchowych), a drugi skąpi więcej, niż trzeba (ci,
którzy są zbyt dbający o siebie, zbyt ostrożni, skąpi,
zbyt zachowawczy) a wżdy ubożeje (niekiedy pod względem
materialnym, lecz napewno zawsze duchowo)" - Przyp.Sal. 11:24.
Odkąd Pan nie
postanowił żadnego prawa ludowi Swemu względem
szczodrobliwości, lecz pozostawił sprawę tę do woli
tych, którzy ofiarowali Mu wszystko, widocznie zamierza On poświęcenie
ich mierzyć stosownie do ich przyszłego postępowania - ich
ofiarowywania się, ich zaparcia samego siebie. Wobec tego, każdemu
nasuwa się pytanie: Ile powinienem oddawać swego czasu, wpływu
i swych pieniędzy Panu? Odpowiadamy, że jeżeli pytanie to
postawił ktoś, co się ofiarował zupełnie i stał
się Nowym Stworzeniem, na to może być tylko jedna odpowiedź,
to jest, że taki nie ma nic do dania, taki dał Panu wszystko, co
posiadał. Jeżeli zaś zatrzymał, wtedy nie uczynił
zupełnego ofiarowania, i może być pewnym, że nie był
zupełnie przyjęty przez Pana.
Lecz przyznając,
że oddaliśmy Panu wszystko, w jaki sposób możemy być
pewni, jaka jest wola Boża, co do użycia tych darów?
Odpowiadamy, że każdy powinien uważać się za
szafarza swego własnego czasu, wpływu i pieniędzy, i każdy
powinien starać się by użyć, o ile będzie mógł
najlepiej, swych talentów na chwałę Mistrza. A ponieważ ma
on udzielony przywilej łaski, znaczy, że jeżeli ma wątpliwości,
co do sposobu zastosowywania tych zdolności, może prosić
Boga, który szczodrze udziela Swej mądrości, nie czyniąc
wyrzutów proszącemu. Kierowany tą mądrością
pochodzącą z góry, odpowiednio do codziennego wzrostu jego miłości
i gorliwości dla Pana przez znajomość Prawdy i osiągnięcie
jej ducha, znajdzie coraz więcej czasu, coraz więcej swego wpływu
i coraz więcej środków, jakie posiada, ku służeniu
Prawdzie; będzie on w dodatku obmyślał, w jaki sposób
ograniczyć osobiste i rodzinne zobowiązania, by móc powiększać
swe ofiary.
Jak wiadomo, Bóg ustanowił u Żydów system pobierania
dziesięcin, podług którego dziesiąta część
wszystkich bogactw, czy to ze zboża, jarzyn, stada albo z trzody lub
pieniędzy, była odłożona do użytku świętej
sprawy jako Pańskiej, mająca być użytą dla celów
świętych. Lecz to było urządzeniem tylko dla "domu
sług". Pan "domowi synów" nie zostawił żadnego
podobnego prawa, lub przepisu. Czy stąd można wnioskować,
że spodziewa się mniej od synów, aniżeli od sług?
Zaprawdę nie. Syn, którego mniej by obchodziły sprawy ojca, aniżeli
sługę, byłby niegodny być synem, i niezawodnie przestałby
nim być; znalazłby się inny, posiadający prawdziwego
synowskiego ducha. Co do "domu synów", to nie tylko dziesiąta
część, lecz wszystko jest poświęcone, ofiarowane,
i wszystko podług okoliczności ma być użyte dla możliwego
służenia Panu i Jego sprawie. W ten sposób mamy postępować,
dając w służbie dla Prawdy nasze życie i wszystko, co
posiadamy.
Apostoł zwraca naszą uwagę na to w liście do
Filipensów (Filip. 4:17) upewniając, że dobrowolne dary były
zarówno użyteczne, jak i cenione dodając: "Nie żebym
miał szukać datku, ale szukam pożytku, któryby był
obfity w rachunku waszym". Wiedział on, że jeżeli
posiadali oni Ducha Świętego, to ujawniłyby się w nich
owoce dobrych uczynków i szczodrobliwości, i im więcej byłoby
tych ostatnich, tym większe miałby dowody ich duchowego wzrostu,
co było rzeczą, której rzeczywiście pragnął. Tak
jest i dzisiaj. Bóg powiadamia nas, że wszystko złoto i srebro
i bydło na tysiącach gór jest Jego. On rzeczywiście nie
potrzebuje żadnych naszych wysiłków, żadnych naszych pieniędzy;
lecz ponieważ będzie to z naszą korzyścią i pomocą
do naszego rozwoju, On dozwala, by dzieło Jego znajdowało się
w takich warunkach, iżby wymagało wszystkich wysiłków tych,
którzy prawdziwie do Niego należą, i wszystkich sposobów, których
będą zmuszeni użyć w swych usiłowaniach
wielbienia Go.
Jak chwalebne jest to urządzenie! Jakie błogosławieństwa
i przywileje przyniosły już drogiemu ludowi Bożemu! Nie wątpimy,
że pozostaną z nami do końca naszego życia, w tym celu
abyśmy wszyscy mogli posiadać ten błogosławiony
przywilej oddawania naszych zdolności, bez względu, jakie one są,
na służbę Boga. Dlatego więc twierdzimy, że przykład
wdowy i jej dwu pieniążków wskazuje, iż nikt nie jest tak
biednym, by nie mógł okazać Panu swego pragnienia serca. Jak
wyrażono na pewnym miejscu: Pan oznajmia, iż ten, który jest
wierny w małych rzeczach, będzie wierny w większych i ważniejszych;
a będąc takim, będzie udzielać przy większych
sposobnościach, teraz jak i w przyszłości.
Radą naszą jest, aby kwestia pieniężna była
usunięta, o ile możebne (według naszego zdania prawie zupełnie)
z pod rozważania na ogólnych zebraniach zgromadzenia. Radzimy, aby
duch Pański był pielęgnowany; o ile zaś będzie
przebywał obficie wewnątrz, każdy będzie starał
się dać swą cząstkę ku wyrównaniu nie tylko stałych
wydatków zgromadzenia, jak np. opłacenie za wynajmowanie miejsca
zebrań lub innych wydatków, ale będzie również troskliwie
postępować, według możności, w celu szerzenia
światła, które oświeca jego duszę wśród innych,
którzy jeszcze pozostają w ciemności. Według tej myśli
radzimy, aby nie prosić obcych o pieniądze, chociaż nie
widzimy przyczyny, dla której mielibyśmy odmawiać pieniędzy
przez nich dobrowolnie zaofiarowanych. Byłoby to dowodem ich sympatii
i bez wątpienia, tak w teraźniejszym jak i przyszłym życiu
może spowodować uznanie i nagrodę Tego, który oświadczył,
że nawet kubek zimnej wody, dany jednemu z Jego uczni, w Jego imieniu;
w żaden sposób nie pozostałby bez nagrody - Mat. 10:42; Mar.
9:41.
DOWÓD
ŁASKI PAŃSKIEJ
Choć
czasem Boska ciąży dłoń, choć ciężki próby
trud,
W
pokorze chylmy naszą skroń, jak Pański czyni lud.
Bo
doskonałość Bożych sług, ta dłoń wyrobić
ma;
Więc
choć przykrości zsyła Bóg, niech wiara nasza trwa.
Lecz
ręka Pańska dobra jest, bo ćwiczy wiarę w nas;
A
choć nam zsyła srogi chrzest, wnet ześle lepszy czas.
Z
pokorą znośmy każdy cios, i każdy nowy ból;
Nie
skarżmy się na ciężki los, bo tak nasz cierpiał
Król.
Wszak
hart zyskuje w ogniu stal, a złoto świetny blask;
Za
każdą próbę Pana chwal, to dowód Jego łask.